„Brat wpakował się w bagno. Ożenił się apodyktyczną babą, która zabrania jego własnej siostrze widywać się z córką”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Ta jędza nie zostawiła na mnie suchej nitki. Zabroniła mi widywać Nikolkę, bo >> skradłam<< jej chrzciny... Jak długo da się tłumaczyć takie zachowanie ciążą, połogiem, karmieniem? Dla brata to wina hormonów, ale ja się boję, że to początek popisów mojej bratowej z piekła rodem”.
/ 18.10.2021 10:49
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Kiedy Wojtek przyprowadził do domu Jolę, nic nie zapowiadało tego, żebyśmy się miały nie polubić. Była sympatyczna, uśmiechnięta, skromnie ubrana… Wydawała się miłą dziewczyną – może nie materiałem na przyjaciółkę, ale z pewnością na dobrą znajomą, taką, z którą kiedyś chętnie będę spotykać się na grillu u rodziców.

Wiedzieliśmy wszyscy, że tym razem to musi być coś poważnego – Wojtek do tej pory nie przyprowadzał do domu żadnej dziewczyny, choć miał ich sporo. W dzisiejszej erze portali społecznościowych mało rzeczy można ukryć, a dziewczyny mojego brata należały raczej do tych, które lubią umieszczać swoje zdjęcia w internecie. Dlatego ucieszyło mnie, że pojawiła się Jola.

Dziewczyna chyba miała poukładane w głowie, a przynajmniej pracowała, co w przypadku byłych Wojtka nie zawsze było tak oczywiste. Często pozostawały na garnuszku mojego brata, dopóki ten nie przejrzał na oczy, że go wykorzystują.

– Ciocia pracuje w urzędzie, więc załatwiła mi pracę w archiwum – opowiadała na tym pierwszym proszonym obiedzie. – Na studia nie chciałam iść, ale mam pewną i spokojną pracę…

Wojtek patrzył w nią jak w obraz, choć zawsze zarzekał się, że ożeni się tylko z dziewczyną, która będzie, tak jak on, jeździła na motocyklu i chętnie chodziła po górach. Jola nie spełniała tych warunków, ale jakoś Wojtkowi to nie przeszkadzało. Dla niej jeździł nad morze i leżał plackiem na plaży, dla niej weekendy spędzał na dyskotekach, choć wcześniej siłą by go nie zaciągnął w takie miejsce…

– Cóż, widocznie miłość naprawdę zmienia ludzi – orzekłam z rozrzewnieniem, zerkając na brata.

Akurat pakował walizki, szykując się na wyjazd. Bynajmniej nie w góry, a do jakiegoś wypasionego spa.

– Nie wyjdzie mu to na dobre – odpowiedział mój chłopak. – Dał się wziąć pod pantofel, i to jeszcze przed ślubem. A co dopiero będzie potem?

– Daj spokój, Bartek – roześmiałam się. – Mój brat na pewno nie da sobie wejść na głowę, po prostu chce zrobić Joli przyjemność, i tyle!

Ledwo zaszła w ciążę, od razu zrezygnowała z pracy

Kiedy jednak okazało się, że zakochani zaliczyli wpadkę i trzeba w trybie pilnym szykować się do ślubu, zrozumiałam, że Bartek miał trochę racji. Jola od razu zrezygnowała z pracy.

– Myślałam, że tylko porządkujesz tam papiery – zdziwiłam się. – Nie pracujesz na komputerze, nie dźwigasz…

– Właściwie całe dnie okropnie się czuję, nie mogę się narażać! – oburzyła się. – A kurz? Jest go tam na tony! Jak to wpłynie na dziecko?!

– Ale to tak nie działa – próbowałam protestować, lecz mnie zakrzyczała.

W końcu to ona będzie matką, i wie lepiej. Nie zamierzałam się wtrącać, choć wydawało mi się dziwne, że mimo wszystko miała siłę na długie treningi pierwszego tańca weselnego… Bo Jola postanowiła, że wesele, mimo dziecka w drodze, będzie wystawne, na dwieście osób, z pompą, chińskimi lampionami, wiejskim stołem i sam Bóg wie czym jeszcze.

No i ten nieszczęsny pierwszy taniec… Wojtek nie mógł za skarby świata opanować nawet podstawowego kroku, i wcale mu się nie dziwię, bo sama mam dwie lewe nogi. A Jola zmusiła go nauki jakiegoś kosmicznego układu! Co się chłopak wycierpiał, to chyba tylko ja wiem. Ćwiczył całymi wieczorami – a w przededniu wesela mało się nie spił z rozpaczy. Nie dlatego, że żal mu było wolności, on się bał kompromitacji!

– Czemu nie wyjaśnisz tego Joli? – zapytałam. – Na pewno zrozumie, pokiwacie się do taktu i wystarczy!

– Nie, ona tak się na to cieszy – potrząsnął głową. – Muszę być przygotowany. Nie mogę jej zawieść…

No i na płycie z wesela widać głównie, jak Wojtek z całych sił stara się przypomnieć sobie kolejne kroki układu. Goście mieli ubaw, ale wszystko i tak poszło w niepamięć, bo Jola popisała się o wiele bardziej widowiskową akcją. Zaprosiła na wesele wszystkie swoje przyjaciółki – a miała ich całą gromadę. Jedna z nich nie zachowała się taktownie – to muszę przyznać. Włożyła na siebie długą, kremową sukienkę z koronki. Nikt by jej, co prawda, nie pomylił z panną młodą, bo do tego miała czerwone szpilki i marynarkę, ale Jolce i tak się to nie spodobało. Nagadała biednej dziewczynie tak, że jej w pięty poszło!

– Nie wiesz, że takie kolory są zarezerwowane dla panny młodej – syknęła do niej, kiedy zdybała ją w toalecie. – Chcesz zniszczyć najpiękniejszy dzień w moim życiu?! Nie dość, że jestem w ciąży i wyglądam jak spuchnięty wieloryb, to jeszcze ty!

Nie mogłam uwierzyć, że mój brat jest pantoflarzem

Dziewczyna szybko się zmyła, a wieść o występie Jolki, podsłuchanym przez ciotkę Krysię, błyskawicznie się rozniosła. Zanim zaczęły się oczepiny, cała rodzina już wiedziała, że Wojtek będzie miał przechlapane.

– To hormony – usiłowała bronić synowej nasza mama. – Same wiecie, co się wtedy dzieje z człowiekiem, a tu jeszcze ślub, wesele, stres…

Niestety, po ślubie wcale nie było lepiej. Jola albo całkiem się zmieniła, albo dopiero teraz pokazała swoje prawdziwe oblicze. Całymi dniami siedziała z laptopem na kolanach i przeszukiwała kolejne fora dla młodych matek w poszukiwaniu gadżetów, które są niezbędne dla dziecka.

– Elektryczna niania, wózek, łóżeczko, nosidełko. Małej niczego nie zabraknie – podsumowałam, kiedy wpadłam z wizytą do mamy.

– Z całą pewnością – pokiwała głową, pokazując mi kolejne nabytki.

– Ale po co dziecku trzy misie z usypiającymi melodiami? – zdziwiłam się. – Nie wystarczyłby jeden? A huśtawka do integracji sensorycznej? Co to w ogóle jest?

– Niech się nacieszą, za naszych czasów tego nie było – uspokajała sytuację mama. – A Jola sama się przekona, że to wszystko niepotrzebne, i wróci do normalności…

Szczerze w to wątpiłam, ale na razie tylko z żalem patrzyłam na swojego brata, który był coraz bardziej zaniepokojony rosnącą dziurą budżetową. Wiadomo, Joli nie zadowalało byle co, a on nie bardzo umiał się postawić.

– A nie mówiłem? – triumfował Bartek. – Tak go wzięła pod pantofel, że chłopak nawet nie odetchnie głębiej bez jej pozwolenia!

Mnie jednak żal było brata, tym bardziej że zawsze byliśmy blisko i już zapowiedział, że to ja będę chrzestną. Jola pewnie wolałaby którąś ze swoich koleżanek, ale Wojtek tym razem postawił weto, i Jola się poddała. Malutką zobaczyłam, dopiero kiedy wrócili ze szpitala, bo wcześniej Jola nie życzyła sobie odwiedzin. Mogłam to zrozumieć – w końcu w połogu nikt nie wygląda i nie czuje się kwitnąco. Ale uznałam za przesadę, kiedy kazała mi włożyć foliowy fartuch, nim wzięłam małą na ręce.

– Na ubraniu masz mnóstwo zarazków – wytłumaczyła Jola. – Ty możesz nie zdawać sobie z tego sprawy, ale wiem, co jest dobre dla mojego dziecka – dodała z wyższością.

Dobrze, że na zaproszeniach na chrzest nie dodała, że goście mają przyjść w fartuchach…  Ja w każdym razie takiej prośby bym nie spełniła, bo po raz pierwszy od swojej własnej komunii miałam ochotę włożyć sukienkę. Nawet na weselu brata byłam w kombinezonie, bo jakoś nie lubię odsłaniać nóg. Ale na chrzest mojej małej chrześniaczki przełamałam się. Wydałam kupę forsy na kieckę, kosmetyczkę i fryzjera, bo jak szaleć, to na całego! Bartek był zachwycony moim nowym stylem, a i od rodziny usłyszałam mnóstwo komplementów.

– No, nareszcie wyglądasz jak dziewczyna – orzekły wspólnie ciotki, a wujek to nawet zagwizdał na mój widok.

Cieszyłam się z tego uznania, dopóki nie dopadła mnie Jolka.

– Akurat dziś się musiałaś tak ubierać? – syknęła, niemal wyrywając mi z rąk Nikolkę. – To najważniejszy dzień w życiu malutkiej, a wszyscy patrzą na ciebie, zamiast na nią! Wstydu nie masz za grosz! Nie licz, że będę tolerować takie zachowanie...

W pierwszej chwili pomyślałam, że śnię albo że Jolka się wygłupia, ale wyglądało na to, że mówi na serio! Próbowałam jakoś łagodzić sytuację, żartowałam, że na komunię ubiorę się w worek pokutny, ale bez rezultatów. Wojtek próbuje się za mną wstawiać, ale Jolka jest nieprzebłagana – nie mogę się widywać z bratanicą, bo nie wiem, jak postępować z dziećmi. Jak długo jeszcze da się tłumaczyć jej zachowanie ciążą, połogiem, karmieniem? Dla mamy to wina hormonów, ale ja się boję, że to dopiero początek popisów mojej bratowej z piekła rodem. I tylko dziecka żal…

Czytaj także:
„Pijana matka upokorzyła żonę podczas naszego ślubu. Okazało się, że moi rodzice zaprosili ją w tajemnicy przed nami”
„Mama żałowała, że nie jestem chłopcem. Te słowa tkwiły we mnie całe życie. Próbowałam zachowywać się jak syn, nie córka”
„Ludzie traktowali nas jak zbrodniarzy, bo zaszłam w ciążę mając 45 lat. Usłyszałam, że krzywdzę dziecko na starcie”

Redakcja poleca

REKLAMA