„Siostrzenica dorobiła się brzucha i chce zwalić mi się na głowę ze swoim lowelasem. Po moim trupie, wolę umrzeć sama”

Kobieta wściekła na siostrzenicę fot. Adobe Stock, auremar
„W ciszy i skupieniu odmawiała modlitwę za zmarłych, a ja przejmowałam się, czym napcham brzuchy żyjących. Oto do czego doszło! Byłam zła. Rozgoryczona. I samotna, choć niby otoczona liczną rodziną. Kompletnie się ze mną nie liczyli. Albo właśnie liczyli na mnie za bardzo”.
/ 21.12.2022 08:30
Kobieta wściekła na siostrzenicę fot. Adobe Stock, auremar

Znicze migotały nierównym płomieniem, chryzantemy pyszniły się w kamiennych wazonach. Rozmowy ucichły, rodzina przeżegnała się, pochyliła głowy… A ja stałam wraz z nimi nad grobem rodziców i zastanawiałam się, czy starczy mi jedzenia dla tylu gości. Nie przewidziałam, że na rocznicę śmierci mamy zjedzie kuzynostwo z Wrocławia, a moja ulubiona chrześniaczka przyprowadzi swojego chłopaka. Chudy, mrukliwy młodzieniec wyglądał na takiego, co ust używa głównie do jedzenia. Istny worek bez dna! Nim wyszliśmy na cmentarz, wsunął pięć jabłek, łącznie z ogryzkami. Tylko ogonki zostały.

Nikomu owoców nie żałuję, ale mogła mnie droga siostrzenica poinformować, że przy wspólnym stole siądzie taki głodomór. Zresztą kuzynka nie lepsza. Czemu nie uprzedziła, że zjadą w pełnym składzie? Pewnie, po co?! Przywykli, że jestem niczym instytucja. Ciotka Irena – wspaniała organizatorka rodzinnych spotkań i uroczystości. Poradziłam sobie ze srebrnymi godami siostry, trzema komuniami i weselem bratanka, więc i z piątką nadprogramowych gości też sobie poradzę. Ale nikt nie raczył zapytać, czy przypadkiem nie jestem już zmęczona i znudzona rolą gospodyni doskonałej…

Reszta w ciszy i skupieniu odmawiała modlitwę za zmarłych, a ja przejmowałam się, czym napcham brzuchy żyjących. Oto do czego doszło! Byłam zła. Rozgoryczona. I samotna, choć niby otoczona liczną rodziną. Kompletnie się ze mną nie liczyli. Albo właśnie liczyli na mnie za bardzo.

– Ciociu? Możemy porozmawiać? – zagadnęła mnie Marysia, gdy ruszyliśmy w stronę bramy cmentarza.

Ze sporej gromadki bratanków i siostrzenic ją lubiłam najbardziej. Była rudowłosa i piegowata, jak ja w młodości. Zadziorności też nie odziedziczyła po swych ułożonych rodzicach, aptekarzach. Dawno temu mama mawiała o mnie: szalona amazonka, pędziwiatr, gorączka. Ale to było wieki temu. W swoich marzeniach nie kończyłam jako stara panna, zgryźliwa nauczycielka biologii, zwana przez uczniów pieszczotliwie Harpią. No cóż, teraz Harpia na emeryturze…

– O czym? – spytałam. – Bo jeżeli boisz się, że nie starczy sałatki i bigosu dla twojego żarłocznego lubego, bez obaw. Ugotuję kiełbasę. Mam dwa kilo białej w zamrażarce. Z głodu nie padnie, więc niech się rozchmurzy.

– Kurczę, ciociu, czy ty musisz być taka złośliwa? Dawid je, kiedy się zdenerwuje. Spotkanie z całą naszą rodziną nieco go przytłoczyło.

– Dlatego wygląda jak skazaniec przed ogłoszeniem wyroku?

– Uff… – westchnęła Marysia. – Nie ułatwiasz mi zadania. Istotnie mamy coś do ogłoszenia, ale wcześniej chciałam pogadać z tobą. Rodzice zaczną panikować, ty to co innego. Jesteś jak skała. Dlatego zanim wybuchnie awantura, chciałam cię zapytać, poprosić… – zawahała się, zarumieniła.

Ach, ta zdradliwa cera rudzielców.

– No, wyduś to z siebie, dziewczyno – objęłam ją. – Zmieniasz studia, tak? Po ledwie trzech semestrach znudziła ci się farmacja? Bywa. Pogadam z twoją matką.

Marysia pokręciła głową.

– Nie o to chodzi? No to już nie wiem… Może jesteś w ciąży czy co?

– Właśnie – potaknęła Marysia, wprawiając mnie w lekki szok. – Chcielibyśmy się pobrać z Dawidem i po ślubie zamieszkać u ciebie.

U mnie?! Teraz wstrząsnęła mną do głębi!

– Proszę, zgódź się! Dom jest olbrzymi, za duży dla jednej osoby. Tyle roboty ze sprzątaniem, ogrodem i w ogóle. Zresztą zajmiemy jeden pokój, ten narożny, po babci, i tak stoi pusty… – zawiesiła głos. – Oj, wiedziałam, że zrozumiesz. Jesteś wspaniała! – wzięła moje milczenie za zgodę.

– Hola, moja panno, jak to zamieszkać? – odetkałam się wreszcie. – W moim domu? Z mężem ponurakiem i marudnym niemowlakiem?! Maryśka!

– Nie tak głośno! – syknęła. – Matka ma radary jak nietoperz. Nie jestem gotowa, żeby stawić czoła jej truciu w stylu „a nie mówiłam”.

– Jasne. A małżeństwo i rodzicielstwo w wieku lat dwudziestu, bez wykształcenia, zawodu i własnego mieszkania udźwigniesz na swych wątłych barkach niczym słomkę.

– Jasne, mam to w genach – prychnęła buńczucznie. – Po śmierci dziadka babcia sama wychowywała waszą czwórkę i poradziła sobie, wyszliście na ludzi. Ty też się nie poddałaś, gdy zachorowała. Więc i ja sobie dam radę.

– Zwłaszcza że nie będzie sama. Ma mnie – włączył się do rozmowy Dawid sunący wąską ścieżką za nami. – Studiów nie zamierzamy rzucić, co najwyżej Marysia weźmie urlop dziekański, żeby trochę dziecko odchować. Oboje mamy stypendia i udzielamy korepetycji, a ja poszukam jakieś pracy na nocki i weekendy. Wtedy płacą podwójnie. Nie prosimy o lokum za friko. Dołożymy się do budżetu w miarę możliwości, a resztę odrobimy w naturze. Znaczy pomożemy w domu i ogrodzie. Coś za coś, proszę cioci.

– No, no, nie spoufalaj się… – zburczałam go, choć spodobało mi się, że jak się wreszcie odezwał, to nawet z sensem; ogród faktycznie zarósł, aż wstyd. – Muszę się zastanowić. Co nagle, to po diable…

– Ale to już trzeci miesiąc – oświeciła mnie Marysia. – Za długo zwlekać nie możemy.

– Trzeba było myśleć wcześniej. Rany, Maryśka, przecież przerabiałyśmy temat o bezpiecznym seksie już dawno temu! Matka też ci wykłady robiła, jak ją znam.

– Kurczę, ciociu, rozmowa robi się coraz bardziej krępująca. Zamiast mnie besztać, po prostu powiedz: tak czy nie.

– Dajcie mi dzień albo dwa. Ale na razie powstrzymajcie się z ogłaszaniem radosnej nowiny reszcie rodziny. Bo apetyt stracą i zostanę z tonami żarcia.

A jednak moja siostra wszystkiego się domyśliła

Dzięki zachowaniu tajemnicy spotkanie przebiegło według znanego scenariusza. Ja donosiłam potrawy, reszta zajadła i chwaliła. Przy tylu biesiadnikach wyjątkowa małomówność Marysi utonęła w ogólnym gwarze. W końcu goście z wolna zaczęli zbierać się do wyjścia. Nie lubię tego całego całowania i ściskania przy pożegnaniu, więc wzięłam się za sprzątanie ze stołu. Dawid, lizus jeden, natychmiast pośpieszył z pomocą. Składał talerze bez ładu i składu; duże na małe, bez usuwania resztek i odkładania sztućców. Zgroza!

– Daj, sama to zrobię – przegoniłam go.

– Już ty się, chłopcze, w kompetencje naszej Irki nie wcinaj! – zawołała ze śmiechem moja siostra. – Nie znosi tego. Pani perfekcjonistka. Zosia Samosia. Wszystko sama lepiej wie, wszystko sama robić chce.

Rzuciłam w nią ścierką.

– No, no, nie złość się… Czyli co, następne spotkanie dopiero w Wigilię? Już mi ślinka cieknie. Musisz wiedzieć, Dawidzie, że Irena robi najlepsze uszka pod słońcem. A jej makowiec to małmazja! – westchnęła z lubością. – Znowu mi w biodra pójdzie.

– Jasne, wszystko smakuje, gdy nie trzeba tego robić i pod nos ci podstawią – nie darowałam sobie przytyku.

– Akurat! – oburzyła się matka Marysi. – Jak raz przyniosłam rybę w galarecie, oddałaś ją kotom! A tak się starałam…

Zachichotałam pod nosem.

– Widać za słabo, bo nawet koty tego nie chciały – mruknęłam.

– Zaraz ja cię strzelę ścierą! – zagroziła siostra, ale zrobiła coś znacznie gorszego.

Przytuliła mnie. I szepnęła do ucha:

– Nie jestem ślepa ani głucha. Dobrze, że Marysia umie poprosić o pomoc. Nie mnie, trudno, ty zawsze lepiej się z nią dogadywałaś. Może to nie jest taki zły pomysł, żeby tu się wprowadzili, co? Ja będę spokojniejsza, przypilnujesz ich, a oni cię odciążą. Pora przestać udawać taką hardą i nie do zdarcia. Ile można, Irenko, latka lecą…

Najwyraźniej to był dzień szokujących wyznań

Wreszcie sobie poszli. A ja, krzątając się, intensywnie myślałam. Moja siostra miała sporo racji; latami pracowałam na swój wizerunek osoby samowystarczalnej i niezawodnej. Byłam młodą nauczycielką, gdy u mamy pojawiły się pierwsze objawy Alzheimera. Moje starsze rodzeństwo zdążyło się wyprowadzić z domu, założyć własne rodziny. Za oczywiste uznałam, że to ja się matką zajmę. I nigdy nie żałowałem tej decyzji, choć lekko mi nie było.

Dawna szalona Irena zniknęła. Stopniowo zrezygnowałam ze swojej największej pasji
– jeździectwa. Nie dało się jej połączyć z pracą, prowadzeniem domu i koniecznością niemal stałej opieki nad mamą. Rodzeństwo próbowało mnie wspierać, nawet wynajęli pielęgniarkę. Jednak mało nie pobiłam brata, gdy zasugerował, by znaleźć dla mamy jakiś dobry, profesjonalny zakład opieki. Któż mógł być lepszy i bardziej profesjonalny ode mnie?

Nie planowałam też staropanieństwa i bezdzietności. Tak po prostu wyszło. Nie każdemu pisany jest ten rodzaj szczęścia. Mnie wystarczały chwile poprawy u mamy, gdy znowu wracała cudowna, zabawna, zadziorna osoba, jaką kochałam. Niestety, wraz z rozwojem choroby coraz rzadsze i krótsze były te chwile. Aż w końcu zapadła się w sobie, przestała kontaktować, wreszcie odeszła również ciałem.

I wtedy w życiu zabrakło mi sensu, napędu. Poczułam pustkę. Okropną, wielką wyrwę w sercu! Praca nie wystarczyła, by ją zapełnić. Na myśl o nadchodzących świętach, pierwszych bez mamy, ogarniała mnie panika. Więc chwyciłam własny strach niczym byka za rogi i zaproponowałam, że sama zorganizuję wszystko. W końcu miałam gdzie. Odziedziczyłam dom. Cały. Rodzeństwo solidarnie zrzekło się swoich praw do spadku.

Postarałam się stanąć na wysokości zadania i wypadło świetnie. Tak doskonale, że święta też ja wyprawiłam i zanim się obejrzałam, zostałam specjalistką od wszelkich rodzinnych uroczystości. Ledwie odsapnęłam po jednej imprezie, musiałam zabierać się do organizowania następnej.

A może jednak to nie jest taki najgorszy pomysł?

Z początku nawet mi to pasowało, miałam czym zająć myśli i ręce. Propozycje pomocy faktycznie odrzucałam, wolałam wszystko robić sama, według własnych przepisów, rytuałów i przyzwyczajeń. Jednak lata leciały, sił i chęci z wolna ubywało. Tylko moja duma się nie starzała. Nie chciałam zawieść rodziny, zarazem wstydziłam się poprosić o pomoc.

Stąd złość i rozgoryczenie. Bo czemu sami nie zauważyli, że nie staję się młodsza? Chyba jednak coś tam zauważyli, przynajmniej siostra. Ale czy to znaczy, że mam pozwolić wprowadzić się Marysi i Dawidowi? Akurat wypocznę przy noworodku! No i diabli wezmą swobodę. Na dokładkę, jak znam swoją upartą, pyskatą siostrzenicę, z miejsca zacznie się szarogęsić, wprowadzać własne porządki.

– Musiałabym upaść na głowę, żeby się na to zgodzić! – burknęłam i roześmiałam się ponuro. – Oj, Irka, przecież już ci odbiło, gadasz sama do siebie. Jak stara dziwaczka.

Nastawiłam zmywarkę i poszłam do pokoju narożnego. Wciąż pełen był pamiątek po mamie. W tym zdjęć. Na jednym młoda amazonka z burzą rudych włosów dumnie dosiadła białego ogiera. Wiele nagród na nim zdobyłam w zawodach. To była nasza specjalność: wariacki rajd na przełaj. Mało kto mógł nas dogonić, gdy z pełną premedytacją oddawałam wodze Apaczowi, sterując nim wyłącznie dosiadem i łydkami, ufając, że nie poniesie, nie zrzuci mnie, nie potknie się. Parę razy mało karku nie skręciłam. Kiedyś naprawdę byłam szalona. Uśmiechnęłam się pod nosem. Może coś z tamtej ryzykantki nadal we mnie zostało?

Obejrzałam pokój ponownie, tym razem pod kątem zasiedlenia go przez trzyosobową rodzinę. Trzeba by go odmalować, przemeblować, ale pomieszczą się bez trudu. I czemu niby nie przyjąć pomocy, którą oferowali? Raz kozie śmierć. Pora oddać wodze młodym… Może w tym roku święta nie wypadną tak idealnie, może w cieście, które upiecze Marysia, trafi się zakalec, a Dawid zamiast porządnej choinki przytarga jakiegoś drapaka?

I co z tego? Postanowiłam się nie czepiać i dać nam szansę. Bo nieoczekiwanie wizja organizacji kolejnej Wigilii przestała przyprawiać mnie o migrenę. Wręcz nie mogłam się doczekać wspólnego planowania, gotowania, sprzątania, wybierania prezentów. Z naciskiem na słowo – wspólnego. No cóż, zaczyna się nowy rozdział mojego życia… 

Czytaj także:
„Każde święta spędzaliśmy na wysłuchiwaniu zrzędzenia mojej teściowej. Miałem tego dość i w tym roku uciekliśmy z domu”
„Siostrzenica nigdy się mną nie zajmowała. Nie przeszkadzało jej, że nawet święta spędzam samotnie, ale do spadku to była pierwsza”
„Miałam ojca za kryształowy ideał, a on był oszustem z córką na boku. Całe życie to przede mną ukrywał”

Redakcja poleca

REKLAMA