„Bratowa uznała, że bez drogiego prezentu mam się nie pokazywać na komunii chrześniaka. Przez nią zostanę bez grosza”

chłopiec komunia fot. Getty Images, Iana Pronicheva
„– Gdyby ktoś sądził, że wykręci się byle głupotą, to lepiej, żeby od razu dał sobie spokój. Dzisiaj na komunijny podarunek trzeba wyłożyć sporo szmalu. Jak Oskar by wypadł przed rówieśnikami, gdyby powiedział, że dostał tylko biblię?”.
/ 17.04.2024 07:15
chłopiec komunia fot. Getty Images, Iana Pronicheva

Mam już dosyć ciągłego główkowania nad tym, jak poradzić sobie z pewną sytuacją w rodzinie, która teoretycznie powinna nas wszystkich cieszyć i być pretekstem do przyjemnego, wspólnego spotkania w gronie najbliższych. Niestety przez zachowanie mojej bratowej cała sprawa stała się prawdziwym problemem, a przynajmniej ja się tym przejmuję.

Mój chrześniak Oskar już niedługo, bo pod koniec maja, będzie miał swoją Pierwszą Komunię Świętą. Jego rodzice nie są jakimiś zagorzałymi katolikami i w sumie to niezbyt regularnie chodzą do kościoła, ale ponieważ dla dziadków Oskara i reszty naszej rodziny wiara jest bardzo ważna, to chłopiec uczęszczał na lekcje religii i razem z innymi dzieciakami szykował się do przyjęcia tego ważnego sakramentu. Od razu było jasne, że z tej okazji czeka nas ogromne przyjęcie!

Mimo że raczej rzadko widuję się z bratem i jego żoną, to i tak zostałam zaproszona jako jedna z najważniejszych gości. Nie mam rodziny, nie należę do zamożnych i określają mnie mianem „odmieńca”. Szczególnie upodobała to sobie matka Oskara, która jest zupełnie inna niż ja. Nigdy specjalnie się nie lubiłyśmy, a wręcz odwrotnie. Ponoć moja bratowa otwarcie przyznaje przed wszystkimi, że mnie nie znosi i uważa, że „nie nadaję się do życia”.

Szczerze mówiąc, gdyby chodziło o kogokolwiek innego niż Oskar, to zrezygnowałabym z tej imprezy. Owszem, poszłabym do kościoła, ale zaraz po nabożeństwie cichaczem bym się zmyła. Niestety, w zaistniałych okolicznościach taki plan nie wchodzi w grę.

Co prawda żona mojego brata ostatnio w rozmowie przyznała, że tak naprawdę zależy jej przede wszystkim na prezentach dla Oskara, bo mały tylko na to liczy, ale wcale mnie to nie uspokoiło. Bo poza tym wszystkim chodzi przecież o ten nieszczęsny prezent: jak twierdzi matka Oskara, powinien on być niepowtarzalny, na topie, wypasiony, trendy, no i rzecz jasna – drogi!

– Gdyby ktoś sądził, że wykręci się byle głupotą, to lepiej, żeby od razu dał sobie spokój – wyraźnie skierowała te słowa w moją stronę. – Dzisiaj na komunijny podarunek trzeba wyłożyć sporo szmalu. Jak Oskar by wypadł przed rówieśnikami, gdyby powiedział, że dostał tylko biblię albo jakiś złoty łańcuszek? Pewnie by go wyśmiali! Byłby wytykany palcami, miałby przerąbane w szkole, więc dobrze się zastanówcie, co mu dać. Oskar tak naprawdę ma wszystko, dlatego można też dać gotówkę, ma się rozumieć – godziwą sumę.

Szczerze mówiąc, zrobiło mi się przykro, ponieważ miałam świadomość, że nie mogę sobie pozwolić na prezenty, na jakie liczyliby Oskar i jego mama. Ale nawet gdybym miała wystarczająco dużo pieniędzy, i tak bym się sprzeciwiła, bo nie popieram zwyczaju organizowania komunii wyglądających jak wystawne przyjęcia oraz zasady „zastaw się, a postaw się”, która jest tak charakterystyczna dla naszego narodu. Zdecydowałam się pogadać z moim bratem, mając nadzieję, że podejdzie do tego z rozwagą, ale mocno się rozczarowałam.

– Daj spokój – rzucił. – Nie zamierzam iść pod prąd. Jak moja żona zdecydowała, to tak będzie i koniec gadania! O co ci chodzi? Myślisz, że zrobię awanturę? I tak nic tym nie wskóram. Zresztą inni też tak robią, więc nie będę się wychylał. Rozumiem, że jesteś spłukana, to jasne jak słońce, i dlatego ci pomogę. Albo dam ci kasę jako bezzwrotny dług, albo sam skombinuję ten cholerny prezent i powiem, że to od ciebie. Zrobimy, jak chcesz… Wiesz, pieniądze to akurat dla mnie pestka, mam poważniejszy problem: w ogóle nie przepadam za tymi wszystkimi uroczystościami i szczerze mówiąc, wolałbym odpuścić sobie tę komunię. Moim zdaniem Oskar powinien sam zdecydować o swojej wierze, ale dopiero jak osiągnie pełnoletność, a nie teraz, kiedy dla niego ta cała impreza nie ma takiego znaczenia, jakie pewnie powinna mieć. No ale cóż, nic na siłę, więc bardzo cię proszę, nie dolewaj oliwy do ognia i wesprzyj mnie jakoś w ogarnięciu tego wszystkiego.

Muszę wybadać sytuację

Jednak w ogóle nie przekonał mnie tym, co mówił. Oczekiwał ode mnie, żebym wzięła udział w jakiejś makabrycznej ściemie. I niby dla kogo miałabym to robić? Żeby jego żona mogła się pochwalić? Żeby zaimponować zaproszonym gościom? A może chodziło tylko o to, żeby on miał święty spokój, bo odniosłam wrażenie, że wyłącznie na tym mu zależy.

Obiecałam, że się nad tym zastanowię i przekażę mu swoją decyzję. Zdawałam sobie sprawę, że konsultacja z resztą rodziny to kiepski pomysł, ponieważ mama z tatą tylko niepotrzebnie by się denerwowali, a oni oboje są już wiekowi i mają problemy ze zdrowiem. No i brat by mi nie darował, gdybym ich zaniepokoiła i wciągnęła w takie kłopoty. Zostałam sama z tym ogromnym zmartwieniem na głowie. Czasu było jak na lekarstwo, w zasadzie nie miałam nikogo, kto mógłby mi pomóc, więc nic dziwnego, że głowa mi od tego wszystkiego pękała.

Mam jeszcze jednego asa w rękawie – Oskara, który odgrywa kluczową rolę w całej historii. Chociaż był zaledwie dziewięcioletnim chłopcem, wykazywał się dojrzałością i bystrością umysłu nietypową dla swojego wieku. Darzyłam go ogromną sympatią i uwielbiałam nasze pogawędki, bo ciągle mnie zaskakiwał i zadziwiał swoją dziecięcą wrażliwością oraz poczuciem humoru. Właśnie dlatego zdecydowałam, że ostrożnie spróbuję wybadać, jakie ma zdanie na temat całego tego zamieszania.

Wykorzystałam sytuację, gdy mój brat wraz z bratową szykowali się do wyjścia na imprezę, a ja miałam zająć się Oskarkiem. Zrobiłam mu coś do jedzenia, zerknęłam na pracę domową, pochwaliłam go, że tak ładnie pisze w zeszytach, a potem zagadnęłam go, czy nie może się doczekać swojej pierwszej komunii.

Stwierdził, że byłby o wiele szczęśliwszy, gdyby dorośli tak strasznie nie katowali ich nieustannymi ćwiczeniami i egzaminowaniem ze znajomości wszystkich modlitw oraz formułek potrzebnych przy spowiedzi.

– Rozumiesz, ciociu – tłumaczył chłopiec – spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Myślałem, że nie będą nas zmuszać do ciągłych treningów, jakbyśmy szykowali się do ważnych zawodów. Liczyłem na to, że poświęcą więcej czasu na pogaduszki o Bogu i wytłumaczą nam dokładniej, co tak naprawdę oznacza ten sakrament Eucharystii.

– A nie tłumaczą? – byłam zaskoczona.

– Raczej nie. Pani od religii w zasadzie tylko nami dyryguje, sprawdza, czy klęczymy poprawnie i czy nie plączemy się, jak idziemy do ołtarza. To jest takie nudne, że niektórzy specjalnie udają pomyłkę, żeby chociaż coś się działo. No i głównie gadamy o prezentach i strojach, nawet chłopaki o tym nawijają... A o Jezusie niewiele. Mnie to nie pasuje, chociaż sam też jestem ciekaw prezentów, w końcu chyba każdy lubi dostawać coś ekstra. A co ty mi kupisz?

No i w sumie tak dotarliśmy do meritum sprawy. Bez owijania w bawełnę, jakichś pytań typu podpucha i tak dalej. Skoro wszystko potoczyło się tak spontanicznie, to doszłam do wniosku, że nie ma co udawać i trzeba z biegu postawić sprawę jasno.

A to ci dopiero niespodzianka!

– Muszę ci się do czegoś przyznać – zaczęłam. – Obawiam się, że liczysz na jakiś odlotowy podarunek, a jak ci wiadomo, nie bardzo mogę sobie pozwolić na drogie prezenty. I dlatego non stop główkuję, co by tu takiego wykombinować, żebyś ty był zadowolony, a ja nie wyszła na bankruta. To może razem pomyślimy, jak wybrnąć z tej sytuacji? Tak chyba będzie najrozsądniej.

– No tak, ale wtedy nie będzie niespodzianki – odparł. – A dla mnie to właśnie jest najlepsze w prezentach. 

„No to mamy problem! Inaczej muszę to ugryźć, bo się nie zrozumiemy” – przeszło mi przez myśl.

– Dobra, a o czym ty w głębi duszy najbardziej marzysz? – zagadnęłam. – No wiesz, takie twoje największe marzenie, które oczywiście jestem w stanie zrealizować, bo jak przerasta moje siły, to nici z tego. To jak? Powiedz mi szczerze. 

Spojrzał na mnie przenikliwie, a po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech.

– Wiesz co, ciociu? Wydaje mi się, że tylko ty potrafisz spełnić moje największe marzenie. Chodzi o to, że strasznie zależy mi na tym, abyś polubiła moją mamę i żebyście się ze sobą zakumplowały, tak jak ja z Antkiem, moim najbliższym przyjacielem.

– Wiesz, ale ja naprawdę lubię twoją mamę…  – zaczęłam mówić, ale mi przerwał, nie pozwalając dokończyć mojej niezbyt szczerej wypowiedzi.

– Doskonale wiem, że jej nie lubisz – oznajmił. – Za każdym razem, gdy ze sobą gadacie, twój głos brzmi inaczej, jakbyś była na nią wkurzona i obrażona. Mama też to zauważa i twierdzi, że w twojej obecności odnosi takie wrażenie, jakby coś przeskrobała i lada moment miało się to wydać. Może więc postarałabyś się, ciociu, sprawić, by poczuła się inaczej. Wtedy ja będę szczęśliwy. Nie potrzebuję innego podarunku, ten sprawi mi największą radość.

Odpowiedziałam mu, że się nad tym zastanowię. Oskar nie drążył tematu, przekazał mi, co chciał i stwierdził, że to w zupełności wystarczające. Dzieciaki są mądre – po co rozwodzić się nad czymś, co tak naprawdę jest dosyć oczywiste? Trzeba po prostu powiedzieć, co się ma na myśli, a potem to zrealizować.

Dla Oskara to było proste

Natomiast ja stanęłam przed nie lada dylematem! Pożałowałam swojej decyzji i tego, że nie przystałam na propozycję brata odnośnie jakiejś wypasionej zabawki, odjazdowego smartfona lub czegokolwiek innego, co by jeszcze przyszło im do głowy. Człowiek wyskoczyłby z odpowiednią kwotą i miałby sprawę z głowy, a tak to sama jestem sobie winna, bo mój chrześniak wpadł na pomysł prezentu komunijnego, którego nie da się ani zdobyć w sklepie, ani po znajomości. Co więcej, trzeba się nieźle nagłowić, żeby ten podarunek rzeczywiście wpadł w jego ręce i sprawił mu największą frajdę.

Czasu mam niewiele, by zrealizować jego życzenie, a co gorsza, kompletnie nie mam pojęcia, jak się do tego zabrać. Poprzedniego dnia skontaktowałam się telefonicznie z bratową, proponując spotkanie i pogawędkę. Co ciekawe, odniosłam wrażenie, że tylko na to czekała, więc być może we dwie uda nam się sprawić, by nasz ukochany szkrab otrzymał swój wyśniony upominek z okazji Pierwszej Komunii Świętej. Ogromnie bym się z tego cieszyła!

Czytaj także:
„Odkąd mieszkam z córką, ciągle giną mi pieniądze. Ja kupuję najtańsze parówki, a ona za moje lata po drogerii”
„Mąż spędził majówkę brykając z kochanką w naszym małżeńskim łóżku. O zdradzie dowiedziałam się z Facebooka”
„Mamy komornika na karku, a żona wciąż szasta pieniędzmi. Nie wie, że to resztki, bo jesteśmy bankrutami”

Redakcja poleca

REKLAMA