O wyjeździe do Paryża marzyliśmy od lat. Miałam świadomość, że to trochę banalne wybrać właśnie miasto miłości na uczczenie dwudziestej rocznicy ślubu, ale bardzo chciałam zobaczyć na żywo wieżę Eiffla (nawet jeśli jest przereklamowana) i przespacerować się z mężem po Polach Elizejskich.
To miasto musiało mieć w sobie coś wyjątkowego, skoro tylu ludzi uważało je za romantyczne. Dograliśmy terminy urlopów, zarezerwowaliśmy lot i noclegi w ładnym, niewielkim hotelu blisko centrum. Nie było tanio, ale raz w życiu warto się szarpnąć! A co!
Córka próbowała załapać się na pasażera na gapę, ale postawiliśmy sprawę jasno – to nasz romantyczny wypad! Żadnych małolatów!
Ma być jak za dawnych czasów, gdy podróżowaliśmy tylko we dwoje
Brakowało mi naszej bliskości, która zaginęła gdzieś w labiryncie codziennych spraw, zadań i stresów. Wyznawanie miłości, które dawniej było na porządku dziennym, teraz wydawało się śmieszne i nienaturalne. A ja tego potrzebowałam bardziej niż kiedykolwiek.
Kiedy człowiek jest piękny i młody, myśli sobie, że jakby coś poszło nie tak, może znaleźć kogoś innego lub po prostu rzuci się w wir przygody. Po dwudziestu latach małżeństwa bardziej od fajerwerków ceni się stabilizację i lojalność.
Tym razem zamierzałam dodać szczyptę poezji do naszej prozy życia. Pakując nasze walizki, pilnowałam, żeby nie zabrakło w nich stylowych ubrań. W końcu Paryż to także stolica mody. To tam były pierwsze butiki Chanel.
Michałowi spakowałam więc białe koszule, granatowe swetry z dekoltem w serek, zamszowe mokasyny i jego najładniejsze spodnie. Sama wzięłam sporo sukienek i kilka żakietów na chłodniejsze wieczory, a do tego poprawiające sylwetkę czarne spodnie i eleganckie bluzeczki.
Niech sobie paryżanie nie myślą, że w Polsce ubieramy się gorzej od nich...
Już na lotnisku spotkała nas pewna przykra niespodzianka
W dniu wyjazdu atmosfera była nieco nerwowa. Michał w ostatniej chwili szukał dowodu osobistego, co podniosło nam obojgu ciśnienie, a później jeszcze utknęliśmy w korku. Byle uwaga wywoływała niepotrzebne konflikty. W końcu dojechaliśmy na lotnisko, przeszliśmy odprawę i usiedliśmy w hali odlotów, prawie się do siebie nie odzywając.
Zwykle oboje potrzebujemy chwili, żeby trochę ochłonąć po nerwowych sytuacjach. Nagle nad nami pojawiła się jakaś kobieta, zsunęła okulary przeciwsłoneczne do połowy nosa i spojrzała na nas zaskoczona.
– Michał? Czy ja dobrze widzę?
– Alicja? – mój mąż aż westchnął.
Spoglądałam na nich zaskoczona. Nie znałam żadnej Alicji. Jedyna, o jakiej kiedyś słyszałam, to dziewczyna, z którą Michał spotykał się, zanim się poznaliśmy. Ale to chyba nie mogła być ona?
Przecież była jakieś dziesięć lat młodsza od nas. Przyjrzałam jej się dokładniej. Miała krótkie czarne włosy, szczupłą sylwetkę, którą podkreśliła dopasowanymi jeansami i t-shirtem. A na nogach miała trampki! Kto w tym wieku nosi trampki?
Musiałam jednak przyznać, że wyglądała fantastycznie. Rzuciła się mojemu mężowi na szyję, śmiejąc się perliście. Poczułam ukłucie zazdrości na samą myśl, że to mogłaby być jego eksdziewczyna. Po chwili Michał odszedł dwa kroki, zmierzył ją bezceremonialnie wzrokiem od stóp do głów i gwizdnął. Ona zaś spojrzała na mnie i zapytała:
– Nie przedstawisz mnie swojej żonie?
– Grażynko, to jest Alicja. Opowiadałem ci o niej. Dawna znajoma.
– Ja ci dam znajoma! – klepnęła go żartobliwie po ramieniu, po czym wyciągnęła w moim kierunku dłoń.
– Grażyna – przywitałam się.
– Alicja – uśmiechnęła się. – Miło mi poznać moją następczynię! Michał miał zawsze świetny gust do kobiet!
Nie wiedziałam, czy traktować to jak komplement, ale na wszelki wypadek odpowiedziałam uśmiechem i podziękowałam. Musiałam przyznać jej rację. Była piękną kobietą i w dodatku sprawiała wrażenie, jakby wyglądała świetnie bez wielkich starań. W tamtej chwili byłam jeszcze przekonana, że spotkanie będzie chwilową wymianą uprzejmości i zakończy się tak szybko, jak się zaczęło.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałam się, że Alicja jakimś niesamowitym zbiegiem okoliczności jedzie do Paryża. I to do tego samego hotelu co my!
– Ha, ha! – zaśmiała się teatralnie. – Widzę, że też postawiliście na minimalny budżet? Pewnie, po co komu komfortowe warunki? Grunt to pozwiedzać.
Uniosłam brew ze zdziwienia, bo nigdy jeszcze nie zapłaciłam tak dużo za kilkudniowy pobyt w hotelu. Liczyłam, że będą nam podawać do łóżka kawę i croissanty. W tej chwili jednak nie miało to znaczenia, bo Alicja i tak już zrujnowała mi wizję romantycznych wakacji swoim sąsiedztwem.
Zaczęła rozmawiać z Michałem i dopytywać, co u niego słychać, czym się zajmuje i czy zrealizował marzenia z młodości.
Angażowanie mnie do rozmowy jej nie interesowało
Postanowiłam więc sama wtrącić swoje trzy grosze… Gdy Michał tłumaczył, że praca i spłacanie kredytu tak go wciągnęły, że chodzenie po górach zeszło na dalszy plan, zwróciłam mu uwagę, że za to spełnił inne swoje marzenie – o domu i rodzinie.
Niemal natychmiast poczułam się jak idiotka, która walczy o uwagę tanimi chwytami. Alicja zacisnęła usta i powiedziała, że nam gratuluje, bo jej marzeń o rodzinie nie udało się spełnić. Za to wspięła się na Mont Blanc. Michał spojrzał z uznaniem, na jakie ja nie mogłam liczyć. Moją codzienną wspinaczką na Mont Blanc było przez wiele lat gotowanie, sprzątanie, pomoc w odrabianiu lekcji, usypianie dzieci i ogarnięcie harmidru, który zrobiły w domu.
To jednak nie imponowało nikomu, kto nie ma dzieci. Spikerka ogłosiła, że wzywa nas do samolotu. Wylegitymowaliśmy się i po chwili byliśmy już na pokładzie. Alicja zapytała, czy może usiąść obok nas, bo bilety nie były numerowane. Michał oczywiście się zgodził. Nie mogłam uwierzyć!
Mój wymarzony wyjazd zmieniał się w horror
Alicja całą drogę opowiadała o swoich licznych podróżach – do Indii, Chin, Maroka i Australii – a Michał słuchał z zachwytem.
Sama złapałam się na tym, że zazdroszczę jej swobody i niezależności, choć przecież wiedziałam dobrze, że jeśli chce się mieć rodzinę, to ponosi się pewne koszty. Alicja mówiła i mówiła, nie dając dojść do głosu Michałowi ani mnie. Gdy dolecieliśmy na miejsce, byłam już zmęczona jej paplaniną, ale Michał najwyraźniej nie.
Zamówiliśmy wspólną taksówkę, bo nie było sensu wydawać pieniędzy na osobne. Mąż wrzucił maleńką walizkę Alicji do bagażnika i spojrzał z dezaprobatą na nasze wielkie bagaże.
– Kobieta z taką walizeczką? – roześmiał się.
– Jak widzisz, mam prosty styl – odparła. – Nie potrzebuję wielu rzeczy.
Nagle stosy sukienek i marynarek, z których byłam dumna, wyjeżdżając z domu, wydały mi się przerostem formy nad treścią.
„Może też powinnam przerzucić się na jeansy i trampki, zamiast dodawać sobie lat tą elegancją” – dywagowałam.
Nie wiem dlaczego, każde stwierdzenie Alicji odbierałam tak osobiście, jakby było złośliwością wymierzoną we mnie.
„Na pewno nie miała nic złego na myśli” – powtarzałam sobie, ale w gruncie rzeczy byłam załamana jej towarzystwem. Nie miałam ochoty na wspólne spędzanie czasu z tą kobietą!
Gdy znaleźliśmy się w naszym pokoju (był naprawdę komfortowy), spojrzałam na Michała znacząco.
– Kto by pomyślał, że z okazji dwudziestej rocznicy ślubu pojawi się była narzeczona? Oby wszędzie z nami nie chodziła – westchnęłam.
– Nie będzie, nie martw się! To nasz wyjazd. Ale wiesz… Jest sama. Będzie się nudzić w pojedynkę. Może kilka razy weźmiemy ją na zwiedzanie?
– Przyjechała sama! Wiedziała, co ją czeka.
Michał zmarszczył brwi z wyraźną dezaprobatą dla mojego braku współczucia. Ręce mi opadły. Właśnie tego obawiałam się najbardziej. Jemu wyraźnie odpowiadała jej obecność. Alicja nie szczędziła mu pochwał i komplementów, a dodatkowo wciąż przypominała jakieś sytuacje, w których zachował się jak superman.
Przez dwadzieścia lat nam nazbierało się sto razy więcej wspólnych wspomnień, a jednak to ona zdominowała rozmowę.
Wiedziałam, że trzeba jakoś ukrócić jej rządy na naszym urlopie
Nagle wpadło mi do głowy rozwiązanie. Jak mówi mądre przysłowie: „Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej”. Musiałam działać szybko i skutecznie, więc zmieniłam front i zaproponowałam Michałowi, żeby Alicja poszła z nami na spacer po Polach Elizejskich. Był bardzo zdziwiony, ale się zgodził.
Ja natomiast od samego początku wzięłam tę panienkę w obroty. Poszłam po nią do pokoju, zaczęłam zagadywać i opowiadać o Michale, o naszych dzieciach i o różnych rodzinnych sprawach. Wspomniałam o tym, że córka przechodzi trudny czas dojrzewania, a syn ma silne alergie i trzeba gotować mu osobne posiłki. Mówiłam też o tym, jak często do Michała dzwoni jego matka.
Nie starałam się, żeby historie miały zabawne puenty lub wnosiły coś pozytywnego. Na spacerze wzięłam Alicję pod rękę, trzymając Michała po swojej stronie i czekałam, aż ona także zacznie opowiadać o negatywnych aspektach swojego życia. Niech powie Michałowi, że jej życie to nie jedna wielka wycieczka i niekończące się emocje. Patrzyłam wyczekująco.
Czułam, że zasada wzajemności nie pozwoli jej długo milczeć
Jak ktoś się czymś z tobą podzieli, nie ma opcji, by nie poczuć się w obowiązku odpowiedzieć mu tym samym. W końcu się udało. Alicja dała się złapać w zasadzkę. Jednak jej otwartość poszła w zupełnie innym kierunku, niż przypuszczałam.
Nagle poczułam, że nie idzie obok mnie aż tak odważna i przebojowa kobieta, na jaką pozowała, ale przeraźliwie samotna i raczej nieszczęśliwa, która trzyma się wspomnień jak boi ratunkowej. Wyznała, że młodzieńcze marzenia o podbijaniu świata rozbiły się w pewnej chwili o niespełnione marzenia o rodzinie.
Wszyscy jej przyjaciele się wykruszyli, to znaczy znaleźli małżonków, a ona wciąż sama walczyła z nieznanym i do tej pory nie odnalazła nikogo, kto by chciał jej w tej podróży towarzyszyć. Wracała do pustego domu i czuła, że brakuje jej bratniej duszy. Wciąż wyrzucała sobie, że zaprzepaściła dane jej kiedyś szanse.
– Obawiam się, że już nikogo nie znajdę, Grażynko. Szczerze mówiąc, to nawet tej teściowej ci zazdroszczę. Ja nie mam się na kogo wkurzać, poza mną samą. To frustrujące.
Zrobiło mi się żal Alicji, dlatego postanowiłam jej pomóc… Nie przypuszczałam, że nasza rozmowa przybierze taki obrót i to ja zacznę ją pocieszać. W pewnym momencie pomyślałam jednak o nauczycielu geografii, z którym pracuję w liceum. On także w chwilach szczerości podczas dyżurów uskarżał się na samotność. I także kochał podróże.
„Może gdybym ich sobie przedstawiła, coś by z tego wyszło… Kto wie?” – zastanawiałam się.
Alicja tego wieczoru oświadczyła, że wybiera się na nocne zwiedzanie muzeów, a my zostaliśmy sami. Wyszliśmy na taras z widokiem na Paryż, zapaliliśmy świece i wypiliśmy wino. Później zjedliśmy kolację w maleńkiej restauracyjce niedaleko hotelu i wybraliśmy się na spacer Polami Elizejskimi, aż doszliśmy do wieży Eiffla. Tym razem tylko we dwoje. Byłam szczęśliwa.
Czułam, że te chwile to moje spełniające się marzenia. Michał ani słowem nie wspomniał o Alicji, ale moje myśli co jakiś czas wracały do niej.
Była taką piękną, samodzielną kobietą
Jak to możliwe, że czasem takie fajne babki nie mogą trafić na kogoś, kto je doceni?
– Dlaczego właściwie zerwaliście? – zapytałam w końcu Michała.
A on przypomniał mi, że jest nasza rocznica i mieliśmy zajmować się sobą. Po chwili nie wytrzymał jednak mojego świdrującego spojrzenia.
– Zakochałem się w kimś innym.
– Poważnie?
– Tak. W ciepłej, serdecznej kobiecie o złotym sercu. Takiej, której nie zaślepia zazdrość i chce pomóc mojej byłej dziewczynie.
Roześmiałam się. Nie wiedziałam, że gdy się poznaliśmy, on spotykał się z kimś innym. Może gdybym wiedziała, wszystko potoczyłoby się inaczej. Teraz tym bardziej czułam się w obowiązku poznać Alicję z moim kolegą, Maćkiem.
Po cudownym tygodniu spędzonym w Paryżu, zadzwoniłam do niego i namówiłam na randkę w ciemno. Początkowo nie był chętny, ale gdy opowiedziałam mu o pasji Alicji i pokazałam mu jej zdjęcie, od razu się zainteresował. Nie myliłam się – od razu przypadli sobie do gustu i zaczęli się spotykać.
Maciek co jakiś czas opowiada mi o Ali z wypiekami na twarzy. Widzę, że jest zakochany i bardzo się z tego cieszę. A z Alicją zaprzyjaźniłam się do tego stopnia, że czasem razem wyskakujemy na kawę i plotki. W końcu mamy ze sobą wiele wspólnego.
Czytaj także:
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"