„Byłam położną, a przez mój błąd urodziło się niepełnosprawne dziecko. Skrzywdziłam tę rodzinę na całe życie”

Przez mój błąd, dziecko urodziło się niepełnosprawne fot. Adobe Stock, vectorfusionart
Powinnam była wówczas być przy tamtej kobiecie. To był mój obowiązek! Tymczasem zostawiłam ją samą na godzinę. Zajrzałam do niej po północy, wszystko było w porządku. Nic nie zapowiadało tragedii.
/ 13.12.2021 04:40
Przez mój błąd, dziecko urodziło się niepełnosprawne fot. Adobe Stock, vectorfusionart

Aldona spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

– Jesteś pewna? Przecież rodzice tego dziecka nie złożyli skargi. Możesz nadal pracować w zawodzie!

– Nie mogę. Dręczą mnie wyrzuty sumienia. Boję się, że znów popełnię fatalny w skutkach błąd.

– Zastanów się jeszcze raz – spojrzała mi głęboko w oczy. – Jesteś świetną położoną. Przez tyle lat sprowadziłaś szczęśliwie na świat setki dzieci. Jeden błąd nie może…

– Jeden błąd może zmienić całe życie – naprawdę w to wierzyłam.

Aldona miała rację.

Przez tyle lat nie popełniłam błędu

Dawałam z siebie wszystko. Co więc stało się tamtej pamiętnej nocy? Nie wiem! Może zadziałało zmęczenie, sprawy prywatne?

Przed kilkoma tygodniami rozwiodłam się z mężem, a córka zaczęła przysparzać problemów. Nic mnie jednak nie tłumaczy. Powinnam była wówczas być przy tamtej kobiecie. To był mój obowiązek! Tymczasem zostawiłam ją samą na godzinę. Zajrzałam do niej po północy, wszystko było w porządku. Nic nie zapowiadało tragedii.

Potem zajęłam się wypisywaniem dokumentów. Nawet kiedy skończyłam, nie poszłam do niej od razu. Zrobiłam sobie herbatę i analizowałam sytuację, w jakiej się znalazłam. W końcu westchnęłam głośno i ruszyłam do rodzącej. Spojrzałam na zegarek – była pierwsza.

Kiedy zorientowałam się, że tętno dziecka spada, natychmiast wezwałam lekarza. Po piętnastu minutach pacjentka była już gotowa do cesarki. Gdy lekarz wyciągnął dziecko z brzucha matki, zapadła cisza.

Maleństwo nie oddychało

Natychmiast przystąpiono do reanimacji. Rozpoczęliśmy heroiczną walkę o życie noworodka. Jednak ja czułam narastające wyrzuty sumienia.

„Gdybym nie zostawiła tej kobiety samej… Gdybym zajrzała wcześniej… Gdybym…”.

– Mamy je! – rozległ się głos neonatologa. – Oddycha!

– Co się dzieje z moim dzieckiem? – krzyczała matka.

Bałam się spojrzeć jej w oczy. Niestety, w wyniku niedotlenienia doszło do nieodwracalnych zmian w mózgu noworodka. Porażenie mózgowe – to brzmi jak wyrok. Wybiegłam przed szpital i wybuchłam płaczem. To nie mogło się tak skończyć. To dziecko powinno być zdrowe! Nie umiem sobie wybaczyć.

Czy oni będą potrafili? Od początku wiedziałam, że to moja wina, ale… rodzice nie szukali winnych. Dobry Boże! Napatrzyłam się w szpitalu na wiele tragedii, a żadna z par w tak zadziwiający i piękny sposób nie zaakceptowała swojego losu.

Oni po prostu pokochali to dziecko takie, jakie było, mimo iż wiedzieli, że czeka ich życie pełne wyrzeczeń. Pomyślałam wówczas, że są wspaniali. Rehabilitacja, wizyty u lekarzy, specjalistyczna opieka – jeśli ktoś miał temu podołać, to właśnie oni.

Minęło kilka miesięcy

Aldona ścisnęła mocno moją dłoń.

– Jesteś pewna, że to dobra decyzja?

– Tak. Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Wiem, że to niezgodne z regulaminem, ale… myślisz, że dałoby radę zorganizować adres tej pary?

– Nie rób tego.

– Muszę.

Jeszcze tego samego dnia pojechałam pod wskazany adres. Drzwi otworzyła kobieta. Nie poznała mnie. Dopiero po czasie na jej twarzy pojawił się błysk zrozumienia.

– Chciałabym porozmawiać.

Wpuściła mnie do środka, zaproponowała herbatę, ale odmówiłam. Szybko przeszłam do rzeczy. Opowiedziałam jej wszystko. Patrząc jej prosto w oczy, przyznałam, że to przeze mnie jej dziecko jest chore.

– Czego pani ode mnie oczekuje? Wybaczenia? – prychnęła głośno.

Spuściłam wzrok.

– Mogę oddać się w ręce policji.

– Proszę stąd wyjść.

Wyszłam. Bo co miałam zrobić? Pieniądze powoli zaczynały mi się kończyć, a ja nie miałam pomysłu, co ze sobą zrobić. Tkwiłam w zawieszeniu. Niby szukałam pracy, ale nie chciałam jej znaleźć. Żyłam, ale co to za życie? Wtedy zadzwoniła Aldona.

– Ta para… oni szukali cię w szpitalu. Czy mogę podać im twój numer?

Dwa dni później ponownie zmierzałam na spotkanie z rodzicami noworodka. Nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać. Byłam przygotowana na wszystko.

Chcielibyśmy, żeby pani wiedziała, że pani wybaczyliśmy. Nie traktujemy choroby Zuzi jako wyroku. Popełniła pani błąd, ale na pewno… – kobieta spuściła wzrok – na pewno poniosła już pani konsekwencje.

– Taaak – przyznałam. – Wyrzuty sumienia będą mi już towarzyszyć do końca moich dni. Nadal nie mam pomysłu na siebie. Wiem jedno – położoną już nie będę. Nie po tym wszystkim. Ale nie zmarnuję swojego życia. Jeszcze mam szansę być szczęśliwa.

Kiedy rodzice tego dziecka mi wybaczyli, poczułam ogromną ulgę. To najpiękniejsze, co mogłam od nich otrzymać.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA