Dopiero jako dojrzała kobieta odnalazłam w sercu współczucie dla Michała. Przecież on też cierpiał. Decyzja zapadła jednogłośnie. Nie damy rady utrzymać domu rodziców. Samo ogrzewanie kosztuje krocie, a gdzie remonty?!
Trzeba posprzątać i dom sprzedać
Na pierwszy ogień poszedł strych. Uwijaliśmy się z mężem, moim bratem i jego synem od rana, a wciąż nie było widać końca. Robota polegała głównie na wyrzucaniu rozmaitych rupieci do kontenera ustawionego pod bramą.
– Tu są same ciuchy, przejrzyj – mąż wręczył mi wypchaną torbę z ortalionu.
– Ależ to stare! Pewnie wszystko do śmieci – stwierdziłam, wyjmując po kolei bluzki, sukienki, spodnie… – Moje pierwsze dżinsy! – zawołałam.
– To mają chyba ze 40 lat – Rysiek zrobił głupią minę.
– No prawie… Kiedy to zleciało? – rzuciłam ze smutkiem i wyciągnęłam z torby kolejny ciuch – starą wygniecioną sukienkę.
Po tylu latach wciąż wyglądała pięknie. Zwiewna, ze sztucznego jedwabiu w kolorze bzu. Była taka oryginalna…
Miałam 18 lat, głowę pełną marzeń. Sukienkę wypatrzyłam w komisie w centrum Warszawy. Chodziłam tam codziennie chyba przez tydzień, żeby ją oglądać. Marzyłam, że wystąpię w niej na weselu brata, ale mama wybiła mi ten pomysł z głowy.
– Asiu, pani Helena uszyje ci taką samą, a wyjdzie o połowę taniej – zapewniała.
Ja jednak wiedziałam, że to niemożliwe. Po pierwsze, skąd miałabym wziąć podobny materiał, a po drugie, nasza krawcowa za nic nie potrafiłaby skroić tak fantazyjnych rękawków i uszyć takiej szałowej falbany biegnącej ukosem od pasa aż do dołu kloszowej spódnicy.
Musiałam zgodzić się na coś skromniejszego
Nie miałam jednak pretensji do mamy, bo wiedziałam, że ślub Krzyśka i poprzedzający go gruntowny remont uszczuplą domowy budżet tak bardzo, że nawet ona nie kupi sobie nowej kreacji. Młodzi nie mieli wtedy szans na osobne mieszkanie, dlatego rodzice planowali zrobić na piętrze dodatkową kuchnię i łazienkę, żeby stworzyć im niekrępujące lokum. Czekały nas więc olbrzymie wydatki.
W tamtych latach w Polsce brakowało wszystkiego. Zwykła farba do malowania ścian była towarem deficytowym. A nam marzyły się tapety. Na szczęście ciocia Hania pracowała w zaopatrzeniu, i dzięki swoim rozlicznym kontaktom wyczarowała tapety na całe piętro i jeszcze na jeden pokoik. Wypadło, że mój. Zanosiło się na to, że będę miała na ścianach modną tapetę w niebieskie kwiatki. Ta obietnica łagodziła nieco tęsknotę za super ciuchem.
W czerwcu przygotowania do remontu ruszyły pełną parą. Do domu ściągnęła ekipa ze studenckiej spółdzielni. Początkowo rodzice myśleli o fachowcach z większym doświadczeniem, jednak zdecydowali się na tańsze rozwiązanie, choć jak twierdził mój tata, bardziej ryzykowne. Gdy tamtego dnia wróciłam ze szkoły, od razu zauważyłam, że jeden ze studentów skrobiących ściany w salonie ma wyjątkowo ładne włosy, w niezwykłym odcieniu brązu.
Powiedziałam „dzień dobry” i wtedy on się odwrócił
Nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się ciepło, a ja oniemiałam z wrażenia. Chłopak był niewiarygodnie przystojny i patrzył na mnie absolutnie błękitnymi oczami. Mogłam się domyślić, że nie byłam jedyną dziewczyną, która na jego widok dostawała zawrotów głowy. Zmieszana uciekłam do kuchni, gdzie kręciła się moja babcia. Zaczęłam jej coś mętnie opowiadać, jak było w szkole. Wcale mnie nie słuchała, tylko spytała:
– Podoba ci się ten brunet, co?
Nie było sensu zaprzeczać. Jeszcze tego samego wieczora do grona wielbicielek pięknego studenta dołączyła mama. Jak mogłam zostać obojętna?! Od tego dnia mój świat nabrał nowych barw. Błogosławiłam niebo i ziemię, że kończył się rok szkolny, że Krzysiek się żeni i rodzice nie mają pieniędzy, żeby mnie gdziekolwiek wysłać. Czułam, że w najbliższym czasie, kiedy będzie trwał remont, wydarzy się coś nadzwyczajnego. Michał był wspaniały. Od razu znaleźliśmy wspólny język. Ja miałam rok do matury, on za rok kończył studia. Oboje kochaliśmy muzykę klasyczną – ja od dziecka grałam na pianinie, on skończył liceum muzyczne i grał na skrzypcach. Oboje uwielbialiśmy francuskie filmy, pływanie i jazdę na łyżwach.
Michał imponował mi wiedzą – studiował filozofię na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Podziwiałam go za spokój, rozwagę. Rozbrajał mnie swoją wyrozumiałością dla mojej trzpiotowatej natury. Czułam, że w jego obecności staję się lepsza, mądrzejsza, dojrzała. Nasz pierwszy pocałunek wypadł na schodach do piwnicy. O bardziej intymnym zbliżeniu nie było w ogóle mowy.
W tamtych czasach te sprawy wyglądały inaczej…
Zresztą cały dom zamienił się wówczas w jeden wielki malarski poligon, nie było więc kąta, gdzie człowiek mógłby choćby się przytulić. A jednak zdawało mi się, że tych intymnych chwil mieliśmy wtedy mnóstwo – tęskne spojrzenia, muśnięcia rąk, uśmiechy pełne czułości.
Pierwsze nasze spotkanie poza domem nie było udane. Poszliśmy do parku. Zerwała się burza, zmokliśmy. Ja wróciłam do domu autobusem, Michał pobiegł do kolejki WKD. Potem kino… Cichutko szeptaliśmy sobie do ucha. Jestem pewna, że właśnie wtedy powiedział, że mnie kocha. Nie mogłam się mylić, ale gdy wyszliśmy na ulicę, nawet nie wziął mnie za rękę. Tłumaczyłam sobie, że się wstydzi takiej smarkuli. Miałam nadzieję, że za rok, kiedy już będę miała maturę w kieszeni, i dostanę się na studia, wszystko się zmieni.
– Jest taki cudowny, delikatny, kochany. Tylko tak rzadko możemy być sami – skarżyłam się babci.
Powiedziałam też, że marzę o pewnej sukience, i o tym, żeby ją włożyć na spotkanie z Michałem. Mogłabym w niej wystąpić na ślubie Krzysia. Babcia westchnęła, wyciągnęła z szafki portfel i odliczyła pieniądze. Remont dobiegał końca. Do pomalowania zostały tylko drzwi i framugi. Wiedziałam, że lada moment przestaniemy się z Michałem widywać codziennie. Bałam się, że może nawet nie przyjść na wesele Krzysia, choć został zaproszony. Postanowiłam więc, że przymierzę sukienkę i zaprezentuję się w niej Michałowi od razu. Obejrzałam się w lustrze i pobiegłam do pokoju na górze, gdzie mój ukochany malował futryny.
– Wyglądasz pięknie, Asiu – szepnął i musnął wargami moje usta.
Chciałam, żeby całował mnie dalej, ale usłyszeliśmy kroki taty na schodach. Odsunęłam się od Michała gwałtownie i leciutko zachwiałam, dotykając ramieniem mokrej framugi.
Na sukience została brzydka biała plama
Byłam przerażona. Chciałam się jej jak najszybciej pozbyć. Nie miałam pod ręką rozpuszczalnika, więc bezmyślnie złapałam zmywacz do paznokci. Plama zeszła, ale razem z kawałkiem materiału… Została po niej wielka dziura. Po skończonym remoncie Michał nie odzywał się do mnie przez kilka tygodni. Wiedziałam, że ma kolejną robotę, ale nie rozumiałam, dlaczego nawet nie dzwoni.
Zadzwonił w październiku. Umówiliśmy się w kawiarni. Michał siedział przy stoliku w odległym kącie, miał na sobie garnitur i krawat. Wyglądał bardzo elegancko. Podbiegłam do niego i zarzuciłam mu ręce na szyję. Delikatnie wyzwolił się z mojego uścisku…
– Asiu, muszę ci coś powiedzieć – sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki.
Z portfela wyjął zdjęcie.
– Widzisz tę dziewczynkę? To moja córeczka. Nie jestem wolny, Asiu – przełknął ślinę i mówił dalej. – Wiem, nie powinienem był cię oszukiwać. Zraniłem ciebie, przepraszam, ale zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. I nie mogłem sobie z tym poradzić. Gdybym nie musiał pracować, gdyby nie remont w twoim domu, nie byłoby tego… Nie byłoby mi żal… ciebie i siebie.
Minęło tyle lat, a ja wciąż pamiętam jego słowa. Nie pamiętam tylko, co odpowiedziałam. Byłam młoda i pewnie nie wiedziałam, jak się pożegnać z marzeniem. Na weselu brata miałam na sobie niebieską sukienkę uszytą przez panią Helenę. Tę zniszczoną zacerowała mi babcia. Nie mogę sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek ją włożyłam.
– No i co tam jeszcze znalazłaś w tej torbie, Asiu? – usłyszałam głos męża.
– A nic, Rysiu. Tylko wspomnienia.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”