„Brat zaledwie w tydzień zmienił się z bezdusznej kreatury w prawdziwego wrażliwca. Wszystko przez mojego kota”

Kobieta, która ma kota fot. Adobe Stock, лина Троева
„Na czas mojego pobytu w szpitalu musiałam z kimś zostawić kota. Niestety, miałam tylko brata, a on go nie cierpiał. Jego ignorancja w sprawie zwierząt doprawdy przechodziła ludzkie pojęcie. Obawiałam się o niego, ale nie miałam wyboru. Nie sądziłam, że to zmieni jego życie”.
/ 24.03.2022 06:15
Kobieta, która ma kota fot. Adobe Stock, лина Троева

Wiosną ubiegłego roku musiałam na kilka tygodni pójść do szpitala. Zabieg nie był ciężki, więc o to się nie bałam. Najbardziej martwiłam się o mojego dwuletniego kocura, Pafnucego. Z kim ja go zostawię? Dzieci powyjeżdżały za granicę, z mężem się rozwiodłam, najlepsza przyjaciółka ma dwa buldogi... Pozostał tylko mój brat Kuba. Tyle że on wręcz chorobliwie nie cierpiał zwierząt!

– Chyba sobie ze mnie żartujesz! – obruszył się, gdy poprosiłam go o tę niewielką przysługę. – Wypuść go na dwór, niech polata między blokami!

Jego ignorancja w temacie zwierząt doprawdy przechodziła ludzkie pojęcie.

– Proszę cię, jestem chora i stara, nie wiadomo jak długo jeszcze pożyję... – próbowałam wziąć go na litość. – Zresztą, to tylko kilka tygodni...

Na dźwięk słowa „tygodnie” mój brat zrobił kwaśną minę. Milczał przez dłuższą chwilę, po czym mruknął:

– Dobrze. Wezmę do siebie bydlaka.

Poczułam ulgę, choć od tej pory każdego dnia martwiłam się o mojego kota. Ze mną miał dobrze – najlepsze mięsko w misce, codzienne przytulanki, własne posłanie... Obawiałam się o jego kondycję  psychiczną po zetknięciu z nieczułym bratem. Dzwoniłam więc każdego dnia.

– Tak, żyje. Chodzi tu sobie obok mnie – mówił znudzonym głosem Kuba.

– Głaszczesz go czasem? – spytałam któregoś razu, choć znałam odpowiedź.

– I co jeszcze? – żachnął się. – Może mam go zabrać na balet i kurs jogi?!

Mojemu bratu nie mieściło się w głowie, że można zajmować się kotem lepiej, niż napełniając jedzeniem jego miskę wystawioną na podwórzu przed domem. Nie mogłam się już doczekać chwili, gdy zabiorę Pafnusia do siebie. Na szczęście zabieg poszedł dobrze i wyszłam ze szpitala jeszcze w lipcu, przed czasem.

Pomyślałam, że najpierw skoczę do domu, a potem odbiorę kota. Ale nie mogłam się doczekać. Poza tym, kto wie, co Kuba wyprawiał z moim biednym Pafnucym... Poszłam więc do nich od razu.
Im bliżej byłam domu brata, tym czarniejsze myśli przychodziły mi do głowy. Może Kuba trzyma kota na podwórku, a może karmi go czerstwym chlebem?

O nie, chyba go zabije!

Szybko wbiegłam na posesję Kuby i zajrzałam przez okno, by sprawdzić, czy jest w domu. Ku mojemu zdumieniu zauważyłam, że siedzi na podłodze po turecku! To do niego zupełnie niepodobne... Po kilku sekundach przeżyłam jeszcze większy szok. W jego dłoni dostrzegłam  elektryczną myszkę, a tuż obok turlającą się po ziemi puchatą kulkę!

„Czy on się bawi z Pafnucym?– przebiegło mi przez głowę. – Niemożliwe!”.

Nie mogłam w to uwierzyć

Kot wyglądał na zachwyconego. I nic dziwnego – cała podłoga zasłana była motkami wełny, wstążkami i piłeczkami, co dla Pafnucego musiało być odpowiednikiem wesołego miasteczka.
Ucieszyłam się ogromnie, że brat odnalazł sobie wreszcie trochę ludzkich uczuć. Jak to zwierzęta wpływają na ludzi... Zadzwoniłam do drzwi. Wyjrzał przez wizjer, po czym w popłochu krzyknął:

– Chwileczkę, już idę!

Czekałam przed domem kilka minut, w końcu mi otworzył. Rozejrzałam się po salonie. Wszystkie kocie zabawki zniknęły!

– Jak się razem bawiliście? – spytałam.

– Z głodu nie umarł – mruknął Kuba, po czym pomógł mi zapakować Pafnucego do samochodu i odwiózł nas do domu.

Próbowałam jeszcze podjąć temat jego rzekomej niechęci do zwierząt, ale wymigiwał się, jak mógł. Wiedziałam już jednak, że po prostu zgrywa twardziela. Dwa miesiące później odwiedziłam sklep zoologiczny, by kupić pokarm dla Pafnucego. Znajoma ekspedientka przywitała mnie z prawdziwą radością.

– Długo pani nie było! Jak tam kotek?

– Świetnie, dziękuję – odparłam.

– Pani brat też zaczął ostatnio zaglądać, czyżby kupił sobie kota? – spytała.

– Nic o tym nie wiem – zdziwiłam się.

– Chyba tak, bo w tym tygodniu skompletował kuwetę, zabawki i pokarm – uśmiechnęła się. – Kto by pomyślał, że taki twardziel na kotka wyda 200 złotych. Serce mu trochę zmiękło na starość...

Czytaj także:
„Mój facet i siostra wbili mi nóż w plecy. Przez lata żyliśmy w chorym trójkącie. Teraz dostali bolesną nauczkę”
„Moja znajoma wymaga stałej opieki, ale jej bliscy mają ją w nosie. Są wściekli o to, komu zapisała mieszkanie”
„Zdradziłam narzeczonego i jestem w ciąży z kochankiem. On i tak chce ślubu. Nie kocham go, ale dziecko musi mieć ojca”

Redakcja poleca

REKLAMA