„Była kochanka nachodziła mnie i moją rodzinę. Chciałem ją nastraszyć, a sprawiłem, że została kaleką”

Kobieta na wózku inwalidzkim fot. Adobe Stock
Jestem ordynatorem szpitala, mam piękną żonę, dwoje dzieci i dorobek naukowy. Zrobię wszystko, żeby ochronić spokój swojej rodziny...
/ 15.11.2020 14:34
Kobieta na wózku inwalidzkim fot. Adobe Stock

Stać mnie na wiele, by się ciebie pozbyć! Moje przekleństwo ma na imię Izabela i do niedawna pracowało w laboratorium na mieście, do którego czasem zaglądałem z racji swoich badań. Ta piękna dziewczyna podziwiała mnie jako lekarza i naukowca, ja dla niej złamałem wszystkie zasady. Zdradzałem żonę, kłamałem.

Zakochałem się jak wariat. Spotykaliśmy się oczywiście potajemnie, żonie mówiłem o nadgodzinach i delegacjach, kolegom w pracy o wyjazdach rodzinnych, czasem brałem urlop, żeby tylko być z nią – ze zjawiskową Izabelą, kobietą cudowną, doskonałą. Nie wiedziałem, dokąd zmierzamy. Nigdy nawet mi przez myśl nie przeszło, że mógłbym zostawić dla niej rodzinę, opuścić żonę i dzieci. Ale Iza po pewnym czasie zaczęła utrzymywać, że nie może beze mnie żyć.
– Przecież mówiłeś, że mnie kochasz – szlochała, gdy wychodziłem od niej.
– Czego ode mnie oczekujesz? Mogłaś wybrać kogoś bez zobowiązań.
– Możesz zostawić dla mnie rodzinę!
Z czasem stała się coraz bardziej natarczywa. Mijaliśmy się w oczekiwaniach i było między nami coraz więcej napięć. W końcu zdecydowałem się skończyć romans.
– To również dla twojego dobra – perswadowałem. – Jesteś jeszcze młoda, masz przed sobą całe życie. Po prostu rozstańmy się.
Iza nie chciała o tym słyszeć, wpadła w szał i zaczęła rozbijać talerze o podłogę w kuchni.
– Nie mogę bez ciebie żyć – krzyczała. – Ja cię kocham, a ty potraktowałeś mnie jak zabawkę. Teraz chcesz się mnie pozbyć.

Być może miała trochę racji, ale przecież nie zrobiłem tego celowo. Tak wyszło. Zresztą ona też nie była bez winy: po co zadała się z żonatym facetem? Wyszedłem od niej zdecydowany zaprzestać wszelkich kontaktów. Cały wolny czas spędzałem teraz z żoną i dziećmi. Nigdy nie przestałem ich kochać i wiedziałem, że to, co zrobiłem, było niegodne i straszne, jednak pocieszałem się myślą, że nigdy się o tym nie dowiedzą. Barbara by chyba tego nie przeżyła...

Iza nie chciała się poddać. Dzwoniła na moją komórkę i domagała się spotkania. Twierdziła, że jestem dla niej wszystkim.
– To już przeszłość. Zapomnij o mnie. Nie jestem dostępną opcją – tłumaczyłem.
W końcu przestałem odbierać. Wtedy pojawiła się u mnie w szpitalu. To mnie zdenerwowało. Wiedziała, że nasza relacja była sekretem i mieliśmy umowę, że nie pojawiamy się u siebie w pracy, w miejscach publicznych, nigdzie, gdzie mogłaby nas zobaczyć moja żona lub ktoś znajomy. Złamała tę umowę.
– Nie bój się – rzuciła, gdy zacząłem na nią krzyczeć. – Nikt nic nie podejrzewa, przyszłam tu pod pozorem załatwienia czegoś w waszym laboratorium. Ale zrozum, Rysiu, ja nie potrafię o tobie zapomnieć. Chcę, żebyś zamieszkał ze mną. Przecież mówiłeś, że mnie kochasz. Obiecałeś, że to zrobisz.
– Nigdy ci tego nie mówiłem. No może gdy byliśmy w łóżku, gdy nie panowałem nad swoimi słowami. Wtedy się mówi takie rzeczy. Ale przecież nigdy nie obiecywałem ci wspólnego życia. Wiedziałaś, że to tylko romans.
– Nieprawda. Chcę cię mieć. O wszystkim powiem twojej żonie, chyba że sam to zrobisz.

Tego było już za dużo. Groziłam mi. Uderzała w mój najbardziej czuły punkt: w moją rodzinę. Naprawdę się przestraszyłem. Co zrobiłaby Barbara, gdyby się dowiedziała? Nawet nie chciałem się domyślać.
– Nie waż się! – wrzasnąłem. – Jeżeli to zrobisz, to chyba cię zabiję.
Wyrzuciłem ją z gabinetu. Siedziałem przez całe popołudnie posępny i przerażony. Gdyby Iza spełniła swoją groźbę, oznaczałoby to ruinę całego mojego życia. I dotarło do mnie, że nawet jeśli coś do niej czułem, to uczucie już umarło, wygasło.

Przez tydzień był spokój. Łudziłem się, że Iza pogodziła się z sytuacją. Jednak wtedy zdarzyło się najgorsze – pojawiła się u nas w domu. Wracałem akurat samochodem z pracy, gdy spotkałem ją na podjeździe. Zastanawiałem się, czy ma zamiar wejść do mojego domu, czy już z niego wychodzi. Serce waliło mi jak szalone. Zatrzymałem samochód i niemal wciągnąłem ją do środka.
– Rozmawiałaś z moją żoną? – wysyczałem, ledwo panując nad nerwami.
– Mam zamiar do zrobić – uśmiechnęła się. – Nie powstrzymuj mnie, to musi się stać. Nie uciekniesz przed miłością, nie uciekniesz przed czułością, namiętnością, która nas łączyła. Ty też mnie kochasz.
Zobaczyłem w jej oczach szaleństwo. Zrozumiałem, że ona nad sobą nie panuje, że nikt nie powstrzyma jej przed osiągnięciem celu.

Zawiozłem ją do jej mieszkania i chwilę tam posiedziałem. Prawie nie rozmawialiśmy, tylko patrzyliśmy na siebie. Obiecałem wrócić następnego dnia...

Wieczorem zadzwoniłem do Zbigniewa. Nie chciałem tego robić, lecz naprawdę nie miałem wyboru. Wiele lat temu mu pomogłem, miał u mnie dług wdzięczności, z którego nie zamierzałem nigdy korzystać. Aż do teraz. Wiedziałem, że Zbigniew gra często na granicy prawa, a zdarza mu się również tę granicę przekraczać. Umówiłem się z nim w ustronnym miejscu. Opowiedziałem całą sytuację.
– No proszę – zakpił. – A ludzie mówią, że jesteś idealny.
– Daj sobie spokój z uwagami o moralności – nie pozostałem mu dłużny. – Powiedz mi, co mam teraz zrobić.
– Czego ode mnie oczekujesz?
– Chcę, żebyś nastraszył Izkę. Wybij jej z głowy mnie i moją rodzinę. Chcę, żeby o mnie zapomniała raz na zawsze. Tylko bądź dyskretny. Nikt nie może dowiedzieć się, że to ja kazałem ci to zrobić.
Uśmiechnął się tylko i odszedł w mrok.
 

Dwa dni później dowiedziałem się, że Iza jest w szpitalu. Bałem się zadzwonić do Zbigniewa i zapytać, czy to jego sprawka. Przecież kazałem mu ją tylko nastraszyć, nie pobić. Co ten człowiek sobie wyobrażał? Byłem wściekły na niego, ale chyba przede wszystkim na siebie. Po co w ogóle się z nim kontaktowałem?! To zwykły bandzior.

Przez znajomego lekarza dyskretnie wypytałem o Izę. Została napadnięta we własnym mieszkaniu i podczas szarpaniny z napastnikiem spadła ze schodów. Na zawsze będzie kalekąsparaliżowało ją od pasa w dół.

Przez miesiąc byłem zdruzgotany tym, co się stało, bałem się jak cholera. Z drugiej strony miałem rodzinę i swoje obowiązki. Starałem się więc grać, by nie dać po sobie poznać, że coś mnie trapi. Udało się. Ani żona, ani synowie niczego nie zauważyli.

No cóż, jednak udało mi się uratować swoją rodzinę. Cenę za nasz spokój zapłaciła Izabela. Czasem jeżdżę pod blok, w którym mieszka; parkuję dyskretnie, tak aby pozostać niezauważonym. Czekam, aż wyjedzie na wózku do sklepu lub na spacer, i patrzę, jak sobie radzi. W moim sercu odzywa się wtedy ból ostry jak drzazga.

Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA