„Była żona nie mogła znieść, że mam nową rodzinę. Powiedziała synowi, że go nie kocham, bo będę miał drugie dziecko”

ojciec pociesza smutnego synka fot. Adobe Stock, altanaka
„Bartek bardzo przeżywał nasze rozstanie, uważał, że jest winny rozpadu związku rodziców. Musiałem mu długo tłumaczyć, że tak nie jest, że gdyby nie on, być może już wcześniej rozstałbym się z jego matką. Syn łaknął kontaktu ze mną, tymczasem Marzena zaczęła ten kontakt utrudniać”.
/ 01.03.2022 10:13
ojciec pociesza smutnego synka fot. Adobe Stock, altanaka

Bynajmniej nie było tak, że koło czterdziestki coś mi nagle odbiło, i postanowiłem wymienić żonę na młodszy model. Zwłaszcza że Kamila jest ledwie 5 lat młodsza ode mnie i od Marzeny. Po prostu poczułem, że coś się we mnie wypaliło. Że nie kocham już żony i nie potrafię zmusić się do życia z nią, nawet dla dobra naszego ośmioletniego syna. Dopiero jakiś czas po tym odkryciu spotkałem Kamilę…

Kiedy powiedziałem Marzenie, że chcę rozwodu, moje słowa przyjęła z niedowierzaniem. Ona chyba była przekonana, że jesteśmy udanym małżeństwem. I choć od dawna, kładąc się do łóżka, mówiliśmy sobie jedynie „dobranoc”, a kochaliśmy się ledwie parę razy w roku, Marzena nie widziała w tym nic niepokojącego.

– Odbiło ci – stwierdziła krótko. – Chcesz mnie wymienić na młodszy model.

Na początku próbowałem jej wyjaśnić prawdziwą przyczynę, jednak była tak zafiksowana na swojej diagnozie, że nie chciała mnie słuchać. W końcu odpuściłem sobie wszelkie starania. Zaraz też wyprowadziłem się do Kamili.

Najbardziej poszkodowany w tej sytuacji był Bartek. Bardzo przeżywał nasze rozstanie, i jak to dziecko, uważał, że jest winny rozpadu związku rodziców. Musiałem mu długo tłumaczyć, że tak nie jest, że gdyby nie on, być może już wcześniej rozstałbym się z jego matką. Nie wiem, czy mi wierzył. Czułem natomiast, że straszliwie łaknie kontaktu ze mną, jakby chcąc w ten sposób uzyskać potwierdzenie, że za nic go nie winię.

Ja także chciałem jak najczęściej widywać synka, bo po prostu bardzo go kocham, i uważam, że ojcostwo to najlepsza rzecz, jaka mi się w ogóle przydarzyła. Niestety, od samego początku tych kontaktów nie ułatwiała Marzena.

Byłem jeszcze jakoś w stanie zrozumieć, że jest zła i coś czasem powie na mnie przy synu. Jednak ona przyjęła sobie za cel oczernianie mnie w oczach dziecka, nastawianie go przeciwko mnie. A ponieważ jej zabiegi nie przynosiły skutku, bo dla Bartka byłem wciąż ukochanym tatą, postanowiła maksymalnie utrudnić nasze spotkania.

Gdy usłyszała o dziecku, wściekła się

Na początek postanowiła więc zapewnić Bartkowi jak najwięcej zajęć pozalekcyjnych. Ponieważ znała mój rozkład tygodnia, i wiedziała, kiedy mam najwięcej luzu, właśnie w tych terminach zapisała go na judo i lekcje angielskiego.

Musiałem bardzo się starać, żeby wygospodarować czas w pozostałych terminach i móc uczestniczyć w wychowaniu syna. A przecież miałem już nową żonę, jej także musiałem poświęcić czas. Jej, a wkrótce drugiemu dziecku, bo Kama zaszła w ciążę. Zresztą ten fakt dodatkowo zdenerwował Marzenę.

Kiedy dowiedziała się, że po raz drugi zostanę ojcem, jakby zmobilizowała się jeszcze bardziej, teraz odciągała Bartka ode mnie już całkiem jawnie.

Nagle okazywało się na przykład, że moja była „niespodziewanie musi” zabrać syna do dentysty. Właśnie w dniu, kiedy mieliśmy iść do kina. Albo „natychmiast musi wyjść” i nie chcąc zostawiać Bartka samego w domu, ciągnie go do swojej koleżanki, na godzinę przed moją spodziewaną wizytą.

Koleżanka mieszka na drugim końcu miasta, więc ja nie mam już żadnych szans na spotkanie z małym – zanim bym tam dojechał, zrobiłaby się noc, więc i tak musielibyśmy wracać.

Znosiłem to z coraz bardziej zaciśniętymi zębami. Znosiłem do czasu…

– Tatusiu, czy ty teraz będziesz mnie mniej kochał? – zapytał Bartek któregoś dnia, a mnie aż zatkało z wrażenia.

– Skąd ci to przyszło do głowy?

– No bo zaraz urodzi się córeczka twoja i cioci Kamili. I ją też będziesz musiał kochać. Mama powiedziała, że dlatego mnie będziesz musiał kochać mniej.

Natychmiast przytuliłem synka mocno i wytłumaczyłem, że na pewno nie będę musiał dzielić swojej miłości na dwoje. Po prostu dostanę jakby nową jej dawkę, drugie tyle dla siostrzyczki Bartka. I wciąż będę go kochać tak samo mocno. Chyba mi uwierzył. Ale to nie rozwiązywało problemu. Zrozumiałem, że muszę poważnie porozmawiać z Marzeną.

– Posłuchaj… – zacząłem najspokojniej, jak umiałem. – Znosiłem do tej chwili pokornie różne twoje „prztyczki”. Jednak wmawiania Bartkowi tego, że go będę mniej kochał, nie mogę tolerować!

– A toleruj sobie, co chcesz – fuknęła Marzena. – On i tak sam wkrótce zobaczy, że masz dla niego mniej czasu.

– Nieprawda. Nic się nie zmieni!

– Łudzisz się. No, chyba że chcesz zostawić swoją nową „żonę” – powiedziała to z wyraźną pogardą – bez żadnej pomocy. To właściwie do ciebie nawet podobne.

– Nie zostawię jej bez pomocy. I nie przestanę uczestniczyć w wychowaniu naszego syna. Jestem mu potrzebny.

– Skoro rzeczywiście tak uważasz, to nie trzeba było sobie szukać młodszej, tylko mieszkać z nami – ucięła dyskusję swoim koronnym argumentem.

Po narodzinach córeczki naprawdę bardzo się starałem, żeby moje kontakty z Bartkiem nie ucierpiały w żaden sposób. Ale cóż, Marzena miała rację – czas nie jest z gumy, a ja zacząłem gonić ostatkiem sił. I widziałem wyraźnie, że mój syn ma o to do mnie pretensje.

Wkrótce okazało się, że opuścił się w nauce, szczególnie z matematyki, w której mu do tej pory pomagałem. Niestety, teraz, mimo najszczerszych chęci, nie potrafiłem znaleźć tyle czasu, żeby z nim móc posiedzieć nad zadaniami. Gdyby jeszcze moja była żona zechciała mu trochę odpuścić z zajęć pozalekcyjnych, może wtedy dałoby się to pogodzić z innymi obowiązkami. Ona jednak postanowiła zrobić na odwrót i wynajęła mu korepetytora od matematyki.

– Dlaczego to robisz? – zapytałem ją, nie kryjąc rozgoryczenia. – Przecież wiesz, że ja bym mógł pomóc. Bartek lubi nasze wspólne lekcje.

– Ty nie masz czasu z nim siedzieć. A on musi poprawić swoje wyniki.

– Ciekawe, po co mu każesz trzy razy w tygodniu biegać na treningi judo? Przecież on nawet tego nie lubi!

– A co ty możesz wiedzieć, co on lubi albo nie?! Jakbyś nadal mieszkał z nami, to może byś coś wiedział – wskoczyła na swojego ulubionego konika. – A jeśli chcesz pomóc synowi w nauce, to dawaj mi na niego więcej pieniędzy, żebym mogła zapłacić za korepetycje.

Ten wspólny czas dużo nam dał

Niestety, mimo korepetycji Bartek zaczął uczyć się jeszcze gorzej.

I to nie tylko z matematyki, ale właściwie ze wszystkich przedmiotów. Marzena uznała oczywiście, że to moja wina. Podobnie jak to, że Bartek coraz częściej kłócił się z matką, i przestał jej w ogóle słuchać. To sprawiło, że moja eks stała się jeszcze bardziej nerwowa niż po rozwodzie, a stan jej zdrowia się pogorszył.

W końcu dostała skierowanie do sanatorium, w którym miała spędzić półtora miesiąca. Przed wyjazdem łaskawie zgodziła się, aby Bartek zamieszkał u mnie. Postanowiłem wykorzystać ten czas jak najlepiej. Ustaliliśmy z Kamilą, że ona sama przeprowadzi się do swojej mamy, która pomoże jej przy naszej niespełna rocznej córeczce. Dzięki temu od razu po pracy mogłem zajmować się synem – odrabiać z nim lekcje, bawić się, grać w piłkę.

Odwołałem wszystkie jego pozalekcyjne zajęcia. Kiedy Marzena dowiedziała się o tym po powrocie z sanatorium, bardzo się na mnie zezłościła. Ale ja miałem mocne kontrargumenty.

– Popatrz na jego wyniki w szkole. Nauczycielka nareszcie zaczęła go chwalić.

– Pewnie go strasznie ciśniesz…

– Nie. Uczy się tyle, co w domu. Mamy jeszcze czas na różne inne przyjemności.

– Ale teraz się to skończy i znów będzie musiał się przyzwyczaić, że tatuś wybrał młodszą i… – zaczęła swoją śpiewkę.

– Przestań! Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że nasz syn nie może być wiecznym zakładnikiem twoich żalów i pretensji do mnie! Że powinniśmy odłożyć wzajemne animozje, żeby go jak najlepiej wychować!

– Jak go chciałeś wychowywać…

– Tak, znam ten refren. Ale zobaczysz sama, ile się zmieniło w nim przez te półtora miesiąca. I czy warto to wszystko niszczyć w imię prywatnej wojny ze mną. Zajmij się Bartkiem i swoim życiem też!

Marzena nic już nie odpowiedziała, ale coś z mojej tyrady musiało do niej trafić. A może po prostu zauważyła, że Bartek zachowuje się zupełnie inaczej. Że lepiej się uczy i stał się grzeczniejszy.

Co skłoniło ją do zmiany postępowania, nie wiem. To zresztą nieważne. Liczy się to, że przestała mnie traktować jak źródło alimentów i zrozumiała, jak jestem ważny w wychowaniu naszego syna. Zrezygnowała z większości jego pozalekcyjnych zajęć i już nie utrudnia nam kontaktów.

Czytaj także:
„Mąż kpił ze mnie, bo jestem sprzątaczką. Z satysfakcją patrzyłam, jak zbiera szczękę z podłogi, gdy przyszłam z wypłatą”
„Szalony seks z Piotrem przysłonił mi oczy. Gdy przeszło zauroczenie zrozumiałam, że związek z wykładowcą, to pomyłka”
„Przez rodzinną tragedię nie byłam na ślubie kuzynki. Natalia wysłała mi rachunek za mój talerzyk”

Redakcja poleca

REKLAMA