Cieszyłam się z awansu i powrotu do rodzinnego miasta. Wydawało mi się, że wreszcie los się odwrócił, pokazując przychylniejszą twarz. Ciężko na to pracowałam. Mikołaj też poniósł konsekwencje walki o przyszłość, mama nie miała dla niego za wiele czasu, wcześnie musiał stać się samodzielny. Pracując i jednocześnie ucząc się, przegapiłam połowę jego dzieciństwa, nie byłam taką matką, jaką bym chciała, mój syn zasługiwał na więcej.
– Za dużo od siebie wymagasz, zasuwasz jak mały samochodzik, w dodatku ambitnie podnosisz kwalifikacje – mówiła siostra, jedyna osoba, której zwierzałam się z dręczących mnie wątpliwości. – Pokaż mi drugą taką kobietę, która samotnie wychowuje syna i nie korzysta z pomocy rodziny. Dla mnie jesteś bohaterką.
Dzwoniłam do Jutki prawie co wieczór, kiedy Mikołaj zasnął, czerpiąc z wieczornych rozmów siłę do pokonania następnego dnia. Nie miałam czasu na przyjaciółki i czułam się strasznie samotna, ale byłam tak zmordowana walką o byt, że nie miałam ochoty i możliwości, by to zmienić. Okruchy czasu, jakie mi pozostawały, przeznaczałam w całości dla Mikołaja, nie próbując nic uszczknąć dla siebie.
Wiedziałam, że syn nie będzie zachwycony
Miałam szczęście, bo syn trafił mi się wyjątkowy. Mimo dużej swobody, jaką z konieczności mu dałam, nie nadużywał mojego zaufania. Pracowałam często w nadgodzinach, nie miałam jak skutecznie go kontrolować, mógł zrobić wszystko, wpaść w złe towarzystwo, zacząć eksperymentować z narkotykami, zmarnować sobie życie. Na szczęście nie był zainteresowany takimi rozrywkami, całą uwagę poświęcając komputerowi i, z konieczności, nauce. Matematyka wchodziła mu tak łatwo, że nie musiał się uczyć, przyłożył się dopiero wtedy, gdy nauczyciel wypchnął go na olimpiadę, na której Mikołaj, ku własnemu zdziwieniu, zajął pierwsze miejsce.
Powiedzieć, że rozpierała mnie duma, to jak nic nie powiedzieć. Płakałam jak bóbr na rozdaniu nagród, wpędzając syna w poważne zakłopotanie.
– Mamo, opanuj się, ludzie patrzą. No, błagam, nie tutaj – mamrotał, rozglądając się niespokojnie, czy koledzy widzą, jaki robię mu obciach.
To z kolei tak mnie rozśmieszyło, że chichotałam, wycierając mokre oczy chusteczką. Zdegustowana mina Mikołaja nie pozwalała mi się opanować, zrobiłam dla niego tylko tyle, że nie chwyciłam go w objęcia i nie wycałowałam przy kolegach, i o zgrozo, koleżankach. Tego by mi nie darował.
– Jesteś fantastycznym człowiekiem, nie wiem, czym sobie na ciebie zasłużyłam – powiedziałam, gdy wracaliśmy do domu.
– O, wydało się, wreszcie jestem człowiekiem – roześmiał się Mikołaj. – A ja myślałem, że tylko synem.
Pośmialiśmy się, po czym dogonili nas koledzy Mikołaja, porywając mój skarb. Patrzyłam za oddalającym się dzieckiem, myśląc, że wreszcie muszę mu powiedzieć o przeprowadzce. Miałam już wtedy w kieszeni fantastyczną propozycję pracy w mieście, z którego uciekłam, gdy zaszłam w ciążę i wiedziałam, że ją przyjmę, musiałam tylko porozmawiać z Mikołajem.
Przyłapałam go wieczorem, gdy wrócił ze spotkania z rówieśnikami.
– Jest sprawa, synu – zaczęłam, bojąc się, jak zareaguje.
Prosiłam o wiele, miał porzucić znajomy świat, kolegów i środowisko w którym wyrósł i przeprowadzić się do stolicy. Niby fajnie, ale jednocześnie do bani, jak zwykł mawiać, gdy nie umiał ocenić tego, co zaszło.
– Co jest? – zainteresował się Mikołaj.
W tym też był oryginalny, każdy jego rówieśnik po takim wstępie spytałby, co narozrabiał. Każdy, tylko nie mój syn.
– Będziemy musieli przeprowadzić się do Warszawy.
Wolałam dłużej nie ukrywać tego, co ma nadejść, Mikołaj musiał się z tym zmierzyć. Zareagował zgodnie z oczekiwaniami, nie był uszczęśliwiony.
– Po co? Mówiłaś, że nie lubisz tego miasta, nie jeździmy do babci, ani do cioci Jutki.
Dosłownie wyrzucili mnie wtedy na bruk
Nie powiedziałam mu prawdy, nie wiedział, dlaczego nie pokazywałam się w Warszawie. Moje stosunki z matką, niechętną przyjściu na świat nieślubnego wnuka, ułożyły się po latach o tyle, że już rozmawiałyśmy ze sobą. Nie zachęcała mnie jednak do wizyt, moje miejsce zajęła Jutka i jej dzieci, ja i Mikołaj robiliśmy za korespondencyjną rodzinę, bywając u babci od wielkiego dzwonu. Niby było dobrze, a jednak do bani.
– To wielka szansa dla nas obojga. Awansowałam, zostałam doceniona, będę dalej się rozwijała, i co nie bez znaczenia, moje zarobki wzrosną. Nie będziemy już musieli oglądać każdego grosza przed wydaniem. Dostaniemy też dopłatę do wynajmowanego mieszkania, moim zdaniem to rewelacyjna propozycja. Co ty na to?
– Nie chcę się przeprowadzać. Mamo, ja tam nikogo nie znam!
– To poznasz, człowiek musi iść naprzód – odparłam stanowczo. – I tak zmienisz szkołę, w Warszawie będziesz mógł iść do dobrego liceum, olimpijczyka przyjmą z pocałowaniem ręki.
Mikołaj nadal się opierał, bojkotował pomysł przeprowadzki, ale oglądał strony warszawskich szkół średnich i w końcu wybrał jedną z nich. Było do doskonałe liceum ukierunkowane na nauki ścisłe – dokładnie to, o którym myślałam.
– Mam bardzo, ale to bardzo mądrego syna – ucałowałam go w czubek szybko znikającej z pokoju głowy.
Byłam z niego dumna, wychowałam go sama, z dala od niechętnej rodziny.
Kiedy niespodziewanie zaszłam w ciążę, bałam się powiedzieć o tym w domu, zwierzyłam się tylko Jutce, była równie zmartwiona jak ja. Paweł już wcześniej wymigał się od wszelkiej odpowiedzialności, dziś wiedziałabym, jak wyegzekwować od niego pomoc, wtedy jednak byłam młoda, przerażona samotnym macierzyństwem i oszołomiona nagłym zwrotem sytuacji. Jeszcze przed chwilą byłam beztroską, zakochaną w Pawle dziewczyną, kilka dni później stałam się przyszłą mamą, na której ciążył milion obowiązków. Nie byłam do nich przygotowana, nie wiedziałam, co będzie i strasznie się bałam przyszłości.
Ojciec wściekł się, gdy powiedziałam. Wiedziałam, że będzie zły, ale myślałam, że stanie po mojej stronie, przecież byłam jego córką. A on obarczył mnie całą winą, stwierdził, że jak się puszczałam, to teraz mam za swoje.
– Nie pokazuj mi się w domu! Nie masz tu prawa wstępu! – krzyczał.
Do dziś nie wiem, co chciał osiągnąć, wyrzucając na bruk córkę w ciąży i bez przygotowania do życia. To miała być nauczka? Wiele ryzykował, nie mógł przypuszczać, że mi się poszczęści i spotkam na swojej drodze panią Hanię, najżyczliwszą osobę pod słońcem. Mama, chlipiąc, pomogła mi się spakować i ukradkiem wetknęła zwitek banknotów, wszystko, co miała w szufladzie. Były wtedy dla mnie jak tratwa dla rozbitka, sprawiły, że później przez miesiąc nie musiałam martwić się o byt.
Uciekłam dość daleko, do innego miasta. Mieszkała tam koleżanka z letniego obozu, z którą nadal utrzymywałam kontakt, było to wątłe zaczepienie, ale innego nie miałam. Marta bardzo przejęła się moim losem, zainstalowała mnie u cioci Hani, starszej pani, która na początku przyjęła mnie z wyraźną rezerwą.
Syn zaprzyjaźnił się z pewną dziewczynką
Uparłam się, że będę płaciła za pokój, ale lody między nami stopniały dopiero, gdy poznałyśmy się lepiej. Ona pierwsza wypatrzyła u mnie oznaki niewidocznej jeszcze ciąży.
– Ojciec dziecka puścił cię kantem, prawda? – spytała.
Kiwnęłam głową, czując palący wstyd. Po chwili namysłu powiedziała coś, co dało mi siłę.
– To on powinien spalić się ze wstydu, ty się ciesz, będziesz matką, to wielka rzecz. Ja nie miałam dziecka, teraz mogę być babcią dla twojego. Co ty na to?
Razem czekałyśmy na Mikołaja, Hanna wlewała we mnie siłę, uczyła dumy i nieustępliwości, pokazała inny punkt widzenia mojej sytuacji. Kazała znaleźć pracę, a jak to zrobiłam, pogoniła mnie na studia. A potem zaniemogła, powalił ją wiek, ale nawet leżąc, była dla mnie oparciem, chociaż twierdziła, że jest odwrotnie. To dla niej skończyłam studia, godząc pracę z nauką i wychowaniem Mikołaja. W dzień zajmował się nim żłobek, odbierałam go po południu, a w nocy, kiedy zasnął, siadałam do nauki. Było mi tak ciężko, że nieraz chciałam rzucić studia, ale wtedy stawała mi przed oczami Hanna.
Dyplom i ciężka praca przyniosły efekty, udało mi się wspiąć na szczyt. Właściwie był to niewysoki pagórek, ale i tak przepełniała mnie satysfakcja, wysiłek się opłacił. Po latach walczenia z przeciwnościami, mozolnego stawania na palcach, by wydostać się z bagna, w które sama się władowałam, wreszcie dostałam prawdziwą szansę, by wyjść na prostą. Nie zawahałam się z niej skorzystać.
Przeprowadzka przeszła bezszmerowo, zorganizowała ją firma przewozowa, mogłam pozwolić sobie na odrobinę wygody, do Warszawy pojechałam luksusowo, z torebką w ręku, nie martwiąc się o bagaże. Meble dotarły przed nami, weszliśmy do już urządzonego mieszkania, i chociaż natychmiast zapragnęłam przestawić meble, doceniłam fakt posiadania własnego kąta.
Mikołaj zniknął w swoim nowym pokoju, sprawdzając stan komputera, konsoli i drukarki, czyli tego, na czym najbardziej mu zależało. Wyszedł i oznajmił, że może być. Odetchnęłam z ulgą. Zadowolone dziecko to połowa sukcesu.
Życie w Warszawie zapowiadało się idealnie. Mikołaj poszedł do wybranej szkoły, ja odnalazłam się w nowej pracy. Oboje byliśmy zadowoleni, on nawet bardziej. Twierdził, że spoko ludzie są w jego klasie, co znaczyło, że dobrze odnalazł się w nowym środowisku. Szczególnie przypadła mu do gustu pewna Zuza. Szybko się z nią zaprzyjaźnił, dzwonili do siebie, umawiali się na rower i hulajnogę. Zuza pokazywała mu miasto, była przewodniczką po miejscach, w których się wychowała. Cieszyłam się z tej przyjaźni.
Zuza była śmiałą dziewczynką, nie certoliła się, jak to bywało za moich czasów, śmiało mówiła, czego chce. Dzwoniła pierwsza do Mikołaja i oznajmiała, gdzie na niego czeka. On wylatywał z domu, rzucając nawet grę online, co, moim zdaniem, świadczyło o wielkim zaangażowaniu. Kibicowałam tej przyjaźni, powiedziałam Mikołajowi, żeby zaprosił do nas koleżankę. Zuza przyszła, a raczej wpadła po drodze do domu, i poinformowała mnie, że mam zapisać Mikołaja na basen.
– Powiedział, że nie umie pływać, przecież to porażka – klarowała mi jak chłop krowie na granicy. – Chodzę na basen od dziecka, kiedyś z tatą, teraz sama. Mikołaj mógłby do mnie dołączyć, byłoby weselej. Samotne pływanie jest takie nudne! Poproszę tatę, żeby wszystko załatwił, w przyszłym tygodniu będzie mógł zabrać nas oboje na basen.
– Jeśli to nie zrobi mu różnicy… – uśmiechnęłam się do przedsiębiorczej dziewczynki. – Wolałabym najpierw z nim porozmawiać i wszystko uzgodnić.
– On jest ciągle zajęty – zbyła mnie Zuza. – Powiem mu, żeby zameldował się u pani, jak przyjedzie po Mikołaja.
Gdy mnie zobaczył, uśmiech zszedł mu z twarzy
Byłam pod wrażeniem, nie znałam dotąd tak obrotnej dziewczynki. Zuza parła naprzód jak czołg i nie dostrzegała przeciwieństw. Irytowała mnie, ale ze względu na Mikołaja zdusiłam to, co chciałam jej powiedzieć i uśmiechnęłam się.
Przez okrągłe siedem dni nie słyszałam od syna niczego innego oprócz przypomnień, że musimy kupić kąpielówki, okulary i czepek. Szykował się na ten basen jak na bal, nawet wiedziałam dlaczego. Stała za tym Zuza.
Po wyczerpującej batalii w sklepie sportowym udało się skompletować ekwipunek. Oczekiwałam, że odezwie się do mnie tata Zuzy i wszystko uzgodnimy, ale widać nie miał czasu na takie dyrdymały. Nie spodobało mi się to i gdyby Mikołaj nie napalił się tak na pływanie z Zuzą, nie puściłabym go na basen. Widząc, jak się zaangażował, nie robiłam dramatu, pomyślałam, że jeśli pan tata się nie pojawi, sama odwiozę syna na basen.
Tata Zuzy jednak się zjawił, tak jak mówiła jego córka, pofatygował się osobiście po Mikołaja.
– Chciałbym się przedstawić – zaczął od progu ze swadą, ale jak na mnie spojrzał, uśmiech zszedł mu z twarzy.
– Cholera, to ty? Naprawdę ty? – zaklął zdumiony.
– Kto by pomyślał.
O mało się nie przewróciłam, ale opanowałam się pod bacznym spojrzeniem syna.
– Dzień dobry, Pawle – przywitałam chłodno ojca mojego dziecka. – To rzeczywiście niespodzianka. Nie wiedziałam, że Zuza jest twoją córką, nie przedstawiła się nazwiskiem.
– Wiesz, kochanie, znamy się z dawnych lat – wyjaśniłam synowi sytuację.
Paweł zerknął na Mikołaja, ale nic nie powiedział. Umiał liczyć, wiedział, kiedy zaszłam z nim w ciążę, musiał zorientować, się, że stoi przed nim jego syn. Ja też umiałam liczyć, Zuza była niemal w wieku Mikołaja, a to znaczyło, że porzucając mnie, wybrał jej matkę. Co teraz zrobi? Powie, że jest jego ojcem? To pytanie nie dawało mi spokoju, najchętniej znów uciekłabym z Warszawy, ale trzymała mnie praca i mieszkanie. No i szkoła Mikołaja. Jak wytłumaczyłabym synowi błyskawiczny odwrót, rezygnację ze wszystkiego, co z takim trudem oboje zdobyliśmy?
Chyba muszę wreszcie powiedzieć mu prawdę
Była jeszcze sprawa moich kłamstw, nazywałam je ochronnymi, bo miały otoczyć kokonem Mikołaja. Wymyśliłam mu ojca, pytał o niego, może tęsknił, był ciekaw, czy tatuś po niego wróci, więc zrobiłam, jak trzeba. Powiedziałam Mikołajowi, że jego tata pracował za granicą i tam zginął w wypadku. Powiedziałam, że jest dzieckiem wielkiej miłości i ojciec bardzo by go kochał, nie mógł się doczekać, aż weźmie go na ręce…
Gdy Mikołaj podrósł, zaczął pytać o grób ojca, wymyślona historia ochronna stała się niewygodna, więc wycofałam się z niej i powiedziałam synowi niemal prawdę. Przypudrowałam rzeczywistość, robiąc ze związku z Pawłem przygodę na jedną noc, nie chciałam, by Mikołaj szukał ojca. Taka prawda nie pasowała Mikołajowi, nie chciał tego słuchać, temat ojca wyczerpał się.
Nie powiedziałam synowi prawdy z prostego powodu. Nie chciałam, by cierpiał. Lepiej myśleć, że ojcem był przypadkowy koleś, niż borykać się z wiedzą, że stary wie o twoim istnieniu, ale nie chce cię znać. Układało się idealnie, dopóki nie wróciłam do Warszawy. Wszystko wywróciło się do góry nogami, ale czy mogłam przypuszczać, że Mikołaj zaprzyjaźni się ze swoją przyrodnią siostrą?
Czekałam na ruch ze strony Pawła, rozważając wszystkie za i przeciw. Ucieczka nie wchodziła w grę, mleko już się rozlało, Mikołaj poznał ojca. Jeszcze nie wie, kim on jest, ale sekret długo się nie utrzyma, mój syn dozna wstrząsu. Na nic zdały się ochronne kłamstwa, prawda wylazła na wierzch i zagroziła szczęściu i spokojowi mojego dziecka. Byłam gotowa zrobić wszystko, by go chronić.
Paweł zadzwonił wieczorem, mówił szeptem, widać ukrywał się przed żoną.
– Co zamierzasz? – spytał zaczepnie.
– Jak chcesz wytłumaczyć Mikołajowi, że nie interesowałeś się nim przez tyle lat? – odpowiedziałam pytaniem. – Jeśli teraz się dowie, pomyśli, że był dzieckiem niechcianym.
– Bo tak było, spójrz prawdzie w oczy – szepnął do słuchawki.
Odechciało mi się z nim rozmawiać, musiałam jednak coś ustalić.
– Nie musisz być dla niego ojcem.
– Uf, przynajmniej w tym się zgadzamy. Rozumiem, że wyjedziesz?
– Moja sytuacja na to nie pozwala, proponuję, żebyś przeniósł córkę do innej szkoły. Nie mogą chodzić do tej samej, nie tylko dlatego, że w końcu odgadną, kim dla siebie są. Chyba wyrażam się jasno?
– Aż za bardzo, ale nie zgadzam się. Zabierz syna, Zuza nie będzie przez niego rezygnować z dobrej szkoły.
Nie udało nam się niczego ustalić. Paweł chciał, żebym zniknęła z jego życia, zabierając ze sobą syna. Już raz to zrobiłam, więc czemu nie miałabym tego powtórzyć?
Boję się tego, co czeka Mikołaja, obawiam się, że odkrycie, kim jest jego ojciec, będzie dla niego ciężką próbą. Przeszłość mnie dogoniła, czuję, jak wciąga mnie w bagno, z którego wydobyłam się dzięki Hannie i jej naukom. Nie wiem, czy uda mi się zrobić to drugi raz, ale muszę spróbować. Nie uda mi się całkowicie ochronić Mikołaja, muszę powiedzieć mu prawdę i pomóc przez to przejść. Mam mądrego syna, liczę, że zrozumie.
Czytaj także:
„Nie mogłem przestać myśleć o Karolinie. Nawet gdy okazało się, że może być moją siostrą, marzyłem o jej pocałunkach”
„Kocham moją siostrę tak, jak mężczyzna kocha kobietę. Czy to może być genetyczny? Bardzo się tego boję...”
„Ukochany porzucił mnie, gdy byłam w ciąży. Po 6 latach spotkaliśmy się, był drużbą na ślubie mojej siostry”