„Bratowa znalazła sobie darmową nianię. Była nią moja 60-letnia mama. Podrzucała jej 5 dzieci i leciała na paznokcie”

zmęczona dojrzała kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„O rany, ile to było roboty! Trzeba było mieć oczy dookoła głowy, bez przerwy! Im częściej zostawałam z bratankami i bratanicami, tym mniej chciałam, żeby ten obowiązek spadał na mamę. Ja ledwo dawałam radę, a przecież nie miałam jeszcze czterdziestu lat, a co dopiero ona!”.
/ 06.09.2023 22:00
zmęczona dojrzała kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Moja mama zawsze mówiła, że marzy jej się duża rodzina, gromadka dzieci i jeszcze większa gromadka wnuków. Pech chciał, że wkrótce po narodzinach mojego młodszego brata, rodzice się rozwiedli, a ojciec zaczął uczestniczyć w naszym życiu bardzo sporadycznie.

Mama nigdy nie powiedziała mi wprost, dlaczego się rozstali, ale z luźnych fragmentów podsłuchanych rozmów szybko wywnioskowałam, że ojciec odszedł do innej kobiety. Mamę bardzo to zabolało. Wiem, że starała się być silna dla nas, ale widziałam, jak bardzo się męczy i jak reaguje na każde wspomnienie o ojcu.

Miała dość facetów

Mama była piękną kobietą i naprawdę wielu mężczyzn się za nią oglądało, ale ona, zraniona i rozgoryczona, odrzucała wszystkie awanse. Chciała sobie oszczędzić kolejnych cierpień i całą swoją miłość przelała na nas. Ja miałam wtedy dwanaście lat, a mój brat – siedem.

– Dbajcie o siebie dzieciaki, rodzina jest zawsze najważniejsza – mawiała nam często.

Bardzo chciała, żebyśmy byli ze sobą blisko i przez długi czas tak było. Później zaczęliśmy dorastać, nasze potrzeby i charaktery nieco się zmieniły, ale nadal mogłam z pełnym przekonaniem powiedzieć, że mam dobrą relację z bratem. Często mnie odwiedzał, gdy byłam na studiach, zabierałam go na jego pierwsze imprezy i byłam powierniczką problemów sercowych.

Gdy skończyłam studia, wróciłam do domu, żeby przejąć od mamy małą firmę zajmującą się księgowością. Była gotowa przepisać ją na mnie i wdrożyć mnie w poważne obowiązki, zanim odejdzie na emeryturę. Pracowałyśmy razem, dobrze się dogadywałyśmy, więc właściwie nie było powodu, dla którego miałabym się wyprowadzić.

Owszem, czasem myślałam, że to jednak głupie, gdy dorosła baba mieszka nadal z mamą, ale potem zaczęłam się zastanawiać: „A co mnie obchodzi, co ludzie pomyślą? Jestem zaradna. Nie mieszkam z mamą dla oszczędności czy z pazerności, ale ze szczerej miłości, tłumaczyłam sobie w głowie.

Antek, mój brat, kończył wtedy politechnikę. Tam właśnie poznał Sylwię, która od początku nie wywarła dobrego wrażenia ani na mnie, ani na naszej mamie. Wydawała się być próżna, skupiona na sobie i nieco płytka, dlatego drażniło nas, że Antek jest wpatrzony w nią jak w obrazek. To nie tak, że Sylwia była dla nas nieprzyjemna. Naprawdę starała się odnaleźć w naszej rodzinie, była uprzejma i pomocna. Po prostu nie nadawała na naszych falach, wyznawała inne wartości. No i bałyśmy się, że za bardzo owinie sobie Antka wokół palca, a ten będzie musiał harować na jej zachcianki.

Nie pałałyśmy do niej sympatią

Wkrótce po dyplomie, brat oznajmił nam, że planuje pobrać się z Sylwią. Będę szczera: nie skakałyśmy z radości, ale absolutnie nie dałyśmy tego odczuć Antkowi. Zależało nam przecież wyłącznie na tym, żeby był szczęśliwy, ale ani mama, ani ja, nie miałyśmy w zwyczaju się wtrącać czy ingerować w jego wybory.

Za ślub zapłacili rodzice Sylwii, którzy dorzucili też młodym do nowego mieszkania, ale i Antek wkrótce dostał świetną pracę, która pozwalała mu na spokojne utrzymanie żony. Postanowili, że chcą mieć dzieci, więc Sylwia nie szukała na razie pracy. Mieli szczęście, bo w pierwszą ciążę zaszli bardzo szybko.

Pierwsza wnuczka była dla mojej mamy nieskalanym aniołkiem. Ja, poświęcona pracy i opiece nad domem, nie miałam w planach zakładania rodziny, więc cieszyłam się, że przynajmniej brat zrealizował część marzenia mamy. Była naprawdę idealną babcią i bardzo odciążała Sylwię, bo tak bardzo uwielbiała zajmować się małą. Wkrótce bratowa zaszła w kolejną ciążę, a do naszej gromady dołączył Adaś.

Na szczęście bratu wiodło się naprawdę dobrze: po sprzedaży mieszkania kupionego przez teściów i dołożeniu dużej kwoty zaoszczędzonych pieniędzy, Sylwia i Antek mogli sobie pozwolić na duży dom. Zauważyłyśmy, że jest w nim jeszcze jedna dodatkowa sypialnia.

– Sylwuniu, nie chciałabym być wścibska, nie musisz mi odpowiadać... – zaczęła pewnego razu ostrożnie moja mama. – Ale czy to znaczy, że planujecie jeszcze jedno dziecko?

– Kto wie, co życie przyniesie, mamo – odpowiedziała z uśmiechem bratowa.

Jej słowa były prorocze, bo już pół roku później Sylwia znowu była w ciąży. Mama szalała z radości, że będzie miała swoje własne wymarzone domowe przedszkole. Zachęcała nawet Sylwię do tego, żeby, po urlopie macierzyńskim, wróciła do pracy, chociaż akurat w tym aspekcie studziłam jej zapał.

– Mamo, jesteś coraz starsza, nie bierz na siebie aż tyle. Opieka nad trzema maluchami to kupa roboty. Trzeba za nimi biegać, mieć cierpliwość, mieć do tego zdrowie! To jest praca na pełen etat – upominałam ją.

– Karola, taka praca to nie praca, ja jestem stworzona do bycia babcią – śmiała się.

Ku zdziwieniu wszystkich, wkrótce okazało się, że Sylwia spodziewa się... trojaczków!

Nie podobało mi się to

Mama oczywiście podchodziła do wszystkiego z niesłabnącym optymizmem.

– Każde nowe dziecko to błogosławieństwo – powtarzała radośnie. – Na szczęście ich stać, mają jednych dziadków, mają mnie, dadzą sobie radę.
Ja jednak miałam pewne obawy, którymi postanowiłam podzielić się z bratem.

– Antek, wiem, że mama uwielbia być z dzieciakami i zawsze deklaruje się, że chętnie się nimi zajmie... Nie mam do ciebie żadnych pretensji, że korzystasz z jej ofert, nie zrozum mnie źle! – dodałam szybko, widząc rosnące napięcie na twarzy brata.

– Karo, o co chodzi?

Martwię się po prostu, bo mama jest coraz starsza. W życiu tego nie przyzna, ale widzę, że coraz więcej czynności sprawia jej kłopot, szybciej się męczy. Przegadajcie to z Sylwią, może po porodzie będzie potrzebna jakaś niania? Mama nie da sobie rady z piątką szkrabów i w dodatku trzech noworodków!

– Siostra, chyba martwisz się trochę na zapas. Mama jest w naprawdę świetnej formie, jak na swój wiek. Gdyby nie była w stanie, nie proponowałaby Sylwii, żeby wróciła do pracy. Nie rozumiesz, że ona chce, żeby dzieciaki spędzały z nią jak najwięcej czasu?

Wtedy po raz pierwszy naprawdę wkurzyłam się na swojego brata.

– Antek, to są bzdury. Mama tak bardzo was kocha, że nigdy nie powie, że nie ma siły na dzieci, ale czasem, owszem, nie ma. Wiem to, bo z nią mieszkam, obserwuję ją codziennie – odparłam poirytowana.

– A może po prostu chciałabyś, żeby taka była? To bezdzietna córeczka będzie miała coś do roboty? – odpysknął mi złośliwie.

Tego już było za wiele! Spojrzałam na niego wymownie i w milczeniu wyszłam z pokoju. Jak mógł coś takiego powiedzieć? Czy tak właśnie o mnie myśli?

Znaleźli sobie niewolnika

Aż do porodu Antek i Sylwia nie podrzucali nam dzieci. Myślałam naiwnie, że może brat zdał sobie sprawę z tego, że przegiął i zrozumiał, że mam trochę racji. A skąd! Najgorsze przyszło po narodzinach trojaczków. To jasne, że piątka dzieci to huk roboty, wiedziałam, że Antek i Sylwia mają prawo być zmęczeni i prosić o pomoc. Żeby nie angażować zbyt często mamy, sama zaczęłam do nich jeździć, żeby pomagać przy maluchach.

O rany, ile to było roboty! Trzeba było mieć oczy dookoła głowy, bez przerwy! Im częściej zostawałam z bratankami i bratanicami, tym mniej chciałam, żeby ten obowiązek spadał na mamę. Ja ledwo dawałam radę, a przecież nie miałam jeszcze czterdziestu lat, a co dopiero ona!

Ale mój samolubny brat kompletnie się tym nie przejmował. Leciał na każdy telefon mamy, która dzwoniła stęskniona i pytała, kiedy zobaczy swoje wnuki. Zobaczyć to jedno, ale zajmować się piątką przez cały dzień to drugie! Antek jednak nie miał skrupułów, żeby korzystać z gościnności mamy z powodu każdej głupoty: a to Sylwia umawiała się z koleżankami, a to Sylwię bolała głowa, a to Antek wyjeżdżał na wieczór kawalerski, a Sylwia nie da sobie rady ze wszystkimi dzieciakami naraz. Mama oczywiście ani razu nie pisnęła nawet słówkiem, że coś jej nie pasuje.

Miałam wrażenie, że brat i bratowa robią mi zwyczajnie na złość, a największą poszkodowaną tej gry jest nasza mama. Miarka przebrała się, gdy bratowa bez uprzedzenia zjawiła się w naszym progu i odparła, że za kwadrans jest umówiona na… paznokcie!

– Chyba sobie kpisz! – wybuchłam. – Za piętnaście minut? Nawet nie zadałaś sobie trudu, żeby sprawdzić wcześniej, czy nie mamy niczego w planach, czy na pewno mamy czas, czy mamy siłę i ochotę? Po prostu założyłaś, że nasz dom to darmowa przechowalnia twoich dzieci!

– Karolcia, co ty wygadujesz? Tak nie można… – zająknęła się mama przestraszona moim wybuchem.

Sylwia była chyba w szoku, bo wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami.

– Dosyć tego! Od teraz proszę, żeby każdą wizytę dzieci zapowiadać przynajmniej dzień wcześniej i nie angażować mamy do opieki częściej niż raz czy dwa w tygodniu! – zarządziłam stanowczo. – Skończyły się czasy darmowego wyzysku! Mama jest zbyt kochana, żeby się wam sprzeciwić, ale przecież zaraz ją wykończycie! Ty sama nie masz siły zająć się własnymi dziećmi, gdy Antka nie ma w domu, a oczekujesz, że mama da radę? Zastanówcie się nad sobą! – wysyczałam na koniec i zatrzasnęłam bratowej drzwi przed nosem.

Czytaj także: 
„Bratowa opowiadała w autobusie o dzikich harcach z kochankiem. Lafirynda nie wiedziała, że stoję tuż za jej plecami”
„Moja bratowa to ciućma i oferma. Nie potrafi własnego dziecka zapytać, co by chciało na urodziny, tylko mam się domyślać”
„Moja bratowa to ciućma i oferma. Nie potrafi własnego dziecka zapytać, co by chciało na urodziny, tylko mam się domyślać”

Redakcja poleca

REKLAMA