„Bratowa poprosiła mnie, żebym zajęła się trójką jej dzieci. Celowo nie wspomniała, że w domu ma armagedon”

zła kobieta fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO
„– Nie bądź bezczelna, dobrze? I przestań grać mi teraz na emocjach. Powiedz lepiej, co mam podawać dzieciom, czy dawać im jakieś leki do twojego powrotu. Tomek ma taką gorączkę, że się o niego martwię, dziewczynki kaszlą tak mocno, że położyłam je do łóżek. Jakieś zalecenia, matko roku?”.
/ 15.12.2023 08:30
zła kobieta fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO

Moja bratowa zawsze była typem cwaniaczki i lubiła wykorzystywać dobroć, a nawet i naiwność innych ludzi. Ja niestety również w pewnym momencie stałam się jej ofiarą. Bo byłam chyba zbyt ugodowa i miła... A teraz płacę za to poważną cenę i nikt mi nawet nie współczuje!

Sytuacja była awaryjna

Tego dnia, gdy dzwoniła do mnie bratowa z desperacką prośbą, aby zająć się jej trójką dzieci, nie zdawałam sobie sprawy, że sprawy przyjmą tak niekorzystny dla mnie obrót. Odbierając telefon, nie przypuszczałam, że zostanę wpuszczona w maliny. 

– Hej, czy mogłabyś zająć się Tomkiem, Kasią i Małgosią? Mam ważne spotkanie, a niania właśnie się pochorowała. Zawsze się z nimi świetnie się bawisz! – zapytała Emilia, a jej głos dobiegał jakby z oddali.

Ewidentnie była czymś bardzo zaaferowana i jak zawsze bardzo zajęta.

– Cześć. No pewnie – zgodziłam się, choć z pewną niechęcią w głosie:

A na ile zostaną?

– A, niedługo. Podrzucę ci je o pierwszej, pa! – i rozłączyła się.

Pomyślałam, że ma szczęście, że akurat wzięłam dziś wolne. Co prawda wolałabym lepiej spożytkować ten czas, ale jak mus, to mus... W końcu to dzieci mojego brata.

Gdy otworzyłam drzwi całej trójce i ich mamusi, od razu wyczułam, że coś jest nie tak. Dzieci były jakieś niewyraźne, jakby źle się czuły. Emilia tylko pospiesznie pomogła im się rozebrać, a potem pomachała na pożegnanie.

Przecież to gorączka

Tomek, najstarszy z trojga, przywitał mnie z uśmiechem i zimnym potem na czole.

– Ciociu, mogę się położyć? – zapytał.

Zdziwiła mnie ta prośba. Właśnie chciałam się z nimi pobawić albo pójść na spacer, a tu takie coś. Przyłożyłam dłoń do czoła chłopca. Rozgrzane. Przecież to na pewno gorączka!

–Tomuś, a jak ty się czujesz, dziecko? Mierzyła ci mama temperaturę przed wyjściem?

Nie usłyszawszy jednoznacznej odpowiedzi, pobiegłam do kuchni po termometr bezdotykowy i przyłożyłam do Tomka. Prawie 39 stopni! Od razu pomogłam mu przebrać się w luźniejsze rzeczy, a potem położyłam na kanapie i nastawiłam wodę na herbatę.

Podobno kaszlały już kilka dni

W międzyczasie dziewczynki zaczęły bawić się w salonie, tylko co jakiś czas pokasływały. Minęła godzina, a one kaszlą coraz bardziej! W dodatku to był taki męczący, mokry kaszel.

– Dziewczynki, od jak dawna macie ten kaszel?

– Kilka dni – powiedziała Małgosia: – Zwolnili mnie z przedskola za to – wysepleniła dziewczynka.

Mama dała syropek – wtórowała jej Kasia. – Niedobry.

No pięknie! Czyli dobrze mi się wydawało, dzieci są chore! Ta zołza zostawiła mi pod opieką pozarażane dzieci! W ogóle nie myślała o tym, czy dam radę się nimi zaopiekować, a w dodatku sprawiła, że zaczęłam bać się o swoje własne zdrowie. Co, jeśli będę teraz musiała przez to iść na L4? I to akurat w tej chwili, gdy za kilka dni w mojej pracy zaczną się ogromne zmiany strukturalne i będą przeprowadzane wdrożenia dla pracowników? Wolałam nawet o tym nie myśleć... Byłam naprawdę załamana.

Emilia nie odbierała telefonu

Tomek, po wypiciu herbaty, zasnął głębokim snem. Ta gorączka bardzo go wymęczyła. Gdy spał, cały czas kontrolowałam, czy wszystko jest stabilnie, czy niczego mu nie brakuje. Z dziewczynkami było trochę lepiej, chociaż dla pewności również poprosiłam o to, by jednak położyły się do łóżka. Wolałam nawet nie myśleć, ile mikrobów znajduje się teraz w moim mieszkaniu. Stwierdziłam, że to już bez różnicy, czy będą chorować w salonie, w kuchni, czy w mojej sypialni. Teraz tak naprawdę wszystko zależało od mojej odporności.

Najgorsze było to, że Emilia nie odbierała telefonu. A ja musiałam się przecież od niej dowiedzieć, jakie są zalecenia. Co mam im podawać, czy w ogóle włączać jakieś leki, czy czymś zbijać gorączkę Tomka, czy dawać coś przeciwkaszlowego Kasi i Małgosi? To przecież były bardzo ważne rzeczy!

W końcu udało się ją złapać:

Czy ty jesteś normalna? – zaczęłam, bardzo podirytowana: – Zostawiasz mi chore dzieci i sobie idziesz? Myślisz, że tak postępuje dobra matka?

– No wiesz – obruszyła się Emilia. – Nie sądziłam, że to dla ciebie taki problem, by zaopiekować się dziećmi. Ale, jak widać, powinnam prosić o pomoc obcych ludzi, zamiast rodzinę.

– Nie bądź bezczelna, dobrze? I przestań grać mi teraz na emocjach. Powiedz lepiej, co mam podawać dzieciom, czy dawać im jakieś leki do twojego powrotu. Tomek ma taką gorączkę, że się o niego martwię, dziewczynki kaszlą tak mocno, że położyłam je do łóżek. Jakieś zalecenia, matko roku?

– Spakowałam im coś do plecaczków, podaj im według instrukcji. Nie panikuj.

– I kiedy zamierzałaś mi o tym wszystkim powiedzieć?!

Emilia westchnęła.

– Słuchaj... Nie mogę teraz za bardzo rozmawiać. Podaj im po prostu te lekarstwa. Ja przyjadę po siedemnastej. No, muszę lecieć. Buziaczki, pa – i rozłączyła się.

No ona chyba jest niepoważna! Ale w tamtej chwili najważniejsze było dla mnie dobro dzieci. 

Byłam na nią wściekła

Czułam w sobie narastającą złość, ale wiedziałam, że teraz nie mogę okazać słabości. Maluchy potrzebowały mojej opieki, dlatego podałam wszystkim niezbędne lekarstwa, a potem co chwila doglądałam, czy wszystko z nimi w porządku. Nie miałam doświadczenia w zajmowaniu się chorymi dziećmi. Ale starałam się robić wszystko, co w mojej mocy, by jakoś wyjść z twarzą z tego zadania i żeby dzieci nie wylądowały przez to wszystko w szpitalu.

Minęło kilka godzin, a ja byłam wykończona tym całym zamieszaniem. Emilia pojawiła się po osiemnastej, czyli później, niż zapowiadała. Miałam ochotę na nią krzyczeć i nagadać jej, co o tym wszystkim sądzę. Nie chciałam jednak tracić kontroli przy dzieciach. Na odchodne rzuciłam jej tylko, że następnym razem nie będę dla niej taka wyrozumiała. Pożegnałyśmy się w bardzo słabej atmosferze, ale cóż... sama na to zapracowała.

A jednak mnie dopadło

Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Bo kilka dni później, gdy już wróciłam do pracy, w której zresztą zaczęło się straszne zamieszanie, zaczęłam odczuwać drapanie w gardle. A kolejnego dnia obudziłam się z poważnym stanem zapalnym. Zmierzyłam temperaturę. No nie! Miałam gorączkę!

Nerwowo wybrałam numer do pracy i poinformowałam o tym, że mnie rozłożyło i nie dam rady przyjść do biura. Ile się nasłuchałam... Że opuszczam ich w takim problematycznym momencie, że nie mogłam sobie wybrać lepszej pory... Ale co ja miałam zrobić? To moja wina, że moja bratowa jest osobą niemyślącą? Albo, przeciwnie, myślącą, ale jedynie o czubku własnego nosa?

Od tamtej pory nie odzywam się do niej. A gdy do mnie dzwoni z prośbą o pomoc, reaguję tak, jakbym była głucha. Nie będę już nadstawiać dla niej karku, co to, to nie. Niech sama radzi sobie ze swoim brakiem życiowej zaradności. W końcu wyzdrowiałam, ale kosztowało mnie to bardzo dużo. Przez dwa tygodnie nie było mnie w pracy, zawiodłam zespół i poniekąd odsunęłam w czasie swoją perspektywę awansu. A wszystko przez Emilię...

Czytaj także: „Siostra oczekiwała, że na ślubie obsypię jej córkę kasą. Sądzi, że na emigracji żyję jak szlachcianka”
 „Syn zakochał się w smutnej mimozie. Jeśli ta dziewczyna ma być moją synową, muszę ją nieco >>doszlifować<<”
 „Mężczyźni doceniają tylko moją urodę, a ja mam też mózg. Wykorzystałam ten pakiet, by przejąć biznes męża”

Redakcja poleca

REKLAMA