„Był cudownym kochankiem, ale ciągle zasłaniał się chorą matką. Wszystko jej wykrzyczałam i doprowadziłam do tragedii”

kobieta pokłócona z kochankiem fot. iStock, Elena Popova
„Wtedy Kuba ubłagał mnie, bym jeszcze trochę wytrzymała, a potem będziemy mogli oficjalnie być razem. Czekałam więc. I wytrzymywałam. Aż do tego dnia, gdy postanowiłam wpaść bez zapowiedzi do jego domu i wszystko wykrzyczeć”.
/ 21.06.2023 18:30
kobieta pokłócona z kochankiem fot. iStock, Elena Popova

Jakuba poznałam na branżowej imprezie. Elegancki, elokwentny, z poczuciem humoru… Rozmawialiśmy służbowo, a potem na wspólnej kolacji, także prywatnie. Był interesującym, ciekawym świata człowiekiem. Początkowo wysyłaliśmy do siebie zdawkowe, na wpół służbowe maile, do których dodawaliśmy pytanie typu: „Co u ciebie?”, niewinne, nieszkodliwe…

Tyle że odpowiedzi przychodziły coraz bardziej szczegółowe, a potem dwuznaczne. W końcu postanowiliśmy się spotkać. Zwykła kawa przerodziła się w kilkugodzinne spotkanie, bo nie mogliśmy się od siebie oderwać, również dosłownie. Na pożegnanie całowaliśmy się i wtulaliśmy w siebie jak na lotnisku, skąd jedno z nas miało odlecieć w daleką podróż. 

Szybko wylądowaliśmy w łóżku i nasz seks okazał się jeszcze bardziej uzależniający niż całowanie. Niestety Jakub opiekował się chorą matką i nie zawsze mógł zostać na noc czy choćby na dłużej. Czasem musiały nam wystarczyć dwie–trzy godziny wykrojone z całego tygodnia. 

To jest twoja chora matka?!

Prawdę poznałam przypadkiem. Byłam w sklepie, przymierzając sukienkę za sukienką, kiedy jakaś kobieta podyktowała komuś przez telefon e-mail swojego męża. Dokładnie ten sam adres, którym posługiwał się Jakub! Wypadłam z przymierzalni i poczekałam, aż ona też wyjdzie. Niewysoka, zgrabna szatynka. Nie była piękna, ale miała sympatyczną twarz. Razem z nią z kabiny wyszła na oko sześcioletnia dziewczynka. Jak to możliwe? Matka z córką przeszły obok mnie. Zaraz znikną w tłumie…

Wzięłam się w garść i ruszyłam za nimi. Kiedy nadarzyła się okazja, zrobiłam im zdjęcie, a gdy Jakub pojawił się na randce, pokazałam mu je na dzień dobry. 

– To jest twoja chora matka?! – spytałam, podkreślając każde słowo uderzeniem pięścią w jego pierś. – Jak mogłeś mnie tak okłamać? I mnie, i ją? I swoje dziecko?!

– Proszę cię… – złapał mnie za nadgarstki. – Nie kocham jej, jesteśmy w separacji. 

– Jasne, jesteście w separacji, ona cię nie rozumie, ja to co innego – ironizowałam. 

– Ale to prawda! Jesteśmy w separacji, a ja mieszkam z matką, która nadal nic nie wie o naszym rozstaniu. Ma tak słabe serce, że… Nie mogę. Ola mogłaby stracić babcię w jednej chwili. Nie mówimy jej, że między nami jest źle, zresztą Oleńkę też okłamujemy, żeby się nie wygadała. Całe moje życie jest jednym wielkim kłamstwem, poza tym, co do ciebie czuję. Przecież wiesz, że cię kocham. Prawda?

Wtedy powiedział mi to po raz pierwszy, więc zmiękłam jak wosk. Ubłagał mnie, bym jeszcze trochę wytrzymała, a potem będziemy mogli oficjalnie być razem. Więc czekałam. Czekałam i wytrzymywałam. Ale ile jeszcze? Ile samotnych dni, wieczorów, nocy, weekendów, świąt, urlopów? Jak długo miałam być cierpliwa i cieszyć się ochłapami, które Jakub mi rzucał, gdy znalazł czas. To prawda, że był wtedy cudowny. Czuły i namiętny, naprawdę słuchał tego, co mówiłam, planował naszą przyszłość i kupował prezenty. Pewnego razu przyjechał z biletami lotniczymi na nastepny dzień. 

– Moja mama będzie przez tydzień w szpitalu, na kolejnych badaniach. Pakuj się, jedziemy pod palmy! 

I co? Jak grzeczny pies na gwizdnięcie wszystko rzuciłam i poleciałam. Owszem spędziliśmy boski tydzień na Teneryfie, ciągle jednak było mi mało, a on wciąż prosił o cierpliwość. Jeszcze trochę, a matce albo się poprawi, albo… już nic jej nie zaszkodzi. Wtedy weźmie rozwód i wreszcie będzie mógł być ze mną. O ile zechcę rozwodnika z dzieckiem na utrzymaniu, bo wiadomo, że będzie musiał finansowo wspomagać byłą żonę. 

Nieważne, niech wspomaga! Nie pracowaliśmy za najniższą krajową, nie będziemy szczędzić na wychowaniu jego dziecka. Jedyne, czego naprawdę chciałam, to mieć Kubę dla siebie. Chciałam wracać do domu z pracy wiedząc, że on tam na mnie czeka albo ja poczekam na niego; że zjemy razem kolację, a potem będziemy kochać się przez pół nocy albo po prostu obejrzymy film, popijając czerwone wino; że zawiążę mu rano krawat i za ten sam krawat pociągnę go wieczorem do sypialni; że będziemy razem jeździć na zakupy i wakacje. 

Życia po prostu chciałam, zwykłego życia we dwoje. Nawet dzieci nie były mi do szczęścia potrzebne.

Tego dnia miałam doła głębokości Rowu Mariańskiego. Matka Kuby znowu poczuła się gorzej i musiał przy niej warować. Chciał. Bo był maminsynkiem, jak podejrzewałam, przecież nawet nie szukał nikogo do opieki. Wiatr za oknem wył jak potępieniec, jesień w niczym nie przypominała swojej złotopolskiej odmiany. Liście dawno pospadały, załatwiły je deszcze na spółkę z przymrozkami. Mgła wisiała nisko nad ulicami, sprawiając, że ciemno zrobiło się jeszcze wcześniej niż zwykle. 

„Dzisiaj albo nigdy” – pomyślałam nagle, ze smutnego przechodząc nagle w bojowy nastrój. „Dzisiaj albo nigdy” – powtarzałam sobie, wsiadając do samochodu i jadąc przez miasto w korkach. Wysiadłam przed domem Kuby i wparowałam do środka bez pukania i dzwonienia. Mogłam, bo drzwi nie były zamknięte na klucz. 

– Sylwia? Co tu robisz?! – Kuba, w dresie i podkoszulku, wyszedł z kuchni. 

Był wyraźnie zdenerwowany moją obecnością w jego domu, by nie rzec, w panice. 

– Chcę oczyścić atmosferę – oznajmiłam, rozglądając się. 

Dostrzegłam kobietę leżącą w łóżku, w sąsiednim pokoju. Bez namysłu się tam skierowałam, żeby zdążyć, zanim Kuba mnie powstrzyma. 

Starsza kobieta wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami

– Przepraszam, że pani przeszkadzam! – zawołałam, chcąc powiedzieć jak najwięcej, jak najszybciej. – Ale muszę. Kuba i ja od miesięcy jesteśmy razem. Kochamy się, chcemy się pobrać! Ale on zwleka z rozwodem ze względu na pani stan zdrowia. Dlatego…

– Sylwia! – Kuba złapał mnie w pasie i próbował wyciągnąć z pokoju matki. Zaparłam się w futrynie, zdeterminowana, by wypełnić zadanie, z którym tu przyszłam. 

Starsza kobieta wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami, zdumiona i zlękniona. Z rozchylonymi w niemym krzyku ustami, bez mrugania, jakby powieki jej sparaliżowało. 

– Niech mu pani powie, że chce tylko jego szczęścia! Niech go pani uwolni ze smyczy, tak byśmy mogli być naprawdę razem! – wykrzykiwałam, kręcąc głową, by Kuba nie mógł zasłonić mi ust dłonią. 

W końcu się poddałam. Powiedziałam, co miałam do powiedzenia. Kuba był wściekły. 

– Natychmiast stąd wyjdź! I oby udało mi się naprawić szkody, które narobiłaś! 

Nie znałam go od tej strony. Nie wiedziałam, że potrafi być tak zły, tak groźny. Wróciłam do domu i choć nie chciałam rozgniewać Kuby, nie żałowałam. Czasem trzeba kogoś popchnąć, postawić pod ścianą, by dokonał wyboru. By się na coś zdecydował. Zrobiłam to, co należało zrobić już dawno temu. Powiedziałam prawdę. Może sposób był nieco histeryczny, ale uznałam, że cel uświęca środki. 

Jakub nie odzywał się tego wieczora ani przez cały następny dzień. Nie odbierał moich telefonów, nie odpisywał na esemesy ani maile. „Musi sobie to poukładać, porozmawiać z matką, z żoną. Będzie dobrze”, pocieszałam się. „Odezwie się, jak mu przejdzie”.

Pojechałam do niego, ale dom zastałam ciemny i zamknięty. Przez cały tydzień wariowałam z nerwów i niepewności, aż w końcu pojechałam do jego firmy. Nie było go, wziął dwa tygodnie urlopu z powodów rodzinnych. Pozostało mi więc tylko czekać. Chodziłam do pracy, zajmowałam się domem, robiłam zakupy, ale gdy nie spałam, każda moja myśl błądziła wokół Jakuba. A nawet gdy spałam, to o nim śniłam. „Co się stało? Gdzie się podział? Dlaczego milczy? Gdzie zniknął? Wciąż był zły, czy wydarzyło się coś złego?”…

Jego milczenie zmroziło mi krew, to co powiedział później, odebrało nadzieję

Zjawił się u mnie pod koniec drugiego tygodnia. Zaproponował przejażdżkę, więc pomyślałam, że chce mnie zabrać gdzieś, gdzie szczerze i na spokojnie porozmawiamy. Ustalimy, co dalej, skoro jego mama już o nas wie. Kiedy zaparkował pod bramą cmentarza, zmieszałam się.

Spojrzałam na niego. Niczego nie wyjaśnił, tylko bez słowa wysiadł z samochodu. Ruszyłam za nim wąską alejką między grobami. W głowie szumiały mi pytania. „Co to znaczy? Dlaczego zabrał mnie właśnie tutaj?”… To nie było miejsce na randkę, oświadczyny, romantyczny spacer, nawet na poważną rozmowę było zbyt poważnie… 

Zrozumiałam, kiedy przystanął przed jednym z nowych grobów. Wieńce nie zdążyły jeszcze uschnąć, a te ze sztucznych kwiatów – wypłowieć na świeżym powietrzu. Grób jego matki…

– Najpierw musiałem jej wszystko powiedzieć, skoro już zaczęłaś – odezwał się – a potem wieźć ją do szpitala. Nie zdążyłem. Nie zdążyłem się nawet z nią pożegnać. 

– Kubuś, tak mi przykro… – jęknęłam. Chciałam go objąć, przytulić, ale mnie odtrącił. – Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Byłabym przy tobie… 

Nie słuchał, wydawał się pogrążony we własnym świecie.

– Chciałem tylko, żebyś jeszcze trochę poczekała. Musiałaś być taka niecierpliwa? A teraz ona nie żyje, przez ciebie… 

Czyżby on sugerował, że to moja wina?!

– Przeze mnie? Czy ty trochę nie przesadzasz? Zaraz powiesz, że zabiłam ci matkę! Żeby nie stała nam na drodze…

Spojrzał na mnie z wyrzutem. 

– A nie? Nie o to ci chodziło?

Poczułam się dziwnie. Miałam ochotę rozpłakać się z bezradności i krzyknąć na niego, by się opamiętał. 

– Ty tak na serio? Naprawdę sądzisz, że celowo zdenerwowałam twoj matkę, by dostała zawału?

Jego milczenie zmroziło mi krew w żyłach. Zaś to, co powiedział chwilę później, odebrało nadzieję. 

– Nie wiem i nigdy nie będę wiedział na pewno, więc zawsze będę miał do ciebie żal. Z czasem żal słabnie, może nawet zniknie, ale pojawi się, gdy się pokłócimy albo gdy znowu zrobisz coś okropnego, niewybaczalnego. Dlatego to koniec. Nie mogę ci już ufać, nie umiałbym. Przyprowadziłem cię tu, żeby…

Żeby było bardziej dramatycznie? Dosadnie? Ostatecznie? Żebym nie zrobiła sceny?

– Koniec? Odkochałeś się we mnie? W dwa tygodnie? 

– Jeszcze nie, ale się odkocham. Przejdziesz mi jak… jak katar. Nie jesteś kobietą dla mnie. Mama miała rację. Nie powinienem w ogóle zaczynać tego romansu…

Odszedł, a ja nie próbowałam za nim biec, tłumaczyć, przekonywać, błagać. Rozumiałam, że to ból i żal kazały mu rzucać we mnie tymi oskarżeniami, że potrzebował kozła ofiarnego. Rozumiałam też, że nie byłam bez winy, przesadziłam, nie biorąc pod uwagę, że jego matka może się aż tak zdenerwować. Ale na pewno nie zrobiłam tego, by celowo jej zaszkodzić. To był impuls wynikający z mojej samotności, smutku, rozczarowania, a także nadziei, że dzięki temu coś ruszy z miejsca.

Tymczasem stanęło w miejscu na amen. I właśnie tego nie rozumiałam. Miał dwa tygodnie, by ochłonąć, a on zrobił ze mnie zabójczynię swojej matki. W ciągu tych dwóch tygodni nie pomyślał o mnie, o tym, że się martwię, denerwuję, nie wiedząc, co się dzieje, że go szukam, że na niego czekam. A potem oznajmił, że przejdę mu… jak katar?

Miłość miłością, ale ja też zaczęłam sobie zadawać pytania. Dlaczego rozstał się z żoną? Może z powodu zaborczej mamusi? Dlaczego ukrywał separację? Dlaczego oszukiwał córkę? Naprawdę po to, by nie wygadała się przed babcią? Wszystko dla świętego spokoju mamusi? Przecież to chore! Jak długo zamierzał żyć w kłamstwie? Jak długo zamierzał mnie ukrywać przed światem? Co wymyśliłby potem? Jaką wymówką by się zasłonił? Poczekaj, aż moja córka podrośnie i zrozumie? Aż da nam zgodę, najlepiej nie piśmie? W ten sposób mogłabym czekać do starości. Może przesadzałam, mając takie podejrzenia, ale ja też przestałam mu ufać. Było dobrze, jak było dobrze, ale kiedy pojawił się problem, odepchnął mnie i potraktował podle. Nie potrafiłam mu tego wybaczyć. 

Miłość polega na akceptacji drugiej osoby. Z jej wadami, błędami, które robi, bo to normalna kolej rzeczy. Widać oboje chcieliśmy od tego związku tylko miłych chwil. Co nie zmienia faktu, że trochę potrwa, nim mi przejdzie ta miłosna grypa i jej zdrowotne konsekwencje. Nim się odkocham w pięknym wyobrażeniu, jakie sobie stworzyłam. Nim będę mogła iść dalej i słuchać pewnych piosenek bez bólu serca…

Czytaj także:
„Byłam na każde zawołanie mamy i siostry. Nie potrafiłam im odmówić. W końcu powiedziałam >>dość<<, a one się obraziły”
„Ja - outsider, on - dusza towarzystwa. Okazało się, że możemy być świetnymi kumplami, a jednak trochę mu zazdrościłem”
„Moja wnuczka ma tylko 5 lat, ale mnóstwo miłości w sercu. Ledwo odrosła od ziemi, a już się rwie, żeby ratować świat”

Redakcja poleca

REKLAMA