„Mąż udawał, że nas okradli, a pieniądze z kont przelali na zagraniczne konta. Przez 20 lat żyłam z oszustem”

Kobieta oszukana przez męża fot. Adobe Stock
„Tak, robiłam to wszystko, co robią kobiety w takiej sytuacji. Wąchałam jego marynarkę i włosy, żeby wyczuć zapach perfum tamtej kobiety. Perfum nie czułam, ale zapach papierosów już tak. A Leszek nie palił i unikał palaczy…”.
/ 13.01.2022 15:24
Kobieta oszukana przez męża fot. Adobe Stock

Pewnie każda zapytana na ulicy mężatka powiedziałaby bez wahania, że wie wszystko o swoim mężu. Zna jego mocne strony i słabości, w każdej sytuacji wie, czego się po nim spodziewać, a czego nie spodziewać się wcale… Ja też tak myślałam. 

Leszek i ja mieliśmy inne zawodowe pasje. Ja kochałam pracę w przedszkolu, on nie wyobrażał sobie życia bez własnego biznesu. Zaczynał od kebabu, potem były przeprowadzki, a w końcu firma transportowa. Wstawał o świcie i wracał wieczorem. Nietrudno zgadnąć, że nie cierpieliśmy biedy. Więcej – byliśmy bardzo zamożni. Ładny dom z ogrodem, dwa samochody, parę cennych antyków. Wygodne i bezpieczne życie...

Aż do tego feralnego dnia…

W moim przedszkolu akurat była gwiazdkowa impreza. Dzieci śpiewały kolędy, Mikołaj rozdawał słodycze. Wszystko odbyło się „po godzinach”, więc wyjątkowo wracałam do domu wczesnym wieczorem. Już kiedy podjechałam pod bramę, poczułam dziwny niepokój. Brama była otwarta, co nigdy się nie zdarzało. Nasz syn był akurat na zimowisku, zresztą i tak nie miał pilota do bramy…  

Czyżby Leszek wrócił tym razem wcześniej ode mnie? – zdziwiłam się. Zaparkowałam samochód przed garażem i na schodkach zobaczyłam roztrzaskany obrazek. Bezwartościowy landszaft, widok mojego rodzinnego Lublina, ale mnie serce podeszło do gardła. Otworzyłam drzwi do domu i zamarłam. Usłyszałam samochód Leszka wjeżdżający na podjazd. Wybiegłam i zaczęłam krzyczeć… 

Nasz dom był splądrowany. Rzeczy leżały na podłodze, wyciągnięte z komód szuflady sterczały nad dywanem. Zauważyłam ślad po obrazie nad kominkiem i puste miejsce po zestawie sprzętu audio, na który mój mąż wydał fortunę. Ale najgorsze było to, że na środku pokoju leżał rozbity wazon typu Włocławek…

To był pomysł Leszka

Zawsze twierdził, że po bieliźniarce najgorszym miejscem do przechowywania wartościowych rzeczy jest domowy sejf. 

– Jeżeli włamie się specjalista, to od razu znajdzie sejf i go otworzy albo po prostu wyrwie łomem ze ściany i zabierze – powtarzał. – Takie domowe sejfy to są dla każdego złodzieja jak prezenty. 

Dlatego Leszek kupił za pięćdziesiąt złotych na targu staroci ten wielki wazon i zrobił w środku skrytkę. Doskonałą – zupełnie niewidoczną. Wazon stał w kącie, wypełniony suszonymi kwiatami, tworząc, jak sądziliśmy, sejf doskonały.  

– Chryste… Nic nie ma… Dolary, franki, złoto… To wszystko głupstwo. Tam były umowy i dane kont z numerami PIN. Jeżeli zdążyli dać polecenie przelewu przez internet, jesteśmy zrujnowani… – Leszek był kompletnie rozbity; chyba pierwszy raz w życiu nie wiedział, co robić. 

Zacisnęłam zęby. Nie mogliśmy usiąść i płakać, musieliśmy działać. Kazałam Leszkowi natychmiast zablokować konta w banku, a sama wezwałam policję.  

– Nie rozumiem. Nikt nie znał tego schowka w wazonie. Nawet Maciek nie mógł wygadać kolegom, bo nie wiedział. Ten wazon nie ma żadnej wartości! Po co w ogóle po niego sięgali – mówiłam.

– Zgadzam się z panią, że to dziwne, ale podczas włamań zdarzają się takie bezsensowne akty wandalizmu – powiedział policjant, który przyjechał z kolegami, żeby zabezpieczyć ślady. – Dla rozładowania napięcia. Tym razem mieli wyjątkowe szczęście… Taka niespodzianka. Sprawdzili już państwo sytuację w banku? 

Sprawdziliśmy. Cztery godziny wcześniej ktoś oczyścił do dna nasze zasoby, a pieniądze przelano na konto w egzotycznym kraju, daleko poza zasięg polskiej policji i Interpolu. Co więcej – w domu nie było żadnych śladów, żadnych odcisków palców albo butów, poza naszymi. Sąsiedzi nie widzieli nikogo podejrzanego.

Padliśmy ofiarą zawodowców

Próbowaliśmy wrócić do normalnego życia, jednak szybko okazało się, że następstwa włamania będą poważne.  

– Miałem na koncie odłożone pieniądze na spłatę kredytu – przyznał się Leszek. 

– Normalnie bym wziął z firmy, ale akurat kupujemy nowego busa i teraz nie mogę. Ale nie martw się. Miesiąc temu zwolniłem kierowcę, a mamy zamówienie na nocne dostawy do sieci handlowej. Będę jeździł sam, zarobię. Przez jakiś czas będzie biedniej, ale jakoś sobie poradzimy…

Jak powiedział, tak zrobił. Cztery razy w tygodniu wracał wcześniej z biura, szedł spać na cztery godziny, a o dwudziestej jechał do firmy. Robiłam mu kanapki i kawę w termosie. Opowiadał, że jedzie trzy godziny, na przykład do Rzeszowa albo Kielc, potem godzina rozładunku i z powrotem. W domu był po czwartej, szedł spać na dwie i pół godziny, po czym wstawał do biura. Nie każdy by to wytrzymał, ale Leszek zawsze był typem twardziela i wiele od siebie wymagał. Poza tym pracował na swoim, a to było dla niego bezcenne… 

Była sobota. Leszek miał pracować drugą noc z rzędu i pewnie dlatego zapomniał zabrać ze sobą torbę z kanapkami i termosem z kawą. Zorientowałam się, że wciąż stoją na blacie, kiedy już odpalił silnik. Nie chciałam, żeby jechał głodny, a służbowe garaże firmy Leszka były ledwie pięć minut jazdy od naszego domu. Złapałam jedzenie i wskoczyłam do swojego samochodu. Auto męża było jeszcze w zasięgu wzroku. 

Jakież było moje zdumienie, kiedy Leszek minął swoją firmę i skręcił do centrum miasta. Pojechałam za nim. Zatrzymał się na parkingu przed hotelem – najlepszym w mieście, z nocnym klubem i kasynem. Wszedł do środka…

Siedziałam w samochodzie całą noc. Kwadrans po czwartej Leszek wyszedł z hotelu i ruszył w stronę samochodu. Zdołałam pierwsza przyjechać do domu, zrzucić ubranie, wejść pod kołdrę. Kiedy cicho wszedł do sypialni, udawałam, że śpię, ale wydawało mi się, że i tak usłyszy bicie mojego serca. 

Następnej nocy zabrał torbę z jedzeniem, ale ja znów za nim pojechałam. Ponownie pojechał do hotelu i nie wyszedł z niego przez kolejne godziny. Kiedy nazajutrz zapytałam, jak mu się jechało do Tarnowa, spokojnie powiedział coś o deszczu i robotach drogowych… 

 

Mąż mnie okłamuje od dłuższego czasu

Nie miał nocnych kursów, pracy po godzinach. Regularnie spotykał się z kimś w hotelu. Miał kochankę… 

Od razu przypomniałam sobie dziwne zachowanie Leszka na kilka tygodni przed włamaniem, ale jak idiotka tłumaczyłam sobie, że ma po prostu trudny okres w pracy. Był dziwnie roztargniony, jakby nieobecny. 

Zawsze starannie ubierał się do pracy, a wtedy dwa razy złapałam go na włożeniu pogniecionych spodni. Teraz to wszystko wydawało się równie oczywiste jak potworne – był zakochany. Czułam, jak mój uporządkowany świat rozsypuje się na drobne kawałki. Musiałam z Leszkiem o tym porozmawiać, ale nie miałam w sobie siły…

Tak, robiłam to wszystko, co robią kobiety w takiej sytuacji. Wąchałam jego marynarkę i włosy, żeby wyczuć zapach perfum tamtej kobiety. Perfum nie czułam, ale zapach papierosów już tak. A Leszek nie palił i unikał palaczy… 

Któregoś dnia, kiedy rano wyszedł do pracy, postanowiłam przeszukać jego rzeczy. Chciałam wiedzieć. Znaleźć zdjęcie tej kobiety, prezent kupiony na zaś… W domu niczego nie znalazłam, więc postanowiłam przeszukać drewutnię, w której Leszek majsterkował. Widok pudeł owiniętych starym kocem nie dziwił w tym miejscu. Odwinęłam jednak koc i otworzyłam pierwsze pudło. 

W środku był nasz zestaw audio. Ukochany sprzęt Leszka, bardzo drogi i sprowadzony z zagranicy. Jedna z rzeczy, którą przecież ukradli włamywacze… W ułamku sekundy poskładałam to w całość. Nie było żadnych śladów, bo nie było  żadnego włamania. Tylko Leszek wiedział, że należy stłuc wazon. Tylko on mógł wejść do domu, nie niszcząc żadnego zamka ani okna…      

Okradł nasz dom i wyczyścił konta, żeby ułożyć sobie z nią nowe życie. To było oczywiste! Rany boskie, przez 20 lat żyłam z człowiekiem, którego nie znałam. Który mnie zdradzał i perfidnie obrabował… Poza bólem poczułam wściekłość. Nie było sensu ciągnąć tego ani dnia dłużej. Wyciągnęłam z kąta zestaw audio i postawiłam za stole w pokoju. Kiedy Leszek otworzył drzwi, siedziałam obok sprzętu. Nie powiedziałam ani słowa… 

Leszek milczał przez dłuższą chwilę, a potem zaczął mówić. Pierwszy raz w życiu widziałam go mówiącego przez łzy. Tak, to on sfingował włamanie. Żeby zapłacić długi i mieć pretekst do podjęcia nocnej pracy…

Moja firma zbankrutowała pół roku temu. Chciałem ci oszczędzić stresu. Szukałem porządnej pracy, ale nie znalazłem niczego. A tego co znalazłem, się wstydziłem…

Leszek znalazł pracę kelnera w kasynie

Dobrze płatną, ale nocną. W dzień też pracował, na zapleczu hotelu – w magazynie. Gorsza posada, ale dzięki niej mógł udawać, że codziennie wychodzi do swojej firmy, i nie musiał błąkać się po ulicach. Na tych dwóch etatach ciągnął już resztką sił.    

– Wiem, to było idiotyczne. Ale ja zawsze byłem taki dzielny i taki samodzielny… Takiego mnie przecież kochałaś. Nie chciałem, żebyś zobaczyła mnie przegranego, bezrobotnego, na aucie. Wybacz mi…

Przytuliłam Leszka. Nie musiał mnie prosić o wybaczenie. Pieniądze były niczym wobec ulgi, że jednak mnie nie zdradzał. A kochałam go przecież nie za to, że miał firmę, tylko za to, że był Leszkiem. Moim ukochanym Leszkiem – przedsiębiorcą albo kelnerem. Bez różnicy. 

Czytaj także:
Latami nienawidziłam ojca, bo odszedł do kochanki. Potem zakochałam się w jej synu
Złapałam na dziecko syna znanego polityka. Teraz się nami nie interesuje
Moje drugie małżeństwo prawie się rozpadło. Postanowiliśmy starać się o dziecko na zgodę

Redakcja poleca

REKLAMA