Kiedy Wojtek przyprowadził do domu Jolę, nic nie zapowiadało tego, żebyśmy się miały nie polubić. Była sympatyczna, uśmiechnięta, skromnie ubrana… Wydawała się miłą dziewczyną – może nie materiałem na przyjaciółkę, ale z pewnością na dobrą znajomą, taką, z którą kiedyś chętnie będę spotykać się na grillu u rodziców.
Wiedzieliśmy wszyscy, że tym razem to musi być coś poważnego – Wojtek do tej pory nie przyprowadzał do domu żadnej dziewczyny, choć miał ich sporo. W dzisiejszej erze portali społecznościowych mało rzeczy można ukryć, a dziewczyny mojego brata należały raczej do tych, które lubią umieszczać swoje zdjęcia w internecie. Dlatego ucieszyło mnie, że pojawiła się Jola.
Dziewczyna chyba miała poukładane w głowie, a przynajmniej pracowała, co w przypadku byłych Wojtka nie zawsze było tak oczywiste. Często pozostawały na garnuszku mojego brata, dopóki ten nie przejrzał na oczy, że go wykorzystują.
– Ciocia pracuje w urzędzie, więc załatwiła mi pracę w archiwum – opowiadała na tym pierwszym proszonym obiedzie. – Na studia nie chciałam iść, ale mam pewną i spokojną pracę…
Wojtek patrzył w nią jak w obraz, choć zawsze zarzekał się, że ożeni się tylko z dziewczyną, która będzie, tak jak on, jeździła na motocyklu i chętnie chodziła po górach. Jola nie spełniała tych warunków, ale jakoś Wojtkowi to nie przeszkadzało. Dla niej jeździł nad morze i leżał plackiem na plaży, dla niej weekendy spędzał na dyskotekach, choć wcześniej siłą by go nie zaciągnął w takie miejsce…
– Cóż, widocznie miłość naprawdę zmienia ludzi – orzekłam z rozrzewnieniem, zerkając na brata.
Akurat pakował walizki, szykując się na wyjazd. Bynajmniej nie w góry, a do jakiegoś wypasionego spa.
– Nie wyjdzie mu to na dobre – odpowiedział mój chłopak. – Dał się wziąć pod pantofel, i to jeszcze przed ślubem. A co dopiero będzie potem?
– Daj spokój, Bartek – roześmiałam się. – Mój brat na pewno nie da sobie wejść na głowę, po prostu chce zrobić Joli przyjemność, i tyle!
Ledwo zaszła w ciążę, od razu zrezygnowała z pracy
Kiedy jednak okazało się, że zakochani zaliczyli wpadkę i trzeba w trybie pilnym szykować się do ślubu, zrozumiałam, że Bartek miał trochę racji. Jola od razu zrezygnowała z pracy.
– Myślałam, że tylko porządkujesz tam papiery – zdziwiłam się. – Nie pracujesz na komputerze, nie dźwigasz…
– Właściwie całe dnie okropnie się czuję, nie mogę się narażać! – oburzyła się. – A kurz? Jest go tam na tony! Jak to wpłynie na dziecko?!
– Ale to tak nie działa – próbowałam protestować, lecz mnie zakrzyczała.
W końcu to ona będzie matką, i wie lepiej. Nie zamierzałam się wtrącać, choć wydawało mi się dziwne, że mimo wszystko miała siłę na długie treningi pierwszego tańca weselnego… Bo Jola postanowiła, że wesele, mimo dziecka w drodze, będzie wystawne, na dwieście osób, z pompą, chińskimi lampionami, wiejskim stołem i sam Bóg wie czym jeszcze.
No i ten nieszczęsny pierwszy taniec… Wojtek nie mógł za skarby świata opanować nawet podstawowego kroku, i wcale mu się nie dziwię, bo sama mam dwie lewe nogi. A Jola zmusiła go nauki jakiegoś kosmicznego układu! Co się chłopak wycierpiał, to chyba tylko ja wiem. Ćwiczył całymi wieczorami – a w przededniu wesela mało się nie spił z rozpaczy. Nie dlatego, że żal mu było wolności, on się bał kompromitacji!
– Czemu nie wyjaśnisz tego Joli? – zapytałam. – Na pewno zrozumie, pokiwacie się do taktu i wystarczy!
– Nie, ona tak się na to cieszy – potrząsnął głową. – Muszę być przygotowany. Nie mogę jej zawieść…
No i na płycie z wesela widać głównie, jak Wojtek z całych sił stara się przypomnieć sobie kolejne kroki układu. Goście mieli ubaw, ale wszystko i tak poszło w niepamięć, bo Jola popisała się o wiele bardziej widowiskową akcją. Zaprosiła na wesele wszystkie swoje przyjaciółki – a miała ich całą gromadę. Jedna z nich nie zachowała się taktownie – to muszę przyznać. Włożyła na siebie długą, kremową sukienkę z koronki. Nikt by jej, co prawda, nie pomylił z panną młodą, bo do tego miała czerwone szpilki i marynarkę, ale Jolce i tak się to nie spodobało. Nagadała biednej dziewczynie tak, że jej w pięty poszło!
– Nie wiesz, że takie kolory są zarezerwowane dla panny młodej – syknęła do niej, kiedy zdybała ją w toalecie. – Chcesz zniszczyć najpiękniejszy dzień w moim życiu?! Nie dość, że jestem w ciąży i wyglądam jak spuchnięty wieloryb, to jeszcze ty!
Nie mogłam uwierzyć, że mój brat jest pantoflarzem
Dziewczyna szybko się zmyła, a wieść o występie Jolki, podsłuchanym przez ciotkę Krysię, błyskawicznie się rozniosła. Zanim zaczęły się oczepiny, cała rodzina już wiedziała, że Wojtek będzie miał przechlapane.
– To hormony – usiłowała bronić synowej nasza mama. – Same wiecie, co się wtedy dzieje z człowiekiem, a tu jeszcze ślub, wesele, stres…
Niestety, po ślubie wcale nie było lepiej. Jola albo całkiem się zmieniła, albo dopiero teraz pokazała swoje prawdziwe oblicze. Całymi dniami siedziała z laptopem na kolanach i przeszukiwała kolejne fora dla młodych matek w poszukiwaniu gadżetów, które są niezbędne dla dziecka.
– Elektryczna niania, wózek, łóżeczko, nosidełko. Małej niczego nie zabraknie – podsumowałam, kiedy wpadłam z wizytą do mamy.
– Z całą pewnością – pokiwała głową, pokazując mi kolejne nabytki.
– Ale po co dziecku trzy misie z usypiającymi melodiami? – zdziwiłam się. – Nie wystarczyłby jeden? A huśtawka do integracji sensorycznej? Co to w ogóle jest?
– Niech się nacieszą, za naszych czasów tego nie było – uspokajała sytuację mama. – A Jola sama się przekona, że to wszystko niepotrzebne, i wróci do normalności…
Szczerze w to wątpiłam, ale na razie tylko z żalem patrzyłam na swojego brata, który był coraz bardziej zaniepokojony rosnącą dziurą budżetową. Wiadomo, Joli nie zadowalało byle co, a on nie bardzo umiał się postawić.
– A nie mówiłem? – triumfował Bartek. – Tak go wzięła pod pantofel, że chłopak nawet nie odetchnie głębiej bez jej pozwolenia!
Mnie jednak żal było brata, tym bardziej że zawsze byliśmy blisko i już zapowiedział, że to ja będę chrzestną. Jola pewnie wolałaby którąś ze swoich koleżanek, ale Wojtek tym razem postawił weto, i Jola się poddała. Malutką zobaczyłam, dopiero kiedy wrócili ze szpitala, bo wcześniej Jola nie życzyła sobie odwiedzin. Mogłam to zrozumieć – w końcu w połogu nikt nie wygląda i nie czuje się kwitnąco. Ale uznałam za przesadę, kiedy kazała mi włożyć foliowy fartuch, nim wzięłam małą na ręce.
– Na ubraniu masz mnóstwo zarazków – wytłumaczyła Jola. – Ty możesz nie zdawać sobie z tego sprawy, ale wiem, co jest dobre dla mojego dziecka – dodała z wyższością.
Dobrze, że na zaproszeniach na chrzest nie dodała, że goście mają przyjść w fartuchach… Ja w każdym razie takiej prośby bym nie spełniła, bo po raz pierwszy od swojej własnej komunii miałam ochotę włożyć sukienkę. Nawet na weselu brata byłam w kombinezonie, bo jakoś nie lubię odsłaniać nóg. Ale na chrzest mojej małej chrześniaczki przełamałam się. Wydałam kupę forsy na kieckę, kosmetyczkę i fryzjera, bo jak szaleć, to na całego! Bartek był zachwycony moim nowym stylem, a i od rodziny usłyszałam mnóstwo komplementów.
– No, nareszcie wyglądasz jak dziewczyna – orzekły wspólnie ciotki, a wujek to nawet zagwizdał na mój widok.
Cieszyłam się z tego uznania, dopóki nie dopadła mnie Jolka.
– Akurat dziś się musiałaś tak ubierać? – syknęła, niemal wyrywając mi z rąk Nikolkę. – To najważniejszy dzień w życiu malutkiej, a wszyscy patrzą na ciebie, zamiast na nią! Wstydu nie masz za grosz! Nie licz, że będę tolerować takie zachowanie...
W pierwszej chwili pomyślałam, że śnię albo że Jolka się wygłupia, ale wyglądało na to, że mówi na serio! Próbowałam jakoś łagodzić sytuację, żartowałam, że na komunię ubiorę się w worek pokutny, ale bez rezultatów. Wojtek próbuje się za mną wstawiać, ale Jolka jest nieprzebłagana – nie mogę się widywać z bratanicą, bo nie wiem, jak postępować z dziećmi. Jak długo jeszcze da się tłumaczyć jej zachowanie ciążą, połogiem, karmieniem? Dla mamy to wina hormonów, ale ja się boję, że to dopiero początek popisów mojej bratowej z piekła rodem. I tylko dziecka żal…
Czytaj także:
„Pijana matka upokorzyła żonę podczas naszego ślubu. Okazało się, że moi rodzice zaprosili ją w tajemnicy przed nami”
„Mama żałowała, że nie jestem chłopcem. Te słowa tkwiły we mnie całe życie. Próbowałam zachowywać się jak syn, nie córka”
„Ludzie traktowali nas jak zbrodniarzy, bo zaszłam w ciążę mając 45 lat. Usłyszałam, że krzywdzę dziecko na starcie”