Matka siedziała na kanapie, obrażona na cały świat. Ignorując jej fochy, cierpliwie wypakowywałam zakupy z lnianych toreb i układałam je na półkach.
– Potrzebujesz czegoś jeszcze?
– Nie.
– W takim razie wracam do domu. Nie dziękuj, nie ma za co – powiedziałam tylko i wyszłam.
Pomagałam mamie, a nigdy nie usłyszałam nawet „dziękuję”
Całą drogę zastanawiałam się, czemu ja to w ogóle znoszę? Dlaczego pozwalam się tak traktować, mimo że w ramach wdzięczności ciągle wysłuchuję, jak to ja nic nie potrafię.
Ale to była moja mama. I to stwierdzenie zawsze kończyło moje rozważania. „Przecież jej nie zostawię”, powtarzałam sobie raz za razem.
– Jak tam u mamusi? – zapytał Paweł, gdy wróciłam do domu.
– Obrażona, nie odzywa się do mnie. Miałam zrobić zakupy gdzie indziej. No i licznik mieli jej wymienić w czwartek, a umówiłam wymianę na piątek.
– A co za różnica, przecież mamusia to rencistka i tak siedzi cały czas w domu?
Rozumiem, że boli ją kręgosłup i dlatego zrobiłaś jej zakupy, ale to dyrygowanie weszło jej w nawyk…
Chyba nie muszę wyjaśniać, że mój mąż nie znosił swojej teściowej. Bardzo się starał być miły i pomocny, nigdy jej niczego nie odmawiał, ale ona zaczęła to perfidnie wykorzystywać. Zbuntował się jakieś półtora roku wcześniej.
Mój mąż pierwszy zauważył, że mama nas wykorzystuje
– Paweł, kupiłam farbę, wałki są w piwnicy. Pomalujesz mi pokój w poniedziałek – oznajmiła moja matka.
– W poniedziałek zaczynam urlop.
– Właśnie dlatego termin jest idealny.
– Mamy już plany. Dlaczego nie zapytałaś wcześniej, może byśmy się jakoś dogadali – powiedziałam z wyrzutem.
– Skoro to dla was problem, to łaski bez. Poproszę kogoś innego – odparła urażona i zamknęła się w sypialni.
Zabraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy bez pożegnania. W aucie Paweł odezwał się tylko raz.
– Pomaluję jej ten cholerny pokój, ale to będzie ostatnia rzecz, jaką robię. Ona już zapomniała o słowach, proszę i dziękuję. Jej się wszystko należy, a my jesteśmy służącymi. Koniec z tym. Rób, co chcesz, ale moja dobroć się skończyła.
Jak powiedział, tak zrobił. Pojechał do teściowej, pomalował pokój, później wszystko posprzątał i poustawiał meble.
– Gotowe, wedle życzenia – powiedział przed wyjściem.
– Ty i to twoje poczucie humoru! – odparła rozbawiona pani na włościach.
– No, teraz to ja rozumiem, schludnie i czysto. Jak jutro przyjedziecie z Miśką, to byście ogródek skosili, tak brzydko już zarósł.
Paweł wrócił do domu wściekły
Podałam obiad i czekałam, co powie.
– Jak poszło u mamy?
– Cudownie, jaśnie pani chyba zadowolona. Otrzymałem dyspozycję o jutrzejszym koszeniu ogrodu. Myślisz, że usłyszałem, chociaż „dziękuję”?
Od tamtej pory Paweł odwiedzał teściową wyłącznie, jeśli była jakaś ważna okazja – urodziny czy święta. A i wtedy mało z nią rozmawiał, ale nie miałam do niego o to pretensji.
Wiedziałam, że jej roszczeniowe podejście prędzej czy później odstraszy każdego normalnego człowieka.
Zanim moi rodzice się rozwiedli, w domu ciągle rozgrywały się dantejskie sceny, więc ojciec na całe dnie znikał.
Później, gdy już mieszkałyśmy z mamą same, wciąż dochodziło między nami do zgrzytów.
Miałam wrażenie, że cokolwiek zrobię, tej kobiety po prostu nie da się zadowolić. Ulga, jaką poczułam, gdy się wyprowadziłam, była nie do opisania.
Moja radość trwała krótko, bo mama zaczęła chorować. Początkowo wydawało nam się, że radzi sobie nieźle. Dom nie był duży, piec miał podajnik, który jeździliśmy uzupełniać raz w tygodniu, tak samo często robiliśmy jej jakieś większe zakupy.
Kiedy podupadła na zdrowiu, byłam na każde jej skinienie
Ale do problemów z kręgosłupem doszły skoki ciśnienia i zaburzenia rytmu serca. Tylko że to nie choroba była największym problemem, a charakterek mojej matki.
– Wyniki masz coraz gorsze. Miałaś o siebie dbać.
– Już ja wiem, co miałam. Wszystko robię tak, jak lekarz kazał – kłamała.
Mijały tygodnie, a moja matka wciąż się o wszystko wykłócała
Tydzień wcześniej znalazłam niewykorzystane recepty, a kupione przeze mnie tabletki były nienaruszone. Tak jak wałek i mata do ćwiczeń zaleconych przez fizjoterapeutę, wciąż owinięte oryginalną etykietą ze sklepu.
Obie moje siostry mieszkają w Berlinie, więc telefonicznie albo przez internet regularnie zdawałam im relację z „postępów” w kuracji.
Opowiadałam, że mama nikogo nie słucha, że się zaniedbuje, że wciąż pali (znalazłam u niej papierosy schowane za doniczką na tarasie). I w ogóle, że jest chodzącym utrapieniem, a celem jej życia stało się zadręczanie mnie.
Siostry mi nie wierzyły, a matka wciąż robiła swoje. Skończyło się jej zawałem, tuż przed świętami wielkanocnymi. I tak zamiast jechać za granicę w odwiedziny do siostry, spędziłam kilka tygodni na pielęgnowaniu naszej obłożnie chorej.
Być może brzmi, to jakbym była wyrodną córką, ale ja po prostu czułam się kompletnie wyczerpana.
Szczególnie że kiepski stan zdrowia zupełnie nie zmienił podejścia mojej mamy. Mijały tygodnie, a ona wciąż się o wszystko wykłócała.
Byłam już zmęczona opieką nad matką
– Musisz zmienić dietę i brać leki. Twój kardiolog podkreślił, że jak nie zmienisz trybu życia, to się pożegnasz ze światem.
– Mówił też, że nie powinnam się denerwować, a ty mnie właśnie denerwujesz – oznajmiła wyniośle. – Kupiłaś mi ten chleb, o który prosiłam?
– Nie! I nie prosiłaś, tylko wydałaś rozkaz! Kupiłam ci pełnoziarnisty, bo jest zdrowszy niż ten cholerny tostowy! I kupiłam ci tabletki, które masz brać! – wrzasnęłam, zabrałam torebkę i wyszłam.
Przepłakałam cały wieczór, nie mogłam się uspokoić. Miałam dość ciągłego niezadowolenia i pretensji. Bycia tą najgorszą, mimo że to ja stale się nią opiekowałam. Dotarłam do granicy wytrzymałości.
Zadzwoniłam do sióstr i oznajmiłam, że teraz ich kolej na bycie chłopcem na posyłki. Teraz one niech się zajmą naszą mamą, a jak to zrobią, to już ich problem.
Wiedziałam, że będą musiały przeorganizować swoje życie, ale przecież ja robiłam to od lat… Obiecały, że zrobią, co mogą.
Ja natomiast wróciłam do normalnego trybu życia. Po pracy spędzałam czas z mężem i przyjaciółmi. W końcu miałam chwilę, żeby odetchnąć, poczytać, zająć się domem.
Oczywiście każdego dnia myślałam, co z mamą, ale powoli docierało do mnie, że ten człowiek jest toksyczny. To, że matka pokłóciła się z całą rodziną, że z byłym mężem stoczyła wojnę w sądzie i straciła niemal wszystkie kontakty z przyjaciółmi, mówiło wiele.
Tylko ja byłam na tyle naiwna, żeby dać się omotać
Już miesiąc później zadzwoniła Anka, moja starsza siostra, i oznajmiła, że przyjeżdża do Polski i zatrzyma się u mamy, która sama poprosiła ją o pomoc.
– Brzmiała okropnie, jakby była bardzo słaba. Mówiła, że z niczym sobie nie radzi, że jej ciężko. Będę jutro, a dziś… mogłabyś do niej podjechać i zobaczyć, co z nią? Bardzo się martwię. Wiem, że się do niej nie odzywasz, ale zrób to dla mnie.
Przełknęłam dumę i razem z Pawłem pojechaliśmy do mamy. Podeszliśmy pod drzwi i nagle, przez uchylone okno, zobaczyliśmy, że mama popija winko i, nucąc pod nosem, wypakowuje zakupy. Chodzi, dźwiga i wygląda na zadowoloną.
– Z niczym sobie nie radzi, co? – szepnął z przekąsem Paweł. – Jak na schorowaną panią, wygląda wyśmienicie. Wracamy do domu.
Moja matka wcale nie była chora
Wieczorem opowiedziałam Ance o tym, co zobaczyliśmy. Była zaskoczona, ale jednak postanowiła przyjechać. Ponoć zastała mamę leżącą w łóżku, z miną cierpiętnicy.
Skakała koło niej tydzień, aż któregoś dnia wróciła od nas wcześniej, niż planowała i zastała mamę radośnie rozmawiającą przez telefon i palącą papierosa na tarasie. Strasznie się wtedy pokłóciły.
– Co za człowiek! – mówiła wzburzona, w wieczór przed wyjazdem. –
To my wyłazimy ze skóry, żeby pomóc, a ona jakiś teatr odstawia.
Przepraszam, że zrzuciłyśmy wszystko na was, aż mi głupio. Przyznam, że tak do końca ci nie wierzyłam…
Ustaliłyśmy, że nie damy sobą dłużej dyrygować. Wspólnie zdecydowałyśmy, że zrzucimy się na pielęgniarkę lub gosposię, która będzie odwiedzać naszą rodzicielkę jakieś trzy razy w tygodniu.
Oczywiście propozycja została stanowczo odrzucona, bo „nie będzie jej obcy chodził po domu”. Skoro tak, stwierdziłyśmy, to mama świetnie poradzi sobie sama.
I miałyśmy rację. Ostatnio spotkałam jej sąsiadkę, która powiedziała, że mama bierze leki, ćwiczy i dobrze wygląda. I że jest na swoje córki śmiertelnie obrażona, bo zostawiłyśmy ją samą i schorowaną.
Ale żadna z nas nie ma wyrzutów sumienia. Miłość i poczucie obowiązku, potrafią być niebezpiecznym narzędziem w rękach manipulanta…
Czytaj więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam bardziej, niż śmierć matki
Matka odbiła mi faceta, w którym byłam zakochana
Mąż ukrywał przede mną choroby psychiczne w rodzinie