„Była żona mojego męża chciała go zniszczyć. Gdy przez nią zmarł, postanowiłam się zemścić i odebrać jej nową miłość”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes
„Chciałam, żeby cierpiała długo i dotkliwie, a najlepiej, żeby nigdy już nie zaznała szczęścia. Tak jak ja. Co ją zaboli najbardziej? Dzieci bym nie skrzywdziła. Ale niech straci to, co uważa za pewnik. Niech nie ma do kogo wracać”.
/ 02.10.2023 08:30
załamana kobieta fot. Adobe Stock, fizkes

Byłam drugą żoną Dominika. Poznaliśmy się, gdy jego rozwód dawno się uprawomocnił, i nie miałam nic wspólnego z rozpadem jego małżeństwa. Nie chciałam też oceniać, czyja to była wina, że jemu i Marcie nie wyszło. On sam przyznawał, że również ponosi odpowiedzialność za rozpad ich związku, choć to on wniósł pozew. Zdecydowali się na rozwód bez orzekania o winie, żeby było szybciej i bez prania brudów, ale Dominik nigdy nie mówił źle o swojej byłej żonie. Albo dobrze, albo wcale. Mieli dwie córki, które uwielbiał, więc nie chciał psuć jej obrazu w ich oczach. 

Marta była bezwzględna

Marta za to nie miała takich skrupułów. Za życiowy cel po rozwodzie postawiła sobie zniszczenie mężczyzny, który śmiał się z nią rozwieść. Przypominała mu o tym za każdym razem, gdy zabierał dziewczynki na weekend albo gdy zamykała mu drzwi przed nosem, nie pozwalając mu ich nawet zobaczyć. Co rusz wnosiła o podwyżkę alimentów. Chyba tylko na złość. Dominik nigdy nie spóźnił się z wysłaniem przelewu, a gdy dostawał jakąś premię, zawsze się nią dzielił.

– Przecież gdyby mieszkały ze mną, też by z tego korzystały, prawda? – mówił, jakby chciał się przede mną usprawiedliwić, że zostanie mniej dla nas dwojga.

Podziwiałam go za takie podejście do bycia ojcem. I bardzo żałowałam, że nie możemy mieć własnego dziecka. Ja nie mogłam.
Kiedy dziewczynki były u nas, Dominik starał się być tatą na dwieście procent. Dawał z siebie wszystko, a ja mu kibicowałam. Moja miłość w naturalny sposób objęła więc także jego córki.

– Podskocz mi, a nigdy więcej ich nie zobaczysz – groziła Marta, gdy on ośmielał się sprzeciwić jakiejś jej decyzji.

Bał się, że spełni groźby, więc zwykle ustępował. Za to ja najbardziej się bałam, gdy groziła mu śmiercią.

– Ona tylko straszy – pocieszał mnie. – Nie przejmuj się.

Modliłam się. Niech znajdzie sobie faceta, niech się zakocha, może wtedy trochę odpuści. Będzie szczęśliwa, więc i nam pozwoli cieszyć się małżeńskim szczęściem. Nawet wyszła za mąż i naprawdę miałam nadzieję, że teraz wszystko się ułoży. I jej, i nam. Zajmiemy się swoim życiem, będziemy się tylko dzielić opieką nad dziewczynkami, ale bez ciągłych sporów, szantaży i gróźb.

Nagły wypadek

Ten wypadek zmienił wszystko. Marta zaklinała się na wszystkie świętości, na życie córek, że pomyliła hamulec z pedałem gazu i przez zupełny przypadek wjechała w auto mojego męża. A nie dlatego, że nie chciała się z nim dzielić dziećmi ani pytać o zgodę na wyjazd dziewczynek. Tylko, że było ślisko i Dominik nie miał żadnych szans.
Lekarzom nie udało się go uratować.

Marta dostała rok odsiadki. Prokurator był przekonany, że zrobiła to specjalnie. Nikt nie wjechałby w drugie auto z takim impetem, myląc pedały. Sąd był jednak bardzo łagodny – chyba ze względu na dzieci – i dał wiarę jej zapewnieniom. Rok za zabicie wspaniałego człowieka, za złamanie mi życia i pozbawienie córek wspaniałego ojca.

Dzieci zamieszkały z ojczymem. A mnie została żałoba i dojmujący żal.

Pękło mi serce

Nikt nie rozpaczał tak bardzo jak ja. Może dziewczynki. A ten potwór mający czelność nazywać się matką nie pozwolił im nawet wziąć udziału w pogrzebie ojca. Nigdy nie przypuszczałabym, że będziemy mieć dla siebie tylko kilka lat. Chcieliśmy się razem zestarzeć, mieliśmy plany. 

Nigdy już nie usłyszę, jak Dominik mówi, że mnie kocha, ani ja mu tego nie powiem. Nigdy nie złapię go za rękę, nie wtulę się w niego w nocy, nie zadzwonię w ciągu dnia, żeby się czymś ciekawym podzielić, nie opowiem mu niczego wieczorem i nie zobaczę rano uśmiechu w jego oczach. On zginął, ja straciłam całe moje przyszłe życie z nim, a ona zapłaciła za to rokiem swojej wolności.

Chciałam, żeby cierpiała długo i dotkliwie, a najlepiej, żeby nigdy już nie zaznała szczęścia. Tak jak ja. Co ją zaboli najbardziej? Dzieci bym nie skrzywdziła. Ale niech straci to, co uważa za pewnik. Niech nie ma do kogo wracać.

Wymyśliłam zemstę

Wynajęłam prostytutkę, by zakręciła się przy słomianym wdowcu, nowym mężu Marty.  Dziewczyna była śliczna, zgrabna, młoda i miała wprawę w owijaniu sobie facetów wokół palca. A jednak Witek opierał się jej urokom aż kilka tygodni. Cieszyło mnie to. Jeśli facet się opiera i nie daje łatwo uwieść, musi coś czuć do swojej kobiety.

Gdyby od razu zaczął ją zdradzać, nie czułabym żadnej satysfakcji. Lena rozpracowywała go stopniowo, małymi kroczkami, niby od niechcenia, a gdy już złamała jego opór, dostarczała mi nagrania.
Nie oglądałam całości, przeskakiwałam z pliku na plik, żeby sprawdzić, czy Marta bez żadnych wątpliwości zrozumie, co jej mąż wyczyniał, gdy ona siedziała w więzieniu.

To nie był jeden skok w bok. Zdradzał ją regularnie. Wiele dni, wiele razy, wiele nagrań. Zgrywałam kolejne minuty i godziny, tworząc z nich kolaż niewierności, grzebiąc jej marzenia o nowym, wspaniałym życiu.
Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia. Obiecała Dominikowi, że go zniszczy. Ja obiecałam jej to samo w moim złamanym, pogrążonym w mroku sercu.

Któregoś dnia Lena zapytała mnie, czemu ją wynajęłam. Nie kręciłam. Wyznałam jej całą prawdę. Zupełnie obcej kobiecie, do tego prostytutce. Pokiwała głową z uznaniem.

– O, rany – westchnęła. – Wymyśliłaś dobry sposób na zemstę, ale to nie wszystko, co możesz zrobić. Następne filmy oglądaj z dźwiękiem.
Lena nie wzięła ode mnie grosza za ten bonus. Chyba sama dobrze się bawiła – takie odniosłam wrażenie. Kiedy oglądałam następne nagrania, zrozumiałam dlaczego.

Tego się nie spodziewałam

Na tych nagraniach Witek wyznawał jej miłość. Ten sam Witek, który zajmował się dziećmi Marty i miał być dla niej oparciem. Obiecywał Lenie złote góry i wielką miłość po grób. Oby sobie nie wykrakał…

Zdradę fizyczną można wybaczyć, ale zdradę uczuć? Seks to tylko seks, Marta mogła przejść nad tym do porządku dziennego, ale miłość? Sama byłam ciekawa, co zrobi, jak się dowie. Nie mogła tak po prostu wziąć rozwodu i wywalić go na zbity pysk, nie mając pracy, kiedy sąd rodzinny mógłby kwestionować jej zdolność do opieki nad dziećmi.

Oglądając filmy, na których Witek obsypywał Lenę płatkami róż, całował ją po stopach i deklamował jakieś ckliwe wiersze, nie wiedziałam, czy zakwalifikować to jak komedię, tragedię czy tragifarsę. To było żenujące.

Tak czy siak, byłam Lenie wdzięczna. A to, co od niej usłyszałam na do widzenia, pocieszyło mnie bardziej niż wszelkie próby w wykonaniu rodziny czy przyjaciółek.

– Zniszcz ją – powiedziała, gdy wręczała mi kartę pamięci z ostatnimi filmikami. – A potem bądź szczęśliwa.

W to drugie wątpiłam, ale to pierwsze zamierzałam zrobić bez żadnych skrupułów. Nie miałam cienia wątpliwości ani wyrzutów sumienia. Umarły wraz z moim mężem. Wiedziałam, kiedy Marta wyszła, bo obserwowałam jej dom. Wrzuciłam jej kopertę z płytą do skrzynki, by później z satysfakcją słuchać odgłosów dzikiej awantury.

Gdy sąsiedzi wezwali policję, miałam ochotę bić sobie brawo. Bez względu na to, czy Marta się rozwiedzie czy nie, czy Witek będzie żebrał o drugą szansę, a ona mu ją dla pozorów da. To był koniec jej drugiego i – jak zapewne sądziła – tym razem udanego związku, skoro mąż nie opuścił jej w trakcie rozprawy i po wyroku.

Wygrałam. Odebrałam jej tę miłość, skaziłam ją i zdeptałam. Witkowi nie współczułam. Zemsta nie okazała się słodka. Ale już nic nigdy nie będzie słodkie. Każdą radość, każdy sukces zaprawi nutka goryczy, że nie ma ze mną Dominika. Nie ukoiłam swojego bólu, ale nie żałuję tego, co zrobiłam i… zrobię znowu. Nie pozwolę jej na szczęście, póki ja go nie zaznam, a na to się nie zanosi.

Czytaj także: „Opiekowałam się córeczką prostytutki. Gdy zmarła, postanowiłam zrobić wszystko, by zapewnić dziecku lepsze życie”
 „Teściowa miała mieszkać z nami tylko chwilę, a mijają 3 lata. Wepchnęłam ją w ramiona rubasznego sąsiada”
„Brat i bratowa zatruwają nam życie. Odłączają wodę, prąd, wyłamują zamki. Nie wiem, co robić, nie mam dokąd pójść”

Redakcja poleca

REKLAMA