Nigdy nie byliśmy z bratem przesadnie blisko. Być może dlatego, że różniła nas duża różnica wieku – gdy Marcin się urodził, to ja właśnie skończyłam 15 lat. Co mogą mieć ze sobą wspólnego nastolatka i noworodek? Kompletnie nic.
Dodatkowo rodzice oszaleli na punkcie brata, a ja poszłam w odstawkę. Z jednej strony ich rozumiałam, bo to ja byłam starsza i nie potrzebowałam takiej opieki jak małe dziecko. Ale z drugiej strony czasami potrzebowałam wsparcia czy zwykłego słowa pocieszenia. Tymczasem niemal codziennie słyszałam "Marcin to", "Marcin tamto", "Marcin jest taki kochany", "Marcin potrzebuje naszej opieki".
Nic dziwnego, że już od początku nie darzyłam go zbyt wielkim uczuciem. Po studiach wyprowadziłam się z domu i mój kontakt z bratem był bardzo sporadyczny. Jednak przez cały ten czas wydawało mi się, że wyrósł na uczciwego i dobrego człowieka. Myliłam się.
Najpierw zachorowała mama
Nasza mama zmarła, gdy miałam zaledwie 25 lat. Chorowała na raka i nie było już dla niej ratunku. Bardzo mocno to przeżyłam, gdyż to była najbliższa mi osoba. Jednak starałam się jakoś trzymać – dla taty i dla brata. Marcin był dzieckiem, które nie do końca rozumiało, że nigdy więcej nie zobaczy ukochanej mamy.
Tato próbował mu tłumaczyć, że mamusia jest w niebie, ale niezbyt mu się to udawało. Zresztą też nie miał na to siły, bo śmierć mamy złamała go jeszcze bardziej niż mnie. Został sam z małym dzieckiem w wielkim domu, w którym wszystko przypominało mu ukochaną żonę. Ja nie mogłam z nimi zamieszkać, gdyż miałam pracę, z której nie mogłam i nie chciałam rezygnować. Dlatego poprosiłam ciotkę, aby miała na nich oko i doglądała, czy wszystko u nich w porządku.
I przez pierwsze lata nie było z tym najmniejszego problemu. Tata miała swoją pracę, która przynosiła mu ulgę i zapomnienie. A Marcin skończył podstawówkę i poszedł do liceum z internatem. I kiedy wydawało się, że wszystko w końcu się ułożyło, to u taty zaczęła się choroba.
Ojciec zaczął zapominać różne rzeczy
– Tato zapomina wiele rzeczy – powiedział mi brat, gdy któregoś dnia przyjechałam w odwiedziny.
– Co to znaczy? – zapytałam.
– No różnie – odpowiedział Marcin. – Wczoraj zapomniał mojego imienia, kilka dni temu nie wyłączył kuchenki, a dzisiaj niemal wyszedł z domu bez płaszcza – brat zaczął mi opowiadać historie, który mogły budzić niepokój.
– A od kiedy tak się dzieje? – dopytywałam.
– Nie wiem. Przecież większość czasu spędzam w internacie – odparł mój brat. No tak, nie przebywał z tatą codziennie.
Postanowiłam porozmawiać z ciotką.
– Nie zauważyłam nic szczególnego – odpowiedziała, gdy zapytałam ją, czy coś ją niepokoi w zachowaniu taty. – No wiesz, nie jest już najmłodszy. A do tego dochodzi zmęczenie, zapracowanie i zwykły stres. Nie dziw się, że czasami pamięć płata figle – dodała.
W tym przypadku nie mogłam się z nią nie zgodzić. Sama czasami zapominałam o najprostszych rzeczach, a wymagałam od starszego człowieka, aby miał pamięć dwudziestolatka. I to w zasadzie mnie uspokoiło. Potem oczywiście wypominałam sobie, że zlekceważyłam pierwsze objawy. Ale cóż – było już za późno.
Było z nim coraz gorzej
Nie pamiętam dokładnie, kiedy uświadomiłam sobie, że kłopoty z pamięcią taty to jednak coś poważniejszego niż wiek czy przemęczenie. Niepokojące incydenty zdarzały się coraz częściej – tato zapominał, że ma iść do pracy, przez kilka dni nie robił zakupów czy zamawiał coś ze sklepów internetowych, a później nie pamiętał, że w ogóle coś kupował.
Nie wiem, jak długo to trwało, bo tata od jakiegoś czasu mieszkał sam. Marcin wyjechał na studia, a ciotka odwiedzała go kilka razy w tygodniu. A gdy przyjeżdżałam do niego w odwiedziny, to wszystko wydawało się w porządku. Wprawdzie czasami miałam wrażenie, że traci kontakt z rzeczywistością, ale nigdy nie przekroczył cienkiej linii pomiędzy świadomością a odpłynięciem w odmęty swojego umysłu. "To już taki wiek" –tłumaczyłam sobie, gdy przyłapywałam tatę na zapominaniu podstawowych rzeczy. Okazało się, że to nie tylko wiek.
Pewnego dnia zadzwoniła ciotka. Z płaczem powiedziała mi, że tata błąkał się kilka godzin po mieście, a gdy w końcu go znaleziono, to nie wiedział, jak się nazywa i gdzie mieszka. Wtedy zaczęło do mnie docierać, że to już nie są żarty i nie wolno tego bagatelizować. Pojechałam do domu.
– Tato, to ja, Kasia – powiedziałam i spojrzałam mu prosto w oczy. Kilka godzin wcześniej ciotka przywiozła go ze szpitala i postanowiła z nim posiedzieć.
– Przecież wiem – odpowiedział i uśmiechnął się do mnie ciepło. W jego oczach widziałam jedynie miłość. – Dlaczego miałbym cię nie poznać? – zapytał i zaśmiał się.
Nie było mi do śmiechu. Mojej ciotce także nie.
Dom opieki to był pomysł brata
Po wielu wizytach u lekarzy zapadła diagnoza – tata miał demencję. Lekarze nie pozostawiali żadnej nadziei. Choroby nie dało się cofnąć, a z miesiąca na miesiąc miało być coraz gorzej.
– Pani tata z każdym miesiącem będzie tracił kontakt z wami i z rzeczywistością – powiedział lekarz po przejrzeniu wszystkich wyników badań. – Możemy podać leki spowalniające chorobę, ale na wyleczenie nie ma szans.
I to wszystko – właśnie pozbawiono mnie nadziei na to, że ukochany ojciec będzie jeszcze kiedykolwiek taki sam jak wcześniej. Musiałam zadzwonić do brata i ustalić z nim, co dalej mamy zrobić. Przyjechał po kilku dniach i od razu przedstawił swoją propozycję.
– Słuchaj siostra. Nie mamy innego wyjścia, jak oddać ojca do domu opieki – powiedział, jak gdyby nigdy nic.
Spojrzałam na niego z niechęcią. Chce oddać swojego ojca do placówki, w której będą się nim zajmować obcy ludzie? Nie mogłam się na to zgodzić.
– Jak sobie chcesz – odpowiedział, gdy zakomunikowałam mu, że nie możemy tego zrobić. – Ja mam swoje życie i nie zamierzam go zmieniać. Jeżeli chcesz się tu przeprowadzić i opiekować się ojcem, to proszę bardzo. Ja nie mogę.
Nie mogłam w to uwierzyć. Właśnie dowiedziałam się, że mój młodszy braciszek ma w nosie to, co stanie się z naszym tatą.
Od razu chciał dzielić majątek
Przez pierwszych kilka miesięcy po diagnozie robiłam wszystko, aby tata mógł zostać w swoim domu. To tam czuł się najlepiej – w otoczeniu starych mebli, książek i wspomnień z dawnego życia. Zapłaciłam ciotce za opiekę, a dodatkowo wynajęłam pielęgniarkę, która przychodziła na kilka godzin w ciągu dni. Jednak na dłuższą metę nie mogło się to udać. Ciotka była coraz starsza i po prostu nie dawała rady opiekować się chorym z demencją, a mnie nie było stać na wynajęcie całodobowej opiekunki. Tym bardziej, że choroba taty bardzo postępowała i nie było mowy o pozostawianiu go samego na chociażby kilka godzin.
Nie miałam wyjścia – musiałam oddać go do domu opieki. Razem z bratem wynajęliśmy mu miejsce w prywatnej placówce. Na szczęście, Marcin nie wzbraniał się przed dokładaniem do opłaty. A nie była ona niska. Dopiero potem okazało się, że miał w tym swój ukryty cel.
– Jak podzielimy spadek po ojcu? – zapytał mnie któregoś dnia, gdy spotkaliśmy się na kawie.
– Przecież nasz tata żyje – oburzyłam się. – Więc to chyba stanowczo za wcześnie o mówieniu o jakimkolwiek spadku.
Marcin tylko tylko na mnie spojrzał, a potem się uśmiechnął.
– Przecież tacie nie jest już potrzebny ani dom ani oszczędności – powiedział z chytrością wypisaną na twarzy.
A potem dodał, że nie będzie płacił w nieskończoność za prywatną placówkę.
–Jeszcze przyjdzie czas na podział majątku – powiedziałam ze złością i poszłam do samochodu.
Nie chciałam dłużej rozmawiać z bratem, któremu w głowie były jedynie pieniądze.
Posunął się za daleko
Szybko przekonałam się, jak paskudny charakter ma brat. Właśnie siedziałam w pracy, gdy zadzwoniła do mnie ciotka i powiedziała, że Marcin sprzedaje dom po rodzicach.
– Nie może tego zrobić, bo nie jest jego właścicielem – próbowałam ją uspokoić.
– Twierdzi, że jest – usłyszałam.
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do brata.
– Co ty wyprawiasz? – zapytałam podniesionych głosem.
– Sprzedaję dom po rodzicach, bo nie jest mi potrzebny – odpowiedział Marcin.
– Nie możesz – powiedziałam.
– Mogę, bo jestem jego właścicielem. Tata przepisał wszystko na mnie – odpowiedział i się rozłączył.
Od razu pojechałam do rodzinnego miasta. Marcin pokazał mi papiery, według których cały majątek został przepisany na niego. Gdy spojrzałam na podpis, to uświadomiłam sobie, że jest prawdziwy. Te charakterystyczne zawijasy pisał tylko mój tata. Zagotowałam się ze złości.
– Dałeś tacie do podpisania te papiery, wiedząc, że i tak nic nie zrozumie? – wycedziłam.
– Nieprawda. Tata odzyskał na chwilę kontakt z rzeczywistością i stwierdził, że to właśnie mi wszystko się należy – powiedział Marcin.
Nie mogłam patrzeć na jego chytry wyraz twarzy.
– Jesteś zwykłym oszustem! – wykrzyknęłam.
Pojechałam do domu opieki. Z tatą nie było żadnego kontaktu – i tak szczerze powiedziawszy, to niczego innego się nie spodziewałam. Od pielęgniarki dowiedziałam się, że kilka dni temu Marcin przyprowadził do taty mężczyznę w garniturze, który podsunął mu do podpisania jakieś papiery. "Na pewno notariusz" – pomyślałam ze złością. Zawsze wiedziałam, że mój brat jest pazerny na pieniądze, ale nigdy nie przypuszczałam, że posunie się do czegoś takiego.
Umówiłam się na wizytę do prawnika. I niestety, otrzymałam kubeł zimnej wody. Wprawdzie mogłam wszystko to podważyć, ale zajęłoby to bardzo długi czas. A i tak nie wiadomo, czy rezultat tej sprawy byłby korzystny dla mnie. Według prawa tata przepisał wszystko na Marcina i nie pozostało mi nic innego, jak się z tym pogodzić. Sama nie wiem, co zrobię. Czy dla domu i niewielkich oszczędności warto iść na wieloletnią batalię? Bez względu na podjętą decyzję wiem jedno – nie mam już brata.
Czytaj także: „Wyszłam za mąż za biedaka, więc ojciec mnie wydziedziczył. Umarł więc jako chciwiec pozbawiony rodziny”
„Żyłem, jak król, a teraz kisnę w pasiaku. Nawet, jak wyjdę na wolność, smród więzienia będzie się za mną ciągnął”
„Jako 14-latka opiekowałam się chorą mamą. Zmieniałam jej pieluchy, a w tym czasie ojciec szukał już sobie nowej baby”