„Byłam skłonna oddać swoje ciało obcemu facetowi, byle tylko zarobić kilka złotych. Dla nowych butów zrobiłabym wszystko”

Kobieta uzależniona od zakupów fot. Adobe Stock, deagreez
„Wokół mnie rosną sterty śmieci, a ja i tak po pracy muszę zajrzeć do kolejnego lumpeksu albo do markowego butiku czy do sieciówki i oglądać, miętosić, przymierzać, odwieszać i znowu zdejmować z wieszaków kolejne ciuchy. Wyciągam kartę i uszczuplam konto, a potem żałuję”.
/ 16.07.2022 12:30
Kobieta uzależniona od zakupów fot. Adobe Stock, deagreez

To się nazywa zakupoholizm, a ja na pewno jestem zakupoholiczką – powiedziałam sobie niedawno, bo doszłam do ściany i nie miałam już innego wyjścia, jak tylko przyznać się przed samą sobą, że źle się ze mną dzieje.

Powinnam iść do psychologa i powalczyć z tą potrzebą kupowania, bo od dawna wiem, że nad tym nie panuję. Upycham w szafie, komodzie, nawet w kanapie kolejne paczki i pudełka, a często to, co przynoszę do domu, okazuje się niepotrzebne, czasami nieładne, od czapy, bez sensu…

Wokół mnie rosną sterty śmieci, a ja i tak po pracy muszę zajrzeć do kolejnego lumpeksu albo do markowego butiku czy do sieciówki i oglądać, miętosić, przymierzać, odwieszać i znowu zdejmować z wieszaków kolejne ciuchy. Wyciągam kartę i uszczuplam konto, a potem się pocieszam, że niedługo jakoś to uzupełnię.

Oczywiście nie mam pojęcia jak, bo nie zarabiam kokosów, a przez pandemię straciłam dodatkowe zajęcie w restauracji, gdzie kelnerowałam i w razie potrzeby stałam za barem. Myślałam, że szybko coś znajdę, ale nie znalazłam, więc moja pasja kupowania zaczęła być prawdziwym problemem.

Te brylanty były naprawdę piękne!

Jednak kłopot zaczął się wtedy, gdy odkryłam sklep jubilerski, w którym zobaczyłam prawdziwe cuda! Na brylanty, naszyjniki z pereł, bransoletki z kamieniami szlachetnymi oczywiście nie było mnie stać, więc na początku tylko je oglądałam przez pancerną szybę, ale z biegiem czasu zaczęła we mnie kiełkować jedna myśl.

Gdybym zdecydowała się na przykład na jeden pierścionek z diamentem…? To byłaby przecież niezła lokata na czarną godzinę. Takie rzeczy powinny być w rodzinie; przekazuje się je z pokolenia na pokolenie, są zabezpieczeniem materialnym i tworzą tradycję…

Moja babcia opowiadała, że jej rodzina przetrwała wojnę dzięki biżuterii prababki. Więc i ja, zamiast kupować śmieci, powinnam pomyśleć o czymś naprawdę wartościowym. Uznałam, że to jest bardzo dobry pomysł!

Zaczęłam szukać pierścionka w necie na rozmaitych aukcjach, odwiedzałam galerie handlowe, ale przede wszystkim zaglądałam do już zaprzyjaźnionego jubilera, który szybko się zorientował, że zachorowałam na prawdziwy klejnot! Pewnego dnia powitał mnie słowami:

– Mam dla pani prawdziwe cacko… Rarytas! Klientka oddała do wyceny, chce to sprzedać. To naprawdę okazja!

Wszędzie miałam długi

Pierścionek był przecudny! Karatowy brylant w platynowym koszyczku migotał i skrzył się wszystkimi kolorami tęczy. Pasował na mój palec, jakby był dla mnie robiony. Od razu go pokochałam!

– Jest tylko jeden problem – powiedział jubiler. – Niestety, to komplet z kolczykami. Całość zjawiskowa, ale kosztuje sporo… Co pani na to?

Przymierzyłam te kolczyki. Rozjaśniły mi oczy, wygładziły twarz, wkręciły się w samo serce! No i niestety, rozum przegrał z pragnieniem posiadania tych śliczności. Wiele kobiet pewnie zrozumie, o czym mówię!

Byłam szczęśliwa, kiedy po kryjomu, w zamkniętej łazience oglądałam moje brylanty, i to mi wystarczało. Na koncie zostały smętne resztki, a w dodatku zapożyczyłam się u znajomych i w banku. Gdyby teraz coś się wydarzyło, nie miałabym z czego dokładać!

Więc już następnego dnia zaczęłam się rozglądać się za dodatkową pracą, tym razem bez żadnego wybrzydzania. Pytałam wszystkich, czy o czymś nie słyszeli.

– Jakieś oczekiwania? – zapytała Monika, jedna z pracujących ze mną dziewczyn.

– Tylko kasa! – odpowiedziałam. – Muszę mieć szybką kasę. Jestem gotowa na ciężką pracę, byle zarobić. Może być wszystko!

– Może będę coś dla ciebie miała? – zastanowiła się – I może wcale tak ciężko nie będzie? Nie zawsze trzeba się zaharować, żeby zarobić.

– Tym bardziej reflektuję – zapaliłam się. – Kiedy będziesz coś wiedziała?

– Jutro, pojutrze… Dam ci znać – odpowiedziała z wahaniem.

– Super. Czekam, tylko pamiętaj o mnie, bo mam nóż na gardle.

No nie, żeby proponować coś takiego?!

Po trzech dniach Monika zaprosiła mnie do bufetu.

– Wiesz coś? Mów! – niecierpliwiłam się.

– Wiem. Słuchaj. Zarobisz niezłe pieniądze, jeśli będziesz otwarta i dyspozycyjna. Wchodzi w grę już najbliższy weekend.

– Co mam robić?

– Wyjechać z moim znajomym. To starszy pan, cholernie bogaty i samotny, więc potrzebuje miłego towarzystwa.

Zamurowało mnie. W pierwszej chwili chciałam jej przyłożyć, tak się wkurzyłam.

– Kogo ty chcesz ze mnie zrobić? Panienkę do wynajęcia? Spadaj!

– Nie obrażaj się. Sama nalegałaś. Mówiłaś o szybkiej kasie, a ta jest najszybsza… Poza tym nic złego się za tym nie kryje. On nie chce seksu, tylko towarzystwa. Dobrze płaci. A gdyby nawet zaproponował jakieś pomizianie, to ci korona z głowy nie spadnie. Zresztą, co ja cię mam namawiać? Rób, jak uważasz! – wzruszyła ramionami.

– Co to za dziad? – spytałam.

– Żaden dziad. Ma firmę. Jeździ superfurą, zaprasza do najlepszych knajp. To wykształcony, kulturalny pan, tylko samotny i trochę nieśmiały do kobiet, więc krzywdy ci nie zrobi. Zresztą traktuj to jak pracę, o to przecież chodziło…

– Czemu ty się na to nie piszesz?

– Kto ci powiedział, że nie? Tylko ja już mam swojego staruszka. Innych nie potrzebuję!

To był taki szok, że nie wiedziałam, jak postąpić i zareagować. Faktycznie sama chciałam i jeszcze gadałam, że mi wszystko jedno, byle zarobić, więc Monika nie była niczemu winna. Chciała mi zrobić przysługę. Za co miałam na nią wrzeszczeć? Powiedziałam, że się zastanowię.

– Byle nie za długo, bo chętnych jest sporo… – powiedziała Monika na koniec.

Przecież to nie z nim się umawiałam…

Nie zadzwoniłabym do tego faceta, gdyby nie sprawa z mieszkaniem. Odwiedził mnie gospodarz z propozycją kupna M2, które wynajmowałam od roku.

– Nie wezmę drogo – namawiał. – Już pani wie, jak się tu żyje, lokalizacja niezła, wszędzie blisko, wszystko drożeje, więc to jest okazja… Pani pierwszej proponuję, bo tak wypada, ale kłopotu ze sprzedażą nie będzie, bo i metraż, i rozkład, i wszystko inne z górnej półki. Więc jak będzie?

– Ile mam czasu na decyzję? – spytałam.

– Tydzień, dziesięć dni najwyżej. Potem daję ogłoszenie.

Podał kwotę, a ja uznałam, że to naprawdę niezła propozycja. Tylko żeby kupić to mieszkanie, musiałabym mieć dodatkową kasę… I wtedy pomyślałam o propozycji Moniki, o tym, że można naprawdę nieźle zarobić.

Jeśli to prawda, co mówiła – że ten facet chce tylko miłego towarzystwa – to w końcu nie stanie się nic strasznego. Jestem młoda, ładna, niegłupia, reprezentacyjna, czemu ktoś miałby tego nie docenić i nie zapłacić za to, że z nim trochę pobędę? To całkiem normalne… Uznałam, że nie mam innego wyjścia, i zadzwoniłam pod numer, który zostawiła mi koleżanka.

Kompletnie się ze mną nie liczył

Facet w telefonie brzmiał nawet miło, więc zapytałam, czego ode mnie oczekuje.

– Sympatycznego towarzystwa. Ja sam jestem także sympatyczny, więc nie pożałuje pani! Tylko proszę się ładnie ubrać… Szpileczki i tak dalej!

Faktycznie, furę miał luksusową! Pierwszy raz jechałam takim autem… Właściciel mniej mi się podobał. Nie spodziewałam się, że będzie tęgi, obwieszony złotem i bardzo pewny siebie. Tamten, o którym opowiadała moja koleżanka, miał być zupełnie inny. Więc zapytałam, czy to nie pomyłka i czy na pewno byłam z nim umówiona.

– Spryciula – zachichotał. – No, faktycznie ustawiłaś się z moim wspólnikiem, ale jemu wypadło coś ważnego, więc ja skorzystałem. Ale to chyba nie problem? Ja jestem zadowolony, bo niezła z ciebie foczka, a tobie powinno być wszystko jedno, prawda?

Chciałam od razu uciekać, ale ruszył ostro, więc postanowiłam poczekać na rozwój akcji. Zapytałam tylko, gdzie jedziemy.

– Zobaczysz, malutka – zasapał, a ja się o mało nie wściekłam, bo nie będzie mówił do mnie „malutka”, ale już byliśmy na wylotówce. Prowadził pewnie, szybko, ale niebezpiecznie. Wyraźnie się popisywał… – Siku nie chcesz? – nagle zapytał.

– Nie.

– Ja chcę. Musimy tu skręcić.

Po obu stronach szosy rosły mikre zagajniki, o tej porze roku jeszcze rzadsze, bo gołe, bez liści, szare i smutne. Wjechał na leśny parking i wysiadł z auta. Dopiero teraz zobaczyłam, że jest wysoki i chyba silny…

Kompletnie się ze mną nie liczył. Potem wsiadł do samochodu i od razu wsadził łapę między moje kolana.

– Zaraz! – wrzasnęłam. – Na to się nie umawiałam!

– Nie?! To na co się umawiałaś? Za co mam ci zapłacić niezłe pieniądze?

– Za miłe towarzystwo!

– Właśnie. A ty wcale nie jesteś miła. Więc nie świruj i do roboty… Masz mnie obsłużyć jak profesjonalistka!

Wypchnął mnie wprost na drogę

Wtedy zaczęłam się z nim szarpać. Cały czas krzyczałam, że moja rodzina ma na niego namiary, że mam narzeczonego, który mu skuje mordę, że pożałuje, że go oskarżę o gwałt! Znieruchomiał. Był spocony i ohydny jak stary wieprz!

– Głupia zdz***! – powiedział całkiem spokojnie.

Wypchnął mnie na mokrą, błotnistą drogę i odjechał. Dopiero po kilkunastu metrach przyhamował, uchylił drzwi i wyrzucił moją kurtkę i torebkę. Czapka, szalik i rękawiczki zostały w samochodzie…

Byłam załamana, przerażona, zmarznięta. Najpierw w butach na wysokiej szpilce szłam do szosy, potem skrajem asfaltu próbowałam się dostać do jakiejś stacji benzynowej albo gdzieś, gdzie jest telefon. Moja komórka musiała wypaść, kiedy ten stary cap wyrzucał torebkę…

Mijały mnie samochody, ale bałabym się zaryzykować jazdę z kimś nieznajomym, tym bardziej że musiałam wyglądać na tej szosie jak tirówka. Dopiero widok starszej kobiety za kierownicą na tyle mnie przekonał, że wsiadłam do jej auta…

– Gdzie panią zawieźć? – zapytała. – Widzę, że coś się wydarzyło. Pomogę, jeśli potrafię… I zostawię pani mój numer telefonu, gdybym była potrzebna jako świadek.

Nie wiem, co mi przyszło do głowy, żeby jej wszystko opowiedzieć. Od początku, czyli od mojej manii kupowania, aż do chwili, gdy się znalazłam na szosie w samochodzie tego chłopa.
Płakałam, chlipałam i zwierzałam się jej jak najlepszej przyjaciółce, chociaż widziałam ją pierwszy raz w życiu, i to w nie najlepszych dla mnie okolicznościach.

Nie przerywała, nie zadawała dodatkowych pytań

Na koniec, kiedy już dojechałyśmy pod mój blok, powiedziała:

– I tak miała pani dużo szczęścia, a ten facet nie okazał się aż takim draniem, jak można by myśleć. Kto wie, co zrobiłby prawdziwy łobuz? Więc w sumie jest pani na plus. Nie ma co rozpaczać.

– Ale ja nie wiem, co dalej…

– Ja też nie wiem, choć mogę podpowiedzieć, co ja zrobiłabym w takiej sytuacji.

– Niech pani podpowie – poprosiłam.

– Po pierwsze natychmiast pozbyłabym się tych brylantów. Może jubiler je odkupi albo weźmie w komis? Trzeba spróbować. Nawet gdyby miała pani trochę stracić, trzeba to zrobić, ale jeśli one rzeczywiście są takie piękne, to pani nie straci, a być może nawet zyska. Mogę podać adres uczciwego fachowca, on pani nie oszuka w wycenie i pomoże w sprzedaży. Potem oddałbym pożyczki znajomym, a na koniec spróbowałabym negocjować z właścicielem mieszkania i z bankiem. Może jakiś kredyt?

– A jeśli nie?

– Trudno, wynajmie pani coś tańszego. Jeśli pani teraz nie stać na własne M, to nie znaczy, że wszystko stracone. Przyjdzie czas, kiedy te projekty staną się realne. I koniecznie terapia, bo bez pomocy trudno pani będzie powstrzymać tego demona zakupoholizmu. I jeszcze jedno: mówi pani, że jest zawalona paczkami. Trzeba je rozpakować i zacząć sprzedawać, na przykład przez internet. To są zamrożone pieniądze, a poza tym nauczy się pani, że oprócz kupowania również sprzedawanie może być całkiem przyjemne. Ja bym tak zrobiła, ale co zrobi pani, to już nie moja sprawa. Proszę zdecydować. Będę trzymała kciuki, żeby się pani udało.

– A jak mi się nie uda?

– Jak się nie uda, zawsze może pani wrócić na tę szosę, z której panią zabrałam. Każdy ma jakiś wybór, pani też. Tylko proszę pamiętać, że następnym razem wszystko może się okazać dużo gorsze i trudniejsze. Może się nie udać wyjść z tego w miarę bezboleśnie. Tak czy inaczej pani ryzykuje, że nie ułoży się tak, jak pani chciała. Albo znaleźć jeszcze jakieś rozwiązanie? Kto wie, może ono istnieje?

Teraz terapia jest najważniejsza

Następnego dnia nie poszłam do pracy. Poprosiłam o dzień wolny. Musiałam być sama i wszystko przemyśleć, ale przede wszystkim pożegnać się z moim brylantowym kompletem. Postanowiłam posłuchać nieznajomej z szosy i wejść na drogę, którą mi pokazała.

Wiem, że nie będzie łatwo, bo sama myśl o pozbyciu się pierścionka i kolczyków jest okropna, a jeszcze później mam rozpocząć walkę z samą sobą, a właściwie z tym, co mnie niszczy i odbiera mi normalne życie.

Dowiedziałam się, że na psychoterapię na NFZ czasami czeka się kilka lat, więc postanowiłam, że część odzyskanych pieniędzy przeznaczę na prywatne spotkania z terapeutą, bo to jest najważniejsze. Jeśli się nie wydostanę z zaklętego kręgu uzależnienia od zakupów, każde inne działanie będzie bez sensu. A Monikę przeproszę. W końcu to nie jej wina, że byłam taka głupia!

Czytaj także:
„Odkryłam, że przyjaciółka miała romans z moim mężem. Kiedy? Jak długo? Dlaczego? Nikt nie odpowie mi na te pytania...”
„Były mąż wpajał mi do głowy, że jestem beznadziejna i bez niego jestem nikim. Teraz każdy komplement boli jak cios”
„Po śmierci żony, choć pragnąłem kobiety, czułem się, jakbym ją zdradzał. Olga pokazała mi, że zasługuję na nową miłość”
 

Redakcja poleca

REKLAMA