„Byłam przekonana, że mój mąż znalazł sobie młodszą kochankę. To, co odkryłam w jego telefonie, było dopiero początkiem”

kobieta podejrzewa męża o zdradę fot. Adobe Stock, DimaBerlin
„Skupiłam się na sobie. Szukałam zajęcia, które pomogłoby mi wypełnić czymś czas, którego nagle miałam za dużo. Częściej spotykałam się z koleżankami, zapisałam się na fitness i zaczęłam uczyć się włoskiego. Dzięki temu poczułam się lepiej i już tak bardzo nie tęskniłam za moim jedynakiem. Nie od razu zauważyłam zmianę w moim mężu”.
/ 28.06.2023 17:15
kobieta podejrzewa męża o zdradę fot. Adobe Stock, DimaBerlin

Tworzyliśmy ze Stefanem zgodne i szczęśliwe małżeństwo przez ponad dwadzieścia lat. Byłam pewna, że to się nigdy nie zmieni, bo nie tylko się kochaliśmy, ale też lubiliśmy, co nie jest takie oczywiste. A jednak i nas, parę niemal doskonałą, dopadł kryzys…

Zaczęło się psuć tuż po tym, jak nasz jedyny syn poszedł na studia i wyprowadził się z domu. Wcześniej często żartowaliśmy, że kiedy już „pozbędziemy się” dzieciaka, to przeżyjemy drugą młodość i będziemy robić takie rzeczy, jakich już w naszym wieku robić nie wypada.

Tymczasem rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej

Owszem, wyprawiliśmy kilka zakrapianych alkoholem, całonocnych imprez, ale okazało się, że nie były warte konsekwencji, czyli kaca-giganta nazajutrz.

– Boli mnie głowa – narzekał Stefek, popijając wodę z kiszonych ogórków.

– A mnie głowa i żołądek. Chyba jesteśmy za starzy na ostre balangi – westchnęłam ciężko.

Zwłaszcza że żadna impreza nie była w stanie osłodzić faktu, że bez Adasia nasz dom stał się strasznie pusty i cichy. Próbowaliśmy udawać, że tak nie jest, że syndrom opuszczonego gniazda nas nie dotyczy, ale oboje tęskniliśmy za synem i jakoś nie mogliśmy się przyzwyczaić do nowej sytuacji.

Stefan zrobił się ponury, jakiś znudzony i bez życia, jakby z dnia na dzień przybyło mu dwadzieścia lat. Najchętniej cały czas by tylko siedział w fotelu, oglądał telewizję i popijał piwo.

Na początku próbowałam coś z tym zrobić

Wyciągałam go na miasto, do kina albo do restauracji. Próbowałam planować wycieczki, ale zawsze napotykałam na opór z jego strony. Nieważne, gdzie planowałam się wybrać. Nawet kiedy zgadzał się ze mną wyjść, zachowywał się tak, jakby robił to za karę, i psuł mi całą przyjemność swoją kwaśną miną.

A już zupełnie dobijał mnie fakt, że przestaliśmy ze sobą sypiać. Kiedy starałam się namówić męża na seks, wykręcał się zmęczeniem. Rozumiem raz, drugi, ale piąty i dziesiąty? Czułam się niechciana i nieatrakcyjna, więc w końcu dałam mu spokój, by się nie dołować. Nie to nie, bez łaski.

Skupiłam się na sobie. Szukałam zajęcia, które pomogłoby mi wypełnić czymś czas, którego nagle miałam za dużo. Częściej spotykałam się z koleżankami, zapisałam się na fitness i zaczęłam uczyć się włoskiego. Dzięki temu poczułam się lepiej i już tak bardzo nie tęskniłam za moim jedynakiem.

Zaabsorbowana moim życiem bez dziecka, nie od razu zauważyłam zmianę, jaka zaszła w moim mężu.

Ale w końcu ją dostrzegłam

Stefan już nie oglądał telewizji, teraz non stop siedział z nosem w telefonie. W dodatku schudł. Niby dobrze, bo zdążył się dorobić piwnego brzucha, ale psychicznie nie było najlepiej. Z apatycznego stał się jakiś nerwowy. Zaniepokoiło mnie to.

– Co ty masz w tej komórce, że nie możesz oderwać oczu od ekranu? – zagadnęłam go, siląc się na żartobliwy ton. 

Stefek zaczerwienił się jak burak i szybko schował telefon do kieszeni spodni. 

– Gram w grę – mruknął i ewakuował się do innego pokoju.

Jego reakcja powiedziała mi wszystko. Ma romans!  Byłam zdruzgotana. Mój Stefek tuż pod moim nosem flirtował z jakąś lafiryndą. Co za bezczelność! – piekliłam się, ocierając napływające mi do oczu łzy. Przy najbliższej okazji przejrzę sobie jego komórkę i mam gdzieś, że wyjdę na zazdrośnicę.

Nie doceniłam jego czujności. Pilnował swojego telefonu jak oka w głowie. Nie rozstawał się z nim, nawet idąc do łazienki. A kiedy szedł spać, wkładał go pod poduszkę.

Dla mnie to było jak przyznanie się do winy

Gdyby nie miał nic do ukrycia, nie zachowywałby się w ten sposób. Nie byłam już nawet zła, tylko potwornie przygnębiona i rozczarowana. Nie będę go zatrzymywać, niech idzie do tamtej. Pewnie, że było mi żal tych wszystkich wspólnych lat, dla mnie szczęśliwych i udanych, ale miałam swoją dumę.

Nie będę walczyć o faceta, który mnie zdradza i okłamuje. Nie godziłam się na tkwienie w trójkącie, byle zachować pozory rodziny.

Któregoś wieczoru, podczas kolacji wypaliłam prosto z mostu:

– Wiem o wszystkim. Chcę rozwodu.

Stefek zakrztusił się herbatą. Patrzyłam, jak nie może złapać tchu, jak macha rękami i wytrzeszcza oczy, i czułam gdzieś w środku złośliwą radość.

– Zwariowałaś?! – krzyknął, gdy odzyskał głos.

– Błagam cię… Nie rób ze mnie idiotki, by ukryć swój romans.

– Nie mam żadnego romansu! – szedł w zaparte. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?!

– Bo nie sypiamy ze sobą. Bo nie interesuje cię, co robię. Bo od wielu dni nic, tylko wgapiasz się w telefon! Nie obchodzi mnie, czy już z nią spałeś, czy dopiero zamierzasz. Upokorzyłeś mnie, tego ci nie wybaczę! – straciłam panowanie nad sobą i wykrzykiwałam, co mi leżało na sercu.

– Kochanie, nie ma żadnej innej, uspokój się. Czy ty masz okres? A może zaczyna ci się menopauza?

Tego już było za wiele! Co za seksistowskie teksty!

– Jesteś niewinny? Nie masz nic do ukrycia? To daj mi swój telefon – wyciągnęłam rękę.

Mój mąż zbladł jak ściana. Przez chwilę milczał, nerwowo skubiąc brodę.

– Nie – odmówił. – Mam prawo do prywatności.

– Ciekawe, jak ma na imię ta twoja „prywatność” – zadrwiłam. – Albo w tej chwili dostanę twoją komórkę, albo jutro składam pozew!

Byłam nieustępliwa. Stefan dobrze mnie znał i wiedział, że mówię serio.

– Dobra. Masz! – niemal rzucił we mnie telefonem, a potem gwałtownie wstał i wybiegł z kuchni. Po chwili usłyszałam trzask drzwi wyjściowych. Uciekł. Jak ostatni tchórz!

Trzymałam komórkę i przez kilka sekund nie potrafiłam się zmusić, żeby spojrzeć na ekran. Nie chciałam czytać wiadomości, które mój mąż pisał do kochanki, ani tym bardziej oglądać pikantnych zdjęć, jakie sobie pewnie wysyłali. Ale musiałam przecież zobaczyć na własne oczy dowód jego niewierności. Wzięłam głęboki oddech, spojrzałam… i nie zrozumiałam, co widzę.

To było jakieś internetowe forum dyskusyjne

Najpierw wydawało mi się, że jego uczestnicy świntuszą. Ale kiedy się wczytałam w treść, zorientowałam się, że uczestnikami rozmowy o seksie są sami panowie. A ich dyskusja dotyczyła środków na potencję. Wymieniali się nazwami leków, a nawet doradzali sobie, jak zdobyć nielegalne substancje. To forum dla impotentów!

Szok to mało powiedziane. Podejrzewałam męża o romans, a tu objawił się inny powód jego niechęci do seksu. Miał problem, jak wyczytałam w jednym z postów, z hydrauliką. Czemu mi nie powiedział? A ja? Jak mogłam wcześniej się nie zorientować? Miałam mętlik w głowie. Współczułam Stefanowi, zarazem miałam do niego żal. Zwykle mówiliśmy sobie o wszystkim: dzieliliśmy się radościami i smutkami.

Widocznie tak bardzo wstydził się swojego problemu, że zachował go w sekrecie. Do siebie też miałam pretensje.

Nie popisałam się jako żona

Nie wpadłam na to, że z moim mężem dzieje się coś złego, myślałam, że zwyczajnie zdziadział z wiekiem. I zamiast mu pomóc, zajęłam się sobą. Miałam wyrzuty sumienia, że go opuściłam w potrzebie, a później oskarżyłam o zdradę. Powinnam znać go lepiej, ufać mu bardziej. Wszystko naprawię, obiecałam sobie.

Niestety, nie było to proste. Mój mąż zamknął się w sobie. Mimo że go przeprosiłam za niesłuszne podejrzenia, nie pogodziliśmy się. Co gorsza, nadal unikał rozmów o dręczącym go problemie. Kiedy tylko próbowałam delikatnie nawiązać do sprawy, od razu się obrażał i wychodził. Empatia empatią, ale miałam już dość tych jego dąsów. Do niczego nie prowadziły.

Aż któregoś dnia wróciłam do domu i znalazłam nieprzytomnego Stefana leżącego na podłodze. Był blady, spocony, szybko i płytko oddychał. Zadzwoniłam na pogotowie. Czekając na karetkę, próbowałam go ocucić. Bez skutku. Bałam się, że umrze, i na samą myśl ogarniała mnie trwoga. Jak ja będę żyć bez niego?

Czekanie w szpitalu na jakąś informację ciągnęło się w nieskończoność...

Na szczęście skończyło się na strachu

 To nie był atak serca ani wylew. Mój niemądry, uparty jak osioł mąż zatruł się chińskimi tabletkami na potencję, kupionymi przez internet! Wyglądało to naprawdę groźnie, ale organizm Stefana nie doznał żadnych trwałych uszkodzeń.

Choć to, że trafił na pogotowie, wreszcie przemówiło mu do rozumu i obiecał mi, że pójdzie do urologa. Znów normalnie ze sobą rozmawialiśmy. Przeżyty strach zbliżył nas do siebie i wcześniejsze kłótnie poszły w niepamięć. A po niedługim czasie – i kilku wizytach u seksuologa – także nasze pożycie małżeńskie nabrało rumieńców…

Zgodnie z powiedzeniem „co cię nie zabije, to cię wzmocni”, po chwilowym, choć poważnym kryzysie staliśmy się jeszcze lepszą parą.

Czytaj także:
„Starsi ludzie naprawdę nie chcą, żeby dzieci organizowały im życie. Emerytura to czas na odpoczynek, a nie przygody”
„Gdy straciłam pracę, wyjechałam z miasta i zaszyłam się w górach. To tu odnalazłam spokój, szczęście i miłość”
„Sąsiadka za młodu porzuciła swoje dzieci dla kochanka. Na starość dopadła ją karma. Została sama jak palec”

Redakcja poleca

REKLAMA