To niebywałe, jak mój brat zawsze potrafi ustawić się w życiu! Zazdroszczę mu, naprawdę. Tego całkowitego braku oporów, aby brać od innych, ile wlezie. Jeśli tylko dają. Kiedyś sądziłam, że jesteśmy sobie równi i od rodziców dostajemy tyle samo. Kiedy byliśmy dziećmi, bardzo dbali o to, aby żadne z nas nie czuło się pokrzywdzone. Oczywiście, bez przesady. Nie dochodziło do absurdalnych sytuacji pod tytułem: „Kupiliśmy Grzesiowi buty, bo ze starych już wyrósł, to ty także dostaniesz nowe”. Ale zawsze zakup został wcześniej omówiony przy wspólnej kolacji, aby każdy w rodzinie wiedział, co, dlaczego i za ile. Uważałam to za granie fair.
Ale reguły gwałtownie się zmieniły, kiedy dorośliśmy. To znaczy ja dorosłam, bo wydaje mi się, że mój brat pozostał nadal na etapie dziecka. Przynajmniej jeśli chodzi o wyciąganie rąk po wszystko. Dość wcześnie zaczęłam pracować, podobnie jak mój chłopak. Dlatego mogliśmy sobie pozwolić na wspólne wynajęcie mieszkania. Wyprowadziliśmy się od rodziców i byliśmy strasznie dumni z tego, że jesteśmy samodzielni.
Tymczasem mój o rok starszy brat został w domu i spędzał całe popołudnia, jak dotychczas, czyli grając na komputerze. Sama nie wiem, jak w tej sytuacji udało mu się poznać jakąś dziewczynę, a nawet… zrobić jej dziecko!
Rozumiem, że musieli się pobrać
Ale już znacznie mniej podobało mi się, że zamieszkali u moich rodziców, w dodatku zajmując mój pokój! Uważałam bowiem, że skoro, do diaska, Grzesiek potrafił zostać tatusiem, to powinien w końcu wziąć odpowiedzialność za swoje życie i zacząć zarabiać. A tymczasem on nadal pracował jedynie na pół etatu, za marne siedemset złotych, a jego żona bawiła w domu dziecko, pozostając na garnuszku moich rodziców.
– Jak ci nie wstyd! – powiedziałam kiedyś bratu. – Powinieneś pójść do normalnej pracy!
Nawet okiem nie mrugnął, tylko stwierdził obłudnie, że pieniądze nie są w życiu najważniejsze.
– Dziecko powinno mieć rodziców w domu i być otoczone miłością – wyskoczył z takim tekstem.
Spojrzałam wtedy wymownie na jego nowiutkie markowe adidasy za dobre trzysta złotych! No cóż… Sam ich sobie nie kupił, pewnie zapłacił tatuś. A więc jednak pieniądze miały znaczenie. Moi rodzice też nie poprawiali sytuacji, bo najwyraźniej wnuk zaburzył im zdolność logicznego postrzegania świata.
– Nie możemy przecież pozwolić na to, aby niewinne dziecko cierpiało. Wnuczek musi mieć odpowiednie warunki, my to wszystko robimy tylko dla niego – powiedziała mi mama, gdy usiłowałam ją podpytać, kiedy zamierzają z tatą pozbyć się z domu syna i jego nowej rodziny.
Sytuacja nie zmieniła się, kiedy zerwałam ze swoim chłopakiem i zostałam bez dachu nad głową. Chciałam choć na chwilę, zanim się pozbieram, wrócić do domu, ale nie mogłam, bo mój pokój był zajęty przez brata. Musiałam wynająć sobie coś na mieście, ładując w czynsz jedną trzecią swojej pensji. Byłam wściekła! Wiele razy usiłowałam rozmawiać o tym z rodzicami, ale zawsze wszystko kończyło się stwierdzeniem:
– Przecież dobrze sobie radzisz…
To prawda, radziłam sobie
Nakręcona przez rozstanie z Maksem postanowiłam coś zrobić ze swoim życiem. Zapisać się na jakieś kursy, może nawet na studia. Dokształcić się. Pracowałam więc do późna, potem uczyłam się do nocy, ale moje poświęcenie dawało efekty. Po ukończeniu studiów handlowych miałam i dyplom, i doświadczenie w pracy, więc znalezienie lepszej posady nie było dla mnie problemem. Pięłam się po szczeblach kariery, podczas gdy mój brat zajmował się takimi miłymi rzeczami, jak robienie drugiego dziecka.
Mieszkali więc teraz już we czwórkę w domu moich rodziców, którzy zapewniali im utrzymanie. Szlag mnie trafiał, że tak wykorzystuje coraz starszych w końcu ludzi, którzy wychowawszy dzieci, powinni pomyśleć o tym, aby wreszcie odpocząć, a nie wiecznie utrzymywać dorosłego już syna.
Nie wiem, jakim cudem sama dałam się wciągnąć w ten łańcuszek pomocy dla Grzesia. Pracując w dobrej firmie po kilkanaście godzin na dobę, dorobiłam się skromnego mieszkania na kredyt, którego spłacanie wcale nie było dla mnie łatwe. Kiedy więc nadarzyła się okazja wyjechania do naszej centrali w stolicy, zdecydowałam się na to. Mieli mi nie tylko zapłacić więcej, ale i wynająć jakieś lokum na koszt firmy.
Gdy tylko mój brat dowiedział się, że wyjeżdżam, uderzył do mnie w błagalne tony, czy bym nie udostępniła mu swojego mieszkania.
– Będę ci bardzo za to wdzięczny, chyba że… chcesz je komuś wynająć – powiedział.
Prawdę mówiąc, myślałam właśnie o takim rozwiązaniu, chociaż wpuszczenie kogoś obcego do domu napawało mnie jednak lękiem. Ale liczyłam na to, że czynsz pokryje przynajmniej comiesięczną ratę.
W końcu jednak uległam bratu, widząc jego błagalne spojrzenie. Argumentował, że w ten sposób z Justyną trochę się usamodzielnią.
Jakoś źle czułam się w swoim mieszkaniu
– Mam już pracę na cały etat, żona także czegoś szuka. Dzieciaki oddamy do przedszkola – snuł rozsądne plany.
Uległam. „Cholera jasna! Nie zbiednieję aż tak bardzo, a czego się nie robi dla brata” – pomyślałam. „W końcu to ta sama krew”. Wyjechałam więc i zostawiłam Grześkowi swoje mieszkanie. Rodzice trochę narzekali, że teraz nie będą mieli już u siebie na stałe ukochanych wnuków, ale miałam także wrażenie, że w sumie nieco odetchnęli. Musieli być już zmęczeni tym ciągłym rozgardiaszem.
Kiedy wyjechałam, co miesiąc spłacałam swój kredyt, tak jak zwykle. W końcu po to zrobiłam w banku stałe zlecenie. Poza tym umówiłam się z Grześkiem, że inne opłaty są już na jego głowie. Przecież to on zużywał teraz wodę, gaz i elektrykę. Nie sprawdzałam brata, tym bardziej, że co miesiąc relacjonował mi dokładnie, jakie przyszły rachunki.
Do domu przyjeżdżałam rzadko, bo po pierwsze ciężko pracowałam, a po drugie nie bardzo miałam się gdzie zatrzymać. Jakoś źle czułam się w swoim mieszkaniu, kiedy siedział tam brat z rodziną, musiałam więc iść do rodziców. Początkowo nie wyczułam dziwnej atmosfery.
Zauważyłam wprawdzie, że traktują mnie z rezerwą, ale myślałam, że może czują się onieśmieleni. W końcu kiedy się od nich wyprowadziłam, byłam skromną dziewczyną po maturze, a teraz miałam kierownicze stanowisko i spore dochody. Starałam się traktować ich serdecznie i robiłam im ładne prezenty.
– Nie trzeba! – usłyszałam jednak od mamy, gdy kupiłam jej jedwabną apaszkę. – Lepiej zrobisz, jeśli spłacisz tymi pieniędzmi kredyt.
Zaskoczyła mnie ta uwaga
Przecież nigdy się nie skarżyłam na to, że muszę płacić raty. Sądziłam też, że rodzice widzą mnie jako osobę, która odniosła sukces i kiedy jeszcze mieszkałam w tym samym mieście, nie wzbraniali się przed tym, żebym dawała im upominki. Raczej byli z nich zadowoleni. Głowiłam się więc nad tym, o co może chodzić. Czekałam na okazję, by zagaić na ten temat, tymczasem trafiła się sama.
Szukałam jakiejś kartki do zrobienia notatki, kiedy znalazłam tę kopertę. Były na niej wypisane kolejno miesiące, a przy każdym kwota, identyczna jak rata mojego kredytu. W środku leżały odliczone pieniądze, jakby na kolejną ratę. W rogu koperty było wypisane imię mojego brata! „O co tutaj chodzi? – zaczęłam się zastanawiać. Zawahałam się, czy nie zadzwonić od razu do brata, jednak postanowiłam najpierw zapytać rodziców.
– No przecież Grzesio nie daje rady spłacać twojego kredytu i my mu pomagamy! – usłyszałam od nich.
Chwilę trwało zanim zrozumiałam, jak perfidnie postąpił mój brat. Powiedział rodzicom, że nie chciałam wynająć mu mieszkania, więc się zobowiązał, że będzie spłacał moje raty! Musiałam uświadomić rodziców, że zostali nabrani.
– Nie wiem, na co idą wasze pieniądze, ale na pewno nie na moje raty! – weszłam na laptopie na swoje konto i pokazałam im regularne spłaty.
Widziałam, że to nimi wstrząsnęło. Trudno. Muszą jakoś sobie poradzić z tą świadomością, że ich syn w zasadzie ograbiał ich co miesiąc z całkiem sporych pieniędzy. Za wiele serca dla niego mieliśmy, a on nas tak potraktował!
Czytaj także:
„Miałam męża i kochaną córkę, do szczęścia brakowało mi tylko mamy. Gdy ją odnalazłam zrozumiałam, dlaczego mnie porzuciła"
„Kumpel chciał wyrwać kochankę na podróże w głąb dziczy. A to dureń, przecież to oczywiste, że panienki lecą tylko na kasę”
„Przyjaciółka umówiła mnie na randkę z kompletnym oszołomem. To prawdziwy cud, że w ogóle wróciłam z niej żywa...”