„Brat zabił siostrę, bo była prostytutką. Nie mógł pogodzić się, że dziewczyna hańbi rodzinę”

Zabójstwo młodej prostytutki fot. Adobe Stock
Nikt nie wiedział, dlaczego zginęła. Nawet policja. Nikogo to zbytnio nie obchodziło. W końcu to była tylko prostytutka…
/ 02.04.2021 11:06
Zabójstwo młodej prostytutki fot. Adobe Stock

Siedziała przede mną z nogą założoną na nogę, w kusej spódniczce. Zauważyłem, że kilka razy kokieteryjnie rozpinała guzik przy bluzeczce i zaraz go zapinała, reflektując się. Z tym, że była to kokieteria raczej wystudiowana, mogła zwieść jakiegoś młodego, niedoświadczonego chłopaka albo faceta, który ma tylko jedno w głowie. A ja nie byłem ani jednym, ani drugim.
– Nie chce mi się wierzyć, żeby policja tak szybko zamknęła dochodzenie – powiedziałem, kiedy przedstawiła, z czym przyszła. – Nie po miesiącu w przypadku zabójstwa.
– Ja tam nie wiem – wzruszyła ramionami i znów sięgnęła do guziczka, ale tym razem zatrzymała się w pół ruchu, widząc moje zmarszczone brwi. – Ten gliniarz, u którego byłam, powiedział, że nie są w stanie ustalić sprawcy. Pewnie, że nie są w stanie, bo kto by się tam przejmował byle dz**ką, nie? Ale przecież ktoś ją zabił!
– Ma pani może na myśli któregoś z opiekunów? – upewniłem się. – Bo z tego, co usłyszałem, wynika, że był tam jakiś spór, tak?

Zacisnęła na chwilę wymalowane ostro wargi.
– Moim alfonsem od początku był Saszka – wyjaśniła. – To znaczy odkąd się sprowadziłam do miasta, bo przedtem mieszkałam w Skierniewicach. I on przejął Sarę, kiedy wprowadziła się na moją mieszkaniówkę. Ale ten jej, jak pan to ładnie nazywa, „opiekun” strasznie się wkurzał i chciał, żeby jemu odprowadzała działkę, a przynajmniej część.
– Przypuszczam, że Saszka nie był tym zachwycony?
– Posłał go do diabła i tyle. Potem podobno się jeszcze spotkali, ale tamten to jakaś popierdółka, a Saszka rządzi paroma dzielnicami!

Miałem wrażenie, że powiedziała to z dumą. W duchu pokręciłem głową. Zawsze mi było żal takich kobiet. Tryb życia i świadczone usługi sprawiały, że nader często ulegały zupełnej demoralizacji, nawet jeśli na początku starały się zachować jakąś godność. Znałem tego całego Saszkę. To znaczy nie osobiście, ale sporo o nim słyszałem. Podobno ostro traktował dziewczyny, potrafił nawet pobić mniej pokorne. Ale żeby zabijać? Musiałby mieć za co.
– Myśli pani, że zazdrosny o zyski konkurent, ten cały Śliski, mógł tak się zemścić? A może pani Sara naraziła się czymś Saszce?

Potrząsnęła głową, chociaż nieco niepewnie. Nie było napięć między jej przyjaciółką a nowym opiekunem. Dziewczyna pracowała uczciwie – jeśli można to tak określić – nie dawała alfonsowi powodów do irytacji. A ten drugi… Cóż, nie pokazywał się więcej po rozmowie z Saszką. Tylko że w tym środowisku zdarzały się najróżniejsze rzeczy.
– Ale nie może pani żadnego z nich na pewno wykluczyć, prawda? – spytałem. Zacisnęła usta.
– Zajmie się pan tym? Sara to była złota dziewczyna. Mam pieniądze, proszę się nie obawiać, zapłacę.

Policja szybko odpuściła sprawę

Rozmowa z policjantem prowadzącym dochodzenie potwierdziła opinię o pewnym lekceważeniu tej sprawy. Nie to, żeby komisarz nie dopełnił obowiązków – zbadał wszystko, co trzeba, ale też i nie przykładał się za bardzo.
– W tym samym czasie mieliśmy zaginięcie dwójki dzieci – wyjaśnił. – Cała jednostka się tym zajmowała. Pracował pan w firmie, wie, jak to wygląda.
Wiedziałem. Sam na jego miejscu pewnie też bardziej bym się przejął tymi dzieciakami. A potem funkcjonariuszowi przybyły kolejne sprawy, w tym zabójstwo staruszki, w którym maczał palce niecierpliwy spadkobierca. Tak, jak powiedziała Monika, moja klientka, nikt się nie przejmował śmiercią byle prostytutki.
– Może to i lepiej, że pan to wziął – powiedział komisarz. – W sumie trzeba by rzecz porządnie prześwietlić. Bo jeśli ujawnił nam się jakiś zboczeniec z misją oczyszczania świata, zaczną niedługo ginąć następne panienki. Chociaż wątpię, bo sprawa wygląda na incydentalne zabójstwo.

Traktował mnie bardzo uprzejmie. Myślę, że stosunek ludzi i przede wszystkim policji do przedstawicieli mojego obecnego zawodu zmienił się na lepsze dzięki pewnemu serialowi paradokumentalnemu. I bardzo dobrze, łatwiej pracować. Chociaż wciąż zdarzali się uprzedzeni funkcjonariusze. Dowiedziałem się sporo o ustaleniach w trakcie dochodzenia. Dziewczynę leżącą w kałuży krwi znalazła przyjaciółka. Przyczyną śmierci było złamanie podstawy czaszki, krwotok, a przede wszystkim rozległy wylew po uderzeniu o krawędź stołu. Wyglądało na to, że w trakcie szamotaniny dziewczyna nieszczęśliwie upadła. Jednak nie można było wykluczyć celowego działania, mającego doprowadzić do śmierci, bo na jej szyi ujawniono ślady po duszeniu.

Niestety, nie udało się zebrać z ciała wyraźnych odcisków palców. Wprawdzie w mieszkaniu były tego typu ślady pozostawione przez obcą osobę, w tym na szklance z wodą, ale nie pasowały ani do dziewcząt, ani do żadnego z alfonsów. Nie był to też raczej klient, bo tego dnia Monika była na wyjeździe, a zmarła w ogóle nie pracowała z przyczyn zdrowotnych.
– Ale wie pan, przecież nie musieli robić tego sami – powiedział policjant. – Mogli kogoś wynająć.
– Jednak z moich doświadczeń wynika, że takie przyjemniaczki podobne sprawy załatwiają na własną rękę.
– Właśnie…

Musiałem dowiedzieć się czegoś więcej

Czekały mnie zatem rozmowy z tak zwanymi opiekunami. Nie spodziewałem się, że będzie miło, ale to, co zaprezentował Śliski, zaskoczyło nawet mnie. Zwyczajnie rzucił się z pięściami, nie bacząc na fakt, że świadkami było kilkunastu klientów lokalu. A może był taki pewien, że jeśli pobije psa, nikt z nich nie będzie chciał zeznawać? Bo towarzystwo było faktycznie w większości mocno zakazane. Z racji tego zaskoczenia zdołał mnie zahaczyć, na szczęście to nie był typ boksera wagi ciężkiej, więc świat tylko lekko zadrżał przed moimi oczami, a po chwili Śliski leżał już z twarzą dość radykalnie wtuloną w lśniący kontuar i jęczał, próbując uwolnić wykręconą rękę. Nacisnąłem mocniej i zrezygnował.
– On zapłaci jak wróci – rzuciłem do barmana, wskazując wzrokiem dwa rozbite na podłodze pokale.
– Jasne – odparł chłopak i mrugnął do mnie nieznacznie.

Ewidentnie kolega Śliski nie był najpopularniejszym klientem w tym przybytku. A przynajmniej pośród obsługi. Na zewnątrz rzuciłem chojraka łbem prosto na ścianę, a kiedy się podnosił, odsunąłem połę kurtki, rozpiąłem pasek kabury i znacząco położyłem dłoń na kolbie pistoletu. To z miejsca go ostudziło.
– Teraz sobie spokojnie pogadamy – powiedziałem z lekkim uśmiechem, bawiąc się jego złością. Niewiele się jednak dowiedziałem. Przyznał, że wściekł się, kiedy Sara przeszła pod opiekę Saszki, nawet się ostro pokłócili, ale nic nie wiedział na temat zabójstwa.
– Nie widziałem jej ze trzy miesiące – oznajmił. – Przestałem się nią zajmować. Po prostu doszliśmy z Saszką do pewnego porozumienia… No i po co miałbym zabijać taką dobrą dz**kę? Może by nawet kiedyś do mnie wróciła.
– Miała wrogów?
To samo pytanie zadałem Monice i uzyskałem tę samą odpowiedź. Z ich słów wynikało, że Sara była bezkonfliktowa. A Śliski rzeczywiście nie wydawał się typem zabójcy. Chociaż, kto wie, co takiemu gnojkowi może strzelić do głowy?
– Braciszek ją chciał kiedyś nawracać – przypomniał sobie alfons. – Przyjeżdżał, namawiał, żeby wróciła do domu, ale pogoniłem mu kota, a ona też nie chciała z nim gadać. Wyrwała się z wiochy nie po to, żeby wracać!
– I co, odczepił się?
– Po rozmowie ze mną każdy by się odczepił – rzekł chełpliwie, ale zaraz sobie przypomniał, że jestem żywym dowodem na to, że nie taki znowu z niego kozak i skrzywił się.
– Ale zaraz potem i tak się przeprowadziła do tej całej Moniki. Zakumplowały się, dz**eczki, a pewnie chciała też zmienić adres, żeby jej kolo nie namierzył. I numer komórki miała już nowy.

Saszka był bardziej uprzejmy, chociaż mniej skory do zwierzeń. Burknął, że szkoda takiej dziewuchy. Potwierdził też, że doszli ze Śliskim do porozumienia. Ale na czym dokładnie polegało, mogłem się tylko domyślać. Tyle że na pewno akurat to nic nie wnosiło do sprawy. Oczywiście zapytałem o brata zabitej. To był dla mnie nowy wątek i chociaż nie wydawał się na razie istotny, skrupulatność zawodowa kazała go zbadać.
– Nic mi nie mówiła – wzruszył ramionami. – Chyba skumała, że lepiej, żebym o takich rzeczach nie wiedział. Bobym chłopaczkowi przeliczył ząbki. Osobiście.
– A może dziewczyna zrobiła coś, co ci się nie spodobało? – powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy spod lekko zmrużonych powiek. – Poszedłeś do mieszkania, żeby ją postawić do pionu i coś poszło nie tak?

Najpierw poczerwieniał ze złości, ale potem się zaśmiał, chociaż z pewnym przymusem.
– Daj spokój, facet. Może czasem szturchnę którąś, żeby pamiętała, gdzie jej miejsce, ale nie zabijam. Nawet przypadkiem. Umiem nad sobą zapanować – dodał z pewną dumą. – Obraziłeś mnie, a nawet nie dostałeś w mordę.
– Może dlatego tak nad sobą panujesz, bo już ci donieśli, co zrobiłem ze Śliskim?
Znów się roześmiał, tym razem najzupełniej szczerze.
– Śliski to lamus i gnojek. Gadać tylko umie, może przylać przedszkolakowi albo obić dziewuchę. A i do tego wynajmuje ludzi, odkąd taka jedna dała mu wycisk. Przeliczył się z możliwościami, a dz**ka była od niego o głowę wyższa.
– A może ktoś się zakochał w Sarze? Jakiś klient – wyraziłem przypuszczenie. – To się przecież zdarza. Poszedł ją przekonywać i doszło do nieszczęścia…

Saszka pokręcił głową.
– Wiedziałbym – powiedział z żelazną pewnością. – Sprawdzam dziewczyny, także jeśli o takie rzeczy chodzi. Frajer by się odczepił szybciej, niż by się zdołał połapać, gdzie ma łeb, a gdzie dupsko. Następnego dnia odwiedziłem mieszkanie Moniki. Uprzedziłem ją o wizycie, żeby nie natknąć się na jakiegoś gościa albo w ogóle nie pocałować klamki. Miała na tyle wyczucia, żeby doprowadzić mieszkanie do mniej więcej normalnego wyglądu, chociaż pod telewizorem dostrzegłem zapomniane pisemko pornograficzne.
– Wydaje mi się, że żaden z opiekunów nie spowodował śmierci pani przyjaciółki – powiedziałem.
– Ale proszę powiedzieć, czy nie podejrzewa pani jakiegoś klienta? Może któryś był natarczywy, nagabywał panią Sarę? Potrząsnęła głową. Potwierdziła to, co powiedział Saszka. W takich przypadkach alfons załatwiał sprawę zdecydowanie i definitywnie.

Dziewczyny nie miały prawa do flirtów i miłości, poza jej najobrzydliwszym, płatnym obliczem. Na samą myśl o tym poczułem lekkie mdłości. Co za środowisko! Co ci ludzie mają w głowach?
– A brat? – spróbowałem od tej strony. Nieistotny na początku wątek nie dawał mi coraz bardziej spokoju. – On się nie pojawiał?
– Coś tam do siebie pisali – Monika zapaliła papierosa, poczęstowała mnie, ale odmówiłem. – Nie bardzo wiem. Sara mówiła tylko, że gość się czepia, ale tylko w mailach, namawia ją do powrotu do domu. Nic takiego. Odkąd dostał wycisk od Śliskiego, nie przyjeżdżał. Zresztą, nie wiedział nawet już, gdzie Sara mieszka. Ona nawet imię sobie zmieniła w anonsach. A twarz zawsze miała rozmytą albo zakrytą. Nie miał jej jak namierzyć. „Dla chętnego nic trudnego” – pomyślałem, a głośno spytałem:
– Mówiła pani o mailach. Gdzie jest komputer pani Sary? Na policji?
– Nie miała swojego lapa – Monika wzruszyła ramionami. – Korzystała z mojego.
– Policja go nie zarekwirowała? – zdziwiłem się.
– Psiarni powiedziałam, że nie mam kompa – oburzyła się Monika. – Schowałam! Jakby znaleźli niektóre rzeczy… Mogłem się domyślać, że ten laptop nie zawierał najbardziej cnotliwego dysku świata.
– Muszę go obejrzeć – oświadczyłem. – Nie, nie! Nie interesują mnie pani materiały, tylko poczta zmarłej!

Po chwili wahania wyjęła z szafy komputer.
– Wie pani, na jakim portalu miała pocztę? I jaki adres? A może korzystała z systemowej?
– Wiem, wiem… – wymieniła nazwę strony i login denatki. – Ale przecież tam potrzebne jest hasło.
– Poradzimy sobie – włożyłem w gniazdo pendrive’a z odpowiednim oprogramowaniem. – Tylko potrwa to dłuższą chwilę.

Brat przyznał się dość szybko

Mężczyzna patrzył na mnie podkrążonymi, szklistymi oczami. Widać było, że ma kłopoty ze snem. Z emocjami zresztą też.
– Wynoś się pan! – warknął – Już dość rozdrapywania ran! Nasza mama całkiem się załamała, a pan…
– Czy w feralnym dniu był pan u siostry? – spytałem. – Proszę się zastanowić, zanim pan odpowie.
– Już policja mnie o to pytała! Pytała, ale specjalnie nie dociekała, bo nie miała podstaw, skoro nikt jej nie powiadomił o zabiegach brata względem Sary i ich korespondencji. Komisarz twierdził, że młody mężczyzna zachowywał się podczas rozmowy zupełnie naturalnie. Tak, ale to było miesiąc temu.

W tej chwili jego zachowanie znacznie odbiegało od normalnego. Wyrzuty sumienia potrafią doprowadzić uczciwego z gruntu człowieka do szaleństwa.
– No dobrze – westchnąłem. – Skoro tak pan chce pogrywać…
– Nie muszę z panem w ogóle rozmawiać! – krzyknął.
– Nie musi pan – zgodziłem się. – Ale zaraz tu będzie policja, a im pan musi wytłumaczyć, skąd na szklance w mieszkaniu denatki wzięły się pańskie odciski palców. Bo coś mi się zdaje, że badanie daktyloskopijne to potwierdzi, prawda? Trochę strzelałem na oślep, bo jeśli to jednak nie był on… Ale od razu wiedziałem, że trafiłem, widząc, jak zbladł. – Do tego dochodzą znalezione przeze mnie maile, w których wręcz wysuwa pan groźby karalne wobec siostry – dorzuciłem.

Milczałem przez chwilę, zanim dodałem jeszcze:
– Niech pan opowie, jak było. Dowody są tak wyraźne, że nie ma o czym mówić. A może panu ulży chociaż trochę. Najpierw oklapł, a potem poderwał głowę.
– Pan nie rozumie! Nie mogłem patrzeć, jak się stacza! Gdyby mama dowiedziała się, co ona robi… Mama myśli, że studiowała i dorabiała uczciwą pracą.

Sara, czy może raczej Maryla, jak naprawdę miała na imię, przyjeżdżała raz na miesiąc albo dwa. Wtedy odbywały się ciche kłótnie z bratem, ale nic nie dawały. Wracała do wielkiego miasta i robiła to samo. Po zmianie adresu i telefonu, brat stracił ją z oczu, nie potrafił namierzyć na stronach z ofertami towarzyskimi.
– Pan wie, ile tego jest? Ile dziewczyn i kobiet zajmuje się prostytucją? – mówił. – Nie mogłem uwierzyć, zanim nie zacząłem sprawdzać. Kiedy zmieniła adres i numer, byłem bezradny. Dzwoniłem pod każdy telefon, który pasował do wieku mojej siostry… Ale nie mogłem jej namierzyć, nawet po głosie. Możliwe, że odbierała ta jej niby koleżanka.

Już wcześniej domyśliłem się, co było dalej. Po kolejnej wizycie Sary w domu, brat ukradkiem wsiadł w ten sam pociąg i pojechał za nią, żeby wreszcie dowiedzieć się, gdzie mieszka. Nie od razu poszedł ją odwiedzić. Przyjechał dopiero po dwóch tygodniach. Zastał ją samą.
– Nie chciała mnie słuchać! Powiedziała, żebym się wynosił, bo jak jej obecny opiekun się dowie, mokra plama ze mnie zostanie. Zamilkł, zwiesił głowę. Czekałem cierpliwie.
– Chciałem tylko, żeby mnie wysłuchała… Złapałem ją za szyję i przycisnąłem do ściany. Ale kiedy zobaczyłem, że zaczyna się dusić, puściłem ją. Wtedy rzuciła się na mnie z pięściami… – znowu przerwał, oddychał ciężko, zanim podjął:
– Nie mogła przecież zrobić mi krzywdy, ale byłem wściekły. Nie uderzyłem jej, tylko odepchnąłem, a ona… ona… – zamilkł.
– Upadła tak nieszczęśliwie, że uderzyła tyłem głowy w róg stołu – pomogłem mu. – Nie zadzwonił pan nawet po pogotowie.
– Po co? – spytał z goryczą. – Przecież nie żyła… Jestem ratownikiem medycznym, potrafię ocenić stan pacjenta. A ona… zginęła od razu! Myśli pan, że gdyby było inaczej, tak bym ją zostawił?!
– Myślę, że powinien pan złożyć zeznania. I tak by w końcu pan poszedł przyznać się na policję, prawda?
– Pewnie tak… – przełknął ślinę. – Nie mogę spać. Ile razy zamykam oczy, widzę ją, jak leży, a w dywan wsiąka krew. Jak drżą jej jeszcze przez chwilę ręce i nogi, a potem… Schował twarz w dłoniach. Po kilkunastu sekundach rozległo się stukanie do drzwi. Prosiłem miejscowych policjantów, którzy mieli dokonać zatrzymania, aby dali mi dwadzieścia minut. Teraz przedstawiciele prawa upominali się już o swoje.
– Długo posiedzę, prawda? – powiedział młody mężczyzna, kiedy szedłem otworzyć. On nie był w stanie się podnieść.
– To zależy od oceny sądu – powiedziałem z westchnieniem. – Ale ładnych parę lat na pewno.

Było mi go żal, jednak zabójstwo jest zabójstwem, nawet jeśli sprawca nie miał intencji pozbawić ofiary życia. Lecz jeszcze bardziej żałowałem jego matki. Kobieta miała się teraz w jednej chwili dowiedzieć, czym zajmowała się naprawdę jej córka i że zabił ją własny brat. Tak naprawdę, to ona była najbardziej poszkodowana w tej sprawie. 

Więcej prawdziwych historii:
„Mąż bił mnie za wszystko. Za to, że zapomniałam kupić mąki i za to, że w zlewie został brudny talerz”
„Moja mama do reszty oszalała. Ma 60 lat, a znalazła sobie narzeczonego, który może jest w moim wieku”
„Zostałam samotną matką trójki dzieci. Mój mąż odszedł do kochanki. Zostawił mnie bez grosza i pracy”

Redakcja poleca

REKLAMA