„Byłam dumna, że córka wyrwała się z dziury i sama się utrzymuje. Nie sądziłam tylko, że zarabia na chleb swoim ciałem”

Kobieta, która zawiodła się na córce fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk
„Gdy zadzwoniła do mnie szwagierka, mówiąc, że Ala podobno wcale nie pracuje w sklepie, tylko zupełnie gdzie indziej, w mojej głowie zapaliło się światełko. Te wszystkie prezenty, świecidełka i drogie wycieczki? Skąd ona bierze na to wszystko pieniądze?”.
/ 04.03.2022 07:36
Kobieta, która zawiodła się na córce fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk

Alicja od dziecka kochała zwierzęta, nie zdziwiłam się więc, gdy oznajmiła, że po maturze chce studiować weterynarię w Warszawie. Wolałabym, żeby została w domu, ale wiedziałam, że to dla niej ogromna szansa.

Żałuję, że nie posłuchałam wtedy intuicji, która podpowiadała mi, że na młodą samotną dziewczynę czeka w mieście wiele pokus i niebezpieczeństw.

– Będzie dobrze, nie martw się, mamuś – uspokajała mnie Ala, gdy pomagałam jej dopinać wypchaną domowymi przetworami walizkę.

– Będziesz tam zupełnie sama! – przypomniałam, bo to wydawało mi się największym problemem.

Problemem były też pieniądze. Choć bardzo chciałam, nie mogłam Ali za bardzo pomóc. Ustaliłyśmy, że opłacę jej akademik, a na resztę sama będzie musiała zarobić. Pracy zaczęła szukać już w czerwcu, przez internet. Okazało się, że w Warszawie nie jest o nią tak trudno jak u nas, bo zanim skończyły się wakacje, Ala miała już zapewnione zatrudnienie w sklepie z butami.

Byłam taka dumna z Ali

– Będę pracować popołudniami i w soboty, a to, co zarobię, wystarczy mi na życie. Może nawet uda mi się co nieco odłożyć – cieszyła się.

W końcu pojechała, a ja zostałam, pełna sprzecznych uczuć. Z jednej strony cieszyłam się, że moja córeczka ma szansę na lepsze życie, z drugiej – bardzo się o nią niepokoiłam.
Wkrótce okazało się, że mój niepokój nie był całkiem bezpodstawny.

Ala z trudem adaptowała się do nowych warunków. Bardzo tęskniła za domem, często dzwoniła zapłakana, skarżąc się na samotność. Z natury towarzyska, teraz nie mogła znaleźć wspólnego języka z koleżankami z akademika. Kiedy przyjechała na święta Bożego Narodzenia, wyznała mi, że zastanawia się nad zrezygnowaniem ze studiów.

Dziś nie mogę sobie wybaczyć, że zamiast poprzeć ten pomysł, zaczęłam ją namawiać, aby zacisnęła zęby i spróbowała przetrwać trudny czas. Pamiętam, jaka byłam szczęśliwa, gdy kilka miesięcy później przyjechała na weekend i podziękowała mi za to, co jej wtedy powiedziałam.

– Miałaś rację, mamusiu, nie warto się łatwo poddawać. Po deszczu musi wreszcie wyjrzeć słońce – przytoczyła moje słowa, po czym wyjęła indeks, w którym przy każdym egzaminie widniała piątka.

Byłam taka dumna z Ali! Wszystkim wokół opowiadałam, jak to wspaniale sobie radzi w tej Warszawie, jak dobrze się uczy i dzielnie łączy dzienne studia z pracą ekspedientki. Mijały miesiące, moja córka już tak często do mnie nie dzwoniła, do domu też przyjeżdżała znacznie rzadziej. Za to zawsze przywoziła dla każdego piękne prezenty.

– Ojej, przestań, przecież ja zarabiam więcej od ciebie – chwaliła się, gdy wzbraniałam się przez przyjęciem kolejnej bluzki czy kremu.

Jak pomyślę o facetach, którzy na nią się gapią…

Musiało jej się rzeczywiście dobrze powodzić, bo w połowie trzeciego roku studiów wyprowadziła się z akademika i razem z dwiema koleżankami wynajęła małe mieszkanko na peryferiach Warszawy. Wtedy też przestała brać ode mnie pieniądze, zapewniając, że poradzi sobie sama.

Do głowy mi nie przyszło, że ekspedientka, nawet w stolicy, nie może zarabiać kokosów. Dopiero gdy zadzwoniła do mnie szwagierka, mówiąc, że Ala podobno wcale nie pracuje w sklepie, tylko zupełnie gdzie indziej, w mojej głowie zapaliło się światełko.

Przeprowadziłam śledztwo i okazało się, że Patryk, chłopak, który z Alą chodził do liceum, był w Warszawie i tam ją spotkał… Poszłam do niego i wzięłam go na spytki. Przyznał, że owszem, widział Alę, i to „w całej okazałości”.

– To znaczy? – dopytywałam.

– Gołą – stwierdził chłopak. – Tańczyła na rurze w nocnym klubie.

Myślałam, że zemdleję. Udało mi się jednak zachować zimną krew.

– A ty co tam robiłeś? – warknęłam, zerkając na jego matkę, która przysłuchiwała się tej rozmowie.

Myślałam, że chłopak się zawstydzi, ale on wyjaśnił spokojnie, że był na wieczorze kawalerskim kolegi. Zaraz następnego dnia pojechałam do Warszawy. To była moja pierwsza wizyta u Ali. Nie miałam jej adresu, więc prosto z dworca poszłam na uczelnię. Siadłam na ławce przed budynkiem jej wydziału, i czekałam.

Zjawiła się tuż przed ósmą. Na jej widok kamień spadł mi z serca. Wyglądała tak samo, jak zwykle – skromnie ubrana, bez makijażu. Nie, tak nie wygląda dziewczyna, która rozbiera się przed mężczyznami…

– Mamo, co ty tu robisz? Coś się stało? – wyraźnie się zaniepokoiła.

Powiedziałam, że musimy pilnie porozmawiać i wyciągnęłam ją na spacer. Opowiedziałam o plotkach, jakie o niej krążą w miasteczku. Byłam pewna, że się roześmieje, powie, że ta striptizerka musiała być do niej po prostu bardzo podobna. Ale nie, Ala najpierw długo milczała, a potem, nie patrząc mi w oczy, wypaliła:

– Myślisz, że byłabym w stanie utrzymać się tutaj, sprzedając buty?

– Chyba nie powiesz… – jęknęłam.

– Musisz zrozumieć, że to moja jedyna szansa – przerwała mi. – Rzucę tę pracę, jak skończę studia.

Przyznaję, powiedziałam jej wtedy kilka przykrych słów. Nazwałam ją dzi*** i kazałam natychmiast wracać do domu. Zaczęła płakać, a kiedy się uspokoiła, spytała, czy naprawdę tak o niej myślę. Milczałam.

– Mamo, uwierz, nie miałam innego wyjścia – zaczęła szlochać. – Nie jestem prostytutką, ja tylko tańczę…

– Goła!

– Tak, goła – przyznała. – Dzięki temu mogę studiować. Został mi tylko rok. Potem znajdę normalną pracę i zacznę nowe życie. Jeśli teraz zrezygnuję ze studiów, stracę wszystko, co osiągnęłam. Naprawdę uważasz, że powinnam to zrobić? Zrezygnować z marzeń i wrócić do miasteczka, w którym i tak mam już zszarganą opinię?

– Jesteś dorosła, rób jak chcesz! – rzuciłam, a potem odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie, choć moje serce krwawiło.

Córka dzwoniła do mnie jeszcze parę razy, ale nie odbierałam. Potem przysłała SMS-a, że na wakacje jedzie do Irlandii, gdzie załatwiła sobie pracę opiekunki do dzieci. Wraca pod koniec września i wtedy porozmawiamy. To już lada dzień, a ja wciąż nie wiem, co mam jej powiedzieć.

Czytaj także:
„W wieku 23 lat zostałam wdową. Teraz związałam się z facetem, który jest oszustem i złodziejem, ale kocham go”
„Mój ukochany mąż zginął w wypadku. Spokój czułam tylko w towarzystwie jego brata bliźniaka, którego nienawidził”
„Przyjaciółka miała dać mojemu bratu pracę, a nie dziecko. Rany boskie, przecież on sam ledwo wyrósł z pieluch”

Redakcja poleca

REKLAMA