„Byłam skupiona wyłącznie na sukcesie i kasie. Wyzyskiwałam pracowników, dzieci przytulałam tylko w ramach nagrody”

Byłam skupiona wyłącznie na pracy i pieniądzach fot. Adobe Stock, Andrey Popov
Każda godzina w życiu moim, męża i naszych dzieci musiała być poświęcona osiąganiu wytyczonych celów – my mieliśmy poszerzać swoje wpływy i zwiększać zarobki, dzieci zaś miały w przyszłości obowiązek nas prześcignąć i wieść jeszcze lepsze życie.
/ 24.11.2021 12:47
Byłam skupiona wyłącznie na pracy i pieniądzach fot. Adobe Stock, Andrey Popov

Nie miałam dla innych litości. Zapatrzona w swój sukces, zapomniałam, że w życiu jest coś znacznie ważniejszego niż pieniądze. Przecież one nas nie przytulą i nie szepną na ucho: „Mamo, kocham cię”.

W przeszłości nie byłam osobą interesowną, zapatrzoną w pieniądze i od nich uzależnioną.

Wychowałam się w ubogiej rodzinie

Ojciec był urzędnikiem niskiego szczebla, a mama sprzątaczką. Przez cały tydzień na obiady jedliśmy tylko zupy, gdyż na inne jedzenie nie było nas stać. Gdy przychodziła sobota, mama kupowała mięso mielone. Potem przez dwa dni mieliśmy na obiad kotlety. Porcje były tak wyliczone, że ojcu jeden mielony zostawał na poniedziałek do pracy.

Czasami śniło mi się, że zakradam się do spiżarki i zjadam ten kotlet. Nigdy tego nie zrobiłam, ale sen tkwi w mojej pamięci do dziś. Wiele lat później opowiedziałam ów sen mamie. Wówczas dowiedziałam się od niej, że ona też w podróżach przez senną krainę zakradała się do naszej domowej spiżarki.

Tyle że kiedy podnosiła miseczkę, która przykrywała odłożony kotlet, ze smutkiem dostrzegała, że już ktoś go zjadł. Dlaczego o tym piszę?

Chciałam powiedzieć, że choć w naszym domu było biednie, to panowała w nim miłość i wzajemne zaufanie. Jestem też pewna, że gdybym w nocy naprawdę zjadła ten przeklęty kotlet, to ojciec nie tylko nie szukałby winnego, ale nawet by o tym nie wspomniał, a jedynie zabrał ze sobą do pracy kromki chleba, które mama smarowała smalcem.

Z czasem skończyłam ogólniak i zdałam na studia.

Dobrze się uczyłam, więc dostałam stypendium

Byłam ładna, ale nie bardzo miałam się w co ubrać. Zaczęłam więc dodatkowo pracować w spółdzielni studenckiej, żeby zarobić na ładniejszy ciuszek, w którym mogłabym się pokazać innym. To właśnie wtedy zaczęło narastać we mnie poczucie krzywdy.

„Inni mają, a ja nie. To niesprawiedliwe”.

Pewnego dnia w czasie jakiejś studenckiej imprezy jedna z lekko zawianych koleżanek potknęła się i wylała mi na bluzkę kawę. Spojrzała na mnie lekceważącym wzrokiem.

– Nic się nie stało – orzekła obojętnie. – W końcu to tania bluzka za dwie stówki.

Zawróciła do bufetu po nową kawę. Byłam wściekła. Na te dwie stówki pracowałam przez trzy kolejne wieczory, sprzątając biura.

Ale tylko wzruszyłam ramionami i udawałam, że dalej dobrze się bawię. Gdy wróciłam do domu i zobaczyłam, że plama nie daje się sprać, to aż się popłakałam. Poczułam się, jakbym została okradziona, a winowajca, po wzruszeniu ramionami, poszedł sobie, zaraz zapominając o mojej stracie.

Wówczas postanowiłam, że nigdy nie będę chodziła głodna, nigdy nie będę jadła w sobotę lub niedzielę kotletów mielonych i będę zarabiała tyle pieniędzy, żebym mogła pozwolić sobie na wiele lub jeszcze więcej.

Jak już pisałam, byłam zdolna, uparta i pracowita

Te trzy cechy plus szczęście powodują, że potrafimy osiągnąć wymarzony cel. W moim przypadku szczęście niemal zawsze mi dopisywało i piętnaście lat po skończeniu studiów miałam własny dom, męża na wysokim stanowisku, a przed naszym domem parkowały dwa dobrej klasy samochody.

Mąż był dyrektorem w wiodącej wówczas na rynku firmie kosmetycznej, ja zaś właścicielką dobrze prosperującej agencji reklamowej. Piętnaście lat dorabiania się zmieniło mnie niemal całkowicie. Wszystko w moim życiu musiało chodzić jak w zegarku.

Nie było miejsca na rozmemłanie, łażenie po domu bez celu, marnowanie czasu na oglądanie w telewizji idiotycznych filmów, czy ślęczenie przed monitorem nad grami komputerowymi. Każda godzina w życiu moim, męża i dwójki naszych dzieci musiała być poświęcona osiąganiu wytyczonych celów – ja z mężem mieliśmy utrzymać się na stanowiskach, poszerzać swoje wpływy i zwiększać zarobki, dzieci zaś miały w przyszłości obowiązek nas prześcignąć i wieść lepsze od naszego życie.

Niewiele mnie wówczas interesowało, że w naszym domu ciągle panowała atmosfera wyścigu szczurów. Dzieci musiały się podporządkować filozofii labiryntu, z którego bez naszej pomocy musiały znaleźć wyjście, żeby otrzymać nagrodę – chwilę wolnego czasu, która również powinna łączyć elementy zabawy z nauką.

Tamtego dnia wyszłam z firmy około godziny piętnastej

Pojechałam do telewizji, żeby negocjować kontrakt reklamowy dla jednego z naszych klientów. Umowę podpisaliśmy nadspodziewanie szybko. Postanowiłam zatem wrócić do firmy i jeszcze tego dnia nadać bieg sprawie. Ponieważ główne wejście po siedemnastej było już zamknięte, weszłam od tyłu schodami ewakuacyjnymi. Kiedy znalazłam się na korytarzu firmy, usłyszałam rozmowę kierowniczki działu prawnego z moją sekretarką.

– Nie mam już siły. Powinnam być w domu przy chorym dziecku, ale ta przeklęta sucz wyrzuciłaby mnie z pracy, gdybym poprosiła o godzinę wolnego. Nie mogę stracić tej roboty. Mąż właśnie został zwolniony w ramach redukcji etatów.

– Ja też boję się przy niej otworzyć usta, żeby nie usłyszeć, że jak mi się nie podoba, to mogę szukać pracy gdzie indziej. Z chęcią bym tak zrobiła, ale mam kredyt do spłacenia.

W pierwszej chwili pomyślałam, że wezwę za moment obie do gabinetu i każę im wynosić się z mojej firmy. Szybko jednak poszłam po rozum do głowy. Ważniejsze było prawne dopięcie kontraktu. Zwolnienie postanowiłam odłożyć do następnego ranka.

Z firmy wyszłyśmy po dwudziestej. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę domu. Byłam podminowana tym, że ktoś ośmielił się nazwać mnie „suczą”. To prawda, byłam wymagająca wobec pracowników, ale sama również dużo od siebie wymagałam.

„Nie ma innej drogi” – myślałam. „Albo zwyciężasz, albo idziesz na dno. Liczy się sukces, przegrani nie mają w życiu żadnego prawa głosu”.

Włączyłam radio, żeby zagłuszyć myśli i skupić się na prowadzeniu samochodu. Było już ciemno.

– Nie miałam dla innych litości – usłyszałam w radiu głos kobiety. – Zapatrzona w swój sukces, zapomniałam, że w życiu jest coś ważniejszego niż pieniądze.

Skądś znałam ten głos. Tylko skąd?

– Przecież pieniądze nas nie przytulą i nie szepną na ucho „Mamo, kocham cię”. W trudnych chwilach nie staną przy naszym boku i nie upewnią, „Jestem obok, kochana żono. Nie martw się. Razem pokonamy wszystkie przeszkody”.

W następnej sekundzie zobaczyłam, jak olbrzymia ciężarówka zaczyna przede mną „tańczyć” na jezdni. Kilka sekund później niemal w zwolnionym tempie stalowa masa przede mną przewróciła się na bok. Wcisnęłam hamulec. To był błąd.

Straciłam panowanie nad samochodem i rozpędzona sunęłam w stronę przewróconej ciężarówki. Pomyślałam, że to koniec… Za chwilę zginę! Czas jakby zwolnił, zarazem głos w radiu trajkotał w przyspieszonym tempie:

– Pragnęłam mieć coraz więcej pieniędzy. Chciałam, żeby dzieci uczyły się lepiej, były coraz mądrzejsze, sprytniejsze i bardziej przebojowe. Zapomniałam, że należy je przytulać, całować i powtarzać, że są dla mnie najważniejsze na świecie.

Szczęśliwie moje auto uderzyło prawym bokiem, czyli od strony pasażera w potężną naczepę TIR-a. Choć bok mojego samochodu został mocno zgnieciony, mnie nic nawet nie drasnęło. Byłam tylko wystraszona, siedziałam uwięziona w kabinie, bo zablokowały się drzwi z mojej strony.

Kiedy czekałam na pomoc, zrozumiałam, że dostałam od losu drugą szansę na lepsze, pełniejsze i mądrzejsze życie. Pojęłam, co mówiła tamta kobieta w radiu.

Pieniądze bez miłości i przyjaźni są bezwartościowe

Kiedy ostatnio byłam z mężem na spacerze lub w teatrze? Kiedy uściskałam dzieci bez powodu i nie „w nagrodę”? Kiedy wsparłam je, gdy dostały niższy stopień? Niczego takiego nie potrafiłam sobie przypomnieć. Obiecałam sobie, że muszę wszystko przewartościować.

Zmianę postanowiłam uczcić usmażeniem w najbliższą sobotę… kotletów mielonych. Po godzinie strażacy wydobyli mnie z zakleszczonego auta. Podbiegła do mnie dziennikarka radiowa i zaczęła wypytywać co się stało… A ja ledwo rozumiałam, co mówi – wciąż byłam w szoku, nie tylko z powodu wypadku, ale i odkrycia, jakiego dokonałam.

W pewnej chwili usłyszałam pytanie dziewczyny z mikrofonem:

– Pani ocalenie jest cudowne. Co chciałaby pani powiedzieć naszym słuchaczom?

Przez chwilę zbierałam myśli.

– To mnie zmieniło. Nie miałam dla innych litości. Byłam zapatrzona w swój sukces, zapominając, że w życiu jest coś o wiele ważniejszego niż pieniądze. Przecież one nas nie przytulą i nie szepną na ucho „Mamo, kocham cię”…

Kiedy to mówiłam, nagle zrozumiałam, skąd znałam tamten głos w radiu. To byłam ja. Jak to możliwe? Nie mam pojęcia, ale nie interesuje mnie to. Dostałam drugą szansę i z pewnością ją wykorzystam.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA