– Musisz zrozumieć, że poprawczak to twoja szansa, więc dobrze ją wykorzystaj – w uszach dźwięczały mi słowa baby w średnim wieku ubranej w togę, która po odczytaniu wyroku postanowiła uraczyć mnie cennymi radami na przyszłość.
Uważała, że skoro jestem w wieku jej córki, zapewne rozkapryszonej, obrzydliwie bogatej pannicy, to może prawić mi kazania. Ale co ona wiedziała o moim życiu?! Choć w środku dosłownie gotowałam się z wściekłości, udałam, że nie słyszę wypowiadanych przez sędzię głupot. Dochodziła trzecia po południu, miałam piętnaście godzin na pożegnanie znajomych i spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy.
Potem szara mysz z opieki społecznej w towarzystwie policjantki albo nawet patrolu miała odstawić mnie do ośrodka szkolno-wychowawczego wskazanego przez sąd. Podobno z reguły nie uciekano się do tak drastycznych środków i pozwalano rodzicom osobiście odstawić swoje „pociechy”, ale moja mama nie żyła od dziesięciu lat, a tata… Byłoby dobrze, gdyby chociaż spał w domu, a nie jak zwykle, gdzieś na dworcu.
– Słuchaj, dziewczyno… – zwróciła się do mnie mysz z opieki, gdy wysiadałyśmy z policyjnej suki pod brzydkim szarym budynkiem. – Potraktuj to jak swoją szansę.
Parsknęłam śmiechem – właśnie wsadzali mnie do poprawczaka, a wszyscy dookoła gadali o jakiejś szansie, jakbym jechała na zagraniczne stypendium, a nie do zgromadzenia wykolejeńców. Postanowiłam grać twardzielkę – udawałam, że nie robią na mnie wrażenia ani samo miejsce, ani zacięte twarze dzieciaków skazanych na pobyt tutaj, ani tym bardziej wychowawcy mający niewiele wspólnego z łagodnymi niczym baranki nauczycielami z mojej szkoły.
W głębi duszy drżałam z przerażenia na myśl, czy nie stanę się ofiarą linczu
Nie byłam typem liderki. Sama nie wiem, jakim cudem udało mi się zjednać sympatię Kaśki i Nikoli w dawnej szkole. Początkowo połączyła nas sympatia do tych samych zespołów i youtuberów, z czasem wagary, papierosy, imprezy, no i gnębienie Julki. Szczerze nienawidziłam tej dziewuchy. Drażniły mnie jej sumienność, dobre oceny i wiecznie przepraszający uśmiech. Idealnie nadawała się do tego, żeby pewnego dnia pójść krok dalej i zamiast wyłudzania haraczy czy poszturchiwań, skopać jej tyłek. Nikola i Kaśka dostały wyroki w zawieszeniu, ponieważ jedynie trzymały Julkę, a potem już tylko bezradnie przyglądały się mojej furii, nie mogąc odciągnąć mnie od dziewczyny.
– Chciałaś ją zabić?! – wrzeszczał ojciec, gdy po trzydniowym ciągu oprzytomniał na tyle, żeby zrozumieć, co się stało. – Kim ty jesteś, do cholery? Kim się stałaś? Myślałem, że będziesz lekarką albo prawniczką, a ty… – machnął ręką.
Na rozprawę stawił się umyty i uczesany, a w garniturze wyglądał prawie jak ojcowie moich koleżanek. „Twój tata nie jest zły, tylko się pogubił. Tak bardzo kochał Joasię, dla niej skończył podyplomówkę, zmienił pracę i środowisko” – próbowała go tłumaczyć babcia. Szkoda, że nie zrobił niczego dla mnie, przecież ja też cierpiałam! Tęskniłam za mamą, naszymi tajemnicami i spacerami, ciepłymi posiłkami dwa razy dziennie, wakacjami raz do roku, weekendami u babci, pewnością, że rano wyrwie mnie ze snu jej łagodne upomnienie…
Rak żołądka z przerzutami na trzustkę i jelita zmiótł to wszystko w ciągu zaledwie pół roku.
Po jej śmierci stałam się półsierotą
Ojciec jeszcze jakoś się trzymał, próbował prowadzić dom, pilnował moich lekcji, zabierał do kina i na spacery, ale wytrzymał tylko do śmierci swojej matki. Potem rozsypał się i zaczął pić.
– Jestem Krystyna Pawlicka – tamtego dnia psycholog z poprawczaka wyciągnęła do mnie chudą, żylastą dłoń.
Nigdy nie zapomnę jej stanowczego, pewnego siebie uścisku dłoni i twardego spojrzenia, za którym – co zrozumiałam po kilku miesiącach przebywania w ośrodku – krył się cały ocean serdeczności. Nie matkowała mi, ale od początku czułam, że mogę na nią liczyć, podobnie jak na swojego wychowawcę. Od dziewczyn z grupy dowiedziałam się, że miałam dużo szczęścia, trafiając tutaj.
– Sędzia chyba musiała cię lubić – powiedziała Angelika, którą wyznaczono na mojego patrona, czyli kogoś w rodzaju opiekuna. – Tylko tak ci się wydaje, że trafiłaś do piekła, ale nie czekałaś na wyrok w pogotowiu opiekuńczym, gdzie złodziejki, morderczynie i dilerki nie patyczkują się z takimi dziewczynkami jak ty. Nie trafiałaś też do poprawczaka o zaostrzonym rygorze, w którym pokoje przypominają więzienne cele. Nawet nie wiesz, ile miałaś szczęścia w tym wszystkim – uśmiechnęła się.
– Ciągle słyszę o tym, że mam dobrze wykorzystać daną mi szansę – mruknęłam.
Zaczęłam przedrzeźniać mysz z opieki społecznej i Angelę, ale ta szybko poskromiła moje zapędy i nim zdążyłam dodać do swojego wywodu głupią minę, chwyciła mnie mocno za ramiona i przyparła do ściany.
– Słuchaj no, maleńka – w jednej chwili zmieniła się z opiekuńczej, starszej siostry w drapieżnika. – Ciesz się, że rozmawiam z tobą jak z człowiekiem. Nie wiesz, kim jestem, co przeżyłam ani co potrafię, więc musisz uwierzyć mi na słowo. To, co zrobiłaś tamtej dziewczynie, to nic przy moich umiejętnościach. A jeśli je sobie przypomnę, nie będzie czego zbierać z tej ściany…
Poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła i natychmiast spokorniałam.
– Co mam robić? Czego ode mnie chcesz? – zapytałam bliska płaczu.
– Ja? Nie chcę niczego. Po prostu rozpakuj swoje rzeczy i ładne ułóż je w szafkach, a potem przyjdź do stołówki. Kucharki coś ci odgrzeją z naszego śniadania. Potem poznam cię z pozostałymi mieszkańcami i objaśnię zasady życia tutaj. Dziewczyny z grupy już znasz. Może nie są twoją rodziną, ale traktuj je z szacunkiem, bo innych bliskich sobie osób długo mieć nie będziesz.
Prawie upadłam, kiedy mnie puściła. Szybko zrozumiałam sens słów Angeli
Poznając życiorysy innych mieszkanek ośrodka i widząc, jak się zachowują, jak testują cierpliwość opiekunów (w naszym ośrodku były same dziewczyny), doceniłam, że trafiłam pod jej skrzydła. Angela może nie potrafiła wyobrazić sobie swojej przyszłości, ale doskonale wiedziała, czego nie chce. Nie zamierzała wrócić do rodzinnego domu, skąd wiodła droga prosto na ulicę. Jeśli nie w roli prostytutki-alkoholiczki jak jej matka, to dilerki – jak kochanek tejże i jednocześnie sutener.
– Będę miała normalny zawód, męża i rodzinę. Pokażę moim dzieciom, czym jest miłość i stabilizacja – podkreślała z taką pewnością w głosie, że trudno było jej nie wierzyć.
Słuchając jej i poznając lepiej mieszkanki ośrodka, zaczęłam doceniać nie tylko fakt, że trafiłam akurat do tego poprawczaka. Miałam szczęście, bo dorastałam w domu, o jakim te dziewczyny mogły tylko marzyć. Mój tata popijał z rozpaczy, lecz zawsze mieliśmy na chleb, rachunki, moje podręczniki i ubrania, a on nigdy, przenigdy by mnie nie skrzywdził. Cała jego wina polegała na tym, że był słaby, a im bardziej stawał się bezwolny, tym większa rosła we mnie złość.
– Jesteś jak odbezpieczony granat. Tylko czekać, aż wybuchniesz. Może zrobiłabyś ze swoją złością coś dobrego dla siebie? – zapytała psycholożka, kiedy trafiłam do niej po kolejnym swoim wybryku (cóż, nie od razu stałam się grzeczną dziewczynką).
Na początku pobytu w poprawczaku starałam się ze wszystkich sił dopiec wszystkim, którym na mnie zależało. Mimo ostrzeżeń Angeli wdałam się w bójkę, próbowałam uciec z ośrodka, przemycić na jego teren alkohol i upić się z trzema dziewczynami, które podobnie jak ja, za nic nie chciały się przystosować. Wrzeszczałam na ojca podczas naszych spotkań, żądając, żeby mnie stąd zabrał, nawet pocięłam się, żeby tylko trafić do szpitala. Szczęśliwie zrobiłam to nieudolnie, więc wystarczyła doraźna pomoc.
Nie ma sytuacji bez wyjścia, każda ma jasne strony
– Mam krzyczeć, czy wolałaby pani, żebym się popłakała? – ironizowałam podczas rozmowy z panią Krystyną.
– A może zaczęłabyś biegać? Pływać albo trenować boks? Mamy tutaj taką sekcję… Same wściekłe dziewczyny. Takie propozycje miałam na myśli, kiedy proponowałam ci pozytywne rozwiązanie – odpowiedziała niewzruszonym tonem psycholożka.
Uważałam, że bieganie i pływanie jest dla mięczaków, ale zaintrygowała mnie tym boksem. Jakiś czas wcześniej pozwolono nam obejrzeć film z Clintem Eastwoodem, w którym grał trenera równie jak ja pokręconej dziewczyny, więc oczyma wyobraźni widziałam się już w jej roli. Nauczyciel wuefu nie był przekonany, czy się nadaję.
– Złość to nie wszystko, nie masz charyzmy, nie umiesz ciężko pracować ani stosować się do poleceń – zauważył, kiedy pojawiłam się u niego pierwszy raz.
Pomogło dopiero wstawiennictwo Angeli i mojego wychowawcy. Długo by opowiadać o tym, co działo się na treningach, jedno jest pewne – przez rok ćwiczeń pod okiem surowego trenera stałam się inną dziewczyną.
– Będę miała normalny zawód, męża i dzieci – mówiłam, przyjmując do poprawczaka nowe dziewczyny.
W ośrodku skończyłam liceum zawodowe, a po powrocie do domu technikum. Dzisiaj mam 25 lat, zawód (jestem księgową), dobrego męża i synka. Jedyne, o czym teraz marzę, to urodzenie córeczki, ale jak mawia mąż, jeśli ja czegoś chcę, to na pewno tak będzie, więc wierzę, że kiedyś, niedługo, zostanę mamą dziewczynki. Nauczę ją wszystkiego, co wpoiły mi mama i babcia, i czego dowiedziałam się o sobie i życiu w ośrodku szkolno-wychowawczym. Pokażę, że nie ma sytuacji bez wyjścia, trzeba tylko chcieć widzieć jej jasne strony.
Czytaj także:
Mój syn ma 23 lata i nie rozumie, że ma jeszcze czas na amory
Moja córka ma 3 dzieci. Nie poświęca im uwagi, bo ciągle siedzi w telefonie
Mam 4 synów. I dzięki Bogu, bo z córkami to tylko problemy