„Byłam pewna, że córka za plecami kpi z nas i nas oczernia. Ale to co usłyszałam w jej urodziny, przeszło moje oczekiwania”

Kobieta dumna z córki fot. Adobe Stock, New Africa
„– Dla twojej wiadomości, Mareczku, to sweterek mi się podoba – wycedziła. – A jeśli chodzi o życzenia, to wszystko jest lepsze od twojego >>Siemka, najlepszego!<<. Więc jeśli byłbyś tak miły i odczepił się od mojej mamy, byłabym wdzięczna. I proszę cię, tak ją nazywaj – >>mamą<<. >>Stara<< to możesz sobie w przyszłości mówić na swoją żonę. Pod warunkiem że cię jakaś głupia dziewucha zechce!".
/ 01.10.2022 22:15
Kobieta dumna z córki fot. Adobe Stock, New Africa

Czym może pochwalić się dorosły człowiek? Pieniędzmi, mieszkaniem, samochodem, karierą… No, owszem, może. Ale najlepiej i najprzyjemniej jest pochwalić się dzieckiem. Tym, że udało się wychować je na dobrego człowieka. Na kogoś, kto potrafi docenić wysiłek, jaki się w to wychowanie włożyło. Na kogoś, kto umie wzruszyć miłością i lojalnością. Każdemu życzę takiej chwili, jaką przeżyłam dzięki mojej córce.

Gdy zbliżały się jej osiemnaste urodziny, wspólnie zastanawialiśmy się, jak je uczcić. Iza chciała spędzić ten dzień ze swoimi znajomymi, więc skłaniała się ku przyjęciu w jakimś klubie. Oboje z mężem uznaliśmy, że lepiej by było, gdyby zaprosiła najlepsze koleżanki i kolegów do domu. Taniej, bezpieczniej, wygodniej. Zaproponowaliśmy to córce. Na początku była sceptyczna.

– Ale w domu…? – jęknęła.

– Dlaczego nie? – zapytałam.

– No, wiesz… To jednak osiemnastka. Świętujemy moje usamodzielnienie, wejście w dorosłość. A tu domówka. Z rodzicami.

– O to chodzi! Wstydzisz się nas? – zaczął się śmiać mój mąż.

– No nie. Wcale nie. Ale…

– Bogdan, daj jej spokój, ja ją doskonale rozumiem. Chcą być sami i swobodnie się bawić – oznajmiłam.

– A w czym my będziemy im przeszkadzać? Co niby zamierzają robić?

– Rozmawiać o swoich sprawach, na przykład – wyjaśniłam mu.

– Mam rację, córeczko?

– No tak – odpowiedziała, patrząc na mnie z wdzięcznością.

Zawsze dobrze się dogadywałyśmy, bo dbałam o to, by dawać jej dużo swobody. Gdy tylko się urodziła, postanowiłam, że nie będę zaborczą matką, która tylko ciągle gani, krytykuje i szpieguje. No i się opłaciło.

Córka była ze mną szczera 

– My z tatą pojedziemy do cioci i tam będziemy nocować. Zostawimy wam cały dom – dodałam.

– Ilona! – jęknął Bogdan.

Mąż nie był przekonany, ale w końcu się poddał. Musiał, bo to było naprawdę najlepsze rozwiązanie. Dzieciaki nie były narażone na niebezpieczeństwa nocnej tułaczki po mieście, a jednocześnie mogły cieszyć się swobodą.

Przygotowaniami do przyjęcia zajęłyśmy się w piątek, w przededniu imprezy. Sporządziłyśmy listę dań, a potem przez całe popołudnie i wieczór siedziałyśmy w kuchni. Była więc okazja, żeby porozmawiać, bym mogła dowiedzieć się nieco więcej o gościach, którzy się u nas zjawią.

Część znałam, bo mieszkali niedaleko, na tym samym osiedlu domków, na którym stała nasza szeregówka. Zaproszone były więc koleżanki z dzieciństwa, ale i nowo poznani koledzy. Kilka osób ze szkoły i ze dwie z treningów tańca, na które Iza zapisała się cztery lata temu.

Same fajne dzieciaki, więc nie miałam obaw związanych z bezpieczeństwem naszego domu. Utwierdziłam się w przekonaniu, że to był dobry pomysł, i cieszyłam z naszego wyjścia. Powiedziałam o tym mężowi.

– Naprawdę nie wolałabyś zostać? – zdziwił się.

– Nie. Czułabym się dziwnie.

– Dlaczego?

– Wiesz, wolę nie słyszeć, o czym rozmawiają. Myślę, że gdybyśmy posłuchali prywatnych rozmów naszej córki ze znajomymi, moglibyśmy pożałować. Nie pamiętasz, jak myśmy mówili o naszych rodzicach?

– No nie… – mruknął.

– Ty swoich ciągle nazywałeś „starymi”. I narzekałeś, że przynudzają, że na niczym się nie znają i w ogóle obciach się z nimi gdzieś pojawiać. Nie pamiętasz?

– Nie – wzruszył ramionami.

– Pamiętasz, tylko udajesz.

– Masz rację – uśmiechnął się.

Właśnie dlatego wolałam dać im wolną rękę

Dzieci bez rodziców zachowują się trochę inaczej, zresztą, my z Bogdanem, gdy szliśmy do znajomych na imprezę, też pozwalaliśmy sobie na więcej niż w towarzystwie córki. Ot, normalna rzecz.

Umówiłyśmy się z Izą, że zostaniemy z ojcem w domu do pojawienia się wszystkich gości. Pomogę jej rozstawić stół w ogrodzie, nakryć go, a tata przygotuje grilla. Potem wszyscy razem wzniesiemy jakiś toast, wręczymy jej prezent i sobie pojedziemy. To był dobry plan. Pierwsze zaczęły schodzić się dzieciaki z okolicy. Iza witała ich w drzwiach i prowadziła do ogrodu, a ja znosiłam ostatnie potrawy.

Gdy pojawili się już wszyscy, córka szepnęła, że już czas i możemy wznosić toast. Szybko doniosłam jeszcze kilka rzeczy, których brakowało na stole, i zawołałam męża, żeby wyciągnął z szafy prezent. Sama poszłam po tort do lodówki.

W ogrodzie siedziało już ze dwadzieścia osób i gdy poczułam na sobie wzrok tych wszystkich małolatów, odetchnęłam z ulgą, że wychodzimy. To były dobre dzieciaki, ale niejednemu błyskały w spojrzeniu ironia i drwina. Poczułam się, jakbym miała ze sto lat. Przyśpieszyłam więc kroku, podniosłam kieliszka z szampanem i powiedziałam tylko kilka słów na cześć mojej córki. Wszyscy przytaknęli, uśmiechnęli się i wznieśli toast.

Potem wręczyliśmy Izie prezent. Nic wielce wyszukanego, bo już wcześniej dostała od nas kopertę z pieniędzmi. To był tylko taki dodatek, który koniecznie chciałam jej podarować. Sweterek z jej ulubionego sklepu. Taki, co do którego byłam niemal pewna, że się jej spodoba. „Niemal”, bo jak to w przypadku nastolatka – gwarancji nigdy nie ma.

Iza wyściskała nas na odchodne i pożegnaliśmy się z jej gośćmi. Została z nimi w ogrodzie, a my poszliśmy do auta. Kiedy usiedliśmy w środku, przypomniałam sobie, że zostawiłam w łazience kosmetyczkę. A przecież mieliśmy u mojej siostry nocować. Wróciłam więc po nią. Weszłam po cichu, bo nie chciałam drugi raz zwracać na siebie uwagi. „Wszyscy siedzą na zewnątrz, więc raczej nikt mnie nie zauważy” – przebiegło mi przez myśl.

Nie pomyślałam o tym, że ja mogę usłyszeć ich rozmowy. No i dotarła do mnie treść jednej z nich. Coś, czego zdecydowanie nie powinnam była usłyszeć – komentarz do naszej obecności, toastu i prezentu dla Izy.

– A czemu twoi starzy tak się ociągali z wyjściem? Pewnie się boją, że zrobimy w chałupie chlew! – powiedział jeden z kolegów z klasy Izy.

– Nie, po prostu chcieli mi złożyć życzenia. Wiedzą, że nie rozniesiemy im domu – odparła rezolutnie córka.

– No jasne. Pewnie wpadną potem na chwilę, żeby się przekonać. Już ja znam starych. Rodzice to szpiedzy – zachichotał chłopak.

– Nie moi – odpowiedziała Iza.

– Wszyscy są tacy sami. Tylko człowieka kontrolują i robią mu obciach – zaśmiał się ten kolega. – Popatrz na twój torcik. Białobłękitny jak twoja niewinność. Na komunię miałaś taki sam? – dodał, a wszyscy się zaśmiali.

Zamarłam, bo nie wiedziałam, co zrobić

– Pewnie myślą, że się jeszcze nawet nie całowałaś. Sweterek też ci kupili, jakbyś dopiero zaczynała podstawówkę. Skąd oni biorą pomysły na te ciuchy? Z teleranka? – ciągnął ten chłopak, a cała grupa śmiała się już w głos.

Czekałam, aż odezwie się moja córka. Serce waliło mi jak młotem.

– Z mojego ulubionego sklepu, jeśli chcesz wiedzieć – odparła.

– Ale życzeń to im chyba sama nie napisałaś. „Obyś była zawsze szczęśliwa i żeby spełniały się wszystkie twoje marzenia” – usłyszałam, jak śmieszek parodiuje moją skromną przemowę. – Co ta twoja stara wygadywała? Takich mądrości to nawet w internecie nie znajdziesz. To chyba jakaś dziewiętnastowieczna pieśń? „Zdrowia i pomyślności!” – zakrzyknął, przedrzeźniając mnie.

Zaczerwieniłam się i już miałam chyłkiem wymknąć się z domu, żeby oszczędzić sobie tych upokorzeń, gdy nagle usłyszałam Izę. Nie była już rozbawiona. Była całkiem poważna. A wręcz wkurzona.

– Dla twojej wiadomości, Mareczku, to sweterek mi się podoba – wycedziła. – Dostałam też od nich porządną kasę. Dali mi w kopercie sto razy więcej niż ty masz kieszonkowego przez cały rok. A jeśli chodzi o życzenia, to wszystko jest lepsze od twojego „Siemka, najlepszego!”. Więc jeśli byłbyś tak miły i odczepił się od mojej mamy, byłabym wdzięczna. I proszę cię, tak ją nazywaj – „mamą”. „Stara” to możesz sobie w przyszłości mówić na swoją żonę. Pod warunkiem że cię jakaś głupia dziewucha zechce!

Tak mu odpowiedziała

Towarzystwo ryczało ze śmiechu, a ja nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Iza stanęła w naszej obronie, mimo że wszystkim podobały się dowcipy tego koleżki. Wykazała się odwagą i przeciwstawiła grupie.

Szybko złapałam pod pachę kosmetyczkę i wymknęłam się cichcem z domu. Wsiadłam do samochodu i odetchnęłam głęboko. Mąż zauważył, że jestem wzburzona, więc musiałam mu wszystko opowiedzieć. Zrobiłam to zresztą z przyjemnością.

Opowiedziałam o wszystkim jemu, siostrze, rodzicom i koleżankom. I opowiadam komu się da, bo pękam z dumy. Wiedziałam, że mam fajną córkę, ale nie spodziewałam się, że jest dojrzalsza, mądrzejsza i odważniejsza niż ja w jej wieku.

Odwaliłam z jej wychowaniem kawał dobrej roboty i dostałam tego dowód. To były jej osiemnaste urodziny, ale to ja i mój mąż dostaliśmy najpiękniejszy pod słońcem prezent.

Czytaj także:
„Wydałam wszystko na ciuchy i zabrakło mi na prąd. Aga zamiast mi pomóc, zwyzywała mnie od idiotek. Taka z niej przyjaciółka?”
„Zarzucałem żonie, że się zmieniła, spowszedniała… A sam co? Dopadł mnie kryzys wieku średniego. Czyżbym jednak był idiotą?"
„Po latach bycia kurą domową, dostałam propozycję wymarzonej pracy. Wiedziałam, że mąż i dzieci nie będą zachwyceni"

Redakcja poleca

REKLAMA