Kiedy straciłam pracę, zawalił się mój świat. Ja, tak dobrze oceniany pracownik, i nagle na bruk? Byłam bliska załamania. Spędziłam tu tyle lat, zaczęłam od stażu zaraz po studiach i zostałam, przechodząc przez kilka działów i stanowisk. Starałam się, myślałam o tym miejscu jak o drugim domu. Tymczasem firma potraktowała mnie jak zbędną rzecz. Niepotrzebna? To wywalamy. Bez emocji, bez sentymentów.
– Znajdziesz inną pracę – mąż mnie pocieszał, ale minę miał nietęgą.
Nic dziwnego. Kredyt na mieszkanie, lodówka na raty, rehabilitacja naszej córki, która wymagała zabiegów nierefundowanych przez NFZ… To wszystko kosztowało i sprawiało, że nie mieliśmy oszczędności. Musiałam szybko znaleźć pracę, by sytuacja ze złej nie stała się tragiczna.
Tylko gdzie, jak? Żyliśmy w niewielkiej miejscowości, skąd większość mieszkańców do pracy jeździła do większego miasta, oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów. W moim wypadku takie eskapady odpadały, bo z Leną trzeba było ćwiczyć codziennie w domu. Czas więc liczył się dla mnie bardzo, no ale z drugiej strony musieliśmy coś jeść, by mieć siły do tych ćwiczeń.
Cóż, jest jak jest, trzeba się zmierzyć z realiami, i działać, i przeć do przodu, zamiast oglądać się wstecz i użalać nad sobą. Odprowadziłam Lenę do szkoły, odpaliłam trzy portale z ogłoszeniami o pracy… I zasępiłam się. Dwie oferty: jedna związana z założeniem własnej firmy, druga to praktyki, po których może, ale tylko może, udałoby się dostać dłuższą umowę.
Dobra. Odznaczyłam kilka filtrów i ofert pojawiło się więcej, ale szans moich to nie podniosło. Nie miałam prawa jazdy, nie byłam mężczyzną z doświadczeniem w handlu… No nic, wysyłałam aplikacje. Miałam nadzieję, że któraś wreszcie zaskoczy i będę mogła odtańczyć taniec radości.
Dzień, dwa, tydzień, miesiąc… Nic. Poszłam na dwie rozmowy wstępne. Bez sensu. Szukali kogoś z grupą inwalidzką albo ze statusem studenta, który chciał dorobić. Pensja też nie należała do kategorii „utrzymam się sam”. Potrzebna była pomoc rodziców-sponsorów albo renta od państwa, żeby zapłacić rachunki.
Powiedziałam mu pomyśle dziewczyn, skrzywił się
Zaprosiłam przyjaciółki na ploty doradcze, by wymyśliły, co mogę ze sobą zrobić w takiej sytuacji. W końcu co cztery głowy, to nie jedna.
– Jak się coś u nas pojawi, to dam ci znać, ale ostatnio kierowniczka mówiła, że rekrutacje wstrzymali nawet do magazynu
– Basia pokręciła głową.
– Ja bym cię zatrudniła… – westchnęła Jola. – Ale nie znasz się na księgowości.
No fakt, nie znałam się, a Jolka prowadziła jednoosobową działalność, obsługując inne małe firmy.
– Ja to bym nawet chciała, żeby mnie zwolnili! – jęknęła Anka i zaraz złapała mnie za rękę. – Sorka, przepraszam za głupi tekst. Po prostu praca na dwa fronty mnie wykańcza… – Anka była samotną matką i ciągnęła półtora etatu, żeby jakoś związać koniec z końcem. – Ani odpocząć, ani posprzątać. U ciebie taki błysk, że mucha nie siada, a u mnie… aż wstyd kogoś zaprosić…
– Weź przestań – machnęłam ręką. – A co mam robić z nudów? Lena w szkole, Marek w pracy, a ja siedzę na tyłku w chacie i nie mogę nic do roboty znaleźć. No to pucuję! Niedługo będę się mogła w podłogach przeglądać, tyle że do garnka nie będzie co włożyć…
– Ty, to jest myśl! – Anka nagle klasnęła w dłonie.
– Jaka myśl? – spytałam.
– A jakbyś tak wpadła do mnie raz na dwa tygodnie i ogarnęła chałupę? Zapłacę! – zastrzegła. – Nie obraź się, ale wolę spożytkować ten czas z dzieckiem, a nie polerować kuchnię. Ty zarobisz, ja będę mieć czysto, i szafa gra. Poza tym tobie ufam, obcej osoby wolałabym do domu nie wpuszczać.
– Właściwie… – Jola się zadumała. – Do mnie też mogłabyś wlecieć z miotłą. Osobiście nienawidzę sprzątać i muszę się zmuszać, żeby brudem nie zarosnąć. Wolę posiedzieć nad fakturami i zarobić na to, żeby ktoś inny za mnie posprzątał.
– Dziewczyno, a ty wiesz, ile się teraz płaci za mycie okien? – Baśka złapała się za głowę. – Wiem, bo przed świętami matka się uparła, że musi umyć okna dla małego Jezuska, ale zdrowie już nie to, a u nas w handlu, sama wiesz, co się dzieje w grudniu. Zapłaciłam pół świątecznej premii, żeby boskie dziecię się u niej w czystych szybach przeglądało. Ale szczęście matki jest bezcenne, co nie? – ona pytlowały, ja słuchałam i się zastanawiałam.
Kiedy Marek wrócił z pracy, powiedziałam mu o pomyśle dziewczyn. Skrzywił się, jakby rycynę łyknął. Sceptyczny? On był zniesmaczony i urażony. Naprawdę? Chcę sprzątać po domach? Nie, oczywiście, że nie chcę, nie marzyłam od dziecka, żeby zostać sprzątaczką.
Pewnie, że wolałabym pracować w czystym, klimatyzowanym biurze, w garsonce z ołówkową spódnicą, ale skoro nie dostałam takiej propozycji, dokładniej, nie dostałam żadnej sensownej oferty… to nie będę wybrzydzać.
– No to jak sobie chcesz – skwitował. – Jeśli ciebie to nie upokarza, ja ci na przeszkodzie stać nie będę.
Było mi trochę głupio brać kasę od przyjaciółek, zwłaszcza że stawka, którą zaproponowały, była więcej niż przyzwoita. Więc pracowałam jak dziki osioł, żeby dziewczyny były zadowolone, a ja, bym uczciwie zarobiła pieniądze, które ze zmęczonym uśmiechem przyniosłam do domu.
– Słuchaj… więc tak się złożyło, że był u nas kolega Danielka… – Anka zadzwoniła do mnie wieczorem z jakąś, po tonie sądząc, kłopotliwą sprawą. – No i mama tego kolegi, gdy go odbierała, zaczęła mi mówić, jak to mnie podziwia, że będąc samotną matką na dwóch etatach, znajduję jeszcze czas na sprzątanie. No to się przyznałam, że to twoja sprawka, te błyszczące meble i szyby. I ona wybłagała ode mnie twój numer telefonu. Sorka, wybacz, nie gniewaj się…
Byłam raczej zdziwiona i wdzięczna, niż zła czy urażona, że mnie poleca dalej. Traktowałam to zajęcie jako tymczasowe, póki nie znajdę lepszej pracy, ale skoro było więcej chętnych na moje usługi, oczywiście się zgodziłam. W efekcie w pełni zadowolona nowa klientka zapytała, czy mogłabym sprzątać u niej na stałe, raz w tygodniu. Czemu nie.
Potem już poszło. Przekazała mój numer telefonu dalej. Po miesiącu, gdy podliczyłam swoje dochody, byłam zaskoczona. Nie dość, że zarobiłam więcej niż wcześniej w biurze, to nawet przebiłam mojego męża, który zawsze miał wyższą pensję.
– No, no, kto by pomyślał, że to takie dochodowe zajęcie… – Marek pokręcił głową, a potem uniósł oba kciuki. – Zuch dziewczyna.
Wychodziłam z czystego mieszkania, czułam dumę
Ponieważ moje zarobki szybko przekroczyły dopuszczalne limity, zarejestrowałam działalność gospodarczą. Niby musiałam teraz odprowadzać składki i podatki, ale dawałam radę. Zwłaszcza że zarabiałam coraz więcej. Kobiety, u których sprzątałam, polecały mnie kolejnym znajomym, aż w końcu musiałam zacząć odmawiać, bo doba nie jest z gumy i się nie rozciągnie.
Z początku wstydziłam się przyznawać, jak pracuję. Gdy chodziłam do szkoły, skończenie jako sprzątaczka było straszakiem na leniwe uczennice. Tymczasem okazało się, że nikt nie traktował mnie z góry czy bez szacunku. Mało tego. Ci, u których sprzątałam, cieszyli się na mój widok i czekali, aż przyjdę.
Starsze osoby, które już nie dawały sobie rady z cięższymi pracami porządkowymi, często samotne, dla których moja wizyta była też okazją do porozmawiania. Zapracowani ludzie, którzy nie mieli czasu sprzątać, a chcieli wracać do czystych domów. Szybko wyzbyłam się zawstydzenia, gdy odpowiadałam na pytanie, co teraz robię.
Liczyło się to, że wychodząc z czystego mieszkania, byłam z siebie dumna, a kiedy widziałam stan konta, nie drżałam o kolejny miesiąc. Dodatkowo mogłam zaplanować swoją pracę tak, żeby bez problemu wymieniać się z mężem przy rehabilitacji Leny. Marek też nie kręcił już nosem na to, jak zarabiam. I tak z przypadkowego zajęcia, wymyślonego ad hoc przez przyjaciółki, zrobiłam dochodowe przedsięwzięcie i po czterdziestce zaczęłam karierę na nowo.
Po roku od założenia firmy zatrudniłam córkę znajomej, która po macierzyńskim dostała wypowiedzenie umowy. Dziewczyna starała się jak ja kiedyś. Liczba zleceń, które dostawałyśmy, ciągle rosła. Obie cieszyłyśmy się, że umiałyśmy wyjść obronną ręką z niełatwej sytuacji, jaką los nam zafundował. Zyskałam nie tylko dobrą pracownicę, ale też nową przyjaciółkę, która jest dla mnie jak młodsza siostra.
Czytaj także:
„Spowodowałem wypadek, w którym zginęła moja szwagierka. Jednocześnie straciłem brata, rodzinę i... ukochaną”
„W domu mąż, który mnie nie zauważa, a na wakacjach - adorator żądny mego ciała. Byłabym głupia, gdybym nie skorzystała”
„Agnieszka ma charakter rozbuchanej księżniczki i musi być w centrum uwagi. Gdy jest inaczej, suszy mi głowę tygodniami”