„Była żona męża doprowadza mnie do szału. Całe dnie lata po barach, a dzieci żałośnie płaczą z tęsknoty za matką”

zapłakane dziecko fot. iStock, shapecharge
„Nie mógł w to uwierzyć, a Ewa wszystkiemu zaprzeczała. Nie chciał znać prawdy. Na krótką chwilę oboje nałożyli klapki na oczy w nadziei, że wszystko samo się wyprostuje. Ale życie to nie bajka, nic takiego się nie stało”.
/ 26.07.2023 08:45
zapłakane dziecko fot. iStock, shapecharge

Dopadła mnie trema. Nigdy wcześniej nie zostawałam sama z dziewczynkami, zawsze był z nami Maciek. Wczoraj, po telefonie od dozorcy, zabrał je awaryjnie od Ewy, przywiózł do naszego domu i poprosił, bym się nimi zajęła w czasie jego nieobecności.

Jechał w trasę, miał wrócić za dwa dni, a ja musiałam stanąć na wysokości zadania, chociaż kompletnie nie wiedziałam, co robić. Eliza i Klara nie ułatwiały mi tego. Stały jak trusie, trzymając się mocno za ręce, i wpatrywały się w ojca przestraszonymi oczami.

O mamę nie pytały

– Wrócę do was najszybciej, jak się da – Maciek kucnął, obejmując swoje córki.

– Anita się wami zaopiekuje. Będzie fajnie, przecież ją lubicie, prawda?

Dziewczynki posłusznie kiwnęły głowami, co zadowoliło Maćka. Był taki nieuważny, śpieszył się, więc nic mu nie powiedziały ściągnięte twarzyczki dzieci i ich nienaturalne posłuszeństwo.

– Będzie dobrze – Maciek podniósł się i wziął mnie za rękę. – Małe wyraźnie nie tęsknią za matką, trudno się dziwić. Ale to dobrze, nie będą płakały. Potrzebują opieki i spokoju, a tego u niej nie zaznały, jak wiesz, Ewa pije. Będę ci wdzięczny, jeśli się nimi zaopiekujesz pod moją nieobecność.

– Jestem twoją żoną, nie musisz o to prosić – spojrzałam z tremą na małe dziewczynki, interwencyjnie odebrane matce. Jedna sześcio-, druga pięciolatka. Czy w tym wieku nie tęskni się za mamą, jakakolwiek by ona była?

Ewa była pierwszą żoną Maćka, matką jego dwóch córeczek. Poznali się i po czterech miesiącach, bez większego namysłu, pobrali w urzędzie stanu cywilnego. Świetnie się bawili, dopóki nie przyszła proza życia w postaci dwojga dzieci. Oboje ich chcieli, ale… Zwykle to mężczyzna nie może udźwignąć nadmiaru obowiązków, jednak tym razem było inaczej. Maciek stanął na wysokości zadania, rozsypała się Ewa. Kiedy jeździł w trasy, zostawała sama z dziewczynkami i coś poszło nie tak.

Często czuł od niej alkohol

Nie chciałam jej oceniać. Nikt nie wiedział, dlaczego Ewa zaczęła pić, nawet ona sama. Z początku ukrywała się z alkoholem. Piła wieczorami, gdy położyła dzieci spać i czuła, że potrzebuje rozluźnienia, namiastki dawnego życia, którego nie spodziewała się już odzyskać.

Była matką, a to przekreślało marzenia o swobodzie, głośnym śmiechu, towarzystwie i zabawie. Dzieci, jak to dzieci, ciągle potrzebowały mamy, marudziły, pluły kaszką, płakały w nocy albo chorowały.

Ewa coraz częściej sięgała po alkohol, ale robiła to tak sprytnie, że nikt o tym nie wiedział. Maciek zaczął coś podejrzewać, bo kiedy wracał z trasy, nie mógł poznać schludnego mieszkania. Wszędzie walały się brudne części garderoby, poplamione kocyki, mokre pieluchy, jakby przez dwa małe pokoje przeszło tornado.

Jeśli miał szczęście, Ewa nie odsypiała picia, ale zwykle nie mógł się z nią dogadać. Twierdziła, że jest chora, a unoszący się zapach alkoholu tłumaczyła zażyciem syropu na kaszel domowej roboty – z cebuli na spirytusie. Faktycznie, butelka z takim specyfikiem stała w kuchni, do połowy opróżniona.

Maciek długo był ślepy, ale pewnego dnia coś go tknęło i przeszukał wszystkie zakamarki. Odkrył kilka butelek pustych i jedną do połowy opróżnioną. Tę wyrwała mu Ewa, w obawie, że Maciek wyleje alkohol do zlewu. Strach w jej oczach powiedział mu, że jego żona wpadła w alkoholizm.

Nie mógł w to uwierzyć, a Ewa wszystkiemu zaprzeczała. Nie chciał znać prawdy. Na krótką chwilę oboje nałożyli klapki na oczy w nadziei, że wszystko samo się wyprostuje. Ale życie to nie bajka, nic takiego się nie stało.

Kiedy Maciek odkrył, że Ewa pije, w niej coś pękło, chyba ulżyło jej, że nie  musi się już ukrywać. Wtedy całkowicie straciła hamulce. Maciek odwoził dzieci do swojej mamy, kiedy musiał jechać w trasę, i namawiał Ewę na odwyk. Po długim czasie zgodziła się. Powiedziała, że zapisała się do Anonimowych Alkoholików i zamierza zerwać z nałogiem.

Kłamała. Nadal piła, tylko że ostrożniej, znów zaczęła ukrywać to, co robi. Maciek odkryłby oszustwo wcześniej, ale jego praca polegała na wyjazdach, nie mógł dopilnować Ewy. Czy zresztą można ją było upilnować? Piła, bo chciała. Dawało jej to szczęście, przelotne i krótkotrwałe, ale uzależniające.

Nie chciała się go wyrzec

Kiedy poznałam Maćka, był na skraju załamania, nie wiedział, co jest prawdą, a co kłamstwem. Odszedł od Ewy, nie mogąc wytrzymać życia, jakie mu zafundowała, ale bał się o dzieci. Pozornie wszystko było dobrze.

Ewa stwarzała ułudę, że właściwie opiekuje się córeczkami. Kiedy Maciek przechodził do dzieci, mieszkanie było czyste, a dziewczynki nie żaliły się. Przez jakiś czas wierzył, że wszystko jest dobrze. Gdy zaczęliśmy się spotykać, opowiadał mi o córeczkach.

– Ciągle o nich myślę, martwię się. Wziąłbym je do siebie, ale Ewa nie chce o tym słyszeć – mówił. – Eliza i Klara potrzebują mamy, a nie ojca będącego bez przerwy w rozjazdach, ale boję się, czy Ewa radzi sobie z opieką.

Nasze pierwsze randki wypełnione były rozmowami o dwóch małych dziewczynkach, których nie znałam. Podobało mi się, że Maciek myśli o swoich dzieciach, że nie zamknął tego rozdziału życia jak wielu innych ojców.

Nie rozumiałam tylko, dlaczego nie ufa byłej żonie. Był wobec niej lojalny, nie chciał, żeby ktokolwiek oceniał jej postępowanie. Nie od razu zdradził, o co podejrzewa Ewę. To też mi się podobało. Pomyślałam, że jeśli jest taki w stosunku do kobiety, z którą kiedyś był, mnie też nie zawiedzie.
Ślub wzięliśmy w kościele. Tym razem taki, jak trzeba, na zawsze, powiedział z zadowoleniem Maciek, gdy odchodziliśmy od ołtarza.

– Na pewno! – przytuliłam się do jego ramienia, dyskretnie oglądając się na Klarę i Elizę, pełniące rolę dwóch druhenek.

Stały na moim welonie, wyrywając sobie koszyczek z płatkami kwiatów. Ich mamy nigdzie nie było widać. Ktoś zorientował się, co małe damy porabiają, i zajął się nimi, dzięki czemu dotarłam cało do końca czerwonego chodnika.
Rozśmieszyła mnie ta scena. Małe były urocze, w wizytowych sukieneczkach wyglądały jak dwa aniołki, o bardzo zdecydowanych charakterach.

Nie przypuszczałam, że to, co zaszło, było symboliczne – wiozłam na welonie dwie małe istoty, tylko jeszcze o tym nie wiedziałam. Maciek zabierał dziewczynki do nas na weekendy, widywał się przy tym z Ewą, ale niczego nie zauważył, bo mama dziewczynek potrafiła sprytnie się kamuflować.

Kres tajemnicom położył telefon od gospodarza domu, pana Tymka, człowieka instytucji, który wiedział wszystko, a może jeszcze więcej. Zacny ów człowiek wyłożył wszystko na ławę.

– Nie moje to kwiaty, panie Maćku, moja zawsze mówi, żeby się nie wtrącać w prywatne sprawy lokatorów, ale na krzywdę dzieci i zwierząt zawsze byłem czuły. Dlatego ośmieliłem się zadzwonić, nie gniewa się pan?

– Skądże – zapewnił nerwowo Maciek. – Powiedz pan tylko, o co chodzi, bo się zdenerwowałem.

– I słusznie, bo o pańskie dziewczynki się rozchodzi. Pani Ewa, to nie tego… – zająknął się nagle, ale po krótkiej chwili przełamał opory przed kablowaniem. – Chla kobieta, a to nie jest dobre dla dzieci. Wieczorami słyszę, jak płaczą. Ona je często zostawia i wychodzi, serce się kraje, mówię panu!

– Skąd pan wie, że Ewa pije? – spytał z rezerwą do końca lojalny Maciek.

– Kupuje alkohol na mecie, dwie ulice dalej. Jak ją przyciśnie, to nie patrzy na porę, biegnie tam i wraca z flaszką. Przez okno widzę, ślepy nie jestem. Po mojemu to niedobrze, żeby dzieci widziały, co matka wyprawia. Ona nie ma do nich cierpliwości, wrzeszczy na nie, rzuca czymś po ścianach. Moja mówi, że pani Ewa małpiego rozumu po bimbrze dostaje. Przyjedź pan i sam zobacz, zanim dojdzie do nieszczęścia.

Maciek pojechał i przywiózł mi w trybie awaryjnym Klarę I Elizę. Dzieci ani nie protestowały, ani się nie cieszyły, poddawały się woli dorosłych jak lalki, co Maciek wziął za grzeczność. Czy tylko ja widziałam w ich oczach trwożne oczekiwanie na to, co nastąpi? Przez co przeszły, zanim dozorca zdecydował się zadzwonić do Maćka?

Dzwoniłam, ale nie odbierała

Ewa nie zgłosiła się po dziewczynki. Uwolniona od córek poszła w tango.

– Nie nadaje się na matkę, spójrz, one wcale za nią nie tęsknią – powiedział Maciek. – Lepiej im będzie u nas.

Dziewczynki nie pytały o mamę, co utwierdziło Maćka w przekonaniu, że trzeba wykluczyć Ewę z ich życia. Wreszcie pozbył się wątpliwości, wiedział, co ma robić. Stałam z boku i patrzyłam na dwie małe, skulone w sobie dziewczynki. Wyglądały jak przestraszone dzikie zajączki, nieruchomiejące pod dotykiem obcej dłoni w nadziei, że bezruch uratuje im życie. Jak tylko Maciek wyszedł, zadzwoniłam do Ewy. Nie odebrała.

– Nie ma jej, porozmawiacie z mamą później – powiedziałam z udaną swobodą do dwóch wpatrujących się we mnie par oczu. – Zadzwonimy jeszcze do niej, obiecuję.

Młodsza, Klara, niespodziewanie mocno do mnie przylgnęła, obejmując moją nogę. Podniosłam ją w górę.

– Wszystko będzie dobrze – obiecałam.

Nie uśmiechnęła się, wierzgnęła nogami, dając mi znak, że chce do siostry. Postawiłam ją na ziemi, a ona podbiegła do Elizy i złapała ją za rękę.

– Zamieszkacie z nami, a mama z czasem się znajdzie – zapewniłam je.

– Nie będzie już chora? – spytała poważnie Eliza.

Będzie trzeźwa, bo tego dopilnuję

Nie, nie krzyknęłam tego, ale mało brakowało. Opanowała mnie złość na Ewę, kobietę, która wydała na świat dwa małe cudy i nie umiała się nimi zająć. Do wieczora zdążyłam zadzwonić do niej ze sto razy, odebrała za sto pierwszym.

– Dziewczynki są u nas, czują się dobrze, ale tęsknią za tobą, chociaż tego nie okazują – powiedziałam bez wstępów.

Ewa zaśmiała się nieprzyjemnie.

– Niemożliwe. Za mną nikt nie tęskni, a już na pewno nie dziewczynki. Nie mają zbyt wielu powodów, by mnie kochać.

– Dzieci nie oceniają, kochają matkę, jakakolwiek by ona była.

– Ten opis już lepiej do mnie pasuje – jej słowa ociekały sarkazmem.

– Porozmawiasz z nimi? Powiedz im coś miłego na dobranoc – poprosiłam.

– Po co?

– Żeby wiedziały, że jesteś, że o nich myślisz.

– Nie jestem im potrzebna, Maciek jest znacznie lepszym ojcem niż ja matką.

– Daję ci dzieci do słuchawki, postaraj się – przerwałam.

Nie wiem, co im powiedziała, ale z dziewczynek nagle zeszło napięcie, rozkrochmaliły się, zaczęły z ożywieniem ze sobą rozmawiać. Odebrałam słuchawkę Elizie i powiedziałam:

– Chcę, żebyś się z nimi spotykała, ale na trzeźwo. One bardzo cię potrzebują.

– Skąd wiesz i dlaczego zgrywasz anioła z workiem wypchanym miłosierdziem? – spytała zaczepnie Ewa.

– Miałam siedem lat, kiedy straciłam mamę. Prawie jej nie pamiętam, wychowała mnie macocha, dobra kobieta, ale ja wciąż o niej myślę. O mamie. Dlatego wiem, jakie to ważne.

Ewa chwilę milczała

– Ja też właściwie umarłam dla dziewczynek. Źle robisz, wyciągając mnie na środek. Nic z tego nie będzie.

Nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo rezygnuje.

– Nie będziesz widywała się z dziewczynkami?!

– Będę – zapewniła nieuważnie Ewa. – Jestem ich matką, ale teraz mam trudny czas.

– To przestań pić! – wrzasnęłam.

Terapeuta pracujący z uzależnionymi zabiłby się własną pięścią, słysząc, jak zabieram się do wyciągania Ewy z nałogu, ale nie miałam specjalistycznej wiedzy, robiłam to, co dyktowało mi serce.

– Ależ ja wcale tak dużo nie piję – wyparła się Ewa, spłoszona nazwaniem rzeczy po imieniu.

– Wobec tego widzimy się jutro – skorzystałam z jej chwili słabości. – Przyjdź do parku, będę tam z dziewczynkami.

Myślałam, że nic z tego, że Ewa się wywinie, ale kiedy zobaczyłam ją na końcu alejki…

– Dziewczynki, mama idzie – zawiadomiłam spokojnym głosem Elizę i Klarę.

Przerwały zabawę i stanęły nieruchomo. Po chwili Klara wystartowała przed siebie jak rakieta.

– Mama!

Eliza była bardziej powściągliwa, została ze mną. Ewa podeszła do nas z młodszą córeczką w objęciach, przykucnęła, żeby uściskać starszą, ale Elizka lekko się odsunęła. Pociągnęłam nosem i wyczułam lekki zapach alkoholu.

– Bałam się tego spotkania – szepnęła usprawiedliwiająco Ewa.

– Z dziećmi będziesz się widywać wyłącznie na trzeźwo. Pamiętaj, że one też widzą, co robisz – powiedziałam twardo.

– Nie będziesz mi rozkazywać – zezłościła się Ewa.

– Powiedz córkom, że nie będziesz się z nimi spotykać, bo uraziłam twój honor – szepnęłam.

– To jest szantaż – zatrzepotała rzęsami zaskoczona Ewa.

Wzruszyłam ramionami.

– Dzieciom potrzebna jest matka, nawet na przychodne. Zrobię wszystko, żebyś to zrozumiała. Dziewczynki ci tego nie powiedzą, ale ja tak.

Od tego zaczęła się moja potyczka z Ewą o trzeźwość. Mogłam sobie odpuścić, ale nie potrafiłam. Pamiętałam, jak tęskniłam za prawdziwą mamą, nikomu o tym nie mówiąc. To była moja tajemnica, a podobny sekret widziałam w oczach dwóch dziewczynek, którymi przyszło mi się opiekować. Nie mogłam przejść obok tego obojętnie. No i przecież ich mama żyła, była na wyciągnięcie ręki…

Ewa szybko przyzwyczaiła się, że do niej wydzwaniam. Bez oporów rozmawiała z córkami przez telefon, a raz w tygodniu przychodziła do parku.

– Jest zawsze nienagannie trzeźwa – broniłam swojej koncepcji spotkań przed Maćkiem.

– Nie wiesz, na co się porywasz, ona potrafi ukrywać nałóg. Jest sprytna, nie wierz jej. Zrani dziewczynki i ciebie.

Miał sporo racji, ale ja musiałam spróbować. Klara i Eliza odzyskały swobodę, w mojej obecności czuły się bezpiecznie, chętnie widywały się z mamą. Ewie te spotkania też dobrze robiły.

– Jesteś w porządku, że tyle dla nas robisz. Pójdę na odwyk, na pewno – obiecywała i nie dotrzymywała słowa. Była mamą na przychodne, okresowo trzeźwą i to musiało wystarczyć.

Ale cuda się zdarzają

Pewnego dnia Ewa oznajmiła, że od dwóch tygodni chodzi na spotkania AA.

– Nie chciałam wcześniej ci tego mówić, to dopiero początek. Nie wiem, czy wytrwam, ale chcę, żebyś wiedziała, że próbuję. Zależy mi na tym.

– Wytrzymasz, masz dla kogo to zrobić – spojrzałam na bawiące się dzieci.

– Oby – powiedziała sceptycznie Ewa. – Nie jestem w tym dobra.

Nie wierzyła w siebie, a jednak odnalazła wystarczająco dużo siły, by zawalczyć o przyszłość. Dzieci nadal są ze mną i Maćkiem, ale często widują mamę. Ewa od roku jest trzeźwa, Elizka mówi, że wyzdrowiała.

Ma rację, tak właśnie było. Na razie Ewa nie czuje się na siłach być mamą na pełen etat i może nigdy tak się nie stanie, ale cieszę się, że udało się nam obu zapewnić dzieciom jej obecność. Zrobiłyśmy, jak potrafiłyśmy, a Elizka i Klara ocenią nasze wysiłki, gdy dorosną. Powiem im wtedy, że zrobiłam to dla nich i częściowo dla siebie, dla małej dziewczynki, która płakała nocami z tęsknoty za kimś, kto odszedł. Matka jest ważna, czasem tylko trzeba o nią zawalczyć.

Czytaj także:
„Liczyłam, że dzieci męża w końcu wybaczą mi, że rozbiłam ich rodzinę. Nie sądziłam, że te harpie tak mnie załatwią...”
„Miałam piękny dom, dzieci, męża. Mama mnie przestrzegała, że Krzysiek mnie zostawi, bo >>nie mam wyglądu<<”
„Wyhodowałam pasożyta, który poza piciem piwa, nie robił nic. Naiwna myślałam, że może chociaż dla dzieci mąż się zmieni”

Redakcja poleca

REKLAMA