„Byłam pewna, że mąż mnie zdradza, bo co weekend znikał z domu. Czułam, że nie łowi ryb, ale chodzi na baby”

Zazdrosna kobieta fot. Adobe Stock, Ilona
„Panieński wieczór okazał się brzemienny w skutki. Opowieści o zdradzanych żonach pogłębiły tylko moją podejrzliwość. Nie było mi do śmiechu, gdy niedługo po ślubie mąż prawie w każdy letni weekend zaczął z kolegami jeździć na ryby. Ciekawe, co go tam tak ciągnie”.
/ 06.08.2022 07:15
Zazdrosna kobieta fot. Adobe Stock, Ilona

Odkąd poznałam Janka, byłam o niego zazdrosna. Niewysoki, mimo to podobał się wszystkim koleżankom. Miał śniadą skórę, gęste, kręcone włosy i zielono-brązowe oczy z radosnymi iskierkami.

Byłam dumna, że spośród tylu dziewczyn wybrał mnie, jednak wciąż czułam zagrożenie. Nigdy na niczym go nie przyłapałam, ale powody do zazdrości miałam zawsze. A to odpowiedział na uśmiech jakiejś dziewczyny, a to obejrzał się za długonogą blondynką, żartobliwie zagadał do ekspedientki w sklepie. „Od rzemyczka do kamyczka. Przy mnie się tylko do nich uśmiecha, a jak będzie sam…” – myślałam.

Bombą z opóźnionym zapłonem był panieński

Przyjaciółki zaczęły gadać o zdradach. Ewa opowiedziała historię, jak jej pierwszy mąż udawał, że jeździ na polowania, a w tym czasie romansował. Zawsze wracał z jakimś myśliwskim trofeum, więc na początku niczego nie podejrzewała, tylko robiła pasztet z dziczyzny.

Aż kiedyś ktoś uczynny poinformował ją, że w weekendy widuje jej męża w towarzystwie efektownej brunetki. No to na najbliższe polowanie przygotowała mu niespodziankę – z futerału wyjęła strzelbę, a włożyła do niego parasol. Jak zwykle w niedzielę wieczór z wypadu do lasu przywiózł zająca, tym razem trafionego z parasola. Toż to cud! Ale miał minę, gdy mu składała gratulacje!

Kasia z kolei opowiedziała historię sąsiadki, której mąż wybrał się samochodem w dwutygodniową podróż służbową do Gdańska. Jak się okazało, daleko nie pojechał, bo tylko do innej dzielnicy ich miasta. Miał pecha, że zaparkował tuż pod oknem znajomej, a auto było charakterystyczne.

Owa znajoma zaniepokojona, że samochód stoi od tygodnia w jednym miejscu w dzień i w nocy, poinformowała o tym Kasi sąsiadkę. Ta wzięła zapasowe kluczyki i odstawiła samochód do garażu. Postanowiła cierpliwie poczekać i dowiedzieć się, co powie mąż. A on w międzyczasie telefonował, jakby nigdy nic się nie stało, opowiadał, jak mu tam w tym Gdańsku jest.

Pewnie nawet nie zauważył, że auto zniknęło. Wreszcie przyjechał z tej niby-delegacji, wszedł do domu i bez mrugnięcia okiem zakomunikował, że właśnie przed chwilą ukradli mu samochód. Gdy żona wysłała go do garażu i tam odnalazł zgubę, przyznał się, że ma romans.

Śmiałyśmy się do łez z tych opowieści

Jednak ten panieński wieczór okazał się brzemienny w skutki. Opowieści o zdradzanych żonach pogłębiły tylko moją podejrzliwość. Nie było mi do śmiechu, gdy niedługo po ślubie mąż prawie w każdy letni weekend zaczął z kolegami jeździć na ryby. Motorem, nad zalew. Od razu przypomniała mi się historia z myśliwym.

Janek za każdym razem wracał z rybami, ale co z tego – tamten facet zająca też do domu przynosił, co za problem kupić. Każdy kolejny wyjazd wytrącał mnie z równowagi, a gdy tylko mąż przekraczał próg mieszkania, suszyłam mu głowę. Zaczęłam nawet przeglądać jego kieszenie, ale dowodów zdrady nie było.

Wreszcie jedna z tych męskich wypraw zdała się potwierdzić moje podejrzenia. Janek tym razem wybrał się na ryby ze swoim ojcem. Wrócili nawet wcześniej niż zwykle, bo chcieli zdążyć na mecz. Jakież było moje zdumienie, gdy się okazało, że nie mają ani ryb, ani plecaka.

Tłumaczyli się, że w pośpiechu źle go przymocowali i zgubili gdzieś na drodze. Teść wyglądał na szczerze zmartwionego, bo oprócz dwóch wielkich leszczy miał tam ponoć jakieś cenne błystki i haczyki. Popatrzyłam z powątpiewaniem, ale tym razem nie skomentowałam tego ze względu na teścia.

„No, szczyt wszystkiego, to już razem z ojcem chodzi na baby?” – pomyślałam tylko. „A może ojciec go kryje?”. Oni oglądali mecz, pili piwo, a ja się gotowałam ze złości. Gdy tylko teść wyszedł, zrobiłam awanturę.

2 dni później Janek z triumfem wrócił do domu

– Spójrz, złośnico – powiedział – ktoś dał w gazecie ogłoszenie, że znalazł na drodze plecak z rybami i sprzętem wędkarskim. Już tam dzwoniłem. Facet jechał za nami i widział, jak zgubiliśmy plecak. Umówiłem się, że za godzinę go odbiorę. Widzisz, mówiłem prawdę.

– A może to ty dałeś ogłoszenie? Daj adres, pojadę tam, i to sama.

Pojechałam. Drzwi otworzył mi mężczyzna, był zdziwiony i wcale nie chciał oddać mi plecaka! Stwierdził, że odda plecak tylko do rąk własnych mojego męża. „Jakaś męska solidarność?” – pomyślałam.

Zadzwoniłam po Janka i godzinę później razem staliśmy pod tymi samymi drzwiami. Mężczyzna wpuścił nas do mieszkania, ale zachowywał się dziwnie. Robił do Janka jakieś miny, powiedział żonie, żeby zaprosiła mnie na herbatę do kuchni. „Dlaczego tylko mnie?”. Powiedziałam, że się spieszymy i stałam jak słup. W końcu przyniósł plecak.

– Ryby zjedliśmy, bo by się zepsuły – powiedział i wręczył mężowi zgubę.

– A to coś, w co były zawinięte, uprałam, złożyłam i włożyłam do środka – dodała jego żona ze zjadliwym uśmiechem.

Gdy znaleźliśmy się na klatce schodowej, wyrwałam Jankowi plecak, zajrzałam do środka i wyciągnęłam… damską koronkową koszulę nocną! Osłupiałam. On nawet się nie tłumaczył. Ja za to byłam jak furia. Kiedy Janek wreszcie odzyskał głos, usłyszałam najgłupszą rzecz pod słońcem.

Zazdrość rozbiła niejedno udane małżeństwo

– To chyba ojca… – powiedział.

– Znaczy ojciec łowi ryby w damskiej koszuli nocnej? A ja myślę, że albo on kryje ciebie, albo ty jego. Koniec z tym. Jedziemy do rodziców – zarządziłam.

Po kwadransie byliśmy na miejscu. Otworzyła teściowa. Od razu wyciągnęłam koszulę i wysyczałam złośliwie.

– Oto dowód, że na tych rybach, co to ostatnio był tatuś z synkiem, nie leszcza, a syrenę jakąś złowili. Ten powabny ciuszek był w plecaku ojca. I co mama na to?

A teściowa w śmiech. Okazało się, że to jej stara koszula, którą odłożyła na szmaty. A ojciec zabrał ją, bo dla wędkarza dobra szmata to podstawa. Można w nią wycierać ręce, a potem zawinąć rybę.

Ojciec był wędkarzem starej daty i złowionych ryb nie wkładał do foliowych toreb, żeby się nie zepsuły. Najadłam się wstydu. Ta historia wiele mnie nauczyła, a nawet uratowała mój związek. Zazdrość rozbiła przecież niejedno udane małżeństwo.

Czytaj także:
„Sąsiadka organizowała zbiórki na chore dzieci, ale cała kasa leciała do jej kieszeni. Cwaniara robiła biznes moim kosztem”
„Gdy chciałam utemperować krnąbrną uczennicę, dyrektor zagroził mi dyscyplinarką. Jak się okazało, miała u niego fory”
„Sąsiedzi we wsi mają mnie za dziwaczkę, bo przygarniam bezpańskie zwierzaki. Co gorsza, pozwalam im spać w chałupie”

Redakcja poleca

REKLAMA