„Byłam pewna, że to menopauza, a pod moim sercem rosło dziecko. Wpadłam w panikę, nie chcę więcej zafajdanych pieluch”

Kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, prostooleh
„Kazał mi się położyć na kozetce i dotknął mojego brzucha, po czym oznajmił, że powinnam zapisać się do ginekologa, ale radzi też wykonać test ciążowy. Usiadłam i skonsternowana zapytałam, czy mówi poważnie, a on tylko nieznacznie skinął głową. Nie pytał nawet, czy to możliwe. A przecież niemożliwe! Chociaż… mój Boże!”.
/ 01.12.2022 15:15
Kobieta w ciąży fot. Adobe Stock, prostooleh

Musisz w końcu wybrać się do lekarza – mój mąż spojrzał na mnie wyraźnie strapiony. Czułam się fatalnie już od dwóch tygodni i choć zwykle sama sobie radzę z chorobami domowymi metodami, tym razem musiałam przyznać mu rację. Zaczęłam się obawiać, że mogłam mieć grypę żołądkową albo mój organizm powoli szykował się już na tamten świat! Było mi wciąż niedobrze i rano z trudem zwlekałam się z łóżka. A mieliśmy takie cudowne plany na lato! Syn wyjechał właśnie na obóz siatkarski, a my mieliśmy dwa tygodnie tylko dla siebie.

Chcieliśmy trochę zaszaleć jak za dawnych lat, wyruszyć w góry ze znajomymi, a po drodze zaliczyć jakieś fajne spa i bacówkę z grzanym winem. Miałam wrażenie, że to złośliwość losu, że właśnie w czasie urlopu dopadło mnie jakieś licho! Zadzwoniłam do przychodni i umówiłam się na wizytę.

Oczywiście, tak jak przypuszczałam, spędziłam pół godziny w poczekalni z całym gronem kaszlących i kichających współtowarzyszy niedoli. Czy oni nie mogliby umawiać ludzi na konkretne godziny?! Przecież to wylęgarnia bakterii i wirusów! Jak ktoś przychodzi z bólem brzucha, to wraca jeszcze z ospą wietrzną, świnką i powikłaniami pogrypowymi!

– Pani K.! – wrzasnął w końcu lekarz ze swojego gabinetu.

Weszłam do środka i odruchowo wyciągnęłam w jego kierunku rękę, żeby się przywitać. Administracyjny nawyk. Spojrzał na mnie zadziwiony zza swoich maleńkich, okrągłych okularów i odchrząknął znacząco, dając mi znać, że nie podaje rąk pospólstwu.

Zrozumiano! Usiadłam na chwiejnym krzesełku i wyrecytowałam męczące mnie od kilkunastu dni objawy: ból brzucha, ospałość, nudności, zawroty głowy, ogólne rozbicie. Lekarz wszystko notował w swoim kajeciku nieczytelnymi bazgrołami, a ja zastanawiałam się, jak to później odczyta. Nie odrywając wzroku od kartki, zadawał pytania o gorączkę, kaszel, wysypkę.

– Nie… Nic z tych rzeczy, panie doktorze.

– Kiedy była ostatnia miesiączka? 

Co ten lekarz wygaduje? To już menopauza?

Cóż, zaskoczył mnie tym pytaniem. Z tego się nie przygotowałam. Wywołał w mojej głowie istną gonitwę myśli. W końcu mi się przypomniało. To było w dniu, kiedy Alek organizował imprezę z okazji swojej osiemnastki! Bałam się założyć białe spodnie. To… dwa miesiące temu? Nie… Musiałam o czymś zapomnieć. Przeliczałam intensywnie dni, próbując sobie przypomnieć, kiedy mogłam mieć kolejny okres, ale jakoś nic nie przychodziło mi do głowy.

– Myśli pan, że to menopauza?– zapytałam oszołomiona. Zaczęłam się zastanawiać, czy wiem, kiedy mama ją przechodziła. Chyba nigdy nie zapytałam. Może to już?

– Ile pani ma lat, pani K.? – spytał lekarz.

– Czterdzieści trzy. Nie, czterdzieści cztery… przepraszam, czas leci. Nawet się człowiek nie obejrzy, a tu już kolejny rok mija – chichotałam nerwowo. Jakoś nie spodziewałam się, że to już. Nie znoszę mieć miesiączki, ale jednak trochę mnie zaskoczyła ta sytuacja.

– Robiła pani test ciążowy?

– Słucham?! – spojrzałam oszołomiona i miałam ochotę odpowiedzieć, że chyba zwariował, jednak miał poważną, surową twarz i nie wyglądał na skłonnego do żartów.

Kazał mi się położyć na kozetce i dotknął mojego brzucha, po czym oznajmił, że powinnam zapisać się do ginekologa, ale radzi też wykonać test ciążowy. Usiadłam i skonsternowana zapytałam, czy mówi poważnie, a on tylko nieznacznie skinął głową. Nie pytał nawet, czy to możliwe. A przecież niemożliwe! Chociaż… mój Boże! Tydzień po urodzinach Alka robiliśmy imprezę dla rodziny. Trochę za dużo wypiliśmy z Waldkiem i… no tak! Zupełnie o tym zapomniałam! Nie, to niemożliwe, to nie może być prawda!

Cała się trzęsłam. Nie mogłam być w ciąży!

Od razu ruszyłam do apteki, która znajdowała się tuż obok przychodni. Stojąc w kolejce, czułam się jak wariatka. W moim wieku kupować test ciążowy! Co za paranoja. Wciąż powtarzałam sobie, że to pomyłka! Że ten lekarz nie mógł przecież wyczuć ciąży na odległość! Od razu przeczuwałam, że to jakiś konował-uzdrowiciel! Pewnie dyplom kupił na targu! Nie jest ginekologiem, kto go upoważnił do takich diagnoz?! Skąd mu to w ogóle przyszło do głowy? Stałam, potupując nogą, kiedy nagle tuż za mną wyrosła sąsiadka z bloku.

– O! Cześć, Iwona! – ucieszyła się na mój widok.

Spotkania w aptece zwykle są krępujące bez względu na to, czy kupuje się tylko krem na cellulit, czy czopki, ale zakup testu ciążowego przy sąsiadce to już przesada. W tych aptekach powinni zrobić bardziej dyskretne, wydzielone miejsca dla tych, którzy wolą tylko szepnąć farmaceucie, po co przyszli. Jak w konfesjonale!

A tak, zanim wrócę do domu i powiem Waldkowi, co się stało, już cały blok będzie huczał od plotek. Próbowałam przepuścić ją przodem, ale uparła się, żebym poszła pierwsza. Pomyślałam, że może sama stoi po krem na hemoroidy, i od razu poczułam się nieco lepiej. No, trudno, co było robić. Podeszłam do okienka i poprosiłam o witaminę C.

Jadzia podeszła do drugiego i zaczęła rozmawiać z drugą aptekarką o swojej recepcie, więc korzystając z jej nieuwagi, szepnęłam, że poproszę jeszcze o test. Farmaceutka ruszyła w kierunku półki, na której były same produkty dla niemowląt, więc modliłam się, żeby Jadzia nie popatrzyła, po co sięga.

– Jaki pani chce ten test? Płytkowy, strumieniowy czy paskowy? – wrzasnęła spod półki. Opadły mi ręce. Teraz to już bez różnicy! Jadzia spojrzała na mnie oczami jak pięć złotych.

– Jesteś w ciąży?!

– Nie… raczej nie! Spóźnia mi się okres, muszę wykluczyć wszystkie możliwości – starałam się zbagatelizować problem, a przy okazji zabić wzrokiem niedyskretną farmaceutkę.

Nie czekając na to, aż Jadzia rzuci mi się na szyję i zacznie gratulować, zapłaciłam za test i wyszłam. Do domu miałam piętnaście minut na piechotę. Wiedziałam, że nie wytrzymam tak długo. Nerwy mnie zjedzą!

Musiałam wiedzieć od razu! Wróciłam więc do przychodni i poszłam do toalety, gdzie natychmiast zrobiłam test ciążowy, wciąż modląc się, żeby ten koszmar okazał się tylko złym snem. Odczekanie tych pięciu minut do wyniku ciągnęło się w nieskończoność. Nerwowe pukanie do drzwi kogoś z kolejki nie pomagało. Starałam się nie patrzeć na test, żeby nie stresować się dodatkowo początkowym wynikiem, który mógł nie być ostateczny.

Dwie kreski na teście! Byłam zdruzgotana…

Gdy zegar wskazał dwunastą (jak symbolicznie!), potrząsnęłam ramionami, żeby trochę zrzucić z nich stres i spojrzałam na wynik. Do ostatniej chwili liczyłam, że po prostu dwoi mi się w oczach, ale musiałam pogodzić się z tym, co widziałam. Dwie kreski! W podrygu nadziei spojrzałam na instrukcję raz jeszcze, jakbym mogła się pomylić. Oczywiście wszystko się potwierdziło – byłam w ciąży!

Kiedy po tylu latach wyrzeczeń i poświęceń udało mi się w końcu doprowadzić do pełnoletności jednego dzieciaka, w kolejce ustawił się drugi, któremu znów trzeba będzie zmieniać pieluchy, uczyć, że nie dłubie się w nosie, świecić za niego oczami na wywiadówkach i znosić nastoletni bunt!

A na domiar złego będę już stara i wszystkie mamy jego kolegów z klasy będą pewnie myślały, że jestem babcią! Jak to możliwe, że okazałam się tak skrajnie nieodpowiedzialna?! Jak mogłam po prostu nie uważać i jeszcze przez miesiąc nawet nie pomyśleć, że seks bez zabezpieczenia może nieść za sobą konsekwencje…

A Waldek wcale nie był lepszy. Dobrze wiedział, co zrobił, a moje nudności nawet nie nasunęły mu podejrzeń, że coś mogło się stać. Pukanie do drzwi nie ustawało. Przełknęłam ślinę i wyszłam z łazienki. Jakaś wściekła kobieta fuknęła na mnie, ale w tamtej chwili nie mogłam zdobyć się nawet na grzecznościowe „przepraszam”. Nie byłam w stanie myśleć o niczym innym poza tym, że jestem w ciąży.

A to była ostatnia rzecz, jakiej się spodziewałam i pragnęłam. Moja wizja spokojnego, dorosłego życia właśnie legła w gruzach i krzywe spojrzenie jakiejś obcej osoby nie mogło sprawić, żeby ten dzień był jeszcze gorszy! Nie pamiętam za dobrze drogi do domu.

Byłam tak roztrzęsiona, że to cud, że nie wpadłam po drodze pod samochód. Miałam wrażenie, jakbym znalazła się w czarnej otchłani, która mnie wciągała. Każda próba znalezienia pozytywu w tej sytuacji kończyła się falą łez. Wiedziałam, że są w tej chwili na świecie miliony kobiet, które ryczą właśnie z powodu negatywnego wyniku testu. Choćby z uwagi na to nie powinnam aż tak rozpaczać.

Jednak one nie miały pewnie pełnoletniego dziecka, które nie było łatwe w wychowaniu, i nie żyły w przeświadczeniu, że ich przygoda z macierzyństwem skończy się na jedynaku, który i tak okazał się sporym wyzwaniem! Wróciłam do domu zrozpaczona i zapłakana. Waldek spojrzał na mnie z wielkim przerażeniem w oczach.

Nie mogłam uwierzyć w jego reakcję!

– Kochanie, co jest? Czemu płaczesz? Błagam cię, nie mów, że masz raka! Nie masz, prawda?! – pytał gorączkowo.

– Nie – pokręciłam głową, a on opadł na fotel i patrzył na mnie wciąż przestraszony, ale z ulgą, że to nie najgorsze.

– To co jest? Coś poważnego, tak?

– Jestem w ciąży! – powiedziałam i znowu wybuchłam płaczem. Myślałam, że Waldek też będzie zdruzgotany, ale jego twarz nagle dziwnie się rozjaśniła.

– W ciąży? – zapytał z lekkim uśmiechem, a ja pomyślałam, że źle widzę. Potwierdziłam to, co powiedziałam, a on podbiegł i mnie przytulił. Nie mogłam uwierzyć w jego reakcję! Odsunęłam się i spojrzałam w jego uszczęśliwione oczy.

– Z czego się cieszysz, głupi? – parsknęłam śmiechem przez łzy, a on wciąż mnie przytulał i śmiał się, wyraźnie wzruszony.

Naprawdę się cieszył! Chyba zwariował! Usiadłam z nim i zaczęłam opowiadać wszystko, co się stało, a on słuchał i wciąż siedział przy mnie, gładząc moje dłonie i brzuch. Gdy doszłam do pozytywnego wyniku i opowieści o mojej rozpaczy, pocałował mnie i spojrzał mi w oczy.

– Kochanie, będziemy mieli maleństwo. Jeszcze jedno dziecko! To wspaniale.

– Co wspaniale? Wychowanie Alka ledwie przeżyliśmy!

– Będzie inaczej, zobaczysz. Mamy więcej cierpliwości. Już się tak nie kłócimy jak wtedy, gdy byliśmy młodzi i pełni niespełnionych ambicji. Osiągnęliśmy sukces w zawodzie. Jesteśmy zabezpieczeni finansowo, nie musimy się już ścierać z kredytem. Może tym razem będzie dziewczynka. Chciałaś dziewczynkę, prawda? – patrzył na mnie i wycierał mi łzy, a ja ku swojemu zdumieniu nabierałam przekonania, że ma rację. Może faktycznie drugie dziecko będzie miało zupełnie inny start… Poczułam, że ogarnia mnie spokój i emocje opadają.

Nie wiem nawet, kiedy zasnęłam

Obudziłam się po dwóch godzinach w sypialni. Waldek najwyraźniej mnie tam przeniósł i przykrył. Kiedy się zwlokłam z łóżka, zobaczyłam go w salonie nad laptopem. Przeglądał forum z opiniami o prywatnych gabinetach ginekologicznych. Odwrócił się do mnie.

– Przemyślałem wszystko. Wiem, czemu się boisz. Mało ci pomagałem przy Alku, bo byłem zajęty karierą. Teraz będę bardziej zaangażowany, obiecuję.

Usiadłam przy nim i przytuliłam go mocno. Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że jego wsparcie wszystko zmieni. Że w ciągu jednego popołudnia ze skrajnej rozpaczy przejdę może nie do entuzjazmu, ale do porządku dziennego nad tym, że nasze życie znów wywróci się do góry nogami. Los zesłał nam taką niespodziankę, że nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje. Może jednak razem jakoś damy radę. Nagle usłyszałam tupanie ciężkich butów na klatce. Drzwi się otworzyły i do domu wpadł Alek.

– Mamo… – spojrzał wystraszony w moim kierunku. – Musimy pogadać.

– My też chcieliśmy ci coś powiedzieć – zaczął Waldek, ale go uciszyłam. Alek miał chyba coś ważnego do zakomunikowania, więc chciałam mu dać mówić.

– Co jest?

– Magda jest w ciąży!

Takie zbiegi okoliczności się nie zdarzają!

To była ostatnia rzecz, jaką mogłabym sobie wyobrazić. Alek podejrzewał chyba, że spadnie na niego fala krytyki i będziemy prawić mu morały. Tymczasem Waldek, zamiast zareagować jak przystało w takiej sytuacji na ojca, zaczął się histerycznie śmiać.

Nie było wyjścia. Musieliśmy od razu powiedzieć synowi, co się dzieje. Spojrzał na nas oniemiały. Miałam zostać po raz kolejny mamą i jednocześnie po raz pierwszy babcią! To nie mogła być prawda! Czułam się jak bohaterka brazylijskiej telenoweli, bo przecież w prawdziwym życiu takie rzeczy się nie dzieją!

Alek, podobnie jak my, nie mógł uwierzyć. Nie mieściło mu się w głowie, że mogliśmy równocześnie zaliczyć wpadkę. Jednak to, że będzie miał rodzeństwo, nie robiło na nim takiego wrażenia jak to, że sam będzie ojcem.

Był przerażony, i nic dziwnego. Starałam się go wspierać i przekonywać, że jakoś dadzą radę. Postanowił, że skoro będzie miał dziecko, musi zachować się dojrzale i znaleźć pracę. Magda była u nas niemal codziennie. Rozmawiałyśmy o nudnościach i senności, a czasem nawet razem ucinałyśmy sobie drzemkę. Przez kolejnych kilka miesięcy wszystko było na wariackich papierach. Alek i Magda wynajęli razem mieszkanie, a my przerobiliśmy pokój Alka na pokoik niemowlęcy. Okazało się, że obie będziemy mieć córeczki. Kiedy zobaczyłam, jak Waldek skręca maleńkie łóżeczko, dotarło do mnie, że już wkrótce będzie w nim spał niemowlaczek.

– Czemu płaczesz?! – Waldek zerwał się na równe nogi.

– Wzruszyłam się – odpowiedziałam szczerze, bo w końcu dotarło do mnie poczucie szczęścia związane z oczekiwaniem na dziecko. Poza tym zaangażowanie Waldka utwierdziło mnie w przekonaniu, że mogę na nim polegać.

Magda miała dzień wcześniej ponury nastrój, więc zadzwoniłam do niej i powiedziałam, że na pewno damy sobie ze wszystkim radę. Roześmiała się i powiedziała, że wie, a Alek też już skręcił łóżeczko. Cóż, hormony nam szalały, ale przyszłość zapowiadała się dużo lepiej. Tak też było.

Urodziłyśmy córeczki w tygodniowym odstępie czasu. My naszą nazwaliśmy Zuzia, a oni swoją Lilka. Są prawie jak siostry. Wszystko tak się ułożyło, że nasze rodziny niemal się scaliły. Magdę traktowałam prawie jak córkę, wspierałyśmy na każdym etapie – od ząbkowania, przez naukę chodzenia aż po wybór przedszkola naszych dzieci.

Obie są piękne, zdolne i pełne uroku

Można było przypuszczać, że to ja jako bardziej doświadczona byłam siłą doradczą, ale wcale tak nie było. To Magda namówiła mnie, żebyśmy zapisały się na gimnastykę z dziećmi i na basen. Gdy Alek był mały, takich rzeczy się nie robiło.

Teraz mogłam liczyć nie tylko na męża, ale i na syna. Chodziłam z Alkiem na spacery z wózkami. Ludzie patrzyli z zainteresowaniem, ale wbrew obawom nie spotkały mnie żadne złośliwe komentarze. Dziewczynki rosły i stawały się coraz bardziej samodzielne.

Obie są piękne, zdolne i pełne uroku, ale potrafią też pokazać charakterek. Cóż, mają to po rodzicach! Dwa miesiące po ich czwartych urodzinach Alek w końcu podjął męską decyzję i oświadczył się Magdzie. Na ślub zaprosili tylko najbliższych. Dziewczynki w sukienkach z tiulu sypały kwiatki w drodze do ołtarza, a my wzruszeni przyglądaliśmy się ceremonii. Patrząc na nich, szczęśliwych i zakochanych, pomyślałam, że życie zatoczyło koło. Całe szczęście naszej rodzinie udało się wyjść z tego obronną ręką.

Czytaj także:
„Koleżanka siostry z małej dziewczynki wyrosła na piękną kobietę. Zakochałem się, ale smarkula potraktowała mnie jak zabawkę”
„Moja mama niczego nie wyrzuca, bo wszystko się może przydać. Tak zagraciła mieszkanie, że nie widać już skrawka podłogi”
„Były nie dość że jest zdrajcą i babiarzem, to uczy kłamstwa córkę. Nie pozwolę, by patrzyła, jak obściskuje się z kochanką”

Redakcja poleca

REKLAMA