„Być kochanką to jak żywić się resztkami i odpadkami z cudzego stołu. W dodatku rozgrzebanymi czyimś widelcem”

Byłam kochanką fot. Adobe Stock, djoronimo
Moja mama mówiła, że „ta trzecia” zawsze będzie głodna. Bo to prawdziwa rodzina dostanie pożywny obiad. Ciocia Justyna latami była kochanką Karola, aż w końcu jego żona zmarła. Gdy został wdowcem, łaskawie zdecydował się do niej przeprowadzić...
/ 06.04.2021 12:29
Byłam kochanką fot. Adobe Stock, djoronimo

Moja mama zwykle powtarzała, że kobieta decydująca się na rolę tej „trzeciej” zawsze będzie głodna. No bo prawdziwa rodzina dostanie suty, pożywny i ciepły obiad, a jej zostaną same resztki: wystygłe, rozgrzebane cudzym widelcem i mało apetyczne.

– Jeść po kimś? – pytała mama, wznosząc oczy do nieba. – To albo się jest po dłuuugim poście i żołądek woła o jedzenie, albo się ma źle w głowie. Jedno i drugie nie do przyjęcia!

Mama nie rzucała słów na wiatr, ponieważ w najbliższym otoczeniu miała taką, która posilała się po kimś i ukradkiem. Jej rodzona siostra, a nasza ukochana ciocia Justyna, tak sobie ułożyła życie, że od lat była kochanką pewnego pana. Ten pan twierdził, że bardzo Justynę kocha, ale na razie nie może odejść od małżonki, więc Justyna musi cierpliwie na niego poczekać. Ta historia była tak banalna, że gdyby ją pokazano w jakimś serialu, nikt by nie uwierzył, że ładna, całkiem jeszcze młoda kobieta traci czas, nie mając gwarancji, że warto się tak poświęcać.

Byłam jeszcze mała, kiedy słyszałam, jak moja mama przekonuje Justynę, aby rzuciła „tego dziada” i wreszcie pomyślała o swoim szczęściu. Dostała jedną odpowiedź:

– Gdybyś kochała tak jak ja, mogłabyś wszystko zrozumieć, ale nie kochasz, więc rozmawiamy jak widzący i ślepy o kolorach. Daj mi spokój!

Widziałam kilka razy tego księcia. Ukochany ciotki Justyny nie był ani szczególnie przystojny, ani inteligentny, ani nawet wysportowany i zaradny. Wyglądał jak chuda, prawie dwumetrowa tyczka, na szczycie której umieszczono głowę z dużymi uszami i wielkim nosem. Co się w nim ciotce Justynie aż tak podobało, nie wiem.

Moja mama nawet opowiadała, że według niej Justyna ma coś z głową i powinna się leczyć, ale poza dziwną miłością nic jej nie można było zarzucić, dlatego słowo „wariatka” kompletnie do Justyny nie pasowało. Przeciwnie – na co dzień zachowywała się rozsądnie, prowadziła własną firmę przynoszącą dochód i była uważana za osobę emocjonalnie stabilną i rozważną. Ileż to razy próbowano ją swatać i podsuwano różnych mężczyzn, którzy mieliby wyleczyć ciotkę z niedobrej miłości! Ile razy urządzano obiady i kolacyjki, na których niby przypadkiem bywali zaproszeni panowie, o których się mówiło, że są wolni i chętni. Nic z tego!

Ciotka Justyna nawet mu finansowo pomagała

Ciotka Justyna zachowywała się sympatycznie i przyjaźnie, ale na każdy znak, że facet byłby skłonny do czegoś więcej, lodowaciała i milkła, całą sobą komunikując, że nie jest zainteresowana bliższą znajomością. W końcu moja mama odpuściła i tylko wzdychała ciężko, gdy się wspominało Justynę i jej romans. Mijały lata, a w życiu ciotki nic się nie zmieniało: dwa dni powszednie w tygodniu były dla niej, niedziele i święta dla rodziny. Wakacje spędzali z Karolem razem, pod warunkiem że nie wyjeżdżał z rodziną na egzotyczne wczasy pod palmami. Wówczas miała dla siebie trzy, cztery wykrojone dni przed lub po wycieczce.

Miała rację mama, twierdząc, że przypadają jej zeschłe okruchy z tego, co inni nie zjedli. Ale nikogo się nie nakarmi na siłę, szczególnie wtedy gdy lubi właśnie to, co innym nie smakuje! Kiedy ciotka Justyna skończyła pięćdziesiąt lat, sytuacja się dramatycznie zmieniła. Małżonka jej kochanka poważnie zachorowała i po kilku miesiącach zmarła, zostawiając wdowca i dwoje prawie już dorosłych dzieci.

Przez cały czas ciotka Justyna towarzyszyła im z daleka, anonimowo pomagając materialnie i logistycznie, bo uważała, że to jest jej obowiązek w tych szczególnych chwilach. Podobno wydała wtedy kupę kasy, ale oczywiście niczego nie notowała, nie zabezpieczała pożyczek, nie zapisywała sum darowizn. Mało tego! Upoważniła Karola do swojego konta! Wtedy moja mama i jej ukochana siostra Justyna po raz pierwszy w życiu bardzo się pokłóciły!

– Co ty wyprawiasz? – krzyczała mama tak, że nie musiałam przykładać ucha do ściany. – Nie dosyć, że zmarnowałaś swoje najlepsze lata na tego cwaniaka, to jeszcze brniesz dalej, nie mając żadnej pewności, że on się wreszcie na coś zdecyduje.
– Karol nie jest żadnym cwaniakiem – broniła ukochanego ciotka. – Nigdy niczego ode mnie nie oczekiwał.

– No pewnie, skoro wiedział, że sama mu wszystko przyniesiesz i jeszcze grzecznie poprosisz, żeby to przyjął! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, jak jesteś wykorzystywana? Co od niego dostałaś? Nic! Tyle lat byłaś wiernie przy nim i zawsze na boczku, w cieniu, za kulisami i zawsze do jego dyspozycji we wszystkim. Nawet gdy robił remont w swoim mieszkaniu, to ty znajdowałaś fachowców i ekipy, i ty szukałaś w internecie glazury, tapet, żyrandoli i diabli wiedzą czego jeszcze. A kiedy synalek twojego kochasia narozrabiał i chcieli go wywalić ze szkoły, to ty szłaś błagać o łaskę swoją dawną koleżankę, która akurat w tym liceum była dyrektorką. Podziękowali ci chociaż? Kupili najmniejszy kwiatek? Na pewno nie!

– Jak mieli dziękować, skoro jego syn nie wie o moim istnieniu!
– Wierzysz w to, w co chcesz wierzyć. A samochód, kto ci porysował? A te wulgarne napisy na drzwiach do twojego mieszkania to czyja robota?
– Policja nie znalazła sprawców. Pewnie jacyś debilni chuligani…
– Sama jesteś debilna – moja mama nie przebierała w słowach. – Mądra kobieta dawno by skojarzyła pewne fakty, ale ty jesteś ślepa, bo chcesz taka być. No to brnij dalej, ja już nie mam do ciebie siły.

Nie wiadomo czy pod wpływem mojej mamy czy z innych przyczyn, ciotka Justyna zdecydowała się wreszcie zacieśnić więzy łączące ją z Karolem. Pojechali na wspólny urlop. Na razie skromnie: dwa tygodnie nad polskim morzem. To miało wystarczyć.

Jakież było nasze zdumienie, gdy okazało się, że wrócili osobno i w nieprzyjaźni. Ciotka Justyna nie chciała o niczym opowiadać, ale było widać, że roznosi ją wściekłość i że ma ona swoje poważne przyczyny. Moja mama zacierała ręce z radości, jednak zbyt wcześnie, bo po paru tygodniach dowiedziała się, że kochanek Justyny się do niej wprowadził, swoje mieszkanie zostawiając dzieciom i zabierając w posagu jedynie przysłowiową szczoteczkę do zębów.

– Albo ciotka ostatecznie zwariowała, albo to jest początek końca tego jej szaleństwa – zawyrokowała mama. – Jak znam życie, wystarczy pół roku i będzie wiadomo, co jest co.

Tym razem mama miała rację, choć pomyliła się w diagnozach czasowych, bo ciotka Justyna wyrzuciła Karola ze swego mieszkania i życia już po czterech miesiącach. Tym razem było to rozstanie głośne i trwałe, więc można było spokojnie pytać o przyczyny, tym bardziej że ciotka niespecjalnie je ukrywała.

Wystarczyły dwa tygodnie, by klapki jej z oczu spadły

Mówiła, że bielmo z oczu zaczęło jej schodzić już nad tym morzem, kiedy właściwie po raz pierwszy pokazała się oficjalnie ze swoją długoletnią miłością. Wtedy to, po raz pierwszy, zobaczyła go też na tle innych ludzi, w rozmaitych sytuacjach. Zawsze byli we dwoje jak dwie myszy w norce, a tu nagle zaskoczył ich obcy, nowy świat. Patrzyła, jak Karolek się zachowuje przy wspólnym stole, na plaży, w kawiarni i w sklepie, i nagle doszła do wniosku, że to, co widzi, nie bardzo się jej podoba! Nie miała pojęcia, że potrafi być egoistyczny, napastliwy, nawet agresywny i wiecznie niezadowolony.

Robiła wielkie oczy, gdy nieuprzejmie zwracał się do kelnerki w ich pensjonacie, do pana na parkingu albo do kasjerki w markecie. Wstydziła się, kiedy wszystkich dookoła pouczał. I nieważne, że w sumie to, co mówił, miało sens, bo było wygłaszane z góry, niemiłym tonem i po to, żeby sobie samemu dodać splendoru. Ale najgorszy był jego stosunek do kobiet: pełen lekceważenia i wyższości. Oglądał się za ładnymi dziewczynami i komentował ich pupy, piersi, biodra w sposób tak obrzydliwy, że ciotka Justyna nie wiedziała, jak zareagować. Nigdy dotąd nie miała okazji poznać Karola od tej strony.

Mówiła, że zachowywał się okropnie, co tym bardziej ją irytowało, że ze swoją długą, chudą sylwetką i patykowatymi nogami sam nie wyglądał najlepiej.

– Już wtedy powinnam była z nim skończyć – opowiadała – ale przepraszał, kajał się… Tłumaczył, że chciał mi zaimponować, że wcale taki nie jest i że przez kilkanaście dni nie przekreśla się wielu lat. Ugłaskał mnie w końcu. Zgodziłam się nawet, żeby u mnie zamieszkał po to, abyśmy się naprawdę poznali.

No i się poznali… Swoje brudne skarpety Karolek zostawiał na środku sypialni, jakby było oczywiste, że to Justyna sprzątnie i wypierze. Nie mył po sobie wanny, nie przeszkadzała mu zachlapana pastą do zębów umywalka i ohydne placki zaschniętego kremu do golenia na lustrze. Wiecznie oglądał jakieś kretyńskie programy o katastrofach lotniczych i okazało się, że lubi disco polo. Ale nie to wszystko było najgorsze…

Cwaniaczek wykorzystywał je obie: i żonę, i kochankę

– Najgorsze było to – ciągnęła ciotka – że nieustannie mnie porównywał ze zmarłą żoną. I zawsze te porównania wypadały na moją niekorzyść. Ona podobno nigdy nie marudziła, nie czepiała się drobiazgów i nie robiła uwag o brak porządku w łazience. Jednak nie wytrzymałam, gdy powiedział, że żałuje tych wszystkich lat, kiedy żonie odbierał część siebie i dawał tę część mnie, i że dopiero teraz rozumie, jaki miał w domu skarb!

Wyrzucał Justynie, że przy niej ciągle musi się starać, a żonka była zadowolona z tego, co ma, i to jej wystarczało.

– Mnie się wydawało, że jest odwrotnie, że to ja zadowalałam się resztkami, a główny posiłek był dla niej – podsumowała ciotka. – Może prawda jest taka, że ani jej, ani mnie Karol nic nie dawał, tylko brał od nas obu. Na dodatek był wiecznie niezadowolony, a myśmy się starały, żeby go uszczęśliwić. Zwodził nas tą niby nieporadnością, niedopasowaniem do trudów dnia codziennego, był taki nawet fizycznie biedny i delikatny, taki potrzebujący pomocy, żeśmy się na to łapały. Niektóre kobiety lubią się opiekować swoimi mężczyznami i oni to skwapliwie wykorzystują, choć w istocie są sprawni, brutalni i silni. Tacy nigdy długo nie są sami, dlatego on też pewnie szybko sobie znajdzie jakąś wygodną jamkę i tam się zagnieździ, udając subtelnego, delikatnego amanta. Życzę mu powodzenia! Chociaż może lepiej nie.
– No i jak zwykle miałam rację – skomentowała te zwierzenia siostry moja mama. – Do resztek z cudzego stołu można wprawdzie przywyknąć i nawet się nimi żywić przez całkiem długi czas, ale w końcu przychodzi dzień, kiedy chcemy czegoś lepszego. Jestem pewna, że i ty po tym suchym makaronie typu nitki zapragniesz dwudaniowego obiadu z deserem.

– Żeby mi tylko nie zaszkodził po takiej głodówce – roześmiała się ciotka. – Nie ma obawy. Jedz wolno, sprawdzaj menu i skład każdej potrawy, wąchaj, próbuj, smakuj, wybrzydzaj, kiedy trzeba, i będzie dobrze. Na szczęście masz jeszcze całkiem dobry apetyt, więc smacznego, siostro!

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam bardziej, niż śmierć matki
Matka odbiła mi faceta, w którym byłam zakochana
Mąż ukrywał przede mną choroby psychiczne w rodzinie

Redakcja poleca

REKLAMA