Obserwuję swoje dzieci z obawą. Czy któreś z nich będzie takie jak ja? Czy ta koszmarna skłonność, która prześladowała mnie przez lata, może być dziedziczna? A jeśli tak, to jak ustrzec moje dzieci przed złą miłością?
Zapamiętam ten dzień do końca życia
Nie wiecie, jak bardzo zła może być miłość. Miłość, która niepostrzeżenie rodzi się pod wspólnym dachem i najpierw jest czysta, a potem czystą być przestaje. Nawet nie pamiętam, kiedy to się zaczęło. Początkowo nic strasznego się nie działo, ale przyszedł taki dzień, w którym wszystko stało się jasne. Zapamiętam ten dzień do końca życia. To była sobota, ostatni dzień czerwca. Miałem wtedy szesnaście lat. Kasia, moja siostra, czternaście i pół.
Byliśmy u babci na wsi, jak co roku na wakacjach. Całe popołudnie spędziliśmy, chodząc po łąkach, zaglądając do starego młyna, buszując w stodole dziadka. Szukaliśmy skarbów. Kasia znalazła stare świecidełka z odpustu, a ja zardzewiałą podkowę. Spodobała się jej ta podkowa, więc postanowiliśmy się zamienić. Świetnie się rozumieliśmy, nie to co z innymi dziewczynami. Wszędzie chodziliśmy razem, chociaż od dwóch, może trzech lat, nie trzymaliśmy się już za ręce. Bez wątpienia bardzo ją kochałem. A ona mnie.
Starannie się wyszykowałem, umyłem ręce, a nawet zęby. Po kolacji miałem się spotkać z Justyną. Justyna była miejscową pięknością, córką sołtysa. Tak zarozumiałą, że w ogóle nie odzywała się do chłopców ze swojej wsi.
– Z wieśniakami nie będę się przecież zadawać – mówiła z uśmiechem. Ja to co innego. Chłopak z samej Warszawy. Można się było mną przed koleżankami pochwalić. Od trzech lat, gdy przyjeżdżałem na wakacje, chodziliśmy więc wieczorami po wsi; tamtego roku już nawet pod rękę. W piątek podglądaliśmy, co się dzieje w krzakach koło dyskoteki, i bardzo nam się to podobało. Umówiliśmy się na sobotę, ja miałem wziąć koc.
Z kocem i wymytymi zębami poszedłem w nasze krzaki. Justyna już tam na mnie czekała. Siedliśmy na kocu, ale rozmowa jakoś się nie kleiła. Chyba nie na rozmowę mieliśmy wtedy ochotę. W końcu Justyna wzięła mnie za dłonie i położyła je na swoich piersiach. To było rozkoszne uczucie… Być może nawet bym się odważył pocałować Justynę, ale nagle rozległ się przeraźliwy wrzask Kasi.
– Ty wiejska zdziro! Szmato jedna! Zostaw natychmiast mojego brata! I Kasia rzuciła się na Justynę z pazurami. Drapała ją w jakiejś dzikiej furii, bez opamiętania, gryząc, plując i kopiąc, aż biedna, przerażona jej szałem dziewczyna uciekła. Wtedy Kasia podeszła do mnie, usiadła obok i... zaczęła udawać Justynę.
A ja, trzymając ją tak samo jak przed chwilą tamtą, poczułem, że coś się między nami nieodwołalnie kończy, ale i równie nieodwołalnie zaczyna. Po chwili zerwałem się i pobiegłem do domu. Biegłem tak szybko jak nigdy dotąd. Jakbym chciał przed czymś uciec. Całą noc nie mogłem zasnąć.
Czy inni bracia nie podglądają swoich sióstr?
Przypominałem sobie wszystkie wydarzenia związane z Kasią, które mógłbym uznać za niepożądane albo przynajmniej odbiegające od normy. Ale główną trudność sprawiało mi to, że nie bardzo wtedy wiedziałem, w którym momencie kończy się normalność, a zaczyna coś złego. Coś, co nawet bałem się nazwać. Już wcześniej często podglądałem Kasię. Jak się myje, przebiera, staje naga przed lustrem. Czy ona podglądała także mnie? I czy to już jest zło, czy jeszcze tylko ciekawość?
Nigdy nie widziałem nagiej kobiety, a Kasia nagiego mężczyzny. Może po prostu chcieliśmy tylko dokonać tych pierwszych młodzieńczych odkryć? Czy inni bracia nie podglądają swoich sióstr? Tego nie wiedziałem. Jako dzieci często bawiliśmy się w dom. Ja byłem jej mężem i przychodziłem z pracy, a ona całowała mnie w usta i stawiała przede mną obiad z czekoladowych płatków. Potem udawaliśmy, że idziemy do kina lub teatru, siadając przed telewizorem. Kładła mi wtedy głowę na ramieniu, a ja głaskałem jej dłonie.
Albo udawaliśmy, że wyjeżdżamy na wakacje. Rozbijaliśmy wtedy namiot pośrodku stołowego pokoju. Namiotem był stół przykryty kocem. Robiliśmy sobie tam legowiska i godzinami opowiadaliśmy różne historie, leżąc obok siebie. Spacerowaliśmy, trzymając się za ręce, ale musieliśmy przestać, bo chłopcy z podwórka zaczęli nas wyśmiewać.
Nie odzywaliśmy się do siebie aż do następnego razu...
Później, po tej historii z udawaniem Justyny, bywały dni, w których czułem nieprzepartą chęć powtórzenia tamtego wieczoru. Wystarczyło wtedy przypadkowe dotknięcie rąk i tamten wieczór… po prostu się powtarzał. Po takich dniach zazwyczaj przychodziły dni chłodu między nami i wyrzutów sumienia. Nie odzywaliśmy się do siebie aż do następnego razu, w którym zazwyczaj posuwaliśmy się o krok dalej.
W sumie – o nieskończoną liczbę kroków za daleko. Nigdy jednak nie rozmawialiśmy o tym, co się dzieje między nami. Aby stłumić niepokój, nie myśleć o złu, któreśmy przeczuwali, podrzucaliśmy sobie książki. Z tych szkolnych dowiadywaliśmy się, że Zeus sypiał ze swoimi siostrami. Najpierw była Demeter, a potem Hera. W dodatku miał z nimi kilkoro dzieci. Czytaliśmy też o królach Inków, którzy żenili się ze swoimi siostrami, by sprostać obowiązkom tradycji, oraz o faraonach, którym małżeństwa z siostrami były wręcz nakazane! Traktowaliśmy te książki jako nasze usprawiedliwienia na piśmie.
Nie byliśmy jeszcze pełnoletni, lecz już wtedy wiedzieliśmy, że jest to kazirodztwo. Nie tylko grzech, ale i przestępstwo, karane w Polsce więzieniem. Wtedy jednak pocieszaliśmy się, że jak będziemy dorośli, to uciekniemy do Francji lub do jednego z kilku innych krajów Europy, gdzie dobrowolne współżycie brata i siostry nie jest przez prawo ścigane.
Nie zdążyliśmy jednak uciec....
Ojciec o mało nas nie pozabijał, gdy pewnego dnia wrócił wcześniej z pracy, wszedł do łazienki i zobaczył nas pod prysznicem. Kasia miała wtedy piętnaście lat, ja nie miałem jeszcze siedemnastu. Ojciec kazał mi wynosić się z domu, a moją siostrę oddał do poprawczaka. Matka nie mogła w to wszystko uwierzyć. Byliśmy z Kasią tak przerażeni, że nie chcieliśmy się do niczego przyznać. Rodzice zaczęli się kłócić z naszego powodu.
Po tygodniu ojciec się wyprowadził, a pół roku później rozwiódł się z mamą. Opowiedział przed sądem, jak wygląda sytuacja, i zaproponował, że ja zamieszkam z nim, a matka z Kasią. Sąd przychylił się do jego wniosku. Tęskniłem za Kasią, a ona za mną. Cierpieliśmy bardzo.
Gdy skończyłem 18 lat, ojciec kazał mi iść do wojska. Nie chciał, żebym go odwiedzał. Matka wyjechała z Kasią za granicę. Nie miałem nawet dokąd jechać na przepustki... Kasię zobaczyłem dopiero po sześciu latach, na jej ślubie. W tym samym roku poznałem kobietę, z którą się ożeniłem. Bez miłości – po prostu po to, aby nie myśleć już więcej o mojej siostrze.
Żona urodziła bliźniaki. Chłopczyka i dziewczynkę. Dziś mają po osiem lat i są nierozłączni. Gdziekolwiek idą, trzymają się za ręce. Patrzę na to ze strachem i zastanawiam się, czy kazirodztwo może być dziedziczne.
Pytałem lekarzy. Uspokajają. Twierdzą, że ta skłonność nie jest przekazywana w genach. Jednak ja mam wątpliwości. Dzieci mają osobne pokoje, ale ostatnio widziałem, jak nocą jedno wkradło się do łóżka drugiego.
Zrobiłem awanturę, choć tłumaczyły, że była burza, bały się i dlatego chciały być razem. Żona mówi, że to normalne. W końcu są rodzeństwem i bardzo dobrze, że tak się kochają. Boję się jej powiedzieć o mnie i o Kasi. Ale może wtedy zrozumie moje obawy. Tak, chyba muszę dla dobra dzieci w końcu jej wszystko wyznać.
Czytaj także:
„Z siostrą pokłóciłyśmy się o spadek. I nigdy nie zdążyłyśmy pogodzić. Zginęła w wypadku, a ja nie przestanę żałować”
„Zbyszek ciągle traktował mnie jak nagrodę pocieszenia. Tęsknił za zmarłą żoną, a ja w duchu cierpiałam”
„Mąż próbował rozbić małżeństwo naszej córki, bo nie zaakceptował zięcia. Pogodziła ich dopiero życiowa tragedia..."