„Moja wnuczka ma tylko 5 lat, ale mnóstwo miłości w sercu. Ledwo odrosła od ziemi, a już się rwie, żeby ratować świat”

babcia i wnuczka fot. iStock by Getty Images, Uwe Krejci
„Po przejściu kilku przecznic nieoczekiwanie zobaczyłyśmy stojącą na ulicy dziewczynkę. Grała na skrzypcach. Przed nią na chodniku leżał rozłożony pusty futerał na datki. Zrobiło mi się ciężko na duszy. Pomyślałam, że dziewczynka, zamiast na ulicy grać sonatę i prosić o wsparcie, powinna wesoło bawić się z koleżankami”.
/ 19.06.2023 22:00
babcia i wnuczka fot. iStock by Getty Images, Uwe Krejci

Moja córka od kilku lat jest rozwiedziona i samotnie wychowuje córkę. Jej były mąż niezbyt interesuje się małą. Jest w nowym związku, w którym przyszły na świat bliźniaki. Ma zatem podwójne urwanie głowy i dla pierworodnej brakuje mu już czasu. Tak więc pomagam Dominice w opiece nad Kasią. Po obiedzie odbieram ją z przedszkola i zabieram do siebie, a wieczorem przyjeżdża po nią Dominika. Oboje z mężem jesteśmy zakochani we wnuczce i cieszy nas, że możemy spędzać z nią tyle czasu.

Przestraszył ją tytuł artykułu

Tamtego dnia jak zwykle wróciłyśmy z Kasią do domu około 14.30.

– Umyj rączki, a ja przygotuję ci coś do picia – powiedziałam i poszłam do kuchni, nastawić wodę na herbatę.

Przy okazji pokroiłam ciasto, które rano upiekłam. Trochę to trwało, tak więc Kasia miała wystarczająco dużo czasu, żeby wdrapać się na dziadkowe krzesło, które stało przy biurku. Na nim stał włączony laptop męża, jak zwykle na stronie z wiadomościami ze świata. Kiedy weszłam do pokoju, zobaczyłam w oczach małej niepokój.

– Czy wiesz babciu, że zbliża się koniec świata? – w głosie Kasi można było wyczuć niepokój.

– Skąd ci to przyszło do głowy?

Kasia odwróciła się i wskazała na ekran, gdzie pod wytłuszczonym tytułem: „Zbliża się koniec świata” widniała jakaś wiadomość w rubryce zagranicznych serwisów informacyjnych.

Przeczytałam informację z uwagą. Rzeczywiście, chodziło o koniec świata, który nadejdzie za jakieś sto lat, jeśli ludzkość nie opamięta się i nie zacznie myśleć o ochronie środowiska. Prawdę mówiąc, mogłabym obrócić wszystko w żart. Zapamiętałam jednak, jak poprzedniego dnia mąż tłumaczył małej, dlaczego codziennie zagląda do serwisu wiadomości.

– Kulturalny człowiek powinien się orientować, co się dzieje na świecie – tłumaczył. – Trzeba wiedzieć, czy będzie deszcz, czy pogoda. Co zamierza zrobić rząd, i czy będzie to dla nas korzystne, jeśli…

– Dałbyś już spokój – przerwałam ten nudny wywód – Kasia woli bajki.

– Nie wolę! – zaprotestowała stanowczo wnuczka. – Mama też mówi, że ludzie powinni interesować się tym, co się wokół nich dzieje, gdyż – tu zrobiła mądrą minę – nigdy nic nie wiadomo.

I jak ja teraz miałam jej wytłumaczyć, że koniec świata jest tylko chwytliwym tytułem, którego użył dziennikarz dla większego efektu? Dla kogoś, kto ma pięć lat, czarne jest czarne, a białe ma zawsze biały kolor.

– Powiedziałaś, koniec świata? – przykucnęłam przy wnuczce.

Spojrzałyśmy po sobie, zadając sobie nieme pytanie, co zrobić, żeby zapobiec katastroficznej prognozie.

– Siedząc w domu, nie znajdziemy odpowiedzi – zdecydowałam.

– W domu ludzie umierają – wnuczka powtórzyła ulubione powiedzenie dziadka.– Musimy iść i poszukać ratunku dla świata.

Kasia pobiegła do przedpokoju, gdzie zaczęła wkładać buciki. Rozbawiona, ruszyłam jej śladem.

Kiedy byłyśmy już na parterze, natknęłyśmy się na panią Kazimierę, sąsiadkę z mojego piętra.

– A gdzie się wypuszczacie o tej porze? – uśmiechnęła się do Kasi.

Idziemy szukać ratunku dla świata – odpowiedziała rezolutnie wnuczka i pociągnęła mnie za ramię.

– Jak mus to mus – uśmiechnęłam się znacząco do sąsiadki.

Wyszłyśmy na ulicę. Otoczył nas szum aut i gwar śpieszących się dokądś przechodniów. Maszerowałam z Kasią chodnikiem i uważnie rozglądałam się dokoła. Wszyscy pędzili przed siebie w wielkim pośpiechu, spoglądając wokół niewidzącymi oczyma.

Kasia pociągnęła mnie za rękę. Nachyliłam się, żeby lepiej ją słyszeć.

– Popatrz na tamtego pana – wskazała mężczyznę, który wyraźnie zdenerwowany, krzyczał coś do telefonu. – Też się denerwuje, że może nadejść koniec świata.

– Chyba masz rację – udałam poważną minę.

– Wiesz, gdzie idziemy? – Kasia zerknęła na mnie.

Prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia, gdzie szukać ratunku dla świata. Czy powinnyśmy iść w prawo? A może skręcić za rogiem w uliczkę w lewo? Na co należy zwracać uwagę?

Gdy ją zobaczyłam, zrobiło mi się przykro

Pół godziny później usiadłyśmy na ławce w parku, zmęczone tymi poszukiwaniami. Kasia chwilę rozglądała się z uwagą dokoła. Na jej buzi malowało się zniecierpliwienie.

– Mama mówi – zaczęła – że jak nie ma się konkretnego planu, to nie powinno się niczego zaczynać. Nie wiem, czy uratujemy świat – westchnęła ciężko – bo nie mamy planu.

– Może świat jakoś uratuje się sam – próbowałam znaleźć wyjście z sytuacji, która nie przedstawiała się zbyt różowo. Rzeczywiście, nie miałam żadnego planu, który pozwoliłby przekonać wnuczkę, że znalazłyśmy sposób na uratowanie całego ziemskiego globu. – Chyba będzie najlepiej – zdecydowałam – jak teraz wrócimy do domu i zjemy podwieczorek.

Kasia spojrzała na mnie spojrzeniem pełnym niepokoju.

– A świat? – spytała.

– W tamtej wiadomości było napisane, że wszystko dopiero może się wydarzyć za sto lat, więc, według mnie, mamy jeszcze trochę czasu.

Tak więc postanowiłyśmy wrócić do domu, by po pysznym podwieczorku podjąć przerwane poszukiwania.

Po przejściu kilku przecznic nieoczekiwanie zobaczyłyśmy stojącą na ulicy dziewczynkę. Grała na skrzypcach. Przed nią na chodniku leżał rozłożony pusty futerał na datki. Zrobiło mi się ciężko na duszy. Pomyślałam, że dziewczynka, zamiast na ulicy grać sonatę i prosić o wsparcie, powinna wesoło bawić się z koleżankami. Sięgnęłam do portmonetki. Wyjęłam dwa złote i podałam je Kasi.

– Chciałabyś ofiarować tej dziewczynce pieniążek? – spytałam.

Kasia spojrzała na monetę.

– Dwa złote? To trochę za mało za taką ładną piosenkę – orzekła.

Sięgnęłam zatem jeszcze raz do portmonetki i podałam jej garść drobnych monet. Kasia podbiegła do dziewczynki i wsypała pieniądze do futerału.

Dwadzieścia minut później dochodziłyśmy do klatki schodowej. W drzwiach ponownie zderzyłyśmy się z panią Kazimierą.

– I jak poszukiwania? – spytała mnie półgłosem, ale Kasia najwyraźniej ją usłyszała.

– Pani też się tym przejmuje?

– A jakżeby inaczej – sąsiadka westchnęła, udając wielkie zmartwienie.

To nie takie trudne, jak się wydaje

Weszłyśmy na górę. Rozebrałyśmy się. Posadziłam Kasię w pokoju i dałam jej do ręki książkę z baśniami Andersena, żeby sobie poczytała, gdy ja będę przygotowywać podwieczorek.

– Na razie nie będę czytała – orzekła ze zdecydowaną miną. – Muszę pomyśleć nad planem ratunkowym. Bo przecież plan jest najważniejszy!

Zajęłam się w kuchni robieniem budyniu. W pewnej chwili w drzwiach zjawiła się Kasia. Tym razem na jej twarzy malował się szeroki uśmiech.

– Poszłam zajrzeć do dziadkowego komputera. Wiadomość o końcu świata zniknęła, więc chyba go nie będzie.

Spojrzałyśmy po sobie z radością.

Uratowałyśmy świat – orzekła zdecydowanie wnuczka.

– Ale jak? – spytałam i równocześnie przyszło mi do głowy, że moje pytanie jest zupełnie nie na miejscu.

– Ależ to proste – stwierdziła Kasia.

Już wiedziałam, o czym myśli.

– Chodzi o tę dziewczynkę, której podarowałaś pieniążki?

Kasia kiwnęła poważnie głową. Z jej miny wywnioskowałam, że dobrze to przemyślała. W końcu miłość, współczucie i powszechna dobroć są w stanie uratować nasz glob od wszystkich dręczących go nieszczęść.

– Widzisz, babciu – Kasia westchnęła uszczęśliwiona. – Uratowanie świata wcale nie jest aż tak trudną sprawą.

Czytaj także:
„Kuzyn wyśmiewał mnie, że jestem frajerką, bo za darmo pomagam potrzebującym. Odszczekał to, gdy sam był w potrzebie”
„Wpajałam synowi, że trzeba pomagać, a jak przyszło co do czego, stałam jak słup soli. Miałam ochotę spalić się ze wstydu”
„Uratowałam potrzebującego od głodu i biedy, zrobiłam to z dobroci serca. Młodzieniec odpłacił mi się tak, że głowa mała”

Redakcja poleca

REKLAMA