Jak ja zazdroszczę bogatym ludziom! Nieraz, jak tak sobie przechodzę koło tych wszystkich kolorowych wystaw i wielkich galerii, to aż mnie serce ściska. Nie wchodzę tam, bo i po co. Jedna kurtka w takim miejscu kosztuje czasem tyle, ile ja przez dwa miesiące w tym moim sklepie zarobię! Wiem, bo raz mnie koleżanka z pracy namówiła na – jak to powiedziała – „rajd po sklepach”, to widziałam te wszystkie cuda i cudeńka.
– I kto to kupuje? – dziwiłam się wieczorem, opowiadając Andrzejowi, co mnie w Warszawie spotkało.
Nie, nie – Andrzej nie jest moim mężem. Andrzej to mój brat. Młody jeszcze, w tym roku będzie kończył technikum samochodowe. Od czterech lat jestem dla niego rodziną zastępczą. O naszych rodzicach nie warto nawet wspominać. Nie utrzymujemy z nimi kontaktu. Dobrze, że to mieszkanie dostaliśmy od ciotki na takie „darmowe użyczenie”, bo inaczej nie wiem, gdzie byśmy się podziali. Malutkie ono, bo malutkie, jeden pokoik i taki niby aneks kuchenny, ale na nas dwoje wystarczy, nam wielkich luksusów nie potrzeba. Dobrze, że jesteśmy razem.
Jeśli chodzi o finanse, nie ma co się oszukiwać, nie przelewa się w tym naszym skromniutkim mieszkanku. Ale z drugiej strony – przecież ludzie mieszkają nie w takiej biedzie, i dzieci wychowują, i nieraz oboje pracy nie mają, a tu… Czy Andrzejowi naprawdę tak bardzo brakowało pieniędzy, że zrobił to, co zrobił?!
Przecież ja bym mu nieba przychyliła, gdybym mogła! Gdyby mi tylko powiedział, że tak bardzo mu zależy… Ale on nawet słowem się nie zająknął. Przez tyle tygodni… Ale do rzeczy!
Nie zarabiam dużo, ale umiem żyć oszczędnie
W dzień pracuję w sklepie spożywczym. Kokosów się człowiek w takim miejscu nie dorobi, ale ja, nie chwaląc się, jestem babka pracowita, gospodarna, u mnie się nigdy nic nie zmarnuje! Jak gołąbków narobię, to na dwa dni, jak dostanę jakiś ciuch od koleżanki, to potem go tak przerobię, że pół miasta będzie mi zazdrościć!
Taka już jestem i pewnie dzięki tym moim cechom nigdy głodni nie chodziliśmy. Andrzej zresztą widział, jaka jest sytuacja, więc nawet specjalnie mnie o gotówkę nie prosił. Do czasu aż poznał tę całą Dianę. Nie powiem, dziewczyna od razu mi się nie spodobała. Bo, moim zdaniem, człowiek powinien szukać miłości między swymi. Między sąsiadami, w swojej klasie, jak to mówią, w tej samej sferze. A tej Dianie to co po moim Andrzeju? Jej rodzice mają sklep z odzieżą, mogliby kupić i mnie, i mojego brata, i jeszcze by im zostało!
Ona chodzi wystrojona jak ta lalka, ale uczyć to jej się za bardzo nie chce. Mnie zawsze bardzo zależało, żeby Andrzej skończył jakąś porządną szkołę. Bo bez wykształcenia to człowiek zawsze trochę gorszy się czuje od innych.
Andrzej stracił rozum dla tej dziewczyny
A o Dianie wszystko można by powiedzieć, tylko nie to, że interesują ją książki. Przyszła kiedyś do nas i oznajmiła mi, wręcz dumna z siebie:
– Wiesz, że ja nigdy żadnej książki nie przeczytałam? Nudzą mnie i tyle!
Aż mnie zatkało, bo czy to jest powód do dumy? Jak dla mnie to wstyd i tyle! Ale panny takie jak Diana, czytać wcale nie muszą. One mają co innego w głowie i co innego dla nich jest ważniejsze.
Diana ma inne, bardziej wartościowe, jej zdaniem, walory. Jakie? Jakby to u nas ludzie powiedzieli: „oczy ma duże i niebieskie”. I chętnie te „oczy” pokazuje.
Jak włoży bluzkę z dekoltem, a innych to chyba w ogóle w szafie nie ma, to chłopy po prostu rozum tracą.
I Andrzej stracił, nie ma się co dziwić... Świata poza tą Dianą nie widział. Ileż razy usiłowałam mu przemówić do rozumu, że to dziewczyna nie dla niego, że ona się tylko nim pobawi, a potem rzuci, jak grochem o ścianę!
Zawsze byliśmy z Andrzejem sobie bliscy i nie mieliśmy przed sobą tajemnic, ale teraz, przez tę pannicę, brat zaczął po prostu unikać rozmów ze mną. Widziałam, że powoli go tracę, a tego nie chciałam za nic w świecie.
Nigdy nie powiedziałabym tego Andrzejowi wprost, ale ja dla niego wszystko poświęciłam. Nie założyłam rodziny, nawet nie spotykam się z nikim stale – bo zawsze muszę być na posterunku, zawsze dla niego…
A tu jakaś taka siksa chce mi to porozumienie z bratem popsuć... Niedoczekanie!
Zauważyłam, że brat się zmienił, jakby był chory
Rozmyślałam o tej sprawie praktycznie każdego dnia po powrocie z pracy i tak się na nią zafiksowałam, że nawet nie zauważyłam, że Andrzej zaczął coraz później wracać do domu.
„Zakochany!” – pomyślałam. Pewnie większość czasu spędza z tą swoją Dianą. Wspomniałam mu tylko przy okazji, żeby uważał, aby ta jego ukochana nie wrobiła go w dziecko, ale tylko machnął lekceważąco ręką:
– Dorota, co ty wiesz o Dianie? – powiedział i jakoś w tym momencie dotarło do mnie, że Andrzej jest jakiś nieswój. Jakby zmęczony.
„Może chory?”, zaczęłam rozmyślać i poczułam, jak zimny dreszcz przebiegł mi po krzyżu.
– Źle się czujesz? – zapytałam jakby nigdy nic, uważnie obserwując brata.
Zauważyłam, że na to pytanie wyraźnie się zmieszał.
– Nie, dlaczego, wszystko w porządku. Wiesz, siostra, ja się już położę, zmęczony jakiś dziś jestem – odpowiedział mi, ale ja już wiedziałam, że chce mnie po prostu zbyć.
Skąd on wziął pieniądze na tak drogą chustkę
Trapiłam się tą zagadką przez kolejnych kilka dni, aż... zobaczyłam tę chustkę. Chustka jak chustka, ja się w szmatkach szczególnie nie lubuję, ale już na pierwszy rzut oka widać było, że jest droga. Leżała sobie w szufladzie elegancko zawinięta w papier z firmowego sklepu. Od razu domyśliłam się, że to nie jest prezent dla mnie. Andrzej przecież dobrze mnie zna i wie, że bardziej od jakiejś tam kosztownej chustki ucieszyłaby mnie porządna patelnia! Ta apaszka jak ulał pasowała do tej całej Diany! Powoli wszystko zaczęło mi się układać w głowie – wiedziałam, że Andrzej ma tylko to skromne kieszonkowe, które jestem w stanie mu wygospodarować. Z niego nie stać byłoby go na robienie narzeczonej takich prezentów!
Nie podejrzewałam go też o nic nielegalnego. Co to, to nie. Dobrze znałam swojego brata. Wytłumaczenie mogło więc być jedno – mój brat wcale nie spędzał całych dni i wieczorów z narzeczoną. On po prostu znalazł sobie pracę i tam dorabiał!
Trochę było mi przykro, że zachował to przede mną w tajemnicy, ale cieszyłam się, że jednak go przejrzałam i nie mogłam się doczekać, kiedy mu powiem, że o wszystkim wiem.
Tego dnia Andrzej wrócił jeszcze później niż zwykle. Kiedy wszedł do domu, od razu zauważyłam, że miał bardzo zmęczoną, poszarzałą twarz. Aż mi się go szkoda zrobiło.
– Andrzej, już nie musisz się przede mną kryć – wypaliłam więc od drzwi z entuzjazmem. – Wiem, że pracujesz!
– Co wiesz?! – Andrzej aż pociemniał na twarzy.
– No… – wyjąkałam, bo przecież nie takiej reakcji się spodziewałam – Że znalazłeś jakąś pracę, w warsztacie czy gdzieś… Ta chustka…
– Ach, tak – albo mi się wydawało, albo Andrzejowi wyraźnie ulżyło.
– W warsztacie czy gdzieś… No to chcę ci powiedzieć, że nie znalazłem żadnej pracy! A teraz daj mi spokój i przestań wtrącać się w moje życie! Nie jestem już małym chłopcem! – wybuchnął nagle, a ja po prostu nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.
Dlaczego nie chciał się przyznać? Przecież to żaden wstyd pracować, przecież to jest chluba! Powoli zaczęło do mnie docierać, że coś tu jest nie tak...
A może jednak Andrzej wplątał się w coś nielegalnego? A może w coś niebezpiecznego? Bałam się o niego, to był przecież mój mały braciszek! Już wiedziałam, co muszę zrobić!
Usiadł na chodniku, a obok postawił puszkę
Następnego dnia zadzwoniłam do mojego sklepu z informacją, że nie przyjdę, bo niespodziewanie dopadła mnie jakaś infekcja. Poczekałam, aż Andrzej wyjdzie z domu i powoli poszłam za nim, chowając się za budynki, żeby mnie nie zauważył.
Początkowo nie działo się nic podejrzanego. Andrzej szedł powoli, nie oglądając się za siebie. Ręce miał schowane w kieszeniach, głowę spuszczoną… Nie wyglądał jak szczęśliwy zakochany. W pewnym momencie doszedł do dworca. Wyraźnie czekał na autobus do Warszawy. Zaniepokoiłam się: to aż do stolicy musiał jeździć, nie mógł znaleźć tu pracy? Jako pomocnik mechanika (brat, kończył technikum samochodowe, więc ten wybór wydawał mi się najlogiczniejszy) chyba nie tak trudno się zahaczyć, myślałam, i coraz bardziej się niepokoiłam.
Nie miałam innego wyjścia, też musiałam jechać do Warszawy.
Na szczęście było dużo ludzi, więc udało mi się, chowając głowę pod kapturem, wsiąść niepostrzeżenie do tego samego autobusu, co mój brat. Pomogło mi też to, że Andrzej w ogóle się nie oglądał. Sprawiał raczej wrażenie człowieka, który chce się schować przed innymi. Wysiadł w śródmieściu. Niestety, to nie był jeszcze koniec podróży. Zszedł do metra. Co było robić, zeszłam za nim. Wysiadł na jednej z końcowych stacji. I tam… nagle przystanął. Wyszedł wprawdzie na górę, ale najwyraźniej nie zamierzał iść dalej. Musiałam szybko schować się do najbliższego kiosku, żeby mnie nie zauważył!
Ładne osiedle wyglądało na dość nowe, żadnych warsztatów tam nie było. Zaczynałam czuć się wyraźnie zagubiona. „Czego Andrzej mógł szukać w takim miejscu?” – zastanawiałam się.
Mój brat tymczasem zdjął kurtkę i położył ją na ziemi. Obok postawił jakąś starą puszkę. Wyjął z kieszeni… harmonijkę – takie zwykłe, dziecięce organki, i zaczął grać.
Patrzyłam na to wszystko jak oniemiała. Przez chwilę myślałam, że to po prostu zły sen, z którego zaraz się obudzę! Niestety, nic na to nie wskazywało…
Ludzie mijali Andrzeja najczęściej obojętnie. Nie jest jakimś specjalnie utalentowanym grajkiem. Owszem, kilka lat temu miał nawet z kolegami zespół, taką podwórkową kapelę, nic na serio. Prawdę mówiąc, od tej ich, pożal się Boże, muzyki, tylko bolała mnie głowa.
Teraz jednak Andrzej grał na tej smętnej harmonijce z zapałem, jakby od tego zależało jego życie. Musiał się chyba nauczyć na pamięć kilku standardów, które z reguły podobają się ludziom, bo klepał je w kółko.
– Nie musisz żebrać. Skończ z tym! – błagałam
Nie wiem, jak długo stałam i patrzyłam na niego otępiała.
Przez ten czas kilka razy słyszałam brzęknięcie monety o puszkę. Interes najwyraźniej się kręcił... Andrzej ani razu nie podniósł jednak głowy, żeby choć podziękować za datek.
Gdybym nie pojechała za nim, pewnie nawet nie rozpoznałabym go, mijając na ulicy, tak nisko miał spuszczoną głowę…
Nie wiedziałam, co robić. Jak pijana, ostatkiem sił, wróciłam do domu i tam czekałam na brata. Chciałam z nim jak najszybciej porozmawiać, dowiedzieć się, dlaczego to robi. Gdy w końcu przyszedł, słowa nie mogły mi przejść przez gardło. Stałam i patrzyłam na niego z przerażeniem. Tak długo, że Andrzej w końcu sam spytał:
– Stało się coś, że tak się gapisz, siostra?
– Andrzej, ty nie musisz żebrać – powiedziałam tylko. – Andrzej, skończ z tym. To jest straszne, człowieku. Znajdź sobie jakąś pracę… A jak cię ktoś ze szkoły zobaczy, jak się będziesz czuł? A jak ta twoja cała Diana?…
Widziałam, jak mój brat zmienia się na twarzy, jak blednie, a potem czerwienieje. Myślałam, że zacznie mnie przepraszać, coś tłumaczyć, ale on jakby zaciął się w sobie. Nagle wypalił do mnie:
– Ty znowu nic nie rozumiesz! Nigdy nic nie rozumiesz! Ile można tak żyć!? W kawalerce, klitce, za tysiaka miesięcznie! Dziewczyno, ludzie tak nie żyją! Ja chcę żyć normalnie, chcę móc zaprosić moją dziewczynę na pizzę, do kina…
Tak, dziewczynę... Wiedziałam, że to o nią chodzi, o tę całą Dianę!
– To idź do pracy! – teraz i ja zaczęłam krzyczeć. – Żebranie to nie jest praca, człowieku!
– A właśnie że jest! – zacietrzewił się Andrzej. – Skoro ludzie są tak naiwni, że wrzucają mi kasę… Chcesz, to zobacz, ile tego jest! – wyrzucał monety na stół, a ja stałam przerażona i nie wiedziałam, co powiedzieć. „W którym momencie coś poszło nie tak? – kołatało mi się po głowie. W którym momencie mój brat tak bardzo się zmienił?!”
– Andrzej, wynoś się – powiedziałam to bardzo spokojnie, cedząc słowa, dużo spokojniej. – Wynoś się do tej swojej Diany albo gdzie chcesz. Nie chcę cię znać… żebraku!
Bardzo za tobą tęsknię, mój kochany braciszku!
Andrzej chyba przez chwilę nie wierzył w to, co powiedziałam. Zrobił zdziwioną minę, ale po chwili zorientował się, że ja nie żartuję… Wstał i zobaczyłam na jego twarzy taką wściekłość, jakiej jeszcze nigdy nie widziałam!
– Tak? To dobrze! Idę! I nigdy tu nie wrócę! Zobaczysz, w przeciwieństwie do ciebie dojdę do czegoś w życiu!
Od tego czasu minęło pół roku. Nie miałam wieści od Andrzeja. Nie wiem, czy dalej jest z Dianą, czy dalej żebrze… Wiem tylko, że bardzo za nim tęsknię.
Już nie jest dla mnie tak ważne, co robi. Bracie, ja ci wszystko wybaczę, tylko – wróć do domu! To ja, twoja siostra! Czekam!
Czytaj także:
„Kumpel chciał wyrwać kochankę na podróże w głąb dziczy. A to dureń, przecież to oczywiste, że panienki lecą tylko na kasę”
„Harowałem jak wół, by moja dziewczyna pławiła się w luksusie. Było jej mało, więc uciekła do szejka, który spał na kasie”
„Czułam, że szwagierka leci tylko na kasę mojego brata. Wyssała z niego wszystko jak pijawka i wymieniła na młodszego”