„Miłość omijała mnie szerokim łukiem, więc poszłam po radę do wróżki. Nie sądziłam, że jej dziwaczna przepowiednia się spełni”

Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Paolese
„Paweł słuchał mnie uważnie. Czułam, że mam w nim przyjaciela. Potem były następne spotkania. W jego oczach widziałam, że mu się podobam. Co dzień do siebie dzwoniliśmy i wysyłaliśmy SMS-y. Dzieliliśmy się wieściami, co które z nas robiło w ciągu dnia, kogo spotkało. Ja jednak z czasem zapragnęłam czegoś więcej”.
/ 24.10.2022 22:00
Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Paolese

Pamiętam doskonale, jak tamtego dnia z trudem wdrapałam się na czwarte piętro bloku. Otworzyła mi ładna młoda kobieta z długimi ciemnymi włosami.

– Chciałabyś pewnie się dowiedzieć, czy wyjdziesz za mąż – powiedziała, rozkładając karty na stole.

– Nie tylko! Chcę wiedzieć, kiedy skończy się mój pech. Ale i z chłopakami mi nie wychodzi – odparłam szczerze. – Szybko mnie rzucają. Ani ja ładna, ani superzgrabna, wciąż o coś zawadzam, coś tłukę. Zawsze tak będzie?

Wróżka potasowała karty

Wpatrywałam się w nią z napięciem. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak długo milczy, a potem patrzy na mnie intensywnie, ale jakby wcale nie widziała, że to ja przed nią siedzę. Przestraszyłam się. Może ona jest nienormalna?! Zapragnęłam uciec.

– Miałam dziwną wizję – ocknęła się nagle. – Rzadko mi się to zdarza… Zobaczyłam nieszczęśliwą dziewczynkę. Wieki temu mieszkała w Chinach. Gdy skończyła pięć lat, mama skrępowała jej stopy bandażem, by zahamować ich wzrost, bo tylko małe uchodziły za piękne. Zabieg się nie udał. Połamane kości źle się zrosły, dziewczynka została trwale oszpecona i z trudem się poruszała. Ciągle się o coś potykała, wszystko leciało jej z rąk. To wszystko, co ci mogę powiedzieć.

Byłam okropnie rozczarowana. Co ta historia o Chince miała wspólnego ze mną? Wyszłam zła, choć wróżka grosza nie wzięła. Jeszcze by tego brakowało! Nie powiedziała mi ani słowa o mojej przyszłości, nie podniosła na duchu. Miesiąc później koleżanka zaprosiła mnie na urodziny. Takie okazje rzadko mi się trafiały, bo mój krąg znajomych był wąski, ucieszyłam się więc niezmiernie. Zrobiłam się na bóstwo: staranny makijaż, seksowna mini. W świetnym humorze wsiadłam do swojego starego fiata.

Jechałam jakiś kwadrans, gdy nagle mocno szarpnęło autem, jakbym na coś wpadła. Zahamowałam z piskiem opon. W tej samej chwili samochód jadący za mną walnął w zderzak mojego fiata. „Boże, przejechałam człowieka!” – pomyślałam w panice, wyskakując z auta.

Jednak to nie był człowiek. Z drżeniem pochyliłam się nad psem odrzuconym o jakieś dwa metry. Nie ruszał się i mocno krwawił. Musiałam go oślepić, stracił orientację i wyskoczył na jezdnię… Podbiegł do nas zdenerwowany kierowca drugiego samochodu.

Dopiero wtedy mu się przyjrzałam

– Według przepisów to ja spowodowałem wypadek, bo uderzyłem w tył pani auta. Ale pani zbyt gwałtownie zahamowała – wykrzyczał, machając rękami.

Nie zwracałam na niego uwagi. Pochylałam się nad rannym zwierzęciem. 

– Zjadę na pobocze, samochody są ledwo draśnięte, właściwie nic się nie stało – facet wyraźnie stracił rezon. – Trzeba psa zabrać do weterynarza. Jeżeli pani się spieszy, sam poszukam lecznicy.

– Ja go zawiozę, już dość narobiłam panu kłopotów  – oznajmiłam mu, podnosząc się z klęczek. – Oczywiście zwrócę koszt naprawy samochodu.

– Pojedźmy razem, zwierzak jest dość ciężki, sama nie da pani sobie rady – mężczyzna przejął inicjatywę.

Zdjął kurtkę, owinął nią psa i delikatnie przeniósł go do swojego auta. 

Niewysoki brunet, znacznie starszy ode mnie. „Musi być dobrym człowiekiem. Niewielu ludzi zawracałoby sobie głowę psiakiem” – pomyślałam.

– Ma pani dobre serce – odezwał się, gdy do mnie powrócił. – Każda moja koleżanka pojechałaby dalej. A pani w dodatku chyba jedzie na spotkanie?

– Na imprezę do koleżanki, ale nie zmartwi się, jak mnie na niej nie będzie.

Po kilku kilometrach znaleźliśmy lecznicę. Gdy weterynarz zaczął opatrywać zwierzę, wyszliśmy na korytarz.

– Mam na imię Paweł – przestawił się z uśmiechem nieznajomy.

– A ja Dorota.

Zaczęliśmy rozmawiać. Powiedziałam, że kończę germanistykę i lubię się uczyć języków obcych.

– No to mamy coś wspólnego, bo ja uczę chińskiego na uniwersytecie.

Chińskiego?! Przypomniała mi się dziwna wizja wróżki

W wywołanej przeze mnie stłuczce uczestniczył sinolog. Czy to przypadek…? Otworzyły się drzwi gabinetu.

– Co będzie z psem, kiedy wyzdrowieje? – zapytał weterynarz.

– Wezmę go – Paweł i ja odpowiedzieliśmy razem i oboje roześmieliśmy się.

Po długich targach zostało ustalone, że to ja zabiorę psa do domu, a jemu przysługiwać będzie prawo odwiedzin, tym bardziej że zapłacił za leczenie. W moim mieszkaniu psiak od razu poczuł się jak u siebie. Wypił trochę wody, położył na przygotowanym przeze mnie posłaniu i natychmiast zasnął.

Rano obudziło mnie lizanie po ręce. Ubrałam się i zniosłam psa na dwór. Potem wybrałam się do sklepu po smycz, obrożę, karmę, legowisko. Złapałam się też na myśli, że już nie mogę się doczekać wizyty Pawła. Tylko czy wieczorna przygoda nie zblednie w świetle dnia?  Może on zapomni o umowie…

– To kiedy mogę do was podjechać? – zadzwonił po południu Paweł.

Pies powitał go jak pana domu: łasił się, merdał ogonem. Przy kolacji zaczęliśmy rozmawiać. Mówiliśmy o sobie. Paweł roześmiał się, kiedy stwierdziłam bez ogródek, że prześladuje mnie pech.

– Może po prostu jesteś roztargniona? Albo brak ci wiary w siebie? – zapytał.

Mój pierwszy raz był cudowny!

Zamyśliłam się. Moi rodzice rzeczywiście byli bardzo surowi, od zawsze dużo ode mnie wymagali: miałam mieć najlepsze stopnie w szkole, być dobra w sporcie, pomagać w domu. Ale im bardziej się starałam, tym gorzej mi wychodziło. Kiedy więc moja kuzynka wyjechała do pracy w Londynie i poprosiła, żebym zaopiekowała się jej mieszkaniem, nie wahałam się ani chwili. Chciałam rozpocząć życie na swój rachunek.

Paweł słuchał mnie uważnie. Czułam, że mam w nim przyjaciela. Potem były następne spotkania. W jego oczach widziałam, że mu się podobam. Co dzień do siebie dzwoniliśmy i wysyłaliśmy SMS-y. Dzieliliśmy się wieściami, co które z nas robiło w ciągu dnia, kogo spotkało. Ja jednak z czasem zapragnęłam czegoś więcej. Owszem, całowaliśmy się namiętnie, ale Paweł nigdy nie szedł na całość, a ja tak pragnęłam bliskości… Gdy kiedyś poszliśmy na spacer, zaczęłam wreszcie rozmowę na ten temat.

– Kocham cię, Dorotko, ale nie chciałem być zbyt natarczywy – Paweł nie pozwolił mi dokończyć zdania.

– Coś mi się wydaje, że nie dam rady dłużej czekać – zarumieniłam się.

Paweł okazał się delikatnym i czułym kochankiem, o jakim zawsze marzyłam. Zamieszkaliśmy razem. To miał być egzamin dla naszego związku. Słyszałam od koleżanek, że w codziennym życiu zaczynają się problemy. Jednak jeśli chodzi o nas – odpukać – to się nie sprawdziło. Może dlatego, że np. zakupy czy gotowanie staraliśmy się robić razem. Jak się coś robi z kimś, nawet sprzątanie jest fajne!

Po roku wybrałam się do wróżki, ciekawa, co mi powie. Wspinałam się po tych samych schodach, ale już jako inna kobieta, pewna siebie i zadowolona z życia.

Podobała mi się ta wizja!

– Zaręczyłam się, wychodzę za mąż, przestał prześladować mnie pech – wyrzuciłam z siebie jednym tchem. – I... wie pani, mój narzeczony jest sinologiem. Czy ma to związek z tym, co kiedyś mi pani mówiła o małej nieszczęśliwej Chince?

– Nie wiem. Nie mam wpływu na swoje wizje – odparła wróżka. – Jeśli chcesz, po prostu ci powróżę. Z kart.

Rozłożyła tarota. Popłynęła opowieść o moim szczęśliwym małżeństwie, domu z ogródkiem, dwójce szkrabów. Podobała mi się ta wizja! Zadowolona podziękowałam, zapłaciłam i wyszłam.

– Miałem dziwny sen – wyznał mi wieczorem Paweł. – Mieszkaliśmy w starożytnych Chinach, byłem twoim kuzynem i kochałem cię od dziecka, ale nie miałem odwagi, by ci to wyznać…

– A mnie bandażowali stopy? – spytałam z uśmiechem i powiedziałam mu o mojej pierwszej wizycie u wróżki.

Czyżbyśmy z Pawłem odnaleźli się po wiekach?! Któż to wie? Może, może…

Czytaj także:
„Myślałam, że kupuję ekologiczne produkty, ale srodze się zawiodłam. Znajomy sprzedawca od lat wciskał mi kit...”
„Supermarket wygryzł sklepik sąsiada z rynku, więc biedak musiał zamknąć interes. Zrobiło mi się go żal i postanowiłam mu pomóc”
„Mój były traktował mnie jak zabaweczkę, a ja biegłam na każde jego zawołanie. Aż nie dowiedziałam się o nim czegoś strasznego”

Redakcja poleca

REKLAMA