„Moja synowa to zakała rodziny i wstyd we wsi. Myśli, że pochodzenie ukryje za ładną buzią i niewyparzonym językiem”

emerytka fot. iStock by Getty Images, Sunan Wongsa-nga
„Sporadycznie można było ją zobaczyć pod wpływem alkoholu – kiedy balowała, zazwyczaj zostawała na noc u swojej mamy. Gdy nie pojawiała się w domu przez dłuższy czas, wsiadał za kółko i krążył po domach znajomych”.
/ 02.01.2025 19:30
emerytka fot. iStock by Getty Images, Sunan Wongsa-nga

Od pierwszej chwili czułam do niej niechęć. Głównie ze względu na jej patologiczne korzenie – rodzice i bracia pili na umór. Jasne, na prowincji to chleb powszedni, ale jeśli o wyczynach tej familii huczało w kilku okolicznych wioskach, to znaczy, że byli prawdziwymi degeneratami. Już na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie niedouczonej. Nie potrafiła się ani wysłowić, ani porządnie ubrać. Zawodówka to jedyne, co udało się jej skończyć.

Wstydziliśmy się jej

Nie ma się co dziwić, że od razu poczułam do niej niechęć, gdy Paweł, mój syn, przedstawił nam swoją wybrankę. Jednak to jego sprawa, więc trzymałam język za zębami. Teraz wiem, że powinnam była zareagować.

Kłopoty zaczęły się tuż po ślubie. Malwinka, ich córka, nie zdążyła nawet skończyć dwóch latek, a Anka zaczęła rozrabiać. Znikała z domu na długie godziny, a czasami na całe weekendy. Tłumaczyła się, że jest jeszcze młoda i potrzebuje się wyszaleć, bo za szybko weszła w rolę żony i matki. To prawda, że nie planowali dziecka, co było po części winą mojego syna, ale czy ona sama nie powinna być bardziej odpowiedzialna? Współczułam Pawłowi, bo na pewno docierały do niego plotki krążące po wiosce na temat jego żony. Ludzie gadali, że to niepoprawna flirciara, która sypia z kim popadnie.

Sporadycznie można było ją zobaczyć pod wpływem alkoholu – kiedy balowała, zazwyczaj zostawała na noc u swojej mamy. Gdy nie pojawiała się w domu przez dłuższy czas, wsiadał za kółko i krążył po domach znajomych. Z czasem zrozumiał, że najpierw powinien zajrzeć do teściowej, bo tam z dużym prawdopodobieństwem odnajdzie ukochaną.

Jeśli jej stan był akceptowalny, zabierał ją do domu. Ale zdarzało się również, że ledwo trzymała się na nogach i jedyne, co robiła, to go wyzywała.

Chciałam, by wziął rozwód

Pawłowi w końcu cierpliwość się skończyła, bo kiedyś jej powiedział, że już nie wytrzyma i rozstanie się z nią. Dopiero wtedy trochę zmądrzała i się opamiętała.

Obiecywała, że zmieni swoje postępowanie. Paweł dał się przekonać, ja również miałam nadzieję, że wreszcie zaczęła myśleć rozsądnie. I faktycznie, przez kilka lat było całkiem nieźle. Mieszkali razem z nami, bo ich własny dom był dopiero w budowie.

Zauważyłam, że rzeczywiście przykłada się do obowiązków domowych – przygotowuje posiłki, dba o porządek, zajmuje się praniem. Co prawda wciąż lubiła sobie popić, ale robiła to jedynie podczas wyjść z Pawłem.

Mój małżonek, który od dłuższego czasu poważnie choruje, przekazał gospodarstwo naszemu synowi. I tak miało do niego trafić, ale stwierdziliśmy, że nie warto zwlekać z tą decyzją. Skoro syn już na tej ziemi gospodarzy, to najlepiej od razu wszystko prawnie pozałatwiać. Przepisaliśmy mu gospodarstwo, myśląc, że mu w życiu pomożemy, ale szybko do nas dotarło, że zrobiliśmy głupotę. Synowa, gdy tylko zwęszyła, że jej mąż dostał parę hektarów na własność, od razu zaczęła swoje sztuczki.

Była bezczelna

Wygoniła mojego syna z nowo wybudowanego domu.

– Synku, przecież ten dom zgodnie z prawem jest nasz – próbowałam mu wytłumaczyć. – Ona nie ma do niego żadnego prawa. Tata tylko gospodarstwo na ciebie przepisał, a dom i zabudowania wciąż należą do niego.

– Mamo, nie mam zamiaru się z nią szarpać – westchnął tylko mój syn. – Zresztą Malwinka została ze mną. Ona również nie ma ochoty być z matką.

Tak naprawdę też wolałam unikać towarzystwa Ani. Człowiek nigdy nie mógł przewidzieć, co jej do głowy przyjdzie.

Za domem mam ogródek warzywny. Gdy budowaliśmy dom dzieciom, postanowiliśmy go nie przenosić, bo gleba tam była dobra. Warzywa miały być dla nas i dla nich. Któregoś dnia zrywałam jarzyny, aż nagle poczułam, jak ktoś mnie pchnął. Runęłam na ziemię.

– Ty złodziejko – syknęła moja synowa. – Zostaw to! Przecież to za moim domem rośnie!

Jakoś zdołałam się pozbierać i ją od siebie odepchnąć. A ona jeszcze mi dała twarz. Całe szczęście, że Malwinka akurat była na dworze. Mąż z synem pracowali akurat na roli. Gdy się zjawili, mąż natychmiast zabrał mnie do auta.

Baliśmy się jej

– Udamy się do doktora, sporządzi obdukcję, a następnie pojedziemy zgłosić napaść na komisariat – powiedział. – Nie może tego robić bezkarnie, a my w ten sposób zdobędziemy dowód w sprawie. Bo batalia o rozwód już się rozpoczęła.

Mecenas od razu nam uświadomił, że walka o sprawiedliwość nie będzie prosta. Zorientowaliśmy się, że czeka nas ciężka przeprawa.

– Fakt, że synowa jest u was zameldowana, to jedno, ale dom należy do was, a nie do syna, więc jakoś damy radę ten problem rozwiązać. Gorzej będzie z działką. Darowana w trakcie trwania małżeństwa, więc w razie rozwodu żonie teoretycznie przysługuje połowa.

– Tatko był właścicielem tego wszystkiego, a nie ja – podkreślił Paweł. – Zresztą Anka i tak nic dobrego z tym nie zrobi. Przyszła do nas z pustymi rękami, a tego, co posiada, dorobiliśmy się wspólnie, a w zasadzie ja sam, bo ona nigdzie nie pracowała. Więc dlaczego miałaby dostać połowę?

– Litera prawa jest jednoznaczna – adwokat tylko zmarszczył brwi. – Nie podpisaliście rozdzielności majątkowej…

Rozpętała piekło

– Ale ona tylko na to czekała – wykrzyknęłam. – Kiedy przepisaliśmy wszystko na nich, natychmiast rozpętała piekło. Wyrzuciła syna z domu, a córka stanęła po stronie ojca i nie chciała zostać z matką. To chyba o czymś świadczy, prawda?

– A czy pańska córka zdecydowałaby się złożyć zeznania przeciwko własnej matce?

– Nie chciałbym, żeby Malwina musiała stawiać się w sądzie – Paweł pokiwał przecząco głową. – Ledwo skończyła 12 lat i strasznie to przeżywa.

– Rozumiem, ale wie pan, że dla składu orzekającego jej słowa mogłyby mieć kluczowe znaczenie.

– Muszę to przemyśleć – Paweł ciężko westchnął. – Jeśli nie będzie innego rozwiązania…

Adwokat polecił, aby dokumentować każdy incydent na zdjęciach, zawiadamiać organy ścigania i gromadzić materiał dowodowy. Właśnie z tego powodu nie stawiałam oporu, gdy mąż zabrał mnie do przychodni oraz na komisariat. Zazwyczaj stronię od prania rodzinnych brudów publicznie, ale w tej sytuacji było to niezwykle istotne.

Myśli, że wygra

Ta wariatka złożyła pismo, w którym oskarżyła nas o prześladowanie i o to, że praktycznie ją uwięziliśmy w domu. Całe szczęście, że mieliśmy adwokata. Zdementował każde oskarżenie, opowiedział o jej dziwacznych wybuchach i zapowiedział możliwość powołania świadków na poparcie naszych słów.

Sąd przystał na propozycję wezwania tych świadków. Porozmawialiśmy z sąsiadami. Wprawdzie nikt nie przepada za chodzeniem po sądach, ale widzą, jaka dzieje nam się krzywda i zgodzili się złożyć zeznania. Kolejna rozprawa odbędzie się za miesiąc.

Niedawno doszło do mnie, że żona mojego syna nachodzi mieszkańców okolicy i straszy ich, że pożałują, jeśli będą zeznawać na jej korzyść. Cała okolica jest sparaliżowana strachem przed nią.

Nieopodal spłonęła obora należąca do sąsiadów. Nikt nie ma wątpliwości, że to sprawka Anki, chociaż brakuje na to dowodów, a policjanci tylko rozkładają bezradnie ręce. Ale ja tam wiem lepiej. Przeraża mnie, jaką osobę wpuściliśmy do naszej rodziny! I jak to się wszystko potoczy?

Maria, 61 lat

Czytaj także:
„Gorący numerek w biurowej windzie to najlepsze, co mnie spotkało w tym roku. Do dziś drżę na myśl o tym, co tam wyrabiałam”
„Wodzirej zrobił ze mnie pośmiewisko na własnym weselu. Zamiast wirować na parkiecie, spiekłam buraka i miałam ochotę wiać”
„Zerwałem się ze smyczy i na własnym kawalerskim poleciałem w tango. Gdy ukochana dowie się, co zrobiłam, ślubu nie będzie”

Redakcja poleca

REKLAMA