„Bratanica przypomniała sobie o ojcu, gdy ten otarł się o śmierć. Gówniara chciała tylko kasy, miała w tyłku jego zdrowie”

Chory mężczyzna fot. Adobe Stock, nimito
„A za czyje pieniądze się kształciła? Nie zdobyła dyplomu, lecz to tylko jej wina. Kto jej dawał na wyjazdy do Włoch? Kto płacił za mieszkanie w Petersburgu? Przecież nie matka, która nigdy groszem nie śmierdziała. Teraz przypominałam sobie fakty, o których pewnie łatwo bym zapomniała, gdyby nie stosunek bratanicy do ojca”.
/ 14.01.2023 13:15
Chory mężczyzna fot. Adobe Stock, nimito

Był środek nocy. Obudził mnie natarczywy dzwonek domofonu. Wystraszyłam się, bo w pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś alarm pożarowy albo inny kataklizm. Kiedy uniosłam słuchawkę i spytałam: „Kto tam”, usłyszałam histeryczny wybuch:

– Gdzie jest mój kot, do cholery?! Co zrobiłaś z Filipkiem?

Od razu skoczyło mi ciśnienie, gdy poznałam głos bratanicy.

– Obudziłaś mnie. Nie będę z tobą rozmawiać o tej porze. Zadzwoń jutro – chciałam odwiesić słuchawkę, ale ona już znowu się darła:

– Oddaj mi kota, wiem, że zabrałaś go do siebie. To nie twoja własność, musisz mi oddać. Natychmiast!

Wrzask Klaudii rozbudził mnie całkowicie i skutecznie.

– Nie oddam, Filip zostanie ze mną. Jak chcesz, to idź na policję i poskarż się, że rodzona ciotka zabrała ci kota, bo zostawiłaś to biedne zwierzę na trzy tygodnie bez jedzenia i picia. Tylko jeszcze nie zapomnij wspomnieć o umierającym ojcu, którego potraktowałaś jeszcze gorzej!

Wszystko we mnie wrzało

Odwiesiłam słuchawkę domofonu i poszłam z powrotem do łóżka. Filipek spał na mojej poduszce, cichutko mrucząc. Położyłam się obok, licząc że zaraz zasnę. Niestety. Przeżycia ostatnich tygodni za bardzo mnie poruszyły, żeby teraz się tak łatwo wyciszyć. I jeszcze ta gówniara…

Moje problemy zaczęły się ponad rok temu, we wrześniu. Planowałam posiedzieć w Polsce kilka tygodni. Miałam odwiedzić Janka, spotkać dawne przyjaciółki i wracać do siebie, do Anglii. Od ponad 40 lat tam był mój dom, chociaż teraz już bez moich najbliższych. Richard, mój mąż zmarł nagle w 2010 roku. Dzieci wyfrunęły z gniazda; Laura, rok po śmierci ojca wyemigrowała do Portugalii, a Robert zamieszkał z narzeczoną.

Wiele lat temu nie myślałam, że kiedykolwiek opuszczę Polskę na stałe, teraz nie sądziłam, że mój pobyt w kraju może potrwać dłużej niż trzy, cztery tygodnie. Poza Jankiem, nie mam nikogo bliskiego w kraju. Nasza rodzina rozpierzchła się po całym świecie – mam kuzynów w Australii, w USA i Kanadzie. Tylko mój brat został w rodzinnym domu.

Kiedy przyleciałam do Warszawy, od razu stało się jasne, że prędko do siebie nie wrócę. Zastałam Janka w bardzo złym stanie. Brat miał guza na jelicie, trzeba go było operować. Klaudia nie przejęła się chorobą ojca. Przeciwnie, widząc, że jest z nim źle, szybko spakowała walizkę i wyjechała do swojego adoratora.

Tym razem był to Włoch, który chwilowo robił interesy w Wiedniu. Wcześniej jej wielką miłością był Aleksy, chłopak, który przyjechał do Polski na studia. Zanim je skończył, zaczął zarabiać na handlu międzynarodowym. Odurzony wysokimi zarobkami, przerwał szkołę i namówił Klaudię na wyjazd do Petersburga. Bratanica była wtedy na ostatnim roku italianistyki, i tak jak jej luby nie zrobiła dyplomu. Pojechała za swoim Rosjaninem, a do rodziców odzywała się sporadycznie. Czasem potrzebowała pieniędzy, choć uparcie twierdziła, że świetnie zarabia nauczaniem języków…

Włoszki nigdy nie przegadasz!

Nikt nie wiedział, czym naprawdę się zajmuje, bo kontakt z nią był trudny. Janek jednak wierzył, że Klaudia lada dzień wróci do Polski, skończy studia, zostanie przy nim. To czekanie trwało kilka lat, a kiedy się wreszcie zjawiła, była już kimś innym niż kochaną córeczką tatusia… Wtedy nawet jej matka, z którą zawsze się dobrze dogadywała, skarżyła się na córkę.

Klaudia urodziła się i spędziła pierwsze lata życia we Włoszech. Mój brat wyjechał tam tuż przed stanem wojennym. Miał zamiar emigrować do Kanady, jednak kiedy poznał Antonię, ciemnooką piękność, zmienił plany. Dziewczyna tak zawróciła mu w głowie, że od razu przepadł. Znali się ledwie dwa miesiące, gdy Antonia zaszła w ciążę. Janek nie widział więc innego wyjścia, jak się ożenić.

Niestety, małżeństwo z Antonią nie było najlepszą decyzją w jego życiu. Jak tylko odeszli od ołtarza, zaczęły się kłopoty. Zamieszkali w maleńkiej wiosce niedaleko Florencji, ale mój brat nie czuł się tam dobrze. Na włoskiej prowincji był praktycznie nikim. Nie miał żadnego przydatnego fachu, a na rolnika całkiem się nie nadawał. Szybko okazało się, że nie jest w stanie zarobić na rodzinę. W domu, gdzie niepodzielnie rządziła gruba teściowa brata, zaczęły wybuchać konflikty.

Janek zawsze cichy, stojący trochę z boku w roli obserwatora zdarzeń, zupełnie nie umiał poradzić sobie w nowej sytuacji. Jego żona, uosobienie archetypu kłótliwej, rozgadanej Włoszki, robiła Jankowi awantury nawet o to, że nie chciał się z nią kłócić…

Gdy na świat przyszła Klaudia, zaczęły się wędrówki – on uciekał na długie tygodnie do Polski, ona w końcu przyjeżdżała za nim. Miłość i zgoda trwały tydzień, po czym dochodziło do scysji i Antonia wracała do swoich. Janek jechał w ślad za żoną, gdy stęsknił się za córką. Ale nie mógł się nią długo nacieszyć, bo w królestwie teściowej znów wybuchały konflikty, których brat nie umiał znosić. Wracał, czekał, pisał do Antonii listy, dzwonił, prosił, żeby zabrała Klaudię i na zawsze sprowadziła się do Polski. Ona wybuchała teatralnym szlochem, po czym znów zjawiała się na tydzień albo dwa…

Osiem lat zajęło Jankowi przekonanie Antonii, że w Polsce czeka ich lepsze życie, dostatek i spokój. Mój brat był wysokiej klasy specjalistą w dziedzinie elektroniki, w nowej Polsce pojawiły się przed nim świetne perspektywy… Antonia opuściła męża po 13 latach wspólnego życia w Warszawie. Któregoś lata pojechała odwiedzić matkę i już tam została. Potem okazało się, że wróciła do mężczyzny, z którym była, gdy poznała Janka. Myślę, że dziś brat trochę żałuje, że nie zostawił Antonii tamtemu… Kiedy przyjechałam, brat właśnie czekał na wiadomość ze szpitala.

– Mają zadzwonić, kiedy będzie miejsce. Ale mnie się nie śpieszy, Krysiu. Pokroją mnie i zaraz do domu wyrzucą, a co ja sam zrobię?

– Jak to sam?! Ja zostanę kilka tygodni w Warszawie, to będę do ciebie przychodzić, ale przecież masz córkę. Klaudia musi wrócić do domu i pomóc ci stanąć na nogi.

– Klaudia przyjedzie, jak będzie miała tu jakiś interes, ale dla mnie… Szkoda gadać, Krysiu.
Klaudia wie lepiej, co dolega jej ojcu

Brat wtedy odwrócił się, żebym nie widziała jego twarzy, i szybko zmienił temat. Zawsze domyślałam się, że moja bratanica bardziej ciągnie do matki, i gdyby tamta potrzebowała jej pomocy, nie wahałaby się popędzić do Włoch. Jednak byłam pewna, że nie zostawi ojca w chorobie. Przecież zawsze była jego ukochaną córeczką, oczkiem w głowie. Niestety, bardzo się pomyliłam.

Zadzwoniłam do Klaudii na jej numer komórkowy. Kilka razy musiałam odsłuchać nagraną w trzech językach wiadomość: „Dodzwoniłeś się do Klaudii, ale nie mogę rozmawiać, zostaw mi wiadomość, może oddzwonię...”.

6 razy zostawiałam wiadomość

Szybciej połączyłam się z moją eksbratową. Poinformowałam ją, w czym rzecz, i otrzymałam zapewnienie, że nakłoni Klaudię do rozmowy ze mną. Bratanica posłuchała matki. Odezwała się tego samego dnia.

– Ojciec tylko udaje! – stwierdziła, gdy powiedziałam jej, że Janek jest poważnie chory. – Byłam z nim przez tyle lat, to wiem. W każdym razie do Warszawy nie przyjadę. Ciocia nie ma co robić, to może z bratem posiedzieć.

Mało mnie szlag nie trafił.

– A kiedy wracasz z Wiednia? – spytałam ostro.

– Teraz mieszkam w Gdańsku, ale nie wracam do domu...

– Janek idzie na operację, po powrocie ze szpitala będzie potrzebował opieki. Jesteś jego córką, na kogo ma liczyć, jak nie na ciebie?

– Ja nie jestem niańką! – krzyknęła. – Taki z niego dobry tatulek, ale pieniędzy na rozkręcenie biznesu mi nie dał. Do byle jakiej roboty mnie wyganiał. „Najpierw sama zarób, żebym widział, że coś potrafisz, że w razie czego dasz sobie radę” – przedrzeźniała go. – A teraz, jak taki chory, niech sam pokaże, jak sobie radę daje. Niech pielęgniarkę zatrudni – skończyła i rozłączyła się.

Byłam w szoku. Wiedziałam, że Klaudia ma trudny charakter, ale nie sądziłam, że jest pozbawiona ludzkich odruchów. W końcu jednak doszłam do wniosku, że mój brat też aniołem nie jest, pewnie posprzeczał się z córką i teraz ona się odgrywa w głupi sposób. Mówił jej nieraz, że obraca się w nieodpowiednim środowisku, pouczał, że źle lokuje uczucia, no i teraz to wszystko się na nim mści.

Widząc, że przynajmniej na razie nie może liczyć na córkę, postanowiłam zostać w Polsce nieco dłużej, zaopiekować się bratem na początku jego rekonwalescencji, a potem przekazać „pałeczkę” bratanicy. Byłam pewna, że wreszcie się pojawi i nie zostawi ojca w chorobie. Nie, nie ona. Klaudia podobna była do matki: te same rysy, ogromne ciemne oczy.

„No i charakter. Kłótliwa i krzykliwa jak Antonia, ale na pewno w gruncie rzeczy tak samo jak tamta dobra i wrażliwa… Poza tym musiała przecież coś odziedziczyć także po ojcu, a on nie zostawiłby bliskiego w potrzebie” – myślałam.

Nie wprowadziłam się do brata, mimo że kiedyś był to dom moich rodziców. Teraz to także był dom Klaudii, nie chciałam więc się narzucać. Wynajęłam umeblowane dwupokojowe mieszkanie w nowoczesnym bloku i wyprowadziłam się z hotelu. Janek w końcu września został wezwany do szpitala na zabieg. Po operacji rozmawiałam z jego lekarzem.

– Potrzymam pani brata jeszcze jakiś tydzień. A guz… Wie pani – chirurg, który operował Janka, podrapał się w głowę. – Nie wszystko udało się wyciąć, ale jesteśmy dobrej myśli. Damy chemię i jeszcze powalczymy. Nic nie jest przesądzone.

Swojej eks raczej by tu nie chciał…

Janek wrócił do domu słaby i w kiepskim stanie psychicznym.

– Wiesz, Krysiu, żałuję, że to się już nie skończyło – przyznał cicho. – Teraz jeszcze ta chemia. Po co mam się męczyć? Dla kogo?

– Daj spokój, masz córkę, mnie. Poza tym nie jesteś jeszcze stary, kawał życia przed tobą. Wrócisz do pracy, może jeszcze kogoś poznasz – zaczęłam mówić jakieś głupstwa, żeby tylko oderwać jego myśli od choroby, ponurej perspektywy kolejnych chemioterapii, ale Janek tylko z rezygnacją machnął ręką.

– Krysiu, proszę cię, nie pleć. Wiesz tak samo jak ja, że to tylko się trochę odwlecze, ale już się nie wywinę.

Zajęłam się bratem troskliwie, tak jak jeszcze niedawno zajmowałam się mężem. Z moim Richardem wszystko trwało zaledwie cztery miesiące. Janek naprawdę miał dużo lepsze rokowania. Starałam się więc zapewnić mu właściwą dietę, wypoczynek, uwolnić od problemów i stresów. Nie podejmowałam tematu Klaudii, aby go nie smucić.

Miesiąc po operacji Janka niespodziewanie zadzwoniła do mnie Antonia. Wypytywała o wszystko szczegółowo. Słyszałam autentyczną troskę w jej głosie. Na koniec spytała, czy powinna przyjechać do Polski.

– Ty nie wiesz, Krystyna, ale ja zawsze Janka kochałam… A teraz on taki chory, to ja mogę go opiekowacz – usłyszałam.

Wyjaśniłam jej, że nie jest to konieczne, Jankowi raczej potrzebny był spokój…  Nie wyobrażałam sobie, żeby mój brat tęsknił za temperamentem swojej byłej żony. Antonia dzwoniła jeszcze dwukrotnie, i za każdym razem była bardzo zatroskana o jego zdrowie. Uspokoiłam ją, że rokowania są niezłe.

Tymczasem właściciel lokalu, który wynajmowałam, nagle postanowił go sprzedać. Zaproponował, abym kupiła mieszkanie po okazyjnej cenie. Uznałam, że mogę być jeszcze długo potrzebna bratu, a mieszkanie to w końcu lokata kapitału. Powoli Janek stawał na nogi. Zaczął nawet wychodzić do ogródka. Cieszyłam się, bo to oznaczało, że choroba jednak odpuszczała, a moja opieka przynosiła rezultaty. Któregoś wieczoru, gdy już wróciłam do swojego mieszkania, zadzwoniła moja komórka.

– Dzień dobry, ciociu, tu Klaudia – powiedziała bratanica słodkim głosem. – Właśnie przyjechałam, i tak sobie gawędzimy z tatą... Widzę, że bardzo dbasz o niego, dziękuję.

Zatkało mnie. Skąd ta słodycz w jej głosie. Słowa brzmiały fałszywie…

„Chociaż może nie mam racji, może nareszcie nadszedł moment opamiętania, przemyślała wszystko, zrozumiała, że nie może się odwrócić od ojca” – zastanawiałam się.

Następnego dnia, kiedy jak zwykle zjawiłam się w progu rodzinnego domu, żeby przygotować bratu śniadanie, Klaudia rzuciła mi się na szyję i wycałowała w oba policzki. Wciąż trzymając mnie w objęciach, wyszeptała mi do ucha:

– Dziękuję, ciociu, że nic tacie nie powiedziałaś o naszej ostatniej rozmowie. Byłoby mu przykro, wiem, przesadziłam trochę…

Kotek od razu skradł serce Jana

Wyzwoliłam się z uścisku i przyjrzałam się bratanicy. Klaudia miała już 32 lata. Ładna jak dawniej, ale to już była całkiem inna osoba niż ta, którą pamiętałam z przeszłości. Sporo utyła, na czole widać było poprzeczne zmarszczki, a na twarzy pojawił się nieprzyjemny rys zaciętości.

– Cieszę się, że zdecydowałaś się przyjechać – powiedziałam chyba zbyt lodowato, jednak wciąż w uszach brzmiały mi jej słowa o tym, jak to jej ojciec udaje, jak jej pieniędzy żałował…

A za czyje pieniądze się kształciła? Nie zdobyła dyplomu, lecz to tylko jej wina. Kto jej dawał na wyjazdy do Włoch? Kto płacił za mieszkanie w Petersburgu? Przecież nie matka, która nigdy groszem nie śmierdziała. Teraz przypominałam sobie fakty, o których pewnie łatwo bym zapomniała, gdyby nie stosunek bratanicy do ojca.

Pomyślałam jednak, że dla dobra Janka powinnam machnąć ręką na to, co było. W końcu każdy błądzi, zwłaszcza, gdy jest młody. A Klaudia jest jednak córką mojego brata i kto wie, jak bardzo jest mu potrzebna jej obecność, świadomość, że jest przy nim jeszcze jedna bliska osoba. Klaudia nie wyrywała się do pomocy, jednak muszę przyznać, że robiła wszystko, o co ją poprosiłam. Zaczęła też szukać pracy i wyglądało na to, że wszystko się powoli stabilizuje i mój brat nie zostanie sam. Cztery miesiące później u Janka nagle nastąpiło pogorszenie stanu zdrowia. Zaczęły się bóle. Wzięli go na kolejną operację, ale tym razem rokowania były znacznie gorsze.

Mój brat powtórnie został poddany chemioterapii, czuł się źle. Każdy dzień przynosił cierpienie. Właściwie nie wstawał, przestał się odzywać. Zaczęłam się martwić, że brat się całkiem załamie. I wtedy Klaudia przyniosła do domu małego kotka.

Mój brat znowu trafił do szpitala

– Mama nigdy nie pozwalała mi trzymać żadnych zwierząt, zawsze mówiła, że to brud i kłopot, ale ja myślę, ciociu, że Filipek się tacie spodoba.

Faktycznie. Janek bardzo się ucieszył, tym bardziej że kociak od razu ułożył się na poduszce obok jego głowy. Gdy byliśmy mali, w naszym domu były psy, koty, a nawet króliki. Widziałam, że Jankowi bardzo było potrzebne to nowe towarzystwo. Tymczasem ja musiałam wyjechać na kilka tygodni do Anglii, pozałatwiać różne formalności. Prosiłam Klaudię, żeby w czasie mojej nieobecności doglądała ojca, gotowała mu lekkostrawne potrawy. Zostawiłam zapasy w zamrażarce, dokładne instrukcje, co i jak przyrządzać. Poza tym Klaudia miała za zadanie zawieźć ojca dwukrotnie na badania.

Zapewniała, że wszystko wykona zgodnie z instrukcją. Byłam pewna, że zostawiam brata w dobrych rękach.

– Odwiozę cię na lotnisko, ciociu – zaproponowała nagle Klaudia, gdy chciałam się z nią pożegnać w wieczór poprzedzający mój wyjazd.

– Nie ma potrzeby, moja droga. Lepiej nie zostawiać taty samego.

– Ależ, ciociu, i tak będę musiała wyjść, pamiętasz, jutro w południe mam wizytę u ginekologa… Zawiozę cię, pójdę do lekarza, a potem wrócę do domu do taty jak grzeczna dziewczynka. Chyba mi wierzysz? – zapytała przymilnym głosem.

Zgodziłam się. Następnego ranka, w dniu mojego wylotu, zjawiła się przed czasem.

– Jestem za wcześnie, ale chętnie napiję się u ciebie herbaty, bo jeszcze nic nie jadłam – oznajmiła jeszcze z dołu, przez domofon.

Nigdy przedtem nie była w moim nowym mieszkaniu.

– Ale bajerancki blok, no, no! To sobie ciocia ładne gniazdko kupiła. O, jakie ekstra mebelki… Ale superfotel! – zachwycała się co chwila.

Janek ma tylko mnie… i Filipka

Nalałam jej herbaty, jednak zamiast pić, Klaudia wciąż rozglądała się po kątach.

– No, ciociu, to chyba dla mnie będzie to mieszkanko w przyszłości? – rzuciła.

Chyba nie od razu dotarły do mnie słowa bratanicy. Dopiero gdy przekręcałam w zamku klucz, zdałam sobie sprawę z ich znaczenia.

– A niby dlaczego dla ciebie?

– No bo… twoje dzieci chyba nie zamierzają tu mieszkać, prawda?

– Ale zamierzają po mnie dziedziczyć, a poza tym, jeszcze nie wiem, czy sama nie sprzedam tego mieszkania. Ty dostaniesz dom, gdy twój tata… – jakaś gula stanęła mi gardle.

– Gdy umrze – Klaudia dokończyła bez wahania, a ja poczułam nieprzyjemny dreszcz na plecach.

Dwa dni po moim wyjeździe Klaudia ulotniła się. Nie odbierała telefonów od ojca. Zostawiła go na pastwę losu. Biedny Janek dopiero czwartego dnia po jej zniknięciu poprosił sąsiadkę, żeby kupiła mu w barze zupę, a dla kota chrupki i mleko. Gdy wróciłam z Anglii, brat był bardzo wycieńczony, znów trzeba było go oddać do szpitala.

Nie wiem, czy jest dla niego nadzieja, choć lekarze obiecują, że to jeszcze nie koniec. A więc zostaję w Polsce. Janek ma tylko mnie… i Filipka. Patrzę, jak kot przeciąga się na poduszce, prostuje swoje białe łapki z różowymi poduszeczkami. Jest śliczny, rozkoszny, taki cieplutki… Na pewno nie oddam go Klaudii! Dlaczego miałabym to maleńkie stworzenie skazywać na niepewny los pod opieką bezdusznego potwora?

Czytaj także:
„Moja siostra trafiła do więzienia i zostawiła 4 dzieci. Narzeczony mnie zostawił, bo zaopiekowałam się siostrzenicą”
„Siostrzenica dorobiła się brzucha i chce zwalić mi się na głowę ze swoim lowelasem. Po moim trupie, wolę umrzeć sama”
„Moja siostrzenica to rozpieszczona diwa. Nic dziwnego, że mąż ją zostawił, ale byłam w szoku, gdy dowiedziałam się dla kogo…”

Redakcja poleca

REKLAMA