Był piątek, prawie kończyłem pracę, kiedy odebrałem telefon od żony. Pytała, o której wracam. Jej głos brzmiał radośnie, a wręcz słodko. Od dawna tego nie czułem.
– Bo wiesz, pomyślałam, że moglibyśmy pójść do kina, a potem na jakąś kolację. To już początek weekendu.
– To dopiero początek, kochanie. Wybierz się na zakupy, kup coś ładnego…
– A ty?
– Ja muszę skoczyć do ojca. Dzwonił i prosił, żebym koniecznie wpadł.
– Co się stało tym razem? – słodycz ulatywała, moja żona przybrała zwykły w takich sytuacjach ton – chłodny i oficjalny.
– Znowu kogoś stuknął, zdaje się, że nawet dwa razy. Nie wiem, czy dwa razy to samo auto, czy dwa różne, mało rozumiałem z tego, co mówił. Był strasznie zdenerwowany. Chce, żebym mu pomógł pozałatwiać te papierkowe sprawy. No i muszę spojrzeć na jego wóz.
– Jak zwykle to musisz być ty. A dlaczego nie Piotrek albo Darek? Nikt inny nie potrafi ojcu pomóc? Z tego, co wiem, znają się na samochodach lepiej niż ty.
– Żaden dziś nie może.
– A ty oczywiście możesz, zawsze, w każdej chwili, dla ciebie nie ma problemu.
– No ale kino zaczeka do jutra.
– Kino pewnie zaczeka, ale ja nie. Idę sama. Mam prawo się rozerwać po tygodniu pracy. A jeśli spotkam jakiegoś miłego gościa, którego żonka właśnie ratuje z opresji mamę, to będzie o czym pogadać..
– Agnieszka, proszę, nie zaczynaj. Czy to tak trudno zrozumieć? Ojciec jest stary, bezradny i samotny.
– A wiesz, że trudno? Kino może poczekać, ja mogę poczekać, mnóstwo spraw ciągle czeka, tylko jeden tatuś nie. Ten zdobywa twoją uwagę i twój bezcenny czas jednym telefonem. Doprawdy, ma chyba jakąś magiczną różdżkę. Szkoda, że ja, twoja ślubna, takowej nie posiadam, naprawdę bardzo żałuję, bo wygląda na to, że i mamusia ją ma, wszyscy, tylko nie ja.
Moja żona, gdy się nakręci… Wytrzymała sprężyna, szybko nie pęknie. Będzie teraz trajkotać do poniedziałku, a potem nastąpią ciche dni.
Ojciec potrzebował pomocy
Że też ojcu musiał się w piątek ten wypadek przydarzyć, co za pech. W inny powszedni dzień późniejszy powrót do domu dałoby się jakoś wytłumaczyć, Agnieszka by nie wypytywała. Wiadomo, taka robota. I akurat dziś jej się kina zachciało! Jakby nie mogła się spotkać z jakimiś kumami.
Inna sprawa, że moje wizyty u ojca są coraz częstsze. Dawno już przekroczył osiemdziesiątkę, a mieszka sam. Nie ma wielkich problemów ze zdrowiem, ale w pewnym sensie to nawet niedobrze, bo wciąż czuje się jak młodzieniaszek i tak potrafi się zachowywać. Jeździ rowerem, bez kasku, ale także samochodem, czemu nie? Latem wybrał się nawet nad morze. Gdy się dowiedziałem, jak pruł do Ustki, zdębiałem. Ja sam jechałbym z godzinę dłużej, jeśli nie więcej, a przecież wlec się nie lubię. Mistrz kierownicy się znalazł!
– Twój ojciec jest niebezpieczny dla otoczenia – skwitowała rozmowę Agnieszka. – Powinieneś odebrać mu kluczyki i dokumenty wozu albo w ogóle auto, niech stoi u nas w ogrodzie. Po prostu należy zabronić mu jeździć.
Pewnie ma rację. Tylko jak ja mam mu odebrać samochód? Co powiedzieć? W końcu nie spowodował żadnego wypadku i nie jest ubezwłasnowolniony. Ma prawo jazdy. Co z tego, że jest stary?
– Twoja matka też stwarza zagrożenia, chodzi po tym świecie półprzytomna i bredzi, a powinna siedzieć w chałupie. Masz patologiczną rodzinę. Czasami boję się, że te geny przeszły na dzieciaki.
– Jakie geny, o czym ty mówisz?
– No bo to chyba geny? Przecież wy naśladujecie swoich rodziców, chociaż nikt o zdrowym umyśle by tego nie robił. Próbujecie się odciąć od ich zachowań, ale i tak je powielacie. Dokonujecie identycznych wyborów.
– Szczególnie ja.
– Ty akurat nie, ale i na ciebie przyjdzie czas, jestem pewna. A twoi szanowni bracia, przyznasz sam…
Kłótni było coraz więcej i więcej.
A to przez braci, a to przez rodziców
Niestety, Agnieszka miała trochę racji. Nie było najlepiej. Starzy, po latach ostrego wojowania, już dawno temu się rozeszli. Nawet nie wzięli rozwodu, po prostu pewnego dnia, po jakiejś awanturze, ojciec spakował walizki i wyprowadził się z domu. Był wtedy w okolicach sześćdziesiątki. Zamieszkał na chwilę u mojego starszego brata Darka, a następnie wynajął kawalerkę i żyje w niej samotnie do dziś. Przestał utrzymywać z matką jakiekolwiek kontakty, nie odpowiada na jej telefony i nie interesuje się jej losem.
Można powiedzieć – śmiertelnie się na nią obraził. Przestała dla niego istnieć, za to on dla niej wcale nie. Nie spędzi jednego dnia, by nie złorzeczyć na męża, wydzwania w tym celu do nas, swoich kuzynek i kuzynów, przyjaciół, sąsiadów i wszystkich świętych. Darek miał już w owym czasie drugą żonę, ale wkrótce zostawił ją dla trzeciej. To małżeństwo również nie wypaliło i od lat mój brat jest sam, jeśli nie liczyć naręcza dzieci, które spłodził, i mgławicowych kochanek, najczęściej dużo młodszych i zainteresowanych głównie kasą, bo przecież chyba nie starym zgorzkniałym dziadem, jakim mój brat w końcu się stał.
Agnieszka go nie znosi. Uważa, że i do niej się kiedyś przystawiał, ale ja w to nie wierzę. Darek miał w życiu tyle bab, że akurat moją żonę mógł sobie odpuścić.
– To stary erotoman, obleśny, obrzydliwy, nie widzisz tego? Masz klapki na oczach, gdy chodzi o twoich braci. Kiedyś w kuchni, po pijaku, złapał mnie za tyłek. Nie życzę sobie, byś zapraszał go do naszego domu. Nie zgadzam się!
Jeszcze trochę powalczyłem, jeszcze dwa czy trzy razy zaprosiłem go na święta, urodziny Jasia, którego jest ojcem chrzestnym, ale Agnieszka robiła takie awantury, takie miny, że machnąłem ręką. Przestaliśmy się widywać na gruncie rodzinnym. Od czasu do czasu wpadam do niego i coś tam sobie łykniemy, ale na wszelki wypadek nie mówię o tym żonie. To nasza słodka tajemnica.
Spotkania z Piotrusiem też przed nią ukrywam. Młodszy ode mnie o dziesięć lat ostatni owoc miłości moich starych – którzy zdaje się równie namiętnie się kłócili, co potem godzili, choć do czasu – odszedł od żony po dziesięciu latach i związał się z kobietą dużo starszą. Toż dopiero się działo! Agnieszka nijak nie potrafiła tego zrozumieć.
– Przecież ta baba ma dwoje dzieci i co, Piotrek będzie je wychowywał? Człowiekowi potrzebne są własne, nie cudze.
– To może doczeka się i własnych? Joasia, zdaje się, nie mogła ich mieć…
– To Piotrek tak twierdzi, a może to właśnie była jego wina!
– Jaka wina, Agnieszko? Jeśli to właśnie Piotrek nie może, tym lepiej, że zostawił Joasię i ożenił sie z matką dzieciom. Zazna przynajmniej odrobiny ojcostwa.
– Ale odejść od żony po tylu latach? Przecież to straszne! Nie czujesz tego?
– Nie. Ludzie się rozstają, mają do tego prawo. Uszanujmy je, nie siedzimy w ich głowach, a nawet w ich domach.
– Ja stoję po stronie Joasi…
– Jakiej stronie? Z tego, co wiem, nie znasz żadnej „strony Joasi”, nie wtajemnicza cię w swoje problemy.
– Ale mogę sobie je wyobrazić. Jesteście potworami, wy wszyscy w tej rodzinie.
– Dzięki serdeczne, już to słyszałem od ciebie, ale zawsze miło jeszcze raz.
– Taka jest prawda. Sorry.
Oni byli oczywiście najwspanialsi i najcudowniejsi
Tak poza tym jesteśmy całkiem fajnym małżeństwem, dobranym. Mamy dwóch synów, prawie dorosłych. Gdybyśmy lata temu na przykład wyemigrowali z kraju, powiedzmy do Australii albo Nowej Zelandii, odcięli się od swoich rodzin i zaczęli własne życie, pewnie nie byłoby między nami większych konfliktów. Tyle tylko, że Agnieszka nigdy nie wyjechałaby z Polski. Z powodu… Tak, z powodu rodziny. Jest z nią bardzo związana.
– No wiesz, jak możesz w ogóle porównywać? Moi rodzice to są ludzie zupełnie z innej gliny ulepieni. Popatrz tylko, jak się kochają, szanują, jak o siebie dbają. Osiemdziesiątka na karku, a oni niczym papużki nierozłączki, wszystko robią razem. Nawet do sklepu matka nie pójdzie sama, bo tata zaraz by się o nią martwił. Jedyna dewiacja w całej mojej rodzinie to ta Ewa lesbijka. Ale po pierwsze, to dziesiąta woda po kisielu, a po drugie, nawet ona żyje w stałym związku od lat. Przyznasz, właściwie trudno się czegoś doczepić, poza tym, że może nie jest to tak do końca społecznie akceptowane, jak dwie kobiety są ze sobą. Ale mnie to wcale nie przeszkadza.
– Rozwody za to są społecznie akceptowane od dawna. Nic złego we wspólnym życiu dwóch kobiet, nic złego w tym, że się rozstają, że po prostu ludzie się rozstają, jak moi rodzice czy bracia. To nie jest niczyja wina, niczyj defekt, po prostu tak układa się czasem życie.
– Oczywiście, ale w twojej rodzinie układa się tak nagminnie i notorycznie. To nie jest jakiś pojedynczy przypadek, tylko, pożal się Boże, norma. Ohydna norma. Poza tym popatrz, wy wszyscy żyjecie oddzielnie. Darek sobie, Piotrek sobie, ty sobie. Już nawet nie wspomnę o starych. Wy nie tworzycie żadnej wspólnoty. Nie spędzacie razem świąt, imienin, urodzin. Wyobrażasz sobie zjazd rodzinny w waszym wykonaniu? Ha, ha, nie do zrobienia. Już nie mówię, jak by to wyglądało, ale po prostu by do niego nie doszło. A my mieliśmy taki, pamiętasz? Dwa czy trzy lata temu. Ile ludzi się zjawiło! Wszyscy mili, uśmiechnięci, zgodni.
– Pewnie, że pamiętam. Słono kosztowało zebranie ich na obiadku, i to głównie nas kosztowało. Może i mili, ale do płacenia skorzy nie są.
– No widzisz, dla ciebie to jest wspomnieniem: że słono kosztowało. A ja wciąż żyję jeszcze atmosferą miłości, szacunku, sympatii. Grzeję się w ich cieple. Jestem szczęśliwa, że przynależę do tej wspólnoty. Mam nadzieję, że nasi synowie wiedzą, gdzie leży dobro, a gdzie zło, że w przyszłości będą dokonywać odpowiednich wyborów. Zapatrzą się w moją rodzinę, nie twoją.
– Też mam taką nadzieję.
Co mogę innego powiedzieć ja, przedstawiciel ciemnej strony mocy. Może jeszcze tylko to, że sam nie dałem się wciągnąć w mroki rodzinnych bagnisk. Żyję po bożemu, ale w oczach mojej żony to za mało. Mimo że nawet nie staję przed nią z otwartą przyłbicą i na wszelki wypadek ukrywam moje grzeszne spotkania z ojcem, matką, braćmi.
Po co powiedziałem jej o tacie, że rozbił jakieś samochody? Czort z nimi! Trzeba było coś wymyślić, balangę w pracy na przykład. Zasugerować obecność w moim życiu innej kobiety. Gdyby się trochę wystraszyła, może wiadomość, że jadę do taty, przyjęłaby z ulgą? A z drugiej strony, wszystkie złe co do mnie przeczucia wreszcie by się jej sprawdziły. Potwierdziły. Co za radość.
Kryształowy tatuś narobił niezłego bałaganu
Tego popołudnia załatwiłem wszystkie formalności związane ze stłuczkami. Po drodze do domu kupiłem piwo i cieszyłem się perspektywą odreagowania stresów. Agnieszka wróciła z kina w humorze lepszym, niż przypuszczałem, obejrzała wyjątkowo śmieszną komedię. Sączyliśmy browarek, a ona opowiadała co zabawniejsze sceny, gdy zadzwonił telefon. Odebrała roześmiana, ale na jej twarzy szybko pojawił się wyraz osłupienia.
– Ależ mamo, tatuś na pewno nie chciał zrobić niczego złego, przecież obie znamy go dobrze, po prostu nie mógł znaleźć w tym parku toalety! Biedaczek jest stary. Za czepianie się takich ludzi to ja bym do więzień wsadzała. Co za znieczulica! Co za brak empatii, zrozumienia!
Mój teść towarzyszy żonie nawet w wyprawie po bułki. A jednak tego popołudnia wymknął się spod jej anielskich skrzydeł. Został zatrzymany w parku przez straż miejską. Miał opuszczone spodnie. Podobno tylko zachciało mu się siku, ale przerażone małolaty narobiły hałasu, bo działo się to na ich oczach. Trzy dziewczynki i chłopiec, uczniowie pobliskiej podstawówki. Sprawę udało się zatuszować, wiek teścia naturalnie odegrał w tym rolę.
Jeszcze długo po tym, jak skończyła rozmawiać z matką, Agnieszka piała z oburzenia. Jak oni mogą, ci niegodziwi ludzie, oskarżać kryształowo uczciwego i dobrego człowieka o takie rzeczy? Wyć się chce. Niech ścigają prawdziwych pedofili, a nie Bogu ducha winnych staruszków.
– A jak tam twój? – zapytała wreszcie. Nagle przypomniała sobie, gdzie spędziłem popołudnie.
– W porządku. Załatwiłem sprawy.
– Ale auta mu nie odebrałeś oczywiście?
– Nie.
– Jeszcze się doigracie. Zobaczysz.
Nie warto dyskutować. Ale nie mogłem sobie tak całkiem darować złośliwości.
– Albo my wszyscy.
– Mnie z tym nie łącz. Moja rodzina jest z innej gliny ulepiona.
– Rzeczywiście – machnąłem ręką i poszedłem spać. Tyle w temacie.
Czytaj także:
„Święta były dla mnie koszmarem. Obowiązkowe spędy rodzinne, grzecznościowe rozmówki. Mój mąż to uwielbiał”
„Żona nazywa mnie sknerą, bo nie chce mi się szukać dla niej prezentu na święta. Co ja mam jej dać, gwiazdkę z nieba?”
„Była teściowa męża sabotuje nasz związek. Wmawia jego dzieciom, że jestem zerem i nigdy nie dorosnę do pięt ich matce”