Znamy się od czasów przedszkola. Później chodziłyśmy do tej samej szkoły podstawowej i ogólniaka. Dopiero pójście na inne uczelnie i to, że Asia w bardzo młodym wieku została matką, sprawiło, że nasze drogi się rozeszły. Miała ledwie dwadzieścia jeden lat, gdy na świat przyszła jej córeczka, a mnie poprosiła, żebym została dla małej Julci chrzestną matką.
Byliśmy nierozłączni
Jasne, że się zgodziłam, chociaż w sumie to jestem katoliczką bardziej z przyzwyczajenia. Kiedy po trzech latach na świat przyszedł nasz Michaś, to razem z Marcinem stwierdziliśmy, że odpuścimy chrzest, ale Joasia i tak wiedziała, że pełni rolę „matki chrzestnej” dla naszego maluszka.
Wciąż pozostawałyśmy blisko siebie, z tą różnicą, że do naszego grona dołączyli także nasi mężczyźni. Kłopoty, które nas spotykały, rozwiązywaliśmy ramię w ramię.
Wspólnie organizowaliśmy wyjścia na miasto i na wycieczki, razem wyjeżdżaliśmy na ferie zimowe i letni odpoczynek. Krótko po tym, jak wróciliśmy z takiej górskiej eskapady, Joanna poinformowała mnie, że spodziewa się dziecka.
– Niesamowite nowiny, cieszę się razem z tobą! – wykrzyknęłam radośnie. – Będzie kogo pieścić i kokosić!
– Kasiu, jest coś, co powinnam ci powiedzieć…
– Czy z maluszkiem wszystko w porządku? – poczułam niepokój.
– Tak, ale musisz wiedzieć, że… To nie jest dziecko Pawła… – powiedziała ledwo słyszalnym głosem.
Oniemiałam, nie potrafiłam z siebie wydusić słowa przez dłuższy moment.
– Mam rozumieć, że… zdradziłaś Pawła?
To było nieprawdopodobne
Wprawdzie ich uczucie raczej nie przypominało tego rodem z hollywoodzkiego filmu, ale moja przyjaciółka ani razu nie wspomniała o jakichś niedomówieniach czy brakach w ich relacji, a także o ewentualnym rozstaniu. A przecież zawsze dzieliłyśmy się ze sobą nawet najskrytszymi tajemnicami. Widocznie tym razem postanowiła zrobić wyjątek.
– Kaśka, strasznie cię przepraszam…
– Mnie? Ale za co? No gadaj wreszcie, co jest grane!
Mój małżonek właśnie wszedł do salonu. Usiadł wygodnie na kanapie tuż przy Joannie, chwytając jej dłoń.
– To dziecko jest moje – oznajmił stanowczo. – Ja będę tatą tego maleństwa.
Wpatrywałam się w tę dwójkę z rozdziawioną gębą, a następnie parsknęłam głośnym śmiechem.
– Chyba sobie ze mnie kpicie.
Byłam w totalnym szoku. Myślałam, że robią mnie w konia i całkiem nieźle im to idzie. To było zbyt nieprawdopodobne. Fakt, Joaśka i Marcin mieli ze sobą świetny kontakt, a ja byłam zadowolona, że nie muszę wybierać pomiędzy moją przyjaciółką a ukochanym facetem, ale przecież to musiał być jakiś żart. W końcu ona była moją najbliższą przyjaciółką, a on moim mężem.
– To jakiś żart, prawda? Gdzie są kamery?
– Kasia, proszę cię… – Marcin popatrzył na mnie z desperacją w oczach. – Mówię całkowicie poważnie, nigdy nie żartowałbym na taki temat. To moje dziecko. Jeśli nadal masz wątpliwości, zawsze możemy wykonać badania genetyczne.
To nie był dowcip
Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie żartują. Byli śmiertelnie poważni. Aśka zbladła jak ściana, a jej ręce trzęsły się jak galareta. Marcin objął ją ramieniem w opiekuńczym geście, zupełnie jakby chciał ją osłonić.
– A Paweł już wie o wszystkim?
Znowu przytaknęli.
– No więc jak sobie to wyobrażasz? Że to maleństwo będziemy razem wychowywać? Raz mieszka u nas, raz u was? A może planujecie, żebyśmy zamieszkali wspólnie?
– Kaśka… – po raz kolejny popatrzył na mnie błagalnie. – Planuję rozwód i ślub z Asią.
– Słucham?! – poderwałam się z kanapy.
Paweł, mąż Joanny, również był kompletnie zdruzgotany. Nigdy by nie pomyślał, że coś podobnego może go spotkać. Topił smutki w pracy, żeby nie zadręczać się myślami, że zdradzili go najbliżsi kumple. Przecież on i Marcin byli jak bracia!
W mgnieniu oka nasi bliscy i nasze drugie połówki wywrócili nasze życie do góry nogami. Najpierw dwa rozwody na głowie, a potem jeszcze sprawa o ustalenie i podważenie ojcostwa dziecka, które nawet się jeszcze nie urodziło. Do tego wszystkiego dochodziło ustalanie alimentów na dzieci, które już chodziły po tym świecie i dzielenie majątku. Aż mi głowa pękała na samą myśl o tym całym burdelu.
– Damy radę to przetrwać… – pocieszałam Pawła, nalewając mu do kieliszka kolejną porcję wina, gdy przychodził po pracy, aby po prostu pobyć.
Miałam czarne myśli
Nie odzywał się nawet słowem, po prostu siedział i sprawiał przygnębiające wrażenie. Ja natomiast podnosiłam go na duchu, zapewniając, że w końcu ten okres dobiegnie końca i nasze życie powróci do normalności – innej co prawda, ale gdy już się przyzwyczaimy i nabierzemy odporności, to, co obecnie jawi się jako dziwne i niedorzeczne, stanie się standardem.
Dobrze, że nie podnosił głowy, bo gdyby na mnie popatrzył, mógłby w moich oczach zobaczyć kompletny brak wiary w to, co mówię.
Zapadły dwa wyroki rozwodowe, a niedługo potem urodziła się dziewczynka Marcina i Aśki, której ojcostwo ustalono na drodze sądowej. Zostałam tylko ja i Maksio, mimo że jego tata mieszkał w pobliżu i wciąż brał udział w wychowywaniu chłopca.
To chyba było najboleśniejsze. Nie mogłam całkowicie zerwać z nimi kontaktu, ponieważ zależało mi na tym, aby mój synek miał tatę podczas dorastania. Jednak za każdym razem, gdy patrzyłam na ich radość, zbudowaną na moim i Pawła cierpieniu, czułam ukłucie w sercu.
Współczułam Pawłowi bardziej niż sobie w tym skomplikowanym bałaganie. Joanna z Marcinem mieli siebie nawzajem, swoje maleństwo, a także Julię. Ja przynajmniej miałam mojego synka, natomiast Paweł został całkiem sam. Do tego bez własnego kąta, ponieważ z honorem zdecydował się wynieść.
Było mi go żal
Wyszedł na tym wszystkim najgorzej, chociaż nie zawinił, a jeszcze próbował postępować uczciwie, dla dobra Julii, aby jej nie utrudniać tej sytuacji. Lepiej, że on stracił dom, a nie ona. On da radę. Chociaż może jednak nie? Może się załamał, może ma już wszystko gdzieś? Niepokoiłam się o niego.
– Może wpadłbyś do mnie coś zjeść? – wydzwaniałam do niego prawie każdego dnia. – Nie możesz się ciągle żywić tą zamrożoną pizzą.
– A ty niby skąd to wiesz?
– Aż tak dobrze cię znam. Czekam o drugiej.
Wpadał na lunch albo przychodził pod wieczór ze skrzynką browaru, by podyskutować, razem posiedzieć w ciszy, pozaglądać w szklany ekran. Rozgrywał z małym partyjki w gry bez prądu lub na padzie, jak za starych, dobrych lat, kiedy często spotykaliśmy się w większym gronie. Całymi godzinami gadaliśmy o bzdurach – zero poważnych kwestii – lub zasiadaliśmy przed ekranem TV z horrorami, gdy dzieciak smacznie chrapał już w swoim łóżku.
Tego dnia, po wyjątkowo „przerażającej” nocy, kiedy już miał wychodzić, zrobił coś zupełnie nieoczekiwanego. Zamiast tradycyjnego całusa w policzek, jego usta delikatnie dotknęły moich.
Ten gest mnie zaskoczył
Prawdopodobnie nie zrobił tego specjalnie, bo obydwoje byliśmy tym totalnie zaskoczeni. Zastygliśmy na chwilę, wpatrując się w siebie nawzajem, jednak… Ku naszemu zdziwieniu, nie odskoczyliśmy od siebie zawstydzeni ani nie zbagatelizowaliśmy sytuacji śmiechem.
Zamiast tego ostrożnie i z pełną świadomością zbliżyliśmy się do siebie ponownie, aby zmienić ten przypadek w zamierzone działanie. Ten eksperyment wyszedł na tyle dobrze, że zdecydowaliśmy się go powtórzyć, zintensyfikować i przedłużyć aż do momentu, gdy zabrakło nam oddechu.
W momencie, gdy sięgnęliśmy dna – zdrada, porzucenie, samotność i bycie świadkiem szczęścia innych, osiągniętego naszym kosztem – nasza przyjaźń przeobraziła się w coś głębszego. To nie było oczywiste ani nie stało się tylko dlatego, że Paweł był akurat w pobliżu.
Zawsze dobrze się dogadywaliśmy, nadawaliśmy na tej samej fali, ale ta nagła, wzajemna fascynacja zdziwiła nas oboje. Tak samo jak chęć, by tę bliską więź dalej rozwijać, pielęgnować i upewniać się, że oboje tego pragniemy, że to nie jest jakieś „na złość tamtym”.
Parę tygodni po tym wszystkim Paweł zamieszkał razem ze mną i Maksem. Próbujemy poukładać sobie życie od nowa, stworzyć jakiś nowy porządek, jednocześnie uważając, żeby nie narobić dzieciakom mętliku w głowach. A one w sumie okazały się bardziej rozumieć temat albo… lepiej się dostosowywać niż my, dorośli.
Zamieniłyśmy się mężami
– No normalnie pozamieniałyście się facetami i tyle – powiedziała moja chrześniaczka po naszym skromnym weselu, tak zwyczajnie wzruszając ramionami, jakby to była dla niej oczywistość.
Z zewnątrz to tak wygląda, jakbyśmy z Aśką po prostu zamieniły się facetami. Z jednej strony to trochę zabawne, a z drugiej przeraża, bo to dosyć nietypowa sytuacja. Wydaje mi się, że wybaczyliśmy to sobie, ale wątpię, czy uda mi się odbudować relację z Aśką tak, jak to było wcześniej. Nie mam do niej zaufania. Mimo to musimy się widywać przez wzgląd na nasze dzieci, dlatego próbujemy nie utrudniać ani nie komplikować tej sytuacji bardziej niż to konieczne.
Zdarza mi się zerknąć na mojego świeżo poślubionego męża i łapię się na myśli – jakim cudem do tego doszło? Czyżby tak drastyczne zmiany były konieczne, by zwrócić na siebie uwagę, a może raczej, by zacząć postrzegać siebie nawzajem w zupełnie nowym świetle? Chyba tak to właśnie wygląda. Drogi, którymi kroczy nasze przeznaczenie bywają momentami pełne zakrętów i meandrów.
Katarzyna, 36 lat
Czytaj także:
„Dla matki pudrowanie siniaków było czymś normalnym. Chciałam uciec od tego chorego schematu”
„Gorąca noc z kolegą z pracy skończyła się zimnym prysznicem. Myślał, że ma mnie w garści, ale byłam sprytniejsza”
„Musiałam kilka razy złamać serce, by miłość odnaleźć tuż obok. Wiele ryzykowałam, ale postawiłam wszystko na 1 kartę”