„Była Jacka wykorzystywała ich wspólnego psa, aby rozbić mój idealny związek. Postanowiłam, że dam larwie popalić”

pokłócona para fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
„Wszystko się zmieniło, gdy po kilku miesiącach poznał mnie i przeprowadził się do mojego mieszkania. Nagle okazało się, że w opiece nad Luką jest wręcz niezbędny! Zaczęły się telefony i psychiczne szantaże. Jolka wywierała nacisk na Jacka, żeby ten się w kółko zajmował ich wspólnym - jak twierdziła - psem.”
/ 04.05.2023 13:15
pokłócona para fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

Znowu wróciłam do pustego mieszkania. Rzuciłam klucze na szafkę w przedpokoju i wściekła usiadłam na stołku, walcząc ze łzami. Doskonale wiedziałam, kto stoi za tym, że mojego ukochanego znowu nie ma w domu. Jego była dziewczyna!

Wstrętna, perfidna żmija

Minęło już półtora roku od momentu, kiedy się rozstali, a ona nadal trzymała go na krótkiej smyczy! To doskonałe określenie. Chodziło bowiem o ich wspólnego... psa.

Jeszcze bym rozumiała, gdybym wzięła sobie faceta, który ze swoja byłą ma dziecko. Wiadomo, rodzicem się jest do końca życia, więc nawet by mi do głowy nie przyszło protestować, gdyby Jacek angażował się w jego wychowanie. Ale pies?!

Kiedy się rozstawali, podobno uradzili, że Luka, pies rasy labrador, zostaje z Jolką, bo ona ma większe mieszkanie. Zdaję sobie sprawę z tego, że Jackowi było trudno rozstać się ze zwierzakiem, którego zna od szczeniaka. Początkowo wynajął nawet kawalerkę niedaleko Jolki, aby czasami psa wyprowadzać. Podobno jego eks patrzyła wtedy na to niechętnie.

Wszystko się zmieniło, gdy po kilku miesiącach poznał mnie i przeprowadził się do mojego mieszkania. Nagle okazało się, że w opiece nad Luką jest wręcz niezbędny! Zaczęły się telefony i psychiczne szantaże. Jolka wywierała nacisk na Jacka, żeby ten się w kółko zajmował ich wspólnym psem.

Oczywiście, doskonale wiedziałam, że nie tyle chodzi o tego głupiego kundla, ile o to, że ona chce mieć kontrolę nad byłym chłopakiem i jego nowym związkiem.

Nasza miłość od początku nie była jej w smak

Sama nadal nie ma żadnego faceta i aż ją skręca z zazdrości, że Jacek znalazł szczęście u mojego boku. Nagle stał się dla niej ponownie atrakcyjny i postanowiła o niego zawalczyć. Ale nie wprost, bo to przecież zbyt upokarzające dla kobiety.

Tym bardziej że to on od niej odszedł. Wykorzystywała więc psa. Luka z dnia na dzień zrobił się niezwykle chorowity. A to łapa, a to problemy z zębami. Ta Jolka jest naprawdę niesamowita i gdyby nie to, że działa przeciwko mnie, to może nawet podziwiałabym jej metody.

Szybko się zorientowała, że pies nie może być wiecznie fizycznie chory, więc wymyśliła sobie, że Luka… ma depresję! Nieźle, co? Biedny pies jest smutny, osowiały i nie chce jeść, bo tęskni za swoim ukochanym panem, czyli Jackiem.

Jolka potrafiła na przykład zadzwonić do mojego ukochanego o dziesiątej wieczorem, żeby ten przyjechał i wyprowadził psa na spacer, bo z nią Luka iść nie chce, tylko wyje, denerwując sąsiadów…
Czego ona nie żądała od Jacka! Widzeń z psem dwa razy w tygodniu, wspólnego kupowania karmy i tak dalej...

Wyprawa po nową obrożę zajęła im kiedyś pół soboty, bo Jolka wybierała ją dłużej niż panna młoda ślubną suknię.

No i jeszcze ta sprawa z podkoszulkiem

Zażądała, aby Jacek dał jej swój T-shirt przepocony po treningu, aby Luka mógł go sobie trzymać na posłaniu i czuć się bezpiecznie! A Jacek był zachwycony… Że piesek go tak kocha i nie może bez niego żyć! Próbowałam mu tłumaczyć, co się kryje za tym „pieskiem”, ale pozostał głuchy na moje argumenty.

Taka szopka trwała ponad roku. Tolerowałam to z trudem. Ale tamtego październikowego dnia, kiedy wróciłam do domu z ważną nowiną, a Jacka znów nie było, czara goryczy się przelała.

„Mam dość! – stwierdziłam. – Nasze dziecko nie będzie rywalizowało z jakimś kundlem o uwagę własnego ojca!”.

Tak! Okazało się bowiem, że jestem w ciąży. Byłam szczęśliwa i wiedziałam, że Jacek także będzie wniebowzięty. W końcu już od dawna czuliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni, a jakiś czas temu zaczęliśmy nawet rozmawiać o ślubie.

Lecz kiedy pomyślałam sobie, że mój ukochany będzie zabierał nasze maleństwo na spacery z tym kundlem, skoczyło mi ciśnienie. „A gdyby tak go otruć? Byłoby po sprawie – przyszło mi nawet do głowy. – Nie, czegoś tak okropnego Luce nie zrobię… A poza tym co jest winien pies, że ma taką głupią panią?”. Postanowiłam więc sprawę załatwić inaczej.

W ciągu kilku dni obmyśliłam niecny plan i wcieliłam go w życie. Luka mnie znał – przecież tyle razy widział mnie z Jackiem – więc nie przeczuwał niczego, kiedy zwabiłam go w gęste krzaki podczas jego spaceru z Jolką. A tam wzięłam go na smycz, którą zawczasu kupiłam, i jakby nigdy nic wyszłam z nim z parku.

Dyszał z zadowolenia i podskakiwał, kiedy nakazałam mu wejść do samochodu. Lubił jeździć, wietrzył fajną zabawę. Tym bardziej że samochód pożyczyłam od Jacka, niby na wyjazd służbowy. Głupi kundel nie spodziewał się, że wyrusza w podróż życia, z której już nie wróci.

Wywiozłam go do swoich znajomych, pięćset kilometrów od naszego domu. Eliza i Romek mają gospodarstwo po rodzicach, duże obejście i idealne warunki do trzymania takiego psa. Jacek ich nie zna i pewnie nigdy nie pozna.

Oczywiście, sprzedałam im bajeczkę, że znalazłam Lukę błąkającego się w mojej okolicy, a sama nie mam ani warunków, ani czasu, aby się nim zajmować.

Nie podejrzewając niczego

Zostałam tam z nim dwa dni. Początkowo czuł się nieco zdezorientowany, ale w sumie szybko się zadomowił  i zaprzyjaźnił z dziećmi moich znajomych. Kiedy wyjeżdżałam, przybiegł się pożegnać, jednak nie pchał się do auta, co uznałam za dobry znak. Miałam nadzieję, że szybko zapomni o Jacku i Joli.

Kiedy wróciłam do domu, Jacek przywitał mnie z marsową miną i z oczami podkrążonymi z niewyspania. Ma się rozumieć, wysłuchałam z właściwym przejęciem historii o tym, jak zginął Luka.

– Chyba ktoś go porwał! – żalił mi się Jacek. – Podobno ludzie widzieli dziewczynę wychodzącą z parku z labradorem…

A potem poczekałam, aż weźmie oddech, i powiedziałam mu o tym, że będziemy mieli dzidziusia. Natychmiast zapomniał o psie i porwał mnie w ramiona. Od tej pory temat Luki zszedł na dalszy plan, bo wszystko zaczęło się kręcić wokół naszego maleństwa i ślubu. Wiem, że Jolka jest wściekła. I dobrze jej tak.

Czytaj także:
„Przyjaciółka odpicowała ruderę ciotki, bo liczyła na darowiznę. Gdy jej kuzynka wyciągnęła rękę po spadek, była bez szans”
„Skakałam z kwiatka na kwiatek, nigdy nie założyłam rodziny. Męża i dzieci przejęłam dopiero w spadku po przyjaciółce”
„Kumpel wrócił z wakacji i myślałem, że opowie mi coś o zabytkach. Ten pies na baby wyrywał kochanki, zamiast zwiedzać”

Redakcja poleca

REKLAMA