„Dla matki pudrowanie siniaków było czymś normalnym. Chciałam uciec od tego chorego schematu”

smutna dziewczyna fot. Getty Images, Westend61
„Przemoc, którą widziałam przez całe dzieciństwo, odcisnęła na mnie piętno, którego nie mogłam zignorować. Żyłam w strachu przez zbyt wiele lat. Wiedziałam, że jeśli zostanę, wpadnę w tę samą pułapkę co matka – będę tłumaczyć każdy jego cios, każde upokorzenie. Ale ja nie chciałam być taka jak ona”.
/ 09.10.2024 19:00
smutna dziewczyna fot. Getty Images, Westend61

Od kiedy tylko pamiętam, mój dom był miejscem pełnym strachu. Każdy dzień niósł ze sobą niepewność, bo nigdy nie wiedziałam, w jakim stanie wróci ojciec. Krzyki, wyzwiska, trzaskanie drzwiami – to była nasza codzienność. Mama zawsze powtarzała, że to się kiedyś skończy, że tata się zmieni. Ale nic się nie zmieniało. Gdy dorosłam, zrozumiałam, że jedyną drogą do ratunku jest ucieczka. Musiałam zostawić za sobą przeszłość, odciąć się od rodziców i zacząć nowe życie.

Dorastałam z przemocą w tel

Mój ojciec zawsze wracał do domu po pracy z butelką w ręce. Wiedziałam, co to oznacza – kolejny wieczór pełen krzyków i płaczu. Kiedy tylko słyszałam, jak trzaska drzwiami, zamykałam się w swoim pokoju, próbując być jak najmniej widoczna. Ale i tak widziałam zbyt wiele. Byłam świadkiem, jak rzucał przedmiotami, jak wyzywał mamę, a czasem nawet podnosił na nią rękę. Pamiętam, że jako mała dziewczynka chowałam się pod łóżkiem, zakrywając uszy, by nie słyszeć, jak krzyczy.

Mama zawsze go usprawiedliwiała. Kiedy pytałam ją, dlaczego nie odejdzie, patrzyła na mnie smutnym wzrokiem, jakby odpowiedź była oczywista.

– Mamo, dlaczego go nie zostawisz? Zawsze się kłócicie, on cię bije, a ty dalej z nim jesteś – zapytałam pewnego dnia, gdy miałam około dziesięciu lat. Wciąż pamiętam, jak ciężko mi było to zrozumieć.

– Iwonka, to nie jest takie proste. Kocham go... Wiesz, czasami bywa dobry – odpowiedziała cicho, wycierając łzy z policzka. – Poza tym, gdzie byśmy poszły?

Słyszałam to tyle razy, że przestałam wierzyć, że kiedykolwiek coś się zmieni. Z każdym dniem czułam, jak znikam w sobie, jak mój gniew i smutek narastają. Zaczęłam wierzyć, że to moja przyszłość – życie pełne cierpienia, z którego nie ma ucieczki. Ale wiedziałam, że muszę uciec. Musiałam wyrwać się z tego domu, zanim stracę siebie zupełnie.

Musiałam się od nich odciąć

Kiedy dorosłam, stało się dla mnie jasne, że muszę opuścić ten dom na zawsze. Przemoc, którą widziałam przez całe dzieciństwo, odcisnęła na mnie piętno, którego nie mogłam zignorować. Żyłam w strachu przez zbyt wiele lat. Wiedziałam, że jeśli zostanę, wpadnę w tę samą pułapkę co matka – będę tłumaczyć każdy jego cios, każde upokorzenie. Ale ja nie chciałam być taka jak ona. Musiałam przerwać tę rodzinną klątwę.

Po ukończeniu szkoły zaczęłam planować wyprowadzkę. Nie chciałam mówić o tym rodzicom, wiedziałam, że próbowaliby mnie zatrzymać. Matka starałaby się mnie przekonać, że ojciec się zmienia, że jest lepiej. A ja wiedziałam, że to kłamstwo. Wiedziałam, że jeśli chcę żyć normalnie, muszę odejść bez pożegnania. Podjęłam więc decyzję – odciąć się od nich na dobre.

Kiedy przyszedł dzień wyprowadzki, czułam mieszankę strachu i ulgi. Wyniosłam ostatnie rzeczy z domu, nie zostawiając żadnego śladu. Nowy adres, nowy początek, nowe życie – bez przeszłości, która ciągle mnie prześladowała. Nie podałam rodzicom swojego nowego adresu. Chciałam zacząć od nowa, bez ciągłego przypominania sobie o ich toksycznym związku.

Spotkałam się z moją najlepszą przyjaciółką Ewą, która była przy mnie przez te wszystkie lata. Była jedyną osobą, która wiedziała, co naprawdę się dzieje.

– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – zapytała mnie, gdy siedziałyśmy na ławce w parku. – Odcinasz się od rodziny na dobre. Może kiedyś się zmieni, może będą próbowali naprawić swoje błędy?

Oni nigdy się nie zmienią. Próbowałam wierzyć w to przez lata, ale teraz wiem, że to tylko nadzieje bez pokrycia. Nie chcę już być częścią tej spirali przemocy i cierpienia – odpowiedziałam, patrząc jej prosto w oczy. – Kocham moją matkę, ale nie mogę jej już ratować. Muszę ratować siebie.
Ewa przytaknęła, ściskając moją dłoń.

– Masz rację. Jeśli to dla ciebie najlepsze, musisz iść swoją drogą. Jestem z tobą, cokolwiek zdecydujesz – powiedziała, a ja poczułam, że jestem gotowa na ten krok.

Podjęłam decyzję, która była bolesna, ale wiedziałam, że jest jedyną drogą do wolności.

Nie chciałam na to dłużej patrzeć

Po mojej wyprowadzce czułam ulgę, jakby zniknął ciężar, który przez lata przygniatał mnie do ziemi. Ale spokój nie trwał długo. Matka próbowała nawiązać ze mną kontakt. Pisała wiadomości, dzwoniła, nawet próbowała mnie odnaleźć przez znajomych. Nie chciałam jej słuchać. Każde słowo, które od niej padało, przypominało mi o bólu, od którego uciekłam. Wiedziałam, że jeśli pozwolę jej wrócić do mojego życia, wszystko zacznie się od nowa.

Z czasem nawet ojciec zaczął okazywać wyrzuty sumienia. Choć nigdy nie przeprosił mnie ani matki, jego działania wskazywały na to, że czuł, jak coś ważnego wymknęło mu się z rąk. Próbował dopytywać się o mnie przez matkę, a czasem nawet sugerował, że powinniśmy mnie znaleźć i spróbować naprawić relacje. Rodzice nie wiedzieli, gdzie jestem, a ja nie miałam zamiaru im tego mówić.

Mimo że odcięcie się od rodziców przyniosło mi początkową ulgę, z czasem zaczęło pojawiać się poczucie winy. Czasami zastanawiałam się, czy podjęłam właściwą decyzję. W głębi serca wciąż kochałam matkę, a przecież nie mogła być w pełni odpowiedzialna za to, co działo się w naszym domu. A ojciec? Choć nigdy nie zdobył się na przeprosiny, miałam wrażenie, że zdaje sobie sprawę, jak wiele zniszczył.

Zaczęły mnie prześladować wspomnienia z dzieciństwa. Mimo że byłam już dorosła, w nocy wciąż budziły mnie koszmary o krzykach, awanturach, o tym, jak chowałam się w pokoju, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Zdarzały się też chwile, gdy wracały wspomnienia matki, która próbowała ukrywać siniaki, powtarzając, że „ojciec się zmieni”. Czy naprawdę musiałam odciąć się od niej, skoro ona sama była ofiarą?

Zaczęłam zastanawiać się, czy istnieje możliwość naprawy tej relacji. Może gdybym dała im jeszcze jedną szansę, coś by się zmieniło? Może z wiekiem stali się inni, bardziej gotowi na rozmowę i zrozumienie?
Te myśli przytłaczały mnie, ale wiedziałam jedno – każde wspomnienie powrotu do domu przypominało mi, dlaczego musiałam odejść.

Każda próba pogodzenia się z przeszłością kończyła się tym samym – myślą, że jeśli pozwolę im wrócić do mojego życia, znowu znajdę się w środku tej samej pułapki. Nie mogłam tego zrobić, nawet dla matki. Musiałam ratować siebie.

Wreszcie zawalczyłam o siebie

Z czasem, mimo wewnętrznych zmagań, zrozumiałam, że moje miejsce jest z dala od rodziców. Każda próba naprawy relacji groziła powrotem do tego, od czego uciekałam. Choć matka i ojciec próbowali skontaktować się ze mną, ja nie odpowiadałam. Każda wiadomość, każde połączenie przypominało mi, że tam, gdzie są oni, kryje się trauma, której nie chcę ponownie doświadczyć.

Pewnego wieczoru, gdy znów otrzymałam wiadomość od matki – pełną próśb, bym dała im szansę – uświadomiłam sobie, że muszę podjąć ostateczną decyzję. Czułam, że każda próba pogodzenia się z rodzicami mogłaby otworzyć drzwi, które zamknęłam, uciekając z domu. Miałam teraz nowe życie, nowy świat. W nim nie było miejsca na przeszłość, którą starałam się zostawić za sobą.

Spotkałam się z Ewą, bo wiedziałam, że jej wsparcie zawsze dawało mi siłę. Siedziałyśmy w kawiarni, a ja patrzyłam na telefon, zastanawiając się, czy po raz kolejny zignorować wiadomości od matki.

– Wiesz, czasami mam wrażenie, że robię coś złego. Może powinnam im wybaczyć? Może oni naprawdę się zmienili? – powiedziałam, niepewna swoich słów.

Ewa spojrzała na mnie z troską, ale i z determinacją, którą zawsze we mnie budziła.

– Iwona, oni cię skrzywdzili. Zasługujesz na spokój. To nie jest twoja odpowiedzialność, żeby ich ratować – powiedziała stanowczo, jakby wiedziała, że to, co mówi, jest dokładnie tym, czego potrzebuję usłyszeć. – Możesz ich kochać, ale nie musisz wracać do tego, co było.

Pomyślałam o tym, ile razy obiecywałam sobie, że nie dam się znowu wciągnąć w tę przeszłość. I w końcu zrozumiałam, że Ewa ma rację. Ostateczne zerwanie więzi było jedynym sposobem na to, by zacząć naprawdę żyć.

Te słowa krążyły w mojej głowie, gdy napisałam do matki krótką wiadomość, w której poinformowałam ją, że nie chcę już więcej kontaktu. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale wiedziałam, że to jedyna słuszna decyzja. Musiałam przestać nosić na barkach ich problemy i poświęcić życie dla własnego szczęścia.

Choć wiedziałam, że blizny po tej decyzji zostaną ze mną na zawsze, czułam, że to pierwszy krok w stronę życia, na jakie zasługiwałam. Wolnego od strachu, przemocy i bólu.

Iwona, 21 lat

Czytaj także:
„W małej chatce w górach znalazłam nie tylko spokój. Uroczy gospodarz okazał się kimś więcej niż tylko leśnym drwalem”
„Gdy mój mąż nagle zniknął, myślałam, że coś mu się stało. On tymczasem za moją kasę leżał pod palmą z kochanką”
„Mój mąż był subtelny jak rolnicza brona. Zamiast róż na rocznicę przynosił mi wiązkę buraków i marchwi”

Redakcja poleca

REKLAMA