Wychowałam się w rodzinie, w której niczego mi nie brakowało. Byłam jedynaczką, na którą rodzice czekali z utęsknieniem. Mama często wspominała, że gdy tylko się urodziłam, tata wpadł w euforię. Wziął mnie w ramiona i przyrzekł, że zapewni mi w życiu wszystko to, co najwspanialsze. I słowa dotrzymał.
Dorastałam w przepięknej, ogromnej willi, uczyłam się w renomowanych szkołach, miałam osobistego szofera, opiekunkę oraz korepetytorów z angielskiego i francuskiego. Kiedy potrzebowałam gotówki, ojciec sięgał po portfel i wręczał mi kwotę, o którą prosiłam. Gdy byłam głodna, zabierał mnie do najlepszych restauracji, a kiedy wspominałam o konieczności odświeżenia szafy, ruszaliśmy na zakupy. To były naprawdę fantastyczne chwile.
Żyłam jak królewna
Moje dzieciństwo przypominało bajkę o księżniczce. Tak też zresztą się czułam. Miałam wielu przyjaciół. Od małego w szkole skupiałam wokół siebie grono koleżanek, które patrzyły na mnie jak w święty obrazek. Gdy poszłam do liceum, dołączyli do nich też chłopcy… Miałam wielu wielbicieli. Zmieniałam chłopaków jak rękawiczki. Przywykłam do tego, że faceci zabiegali o moje względy. Podrywałam ich, robiłam im nadzieję, a potem… dawałam im kosza, bo żaden nie wpadł mi w oko na dłużej. Szalałam po klubach i imprezowałam, ile wlezie. Nierzadko wracałam do domu bladym świtem. Przez to wszystko ledwo zdałam maturę.
Tata nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Jednak zamiast robić mi wyrzuty czy awantury, postanowił wysłać mnie do Londynu na prywatne studia z zarządzania. Liczył, że zmiana otoczenia i oderwanie od znajomych sprawi, że spoważnieję i zacznę przykładać się do nauki. Efekt był jednak całkiem odmienny. Londyn przecież kusi na każdym kroku! Poza tym mieszkają tam świetni ludzie, z którymi można nieźle zaszaleć.
Nauka zeszła więc na dalszy plan. Udało mi się jakoś zaliczyć dwa lata, ale na trzecim wyleciałam z hukiem z uczelni. Ojciec po raz pierwszy w życiu wpadł wtedy w szał. Obawiałam się, że każe mi wracać do kraju albo odetnie mnie od kasy, ale jakoś go przekonałam, żeby tego nie robił. Wytłumaczyłam mu, że jak teraz zrobię sobie przerwę, to od nowego roku akademickiego skupię się tylko na studiach. Przystał na to, nigdy nie potrafił mi odmówić. Teraz tego żałuję, bo gdybym wróciła do domu, to pewnie nie przydarzyłoby mi się to wszystko. Ale wtedy skakałam z radości.
On zmienił moje życie
Moje dotychczasowe życie było wolne od trosk i zmartwień. Za dnia odsypiałam, a nocami korzystałam z uroków życia. Miałam znajomych z różnych zakątków świata. Chyba nie było w Londynie klubu, w którym razem nie imprezowaliśmy. Moim ulubionym miejscem było jednak „Egg”. To tam właśnie po raz pierwszy spotkałam Rafała. Nie mogłam go nie zauważyć, bo mało który Polak mógł sobie pozwolić na rozrywkę w tym barze. On bywał tam regularnie. Szalenie atrakcyjny, dekadę starszy ode mnie, inteligentny, zawsze perfekcyjnie ubrany. Przychodził z równie elitarnym towarzystwem, zamawiając najdroższe koktajle. Nie da się ukryć, że zrobił na mnie wrażenie. Chciałam go lepiej poznać, ale on nie poświęcał mi zbyt wiele uwagi. Owszem, był uprzejmy, czarujący, ale to wszystko.
Sposób, w jaki się zachowywał, totalnie zbił mnie z tropu. Zwykle to faceci zabiegali o moją uwagę, prześcigając się w komplementach i staraniach. A teraz role się odwróciły. Z jednej strony doprowadzało mnie to do szewskiej pasji, a z drugiej – zaintrygowało nie na żarty. I wtedy podjęłam decyzję: zdobędę go, choćby nie wiem co! Aż pewnego dnia zaprosił mnie na randkę. Nie zastanawiałam się nawet przez moment.
– Czemu tyle czasu zajęło ci zaproponowanie mi randki? – zwróciłam się do niego z pytaniem.
– Na początku myślałem, że jesteś tylko próżną, głupiutką dziewczyną z bogatej rodziny, którą szkoda zaprzątać sobie głowę. Teraz jednak zdaję sobie sprawę, że byłem w błędzie – oznajmił, spoglądając mi głęboko w oczy.
To mnie po prostu zwaliło z nóg!
Od początku miałam poczucie, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Obydwoje byliśmy w kwiecie wieku, atrakcyjni i do tego w niezłej sytuacji finansowej. Rafał wspominał, że zawodowo zajmuje się inwestycjami. Nie zdradzał detali, ale nie miałam z tym problemu. Zresztą, drobiazgi nie zaprzątały mi wtedy głowy. Ważne było tylko to, że wiedzie mu się znakomicie. W końcu zabierał mnie do topowych knajp, zasypywał bukietami kwiatów. A już po kilku tygodniach intensywniej znajomości zabrał mnie na romantyczny wypad do Włoch. Odwiedziliśmy Wenecję i rzecz jasna Weronę. Ten tydzień był jak z bajki. Kiedy wróciliśmy, nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, jak mogłabym funkcjonować bez Rafała u boku.
Niedługo później z lekkim zakłopotaniem wspomniał o swoich przejściowych kłopotach z gotówką, ponieważ ulokował całe oszczędności w działkę nad morzem.
– Chyba nie mam wyjścia i będę zmuszony powrócić do ojczyzny, żeby tam przeczekać ten kiepski czas – wymamrotał z rezygnacją.
Jego słowa wprawiły mnie w przerażenie. Nie wyobrażałam sobie rozłąki z nim. To byłoby dla mnie zbyt trudne do zniesienia!
– Zostań u mnie na jakiś czas, nie musisz nigdzie jechać. I w ogóle nie przejmuj się kasą. Mój stary jest naprawdę hojny... – zaproponowałam.
Na początku nie chciał o tym słyszeć
Mówił, że to upokarzające, żeby facet żył na utrzymaniu kobiety. Ale ostatecznie uległ.
– Ten biznes to prawdziwa żyła złota. Za parę miesięcy, góra rok, będę miał z głowy martwienie się o to, co przyniesie jutro – zapewniał, a ja o nic nie pytałam.
Był bogaty, ale wszystkie środki ulokował i chwilowo nie mógł z nich korzystać. Brzmiał tak przekonująco... Poza tym kochałam go. Od tej chwili to ja regulowałam wszystkie rachunki. A nie było ich mało, gdyż Rafał przepadał za luksusem. Firmowe ciuchy, kosztowne kosmetyki, obiady w drogich knajpach. Żeby nie czuł się gorszy, dałam mu nawet dostęp do mojego konta bankowego.
Urlop spędziliśmy na Bali. W tym urokliwym miejscu poprosił mnie o rękę.
– Kocham cię najbardziej na świecie. Niedługo spełnię każde twoje marzenie – szepnął, zakładając mi na palec pierścionek.
Byłam tak szczęśliwa, że na moment wyleciało mi z głowy, iż w zasadzie sama za niego zapłaciłam…
Kiedy wróciliśmy z wakacji uznałam, że nadszedł odpowiedni moment, aby oficjalnie poznać Rafała z moimi rodzicami. Wybraliśmy się więc wspólnie do ojczyzny. Na powitanie mojej mamy Rafał podarował jej ogromną wiązankę przepięknych róż, a tatę ucieszył trzydziestoletnim trunkiem. Od razu zrobił na nich pozytywne wrażenie. Wykazywał się doskonałymi manierami i nienaganną elokwencją. Przy przekąskach swobodnie rozmawiał o sprawach finansowych, podczas jedzenia zupy snuł refleksje na temat sztuki, a gdy podano drugie danie, podzielił się spostrzeżeniami dotyczącymi literatury. Przy deserze napomknął, że gdy tylko uda mu się spieniężyć działkę, to zamierza nabyć nieruchomość na malowniczej Malcie. Oczywiście zaznaczył, że to ja będę miała decydujący głos w kwestii tego, gdzie ostatecznie zamieszkamy na stałe...
Mamusia była wniebowzięta, ale tatuś zareagował z rezerwą. Zupełnie jakby przeczuwał, że coś mi grozi. Nic w tym dziwnego, świetnie potrafił oceniać innych. Obie jednak zagadałyśmy go. Mama oznajmiła, że od razu widać, iż ten młodzieniec wywodzi się z porządnego domu, ma wykształcenie i ogładę. Ja z kolei mówiłam, że doskonale go znam i nie dam nikomu zaprzepaścić mojej przyszłości. Ostatecznie tata ustąpił i wyraził zgodę na nasze małżeństwo. Jak zawsze nie był w stanie czegoś mi odmówić.
Ślub miał być niczym bajka
Mieliśmy zaplanowane cudowne przyjęcie weselne. Miało być jak w bajce. Rozpoczęliśmy przygotowania, ustaliliśmy listę gości. Specjalnie na tę okazję poleciałam po wymarzoną kreację aż do Paryża. Jednak nagle wydarzyło się coś strasznego. Mój tata zmarł. Rano, tak jak robił to każdego dnia, wyszedł do biura, ale nigdy tam nie dotarł. Atak serca! Jego odejście było dla mnie ogromnym ciosem. Nie potrafiłam nawet myśleć o ślubie, a co dopiero o hucznym świętowaniu. Natychmiast poinformowałam o sytuacji mojego narzeczonego. Rafał nie przyjął tej wiadomości z radością.
– Jeśli nie masz ochoty na wielkie przyjęcie, to spoko. Rozumiem. Ale może chociaż weźmy ślub… Twój ojciec na pewno by chciał, żebyś była szczęśliwa – przekonywał mnie.
Sama nie wiem czemu, ale się nie zgodziłam. Zwykle robiłam to, o co mnie prosił, ale tym razem czułam, że muszę postawić na swoim. Chyba zawdzięczam to mojemu tacie. Zza grobu ustrzegł mnie przed popełnieniem największej życiowej pomyłki. I uchronił. Całe szczęście…
Rafał stał się wyjątkowo nerwowy po tym, gdy musieliśmy odwołać nasz ślub. Zaczął mnie nagabywać, abym jak najszybciej pozałatwiała wszystkie formalności związane z dziedziczeniem po rodzicach. Opierałam się temu. Tłumaczyłam mu, że najpierw potrzebuję czasu, aby w spokoju przeżyć żałobę. Nie miałam ochoty zaprzątać sobie głowy urzędowymi sprawami. On jednak był nieugięty.
– Po co to odkładać? Przecież musimy wiedzieć, jaka jest nasza sytuacja – przekonywał mnie.
W końcu dałam za wygraną. Pomyślałam sobie, że prędzej czy później i tak będę musiała przez to przejść, więc może faktycznie lepiej załatwić to teraz i mieć spokój.
Poszliśmy z moją mamą do notariusza. Odczytanie ostatniej woli taty zajęło chyba z godzinę. Wyszło na jaw, że tatko zostawił mi w testamencie fortunę wartą… mniejsza o to ile, ale naprawdę sporą sumkę. Rafałkowi aż oczka rozbłysły. Nie zdołał zamaskować ekscytacji. Może gdyby zachował zimną krew i trzymał język za zębami, nadal dawałabym wiarę tym jego opowieściom. Ale nie dał rady. Pazerność go pokonała. Jeszcze tego samego dnia stanowczo zażądał, żebym czym prędzej zapewniła mu formalny dostęp do bogactwa.
Muszę przyznać, że trochę mnie zatkało. Próbowałam mu wytłumaczyć, że potrzebuję konsultacji z prawnikami, bo sama czuję się trochę zdezorientowana w tej sytuacji. Zapewniałam go jednak, że nie musi się niczym przejmować. Przecież jesteśmy parą, więc wszystko, co mam, jest też do jego dyspozycji.
On jednak nawet nie chciał tego słuchać
– Takie rozwiązanie mnie nie satysfakcjonuje! Nie mam zamiaru dłużej być od ciebie zależny! Albo zrobisz to, co ci każę, albo znikam z twojego życia. I nigdy więcej mnie nie spotkasz! – wydarł się na mnie.
Przyznaję, że zupełnie mnie zaskoczył. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Zawsze był delikatny, opiekuńczy i uprzejmy... A teraz aż kipiał ze złości i chciał mnie rzucić! I to wszystko przez jakieś głupie pieniądze! Facet, który naprawdę kocha, nie wysuwa takich żądań. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Przypomniałam sobie, jak tata na początku miał co do niego wątpliwości.
– Pomyślimy o tym za parę dni – jedynie tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
– Daj znać, jak coś postanowisz – rzucił, po czym oznajmił, że tymczasowo zamieszka u kumpla. – Sądziłem, że mnie kochasz i pragniesz dzielić ze mną przyszłość... A ty? Najpierw przekładasz wesele, a teraz nie ufasz mi w kwestii kasy... Strasznie mnie zabolało twoje zachowanie! – wyrzucił z siebie, stojąc już w progu.
Pewnie myślał, że go zatrzymam i się zgodzę, ale tego nie zrobiłam. Potrzebowałam czasu, żeby wszystko na spokojnie przemyśleć. Zaczęły mnie nachodzić różne wątpliwości. Powoli zaczynałam zdawać sobie sprawę, że uczucia Rafała wobec mnie mogły nie być szczere i że tak naprawdę chce tego małżeństwa tylko dla pieniędzy. Próbowałam odrzucić tę myśl, ale ona ciągle wracała. Może to znowu sprawka mojego ojca? Chciał, żebym w końcu otworzyła oczy. Jednak taty już nie było i musiałam uporać się z tym sama.
Coś nie dawało mi spokoju
Dlatego dla świętego spokoju postanowiłam sprawdzić Rafała. Chciałam uwolnić się od tych podejrzeń i natarczywych myśli. Zdecydowałam się wynająć prywatnego detektywa. Kiedy po tygodniu poszłam na spotkanie z nim, gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że przekaże mi dobre wieści. Ale niestety...
Sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, niż sądziłam. Wyszło na jaw, że mój chłopak wcale nie jest osobą, za którą się podawał. Wywodzi się z rodziny z problemem alkoholowym, jego edukacja skończyła się na gimnazjum i jest kompletnie spłukany. Co gorsza, ma za sobą bardzo mroczną przeszłość. Utrzymywał się z oszukiwania ludzi. Wyłudził pieniądze od wielu kobiet. Został nawet za to skazany, ale wyrok był w zawieszeniu, bo zeznawać zdecydowała się tylko jedna z jego ofiar. W Polsce zrobiło się dla niego za duszno, więc postanowił wyjechać za granicę…
Byłam kompletnie załamana. Moje wyobrażenia o cudownej przyszłości z Rafałem pękły jak bańka mydlana. Dwa dni i dwie noce spędziłam na płaczu. Nawet nie chodziło mi już o forsę, którą na niego wydałam w Londynie, a potem tutaj, w Polsce. Czułam się zraniona do żywego i upokorzona. Kochałam go z całego serca. A on? Zwykły kanciarz, nic więcej. Kiedy emocje nieco opadły, poprosiłam go, żeby do mnie przyjechał. Zjawił się w mgnieniu oka. Zadowolony z siebie, z uśmiechem na twarzy. Wpadłam w furię i zaczęłam okładać go pięściami. Wrzeszczałam, że nigdy mnie nie kochał, a interesowała go tylko moja kasa. Nawet nie zaprzeczył ani nie próbował się wytłumaczyć. Po prostu spakował manatki i się zmył.
Od tego zdarzenia upłynęło parę miesięcy. Wciąż nie mogę dojść do siebie po tym, co przeżyłam z Rafałem. Poszłam na terapię, bo sama nie dałabym sobie rady. Gdy poczuję się lepiej, wybiorę się na porządny urlop gdzieś w siną dal. Byle nie na Bali…
Czytaj także:
„W kurtce z lumpeksu za 20 zł znalazłem plik banknotów. Nikomu się nie przyznam, że teraz jestem bogaty”
„Mąż od lat podejrzewa mnie o romans. Odeszłam, gdy jego zazdrość przekroczyła granice i narobił mi wstydu”
„Mamy komornika na karku, a żona wciąż szasta pieniędzmi. Nie wie, że to resztki, bo jesteśmy bankrutami”