Wiadomość o rozwodzie Beaty zelektryzowała nas wszystkie. Było to coś tak niespodziewanego jak nie przymierzając, lądowanie kosmitów na kościelnej wieży. Wiadomo, rozwody się zdarzają, ale fakt, że spotkało to Becię, którą dotychczas uważałyśmy za największą szczęściarę z naszej trójki, wprawił nas w osłupienie. Na dodatek jej rozwód zapowiadał się na huczną imprezę, bo przyczyną było podwójne życie męża i dobrze już odchowane dziecko na boku.
Gdy tylko doszły nas pogłoski o planowanym rozstaniu, postanowiłyśmy na razie spotkać się tylko we dwie, żeby omówić sytuację wspólnej przyjaciółki.
– To po prostu niesamowite! – perorowałam. – Jakim cudem nie zorientowała się, że ten gnojek ma kochankę i dziecko? Chyba po prostu udawała, że nie wie.
– A ja sądzę, że naprawdę nie wiedziała – zaprzeczała Anka. – Gdyby wiedziała, lepiej by się do tego przygotowała, jakoś zabezpieczyła. Spotkałam ją przypadkiem w aptece, kupowała środki uspokajające, a wyglądała tak, że nawet bez recepty by jej leki dali. Wynędzniała, zapłakana, klasyczny obraz kobiety w depresji…
– Ale przecież musiał znikać z domu, żeby jeździć do tej baby i dzieciaka – upierałam się przy swoim. – Na Boga, przecież to trwało latami!
– Tak – pokiwała głową – jeździł. Ale skąd Beata mogła wiedzieć, po co i do kogo? Przypominam ci, że on od lat pracuje w stolicy, do domu zjeżdżał na weekendy, a i to nie w każdy, bo jakieś integracje-sracje, konferencje, targi, imprezy… Becia ufała mu i nie sprawdzała.
– Może i tak – przyznałam z ociąganiem – ale żeby zupełnie nic nie podejrzewać? Ja bym się zorientowała, że coś nie gra.
– Tak ci się tylko wydaje – przystopowała mnie Anka. – Jesteś całkowicie pewna, że twój mąż cię nie zdradza? Przecież nie chodzisz za nim trop w trop. A facetom, jeśli chodzi o okazje do zdrady, na inwencji nie zbywa. I każdą z nich potrafią wykorzystać, zwłaszcza ci znudzeni stabilizacją, po wielu latach małżeństwa. Nie wiem jak ty, ale ja wolę się uczyć na błędzie Beaty niż popełnić własny – dodała z pewną zaciętością. – Teraz zamierzam dokładnie się przyjrzeć poczynaniom mojego ślubnego i przeanalizować wszystkie niejasne sytuacje. A w razie najmniejszego cienia wątpliwości, działać. Wolę być podejrzliwa niż rozwiedziona.
Słowa Anki dały mi do myślenia
Wracając ze spotkania, analizowałam własną sytuację. Może rzeczywiście lata małżeństwa moją czujność też uśpiły? Traktowałam męża jak, hm, skałę, coś niezmiennego, nienaruszalnego, a przecież wcale tak być nie musiało. Już w domu kontynuowałam rozmyślania, które biegły dwutorowo. Jedna ja mówiła: „Anka cię nakręciła, szukasz dziury w całym, popadasz w paranoję, to po prostu niemożliwe, żeby Jurek cię zdradzał”. Druga ja podsuwała niepokojące fakty z całkiem niedalekiej przeszłości: „Pamiętasz, jak nagle zatrzasnął laptopa, kiedy nieoczekiwanie weszłaś do jego pokoju? A nie dziwi cię, że ostatnio bardzo pilnuje swojej komórki i zabiera ją nawet do łazienki? Kto normalny chodzi pod prysznic z telefonem? Tylko facet, który ma coś do ukrycia!”.
Aha. Odgrzebywałam w pamięci zdarzenia, które wcześniej bagatelizowałam, ale ziarnko niepewności zasiane przez Ankę wykiełkowało i rosło z szybkością bambusa. Czy te jego wyprawy, rzekomo w męskim gronie, były naprawdę eskapadami na ryby? A może zostały wymyślone specjalnie na mój użytek?
Wreszcie osiągnęłam taki poziom niepokoju, że zamierzałam właśnie przejrzeć kieszenie w garderobie męża, kiedy tenże stanął w drzwiach.
– Cześć, kochanie – zagruchał.
Niby zawsze tak mnie witał, ale dziś nie byłam z tego powodu zadowolona. Podobno im więcej mąż ma na sumieniu, tym czulej odnosi się do żony.
– Cześć – mruknęłam niechętnie.
– Coś się stało? Kiepski dzień miałaś?
– Głowa mnie boli – zasłoniłam się standardowym kobiecym wykrętem. – Chyba ciśnienie spada…
– A kolację dałaś radę zrobić? – zainteresował się. – Bo głodny jestem jak wilk. Od rana nic nie jadłem. Nie miałem czasu, w robocie dziś urwanie głowy było.
Czy aby na pewno z tego powodu? Przecież u niego w firmie przerwa na lunch jest święta… Raz rozbudzona wyobraźnia nie próżnowała. Może spędził ją z jakąś młodą stażystką, która żyje na wodzie i sałacie? Ta myśl wygenerowała następną. Może ja też powinnam przejść na dietę? Ostatnio odpuściłam sobie wiele spraw, nic dziwnego, że Łukasz za innymi babami się ogląda… Chryste! Mało nie zerwałam się z fotela, aby oszacować w lustrze rozmiary swoich zaniedbań. W ostatniej chwili przypomniałam sobie, że przecież głowa mi pęka.
Zrobiłam zbolałą minę i krzywiąc się, wolno wstałam. Ta pantomima odniosła pożądany skutek.
– Skoro tak cię boli, to sam sobie coś naszykuję – małżonek ruszył w kierunku kuchni. – Też coś ci zrobić?
– Herbatę…
Musi mieć coś na sumieniu. Na bank!
Ostatnio zaproponował, że coś mi przygotuje, jakieś pięć lat temu, gdy wróciłam do domu po operacji wyrostka. Rany, głowa naprawdę zaczęła mnie boleć.
– Albo nie rób! – jęknęłam głośniej w kierunku kuchni. – Położę się.
Długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując i syntetyzując swoje przemyślenia. Każde z tych zdarzeń – brane pojedynczo – wydawało się naturalne, niegroźne, wręcz banalne. Dopiero kiedy się je zsumowało, układały się w niepokojącą całość. Przypadek? Akurat. Wszystko wskazywało na to, że Jurek też ma jakiś romans na boku. Albo się do niego szykuje. Muszę zacząć działać, żeby nie skończyło się jak u Beaty, rozwodem… Z tą myślą zasnęłam.
Rano, gdy tylko za mężem zamknęły się drzwi, ruszyłam do jego szafy. Gardząc samą sobą, uważnie sprawdzałam zawartość kieszeni, przyglądałam się marynarkom, czy jakiś włos nie przywarł do rękawa, obwąchiwałam krawaty. Niczego podejrzanego nie znalazłam. To jeszcze gorzej, myślałam ponuro. Znaczy, że to coś poważnego, więc się pilnuje. Zwykle w kieszeniach miał jakieś paragony, kwity, bilety, a teraz ani świstka. Źle to wróży, oj, źle…
Co mogłam zrobić, by nie doszło do najgorszego? Przede wszystkim postanowiłam zadbać o siebie. Umówiłam się do fryzjera i kosmetyczki, a po wizycie w salonie ruszyłam na rajd po sklepach w poszukiwaniu efektownych ciuchów. Może jak Jurek zobaczy mnie w nowej odsłonie, romans wywietrzeje mu z głowy? Uczepiłam się tej myśli, nie żałując zaskórniaków. Efekt, jaki osiągnęłam, wydawał mi się zadowalający, póki nie wróciłam do domu. Mąż chyba nawet nie zauważył moich starań; siedział przed komputerem i coś pisał. Tylko na moment odwrócił głowę od ekranu, mruknął: „O, jesteś już” i wrócił do poprzedniego zajęcia.
Poszłam do swojego pokoju i też włączyłam laptopa. Coś mnie tknęło i zalogowałam się na nasze wspólne konto. Z przerażeniem zauważyłam, że zniknęła z niego dość pokaźna suma pieniędzy. Prześledziłam historię, z której wynikało, że Jurek wypłacił je jakiś miesiąc temu. Przypomniałam sobie tamten dzień. Wrócił wtedy późno i był bardzo podekscytowany. Też bym była, gdybym w jeden wieczór wydała pięć tysięcy! – pomyślałam ze wściekłością.
Wszystko jasne! Drań ma romans!
Emocje we mnie buzowały. Żal, smutek, upokorzenie i gniew walczyły o pierwszeństwo. Zwyciężył gniew. O nie, mój drogi, nie pójdzie ci tak łatwo. Dowiem się, co to za… szm***! A wtedy niech opatrzność ma was w swojej opiece. Kiedy obmyśliłam plan działania, zajrzałam do pokoju męża.
– Kochanie, pojutrze będę potrzebowała samochód. Mamy w weekend szkolenie w jakimś ośrodku na prowincji. Podobno jest luksusowy, ale dojechać do niego trzeba na własną rękę.
– A nie możesz się z kimś zabrać? – Jurek wyraźnie nie był zadowolony, że pozbawiam go środka transportu.
Rozłożyłam bezradnie ręce.
– Ano, niestety, tak się złożyło, że nie mogę. Ale przecież w weekend nie musisz nigdzie się ruszać, prawda?
– Chcieliśmy z chłopakami na ryby wyskoczyć… – zaszemrał.
– To niech któryś cię zabierze. Do tej pory zawsze ty wszystkich woziłeś. Sorry, potrzebuję auta do pracy, ty do rozrywki. Chyba nie muszę ci mówić, co ważniejsze.
– Już dobrze, dobrze, nie złość się, kochanie. Skoro musisz, to weź.
W piątek po południu spakowałam neseser, pomachałam mężowi i pojechałam. Daleko nie miałam…
Samochód schowałam u Anki w garażu i razem przystąpiłyśmy do realizacji mojego planu. Omówiłyśmy go dokładnie. Anka będzie śledzić Jurka i da mi znać, kiedy on wyjdzie z domu bądź ktoś do niego przyjdzie. Zadanie miała ułatwione, bo niemal naprzeciw naszego domu znajdował się przyjemny lokal, z którego okien widać było nasz podjazd.
– A jeśli nic się nie wydarzy? – zapytała. – Nie uśmiecha mi się tam siedzieć nie wiadomo jak długo.
– Jeśli nie dziś, to jutro. Anka, no weź, nie bądź wiśnia! – zaapelowałam do jej sumienia. – To ty mi kazałaś zachować czujność. A lepsze okazja mu się nie trafi. Wolna chata, żony nie ma cały weekend, idealne warunki. Albo zaprosi kochanicę do siebie, albo do niej pojedzie. Jeśli to pierwsze, zadzwonisz do mnie – instruowałam przyjaciółkę. – Jeśli to drugie, pojedziesz za nim i zanotujesz adres. Jeśli to blok, postaraj się wypatrzyć, czy wbija kod, czy ma klucz. A gdyby udało ci się wyśledzić, do jakiego mieszkania poszedł…
– Nie za dużo wymagasz? – warknęła. – Kto ja jestem? Detektyw, paparazzi? Jak mam wypatrzyć, czy wbija kod? Musiałabym stać tuż za nim…
– Oj, wiem, że zrobisz, co się da. Sprytna jesteś, coś wymyślisz – schlebiałam jej. – Zresztą zrobię dla ciebie to samo, kiedy będziesz chciała sprawdzić swojego męża.
Nie wiem, który z tych argumentów zadziałał, ale w końcu przyjaciółka pokiwała głową na znak zgody.
– Tylko telefon miej pod ręką – powiedziała już w drzwiach. – Baterię masz naładowaną? Szkoda, żeby moje poświęcenie poszło na marne z takiego powodu.
– Bez obaw, sprawdziłam. Wiem, że takie drobiazgi mogą zepsuć najlepszy plan. No, leć już – ponagliłam ją. – Możesz przegapić moment, w którym wyjdzie z domu.
– Jesteś pewna, że tego chcesz? – zapytała z wahaniem. – Bo wiesz… jeśli okaże się, że masz rację, to już nic nie będzie takie samo… Zastanów się, Dorka.
– Jestem pewna – powiedziałam z przekonaniem i z goryczą. – Wolę poznać prawdę, choćby najgorszą.
Anka wyszła, a ja czekałam na jej sygnał. Też się zastanawiałam, czy dobrze postępuję, ale gdy tylko przypominałam sobie załamaną, zdruzgotaną Beatę, czułam, że nie mam wyjścia. Nie dam się tak głupio zaskoczyć jak ona. Muszę wiedzieć. Długo nie czekałam. Półtorej godziny później Anka zadzwoniła. Zdenerwowana i spięta.
– Cholera, Dorota, chyba miałaś rację. Pod dom podjechał samochód, wysiadła z niego jakaś lalunia, Jurek otworzył furtkę, wyszedł do niej i wprowadził do środka. Co mam robić?
Zamurowało mnie. Co innego mieć podejrzenia, a co innego zyskać ich potwierdzenie.
– Halo! Jesteś tam? Czekamy?
– Nie, kochana, nie ma na co czekać. Wkraczamy do akcji! – wycedziłam. – Złapię ptaszki na gorącym uczynku. Zaraz będę. Aparat mam w pogotowiu, w sądzie potrzebne będą zdjęcia…
Dotarłam pod swój dom w rekordowym tempie
Wzięłam kilka głębokich wdechów, aby opanować nagły dygot i uspokoić szaleńczo bijące serce. Wreszcie poczułam, że ogarnia mnie nienaturalny spokój. Tylko nieprzyjemny strumyczek zimnego potu, spływający mi po plecach, dowodził, że w rzeczywistości potwornie się denerwuję. Wyszłam z samochodu i na miękkich nogach dotarłam do drzwi. Otworzyłam je i wkroczyłam do środka.
Mój mąż i nieznajoma kobieta siedzieli przy stole w kuchni, pochylając się nad tabletem. Ona coś mu pokazywała, wodząc hybrydowym paznokciem po ekranie. Ciemne włosy spadały na jej twarz, ale i tak zauważyłam, że jest młoda, zgrabna i atrakcyjna. Jedna z tych szczęściar, które nie muszą nic robić, żeby wyglądać olśniewająco. Poczułam się jeszcze gorzej. Z taką gwiazdą nie mam żadnych szans!
– A co tu się dzieje?! – spytałam, starając się, aby mój głos brzmiał pewnie, choć w środku cała się trzęsłam.
Pierwotnie chciałam przyłapać kochanków w bardziej intymnej sytuacji, teraz wiedziałam, że bym tego nie zniosła. Już widok, jak siedzą blisko siebie, niemal stykając się ramionami, był dla mnie nie do przyjęcia. W moim domu, przy moim stole, w mojej kuchni! Jak on śmie wprowadzać tu swoją kochanicę?! Wpatrywałam się w nich wzrokiem bazyliszka, ale o dziwo mój mąż wydawał się bardziej zdziwiony moim widokiem niż zmieszany. Kobieta zaś, podniósłszy głowę, obrzuciła mnie długim spojrzeniem migdałowych oczu, ale dalej siedziała nieporuszona, jakby nic złego nie zrobiła. Głupia czy bezczelna? Jurek potargał sobie włosy na głowie. Znałam ten gest. Zawsze tak robił, jak był czymś poruszony.
– O, Dorotka. A ty nie na szkoleniu? Przecież miałaś pojechać…
– Odwołali. Prelegent się rozchorował – rzuciłam przygotowaną wcześniej wymówką. – A co tu… Kim jest ta pani? Nie przedstawisz nas?
Mina Jurka wskazywała na to, że przedstawi kobietę cokolwiek niechętnie.
– Kochanie, wszystko zepsułaś….
– Nie wątpię – mruknęłam pod nosem.
– To jest pani Angela. Architekt wnętrz. Chciałem sprawić ci niespodziankę, od dawna marzyłaś o nowej kuchni. Pani przyszła ją zobaczyć i właśnie przedstawiała różne propozycje ustawienia mebli. Nie przypuszczałem, że jest tyle możliwości… Właściwie może nie ma tego złego! Skoro odwołali ci szkolenie i tajemnica się wydała, sama oceń, która wersja podoba ci się najbardziej. Ja nie potrafię podjąć decyzji.
Rzuciłam okiem na tablet. Mówił prawdę. Rzeczywiście było tam kilka wizualizacji kuchennego wnętrza… Zrobiło mi się potwornie głupio. To ja go podejrzewam o najgorsze, a on tymczasem… Boże drogi! Jurek w żadnym razie nie może się o tym dowiedzieć! Ja wyszłabym na idiotkę, a on poczułby się urażony.
I słusznie zresztą. Moja pierwsza reakcja była właściwa. Wyśmiałam sugestię Anki, że mąż może mnie oszukiwać. To, że Beata trafiła na drania, nie znaczy, że każdy facet zdradza i kłamie.
Starałam się okazać zainteresowanie propozycjami pani Angeli i coś wybrać, oglądałam projekty, o coś tam pytałam, chwaliłam, ale w głowie miałam chaos. Serce znowu biło mi jak szalone, ale tym razem chyba ze szczęścia, że moje podejrzenia okazały się niesłuszne… Teraz, ilekroć dopadają mnie jakieś wątpliwości, wystarczy, że popatrzę na naszą nową, śliczną kuchnię. Choć z jej powstaniem łączyło się wiele nerwów, lubię ją. Przypomina mi, że zazdrość może być równie niebezpieczna dla związku jak naiwność i zbytnie zaufanie.
Czytaj także:
„Żona wścieka się i wyzywa mnie od maminsynków. Nie rozumie, że moi rodzice są starzy i potrzebują pomocy”
„Wygrałem w totka razem z kolegami z wojska. Po latach zmówili się, żeby odebrać mi pieniądze”
„Żyłem w cieniu brata. Musiał stoczyć się na samo dno i spać w bramie z pijakami, by matka pojęła, że nie jestem głąbem”