Nie mogłam już się doczekać urlopu. Nie tylko dlatego, że ostatnio czas w pracy był taki wyczerpujący. Głównie z powodu Jarka: w końcu nadarzała się okazja, aby pokazać ukochanemu mężczyźnie cudowne krajobrazy mojego dzieciństwa. Jakie to szczęście, że daleka kuzynka z tej samej wioski założyła gospodarstwo agroturystyczne i udało jej się wepchnąć nas dwoje w wypełniony harmonogram!
Zaplanowałam prawie każdy dzień, i to w wariantach zależnych od pogody: zwiedzanie starych poniemieckich kościółków, zbieranie jagód, wyprawę na kurki, na bagna, żeby obejrzeć rosiczki, słynny Czerwony Most, osobliwości roślinne na trawertynach wapiennych, a nawet wypady nad morze.
Cieszyłam się jak dziecko – nie dość, że będziemy w moich ukochanych miejscach, to jeszcze sami, tylko ja i Jaruś, bez żadnych obowiązków!
Na co ta kobieta wydaje tyle kasy?!
I nagle, tydzień przed wyjazdem, wszystko się zaczęło psuć. Od razu poczułam, że coś jest cholernie nie halo… Wystarczyło spojrzeć na minę Jarka, gdy wrócił z pracy. Postanowiłam pierwsza o nic nie pytać, żeby nie wywoływać wilka z lasu! Udawałam głupią, roztaczając przed ukochanym wizję upojnego pobytu na Pomorzu. Posunęłam się nawet do tego, że zapytałam o wybór, gdy kupowałam w sieci seksowną bieliznę. Pomyślałam tylko: „Rusz głową, ciężki idioto, i zastanów się dwa razy, zanim wyskoczysz z jakimś pomysłem, który pokrzyżuje nasze plany…”.
Chyba jednak przeceniłam jego inteligencję, bo i tak nie wytrzymał i wieczorem, gdy oglądaliśmy film, między jedną a drugą lampką wina wypalił:
– Gdy tak słucham, skarbie, jak opowiadasz o swoich stronach rodzinnych, myślę, że to musiał być raj dla dziecka. Lence pewnie też ogromnie by się tam podobało…
Jeśli od początku coś mi nieładnie pachniało, to teraz odór stał się wręcz namacalny.
– Och, takie atrakcje docenia się, dopiero gdy człowiek jest dorosły – rzuciłam beztrosko, choć wszystkie dzwony biły już we mnie na alarm. – Dzieci raczej rzadko doceniają uroki historii. Ja na przykład, będąc w wieku twojej córki, miałam raczej żal do rodziców, że nie mieszkamy w mieście. Kino, koncerty, teatr – to wszystko było jakby w innej, niedostępnej rzeczywistości!
Słowo honoru, pomyślałam jednocześnie: „Jeśli spróbujesz wcisnąć mi swoje dziecko na tę wyprawę, rozpęta się piekło. Masz to jak w banku!”. Spojrzałam na niego znad kieliszka i chyba telepatyczny przekaz dotarł, bo temat umarł. Doceniam to, że Jarek jest dobrym tatą dla swojego dziecka z pierwszego małżeństwa, ale powiedzmy sobie wyraźnie – teraz jest ze mną. Ma zobowiązania, owszem, i nawet nie komentuję tego, że płaci eksżonie 1300 złotych co miesiąc. Chociaż naprawdę nie wiem, na co ta kobieta je wydaje! Nikt mi nie wmówi, że tyle kasy kosztuje utrzymanie (o ile wiem) zdrowej sześciolatki. A Lenka nawet nie uczęszcza na żadne dodatkowe zajęcia!
Znoszę też z honorem fakt, że mała spędza u nas co drugi weekend i dodatkowo dzień w tygodniu, choć z ręką na sercu przyznam, że mogłaby być mniej absorbująca. Cały czas albo chce coś jeść, albo pić, albo program w telewizji jej nie odpowiada. I ciągle nie może załapać, że zabawki się sprząta po zakończeniu zabawy – ostatnio mało nie rozwaliłam stopy na porozrzucanych klockach! Dobrze choć, że Jarek nie oczekuje, że będę z nimi chodzić na huśtawki albo do kina na idiotyczne amerykańskie kreskówki. Zwykle udaje mi się przetrwać te niedogodności, chociaż mama, gdy z nią ostatnio rozmawiałam przez telefon, znów odradzała mi ten związek:
– Jesteś młoda, wykształcona i atrakcyjna – po co ci chłop po rozwodzie, i to z dzieckiem?
No cóż – widać, że przez te osiem lat, odkąd starsza mieszka na Wyspach, już całkiem zapomniała, jak trudno w tym kraju znaleźć mężczyznę, który nadaje się do kochania. Większość to albo beznadziejne ciapy, albo typu macho, z oczekiwaniami jak stąd do księżyca.
Przecież zanudzi się z nami na śmierć
Przez ten rok, odkąd jesteśmy razem, dobrze Jarka poznałam i wiem już, że to po prostu dobry człowiek. I odpowiedzialny. Pierwszy jak dotąd, przy którym zaczęłam poważnie rozważać macierzyństwo, bo czuję, że byłby oparciem na dobre i na złe. Ale też znam go już na tyle, że dobrze rozpoznałam, że coś się święci… Dziś po pracy usiadł przy mnie w kuchni, gdy poprawiałam projekt, i zapytał, jakby nigdy nic, czy lubię Lenkę.
– Co to za pytanie? – wzruszyłam ramionami. – To miłe dziecko. Twoja córka przecież.
– Ale czy ona ci nie przeszkadza? – drążył.
Poczułam, jak gdzieś w brzuchu rośnie mi ognista kula, i powoli unosi się coraz wyżej. Rozpięłam górny guzik bluzki, żeby schłodzić agregat, ale machina już poszła w ruch. Ręce zaczęły mi się trząść.
– Czy to ankieta, czy zmierzamy do czegoś konkretnego? – mój głos wbrew mojej woli stał się lodowaty.
A Jarek mi mówi, że kilka dni temu dzwoniła do niego była żona. Jej ojciec jest ciężko chory i za tydzień ma operację. Jest przerażony i prosił, żeby córka była razem z nim w szpitalu i kilka dni potem. Oczywiście, jeżeli będzie jakieś „potem”.
– Nie do wiary, jak chłopa rozłożyło. A to przecież fajny gość i wcale nie taki stary!
Słuchałam tej laurki dla byłego teścia i nadziwić się nie mogłam, co też mojego Jarka i Natalię zmusiło do rozwodu, skoro wszyscy są tacy super… A jednocześnie docierało do mnie nieubłaganie, że skoro kochająca rodzinka będzie się wspierać w chorobie, to kto zajmie się Lenką w tym czasie, dziwnym trafem zbieżnym z moim wymarzonym urlopem? Kto wygrał ten los na loterii? Nasza Joanna, czyli ja! Proste jak budowa cepa.
– I co ty na to? – spojrzał Jarek oczami porzuconego spaniela. – Joasiu?
Nie mogę im przecież odmówić w tej sytuacji. Oż, cholera jasna, czy jego eks nie ma sióstr, kuzynek, ciotek czy jakiegoś innego jelenia, który popilnuje jej bachora?! Czy mnie się nie należy parę dni sam na sam z ukochanym mężczyzną bez szpiega za plecami?
– Sądzę, że Lenka się zanudzi na NASZYM wyjeździe – wzruszyłam ramionami, chociaż, słowo daję, miałam ochotę trzepnąć Jarka, żeby otrzeźwiał. – Nie będzie żadnej telewizji, zabawek wielu nie weźmiemy…
– Nie przesadzajmy, przecież to agroturystyka, na pewno mają odbiornik, i to wypasiony – teraz on wzruszył ramionami.
„Co? Pojedziemy przez pół Polski, żeby gapić się w telewizor ze smarkulą?!” – chciałam krzyknąć, ale zmilczałam. Wiedziałam, że nie mam szans, supertata już podjął decyzję i nie opuści swojego szkraba w potrzebie. Ale ja ich w moje ukochane strony nie zabiorę. Po moim trupie! Powiedziałam, że będę musiała zadzwonić do kuzynki, czy uda jej się zmieścić jeszcze jedną osobę, w końcu to szczyt sezonu! I tak ledwo znalazła miejsce dla nas… I moja w tym głowa, żeby to się okazało niemożliwe. Jeśli ja mam nie mieć wymarzonego urlopu, to Jarek z Lenką też obejdą się smakiem!
Czytaj także:
Kamila najpierw była dziewczyną mojego syna, potem uwiodła mojego męża
Mąż ma pretensje, że ciągle niańczę swojego brata
Po utracie pracy przeniosłam się z dnia na dzień do Warszawy