Miałem tę dziewczynę na oku już od kilku tygodni. Sklep z bielizną, w którym pracowała, znajduje się w budynku naprzeciwko mojego biura. Obserwowałem wiele razy, jak wychodziła z pracy po godzinie 19.00. Czasami zamykała go wcześniej.
Pierwszy raz zobaczyłem ją, gdy wszedłem tam w celu kupienia jakiegoś fatałaszka dla mojej ówczesnej narzeczonej. Zrobiłem to chyba w złą godzinę, bo wkrótce potem się rozstaliśmy… W jakimś stopniu spowodowała to pewnie moja praca. Byłem doradcą finansowym, przesiadywałem pod telefonem i z klientami do późnych godzin.
W tym czasie ona, pani przedszkolanka, zawsze zdążyła już wrócić z pracy i zjeść obiad, po czym zastanawiała się, co robić dalej z „tak miło rozpoczętym dniem”. A ja nadal tkwiłem na swoim posterunku. Przez kilka miesięcy jakoś to wszystko godziliśmy, lecz w którymś momencie dłużej się nie dało…
Kto ryzykuje, w więzieniu nie siedzi
W chwili obecnej skoncentrowałem się na dziewczynie ze sklepu. Już w pierwszej chwili, gdy ją ujrzałem, coś we mnie drgnęło, tylko że wtedy jeszcze było za wcześnie. A teraz... Wszystko wskazywało na to, że jest samotna. Przecież to niemożliwe, aby przez kilka tygodni nikt po nią nie przyszedł, gdy kończyła pracę. A może… może jest związana z kimś pracującym na przykład tak jak ja? To dopiero by byłoby! Więc może jednak nie…
W którymś momencie przyszedł mi do głowy pewien pomysł, jak ją poznać bliżej. Był wprawdzie trochę karkołomny, ale trudno – „kto ryzykuje, w więzieniu nie siedzi”, jak mawiał mój dziadek, tata mojej mamy, znany w całej rodzinie z czarnego humoru. Tego dnia, w czasie przerwy na lunch, podrałowałem do salonu. Dziewczyna akurat obsługiwała jakąś klientkę. Przez chwilę pokręciłem się, niby coś oglądając, a w gruncie rzeczy czekałem na moment, kiedy w sklepie nie będzie nikogo oprócz mnie. Tak było lepiej.
– Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc? – wygłosiła tradycyjną formułkę.
– Chciałbym kupić coś wyjątkowego dla… dla wyjątkowej osoby.
Uśmiechnęła się.
– Czy ma pan coś konkretnego na myśli?
– Tak, chciałbym obejrzeć bliżej to… I wskazałem na półkę, na której upatrzyłem krwistoczerwony komplet.
– Wspaniały wybór, to wyjątkowa bielizna. Jaki rozmiar pana interesuje?
– No, tego to właściwie nie jestem pewien, ale myślę, że… taki jak pani…
– Mój? – dziewczyna nie zdziwiła się specjalnie. – W takim razie to będzie 36.
Podeszła do półki, wzięła jedno opakowanie i podała mi. Niezdecydowany obejrzałem je, po czym zwróciłem się do dziewczyny.
– Tak, chyba o to mi chodzi, tylko nie wiem, jak on prezentowałby się w… naturze.
– Słucham? Nie rozumiem.
– Czy… czy mogłaby pani go przymierzyć?
– Słucham? – powtórzyła, tym razem z niekłamanym zdumieniem, chociaż na pewno dobrze słyszała, co powiedziałem. Swoją drogą, zachwycająco wyglądała z tym zdziwieniem malującym się na twarzy.
– Chciałbym panią poprosić o przymierzenie tych ślicznych drobiazgów…
– No wie pan?! Ja miałabym to przymierzać?! Nie jestem modelką!
– A szkoda… – mruknąłem pod nosem.
Wiedziałem jednak, jak ją zachęcić
– Kupię ten komplet, jeżeli na pani będzie wyglądał równie dobrze jak w opakowaniu…
Zawahała się wyraźnie. Widać było, że bielizna jej się podoba i bardzo chciałaby ją sprzedać, lecz jednocześnie ta propozycja wprawiła ją w zakłopotanie. Z pewnością moja prośba była trochę bezczelna.
– Niech mi pani pomoże… To dla mnie bardzo ważne, a nie umiem ocenić tak na oko. Chyba nie jest to dla pani aż tak krępujące? – w miarę delikatnie podnosiłem poprzeczkę.
– Nie jestem pewna, czy powinnam… Muszę zapytać szefa. Proszę zaczekać.
Poszła na zaplecze sklepu, skąd za chwilę wychyliła się łysa głowa wąsatego faceta.
Facet obrzucił mnie taksującym spojrzeniem, po czym wycofał się bez słowa. Doszły mnie jakieś niezrozumiałe szepty. Nie wątpiłem, że ta lustracja wypadła dla mnie korzystnie: byłem w garniturze, białej koszuli, z krawatem.
– No, dobrze. Skoro panu tak na tym zależy... Proszę zajrzeć do przymierzalni, ale dopiero kiedy pana zawołam...
Wzięła komplet i z kamienną twarzą ruszyła w kierunku kabiny. W napięciu czekałem na znak. Wydawało mi się, że minęła cała wieczność, gdy usłyszałem jej głośne:
– Proszę, niech pan wejdzie!
Wciągnąłem głęboko powietrze i wszedłem do środka. To, co zobaczyłem, dosłownie mnie zamurowało… Wyglądała oszałamiająco! Połączenie kształtnej figury dziewczyny z mocno seksowną bielizną dało wspaniały efekt. Przez dłuższą chwilę, po prostu – jak to się mówi – pożerałem ją wzrokiem...
Zastosowałem się do tego życzenia
Jej również spodobał się ten widok. Przyglądała się sobie w lustrze z wyraźną satysfakcją, okręcając ze wszystkich stron. Nagle odwróciła się do mnie:
– No i co? Zadowolony? Podoba się panu?
– Co?… – wykrztusiłem.
– Komplecik… Czy się panu podoba?
– To pani wygląda olśniewająco…
– Co?! – zmarszczyła brwi. – No wie pan?! Proszę wyjść! Koniec pokazu!
Nadal miałem przed oczami jej obraz… Po chwili wyszła z przebieralni. Co gorsza, pojawili się też nowi klienci. Nie mogłem tracić czasu.
– Proszę zapakować, płacę…
Zapakowała komplet, już bez słowa, i skasowała ode mnie pieniądze.
– Myśli pani, że to dobry zakup?
– O tak, z pewnością. Ja byłabym zachwycona takim prezentem.
– Skoro tak, to się świetnie składa, bo to właściwie dla… pani – szepnąłem, przesuwając pakunek po blacie lady w jej stronę.
– Słucham? Co pan powiedział?! – otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
– No, tak. To pani jest tą wyjątkową osobą, dla której chciałem to kupić…
– Pan chyba żartuje?! Kim pan jest? Przecież ja pana w ogóle nie znam!
– Ja pani też, ale można to zmienić. Chociażby dziś po pracy, przy kawie…
– Tak pan zawiera znajomości?!
– Nie, szczerze mówiąc, to pierwszy raz…
Nie zdążyłem…
– Wie pan co? Miło, że… okazał mi pan tyle zainteresowania, ale teraz muszę już zająć się nowymi klientami. Do widzenia panu – rzuciła sucho i odeszła do jakiejś kobiety, kompletnie ignorując paczuszkę.
Ja też jej nie tknąłem. Została na ladzie. Wyszedłem ze sklepu i szybkim krokiem ruszyłem do biura. Ciekawe, czy mnie obserwowała? No cóż, spaliłem to podejście… A dziewczyna zachowała się z godnością! Podobała mi się coraz bardziej. Trudno. Uznałem, że dam sobie trochę czasu na oddech. Ja się łatwo nie poddaję. Nie potrafiłem przestać o niej myśleć. Postanowiłem spróbować jeszcze raz.
Dwa dni później siedziałem w swoim biurze, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. W progu stanęła ona. W ręku trzymała paczuszkę.
– Dzień dobry. Cieszę się, że pana odnalazłam. Zapomniał pan swojego zakupu…
– Bardzo proszę, niech pani usiądzie. Napije się pani kawy albo herbaty?
– Przecież nie po to tu przyszłam!
– Oczywiście, ale skoro już pani tu jest…
– Najpierw proszę to ode mnie wziąć!
Zauważyłem, że rozstaje się z tą bielizną z pewnym ociąganiem. Nie zdziwiło mnie to. Jeszcze raz zaproponowałem coś do picia. Wybrała kawę. Przez chwilę milczeliśmy.
To ona przerwała krępującą ciszę
– Dlaczego chciał mi pan to sprezentować? – zapytała, patrząc mi prosto w oczy.
– Powiem prawdę, bo już i tak zrobiłem złe wrażenie. Chciałem panią poznać, a nie wiedziałem jak. No i wpadłem na ten pomysł. Nie najlepszy, ale nie chciałem pani obrazić.
– W porządku. Tylko… będę miała skrupuły, że naraziłam pana na taki wydatek.
– A ja nie żałuję! Przynajmniej udało mi się spotkać z panią przy kawie. Chociaż wolałbym w jakimś bardziej romantycznym miejscu…
– Rzeczywiście można sobie wyobrazić inne – roześmiała się wreszcie.
– To… w takim razie… Co pani zaproponuje? – poszedłem na całość.
– Możemy się spotkać… na basenie przy Potockiej, w sobotę około południa.
– Na basenie? – nie ukrywałem zdumienia.
Takie miejsce wydało mi się zdecydowanie mało romantyczne. Zwłaszcza zimą.
– Niech to będzie rodzaj rewanżu. A tak przy okazji, na imię mam Monika.
Odprowadziłem ją do drzwi, głowiąc się, o co jej chodzi. I nagle przyszło mi do głowy, że po prostu chce wyrównać rachunki – ja już widziałem ją w negliżu, więc teraz…
Czytaj także:
„Miłość omijała mnie szerokim łukiem, więc poszłam po radę do wróżki. Nie sądziłam, że jej dziwaczna przepowiednia się spełni”
„W młodości zrobiłam coś głupiego dla kasy i do dziś za to płacę. Boję się, że syn odkryje moją tajemnicę i stracę w jego oczach”
„Ktoś włamał się do mojego domu, ale okazało się, że nie taki diabeł straszny... Kto wie, może nawet się zaprzyjaźnimy?”