Muszę powiedzieć, że im jestem starsza, tym częściej wydaje mi się, że ludzie w zasadzie się nie zmieniają. Każdy, jak zupa, składa się z określonych składników. Nie zrobisz więc z kalafiora pomidorówki, choćbyś się zaparł.
Dwa lata temu byłam na spotkaniu absolwentów mojej podstawówki i nie zaskoczył mnie nikt. Każdy, jak ta zupa właśnie, tylko dopracował swój pierwotny „smak”.
– Nie wmówisz mi, że od zawsze wiedziałaś, iż koleżanka z twojej klasy zostanie członkiem rządu – mąż próbował się nabijać z moich teorii.
– Owszem, zawsze była ambitna nieadekwatnie do możliwości – wzruszyłam ramionami. – Dziewięćdziesiąt procent ludzi by się zastanowiło, czy podoła, a ta poszła jak w dym… To się akurat dało przewidzieć.
Jak każda reguła, także i ta ma swoje wyjątki. Staram się nie myśleć za wiele na ten temat, ale z racji pokrewieństwa i relatywnej bliskości coraz częściej rozbijam się – niczym statek nadziewający się na rafę koralową – o podstawowy wyjątek, czyli mojego brata.
Jakim cudem miły chłopak o analitycznym umyśle, z sukcesami w przedmiotach ścisłych, stał się, nie bójmy się tego słowa, kretynem? Czy pomidorowa może zmienić się w kwaśną szczawiową? Może!
Zamknął żonę i syna w domu. Celowo!
– Pomogę ci uratować tę twoją teorię kulinarną – zaproponował mąż, gdy wróciliśmy z urodzin bratanka. – Jurek jest dużo młodszy od ciebie. Nie możesz go pamiętać jako zupy. Kiedy byliście blisko, był zaledwie bazą, z której można było zrobić wszystko.
– Chcesz powiedzieć, że właśnie oglądamy ostateczny efekt? – aż przeszedł mnie dreszcz. – I już zawsze będzie nas raczył mądrościami z krańców internetu? Wieszczył upadek systemu i namawiał do robienia zapasów na okoliczność końca świata?
Maciek wzruszył ramionami.
– Na to wygląda.
Zastanawiałam się, jak moja bratowa znosi na co dzień narastającą szajbę męża. Bo, że Jurkowi się pogarsza, nie miałam żadnych wątpliwości. Kiedy jakiś czas temu przerwał studia, uznaliśmy, że chce się skupić na zarabianiu na rodzinę.
A może już wtedy uznał, że wiedza uniwersytecka to część światowego spisku? W końcu niedawno próbował nas przekonywać, że Ziemia jest płaska, a lądowanie na Księżycu było mistyfikacją!
Wydaje mi się, że oboje z moim Maćkiem jesteśmy tolerancyjni, ale nie sposób wysłuchiwać tych bzdur i się nie zagotować. Ostatnio nie wytrzymałam i poprosiłam, żebyśmy zmienili temat. Wtedy brat prychnął z pogardą, że nic się nam nie stanie, jeśli przejrzymy trochę na oczy.
I dodał, że aż żal patrzeć, kiedy idziemy jak barany prowadzone na rzeź… Najchętniej bym mu się zaśmiała (albo wręcz zabeczała) w twarz i wyszła, ale żal mi bratowej i Wojtka. Szczególnie małego, taki z niego słodziak!
– Może zamiast dyskutować, pobawmy się w coś – zaproponowałam. – W końcu to urodziny Wojtka, a nie panel dyskusyjny.
Ale gdzie tam, zero odzewu. Przedwczoraj byłam z moimi bliźniakami na bilansie, gdy zadzwoniła bratowa. Wyszłam z przychodni, żeby swobodnie porozmawiać, ale i tak przez dłuższą chwilę nie mogłam się połapać, o co Beacie w ogóle chodzi. W końcu zorientowałam się, że bratowa dopytuje, czy wciąż jeszcze mam zapasowe klucze do ich mieszkania.
– Powinnam mieć, a co, potrzebne ci?
– Przyjedź nas otworzyć, Kasia, bardzo cię proszę – rozpłakała się. – Przyjedziesz?
Obiecałam, że zjawię się najszybciej, jak będę mogła. Prawdę mówiąc, nic z tego nie rozumiałam, zatrzasnęli się czy jak? Zaraz po wizycie lekarskiej odwiozłam więc swoich chłopaków z powrotem do szkoły, potem wpadłam do domu po klucze brata i wkrótce byłam pod jego blokiem.
Kiedy otworzyłam drzwi, spłakana bratowa razem z synkiem padli mi w objęcia. Okazało się, że Jurek zamknął ich na klucz, wychodząc do pracy. Bynajmniej nie przez pomyłkę, lecz całkiem rozmyślnie. Bo mały miał na dziś wyznaczony termin szczepienia.
– Powiedział, że nie pozwoli szczepić dziecka, bo od tego choruje się na autyzm – wyjaśniła Beata, gdy już siedziałyśmy w kuchni przy herbacie, a mały grał na moim telefonie. – Kaśka, ja tego dłużej nie wytrzymam, zaczynam się go bać!
A potem mi opowiedziała, że Jerzy zlikwidował konto w banku, bo „wszyscy bankierzy to złodzieje i członkowie spisku”. Sam zarządza całą kasą, wydzielając żonie tylko na najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy Wojtek był chory, Jurek leczył go sokiem z cytryny, „żeby uniknąć wspierania lobby farmaceutycznego”.
W domu nie pomaga, nie zajmuje się synem ani niczym innym, każdą wolną chwilę spędzając w internecie na oglądaniu i słuchaniu swoich guru.
Może pozew rozwodowy go otrzeźwi
– To nie jest ten sam facet, za którego wyszłam, Kasia – powtarzała co chwilę Beata. – Zmienił się. Nie pozwala zapisać Wojtka do przedszkola, bo będzie indoktrynowany przez system. Mówię, że wtedy mogłabym wrócić do pracy, ale coś mi się zdaje, że ta opcja też nie wchodzi w grę.
Chryste, dopiero teraz zdałam sobie sprawę z rozmiarów obsesji Jurka. To, o czym dotąd wiedziałam, było najwyraźniej tylko wierzchołkiem góry lodowej! Beata autentycznie się bała o siebie i dziecko.
Milczała tak długo, że teraz, gdy postanowiła się komuś zwierzyć, nie potrafiła już się uspokoić. Trzymała mnie za rękaw swetra i cała aż się trzęsła. Nie miałam pojęcia, jak mogłabym jej pomóc. Prawda była okrutna: jeśli ona nie miała na Jurka żadnego wpływu, to ja tym bardziej.
Nie przychodził mi do głowy nikt, kto byłby dla brata autorytetem, i to przeraziło mnie jeszcze bardziej. Zdałam sobie sprawę z faktu, że Jerzy liczy się jedynie ze zdaniem wirtualnych bytów. Wszystkich w realu uznał za zbyt głupich, by przejrzeli spisek, lub tak wyrachowanych, że zaprzedali się systemowi.
– Chcę w lipcu wyjechać z Wojtusiem do mamy, żeby odetchnąć, złapać trochę normalności – powiedziała bratowa, gdy zapytałam, czy w ogóle mogę jej jakoś pomóc. – Spróbuję potem porozmawiać z Jurkiem, pertraktować… Nie odpuszczę szczepień. Przedszkola też nie.
Widziałam, że jest zdesperowana.
– Postawię wszystko na jedną kartę – powiedziała. – Albo Jurek się zmieni, albo wnoszę sprawę o rozwód.
Miałam nadzieję, że takie ultimatum otrzeźwi brata, przecież w głębi duszy musi wiedzieć, co jest w życiu naprawdę ważne!
– Kasiu, słuchaj, oprócz ciebie nie mam nikogo, kto mógłby zeznawać w sądzie…
Miałabym świadczyć przeciwko własnemu bratu? Przecież reszta rodziny mnie pożre! Obiecałam Beacie, że się zastanowię, ale już wiem, że to byłoby dla mnie straszne. Maciek mnie pociesza, że Jurek na pewno się opamięta w obliczu możliwej utraty syna, ale co, jeśli tak się nie stanie?
Czytaj także:
„Marlena przyszła do naszego zespołu i zaczęła swoje gierki. Rozsiewała plotki dla swoich korzyści, ale ja jej pokażę”
„Mściłem się na kobietach za ich materialistyczne podejście. Uwodziłem je i rzucałem w kąt jak zepsute Barbie”
„Mam 40 lat i od 15 lat nudnego męża. Dopiero randka z dawną miłością sprawiła, że poczułam się pożądaną kobietą”