„Brat nie zgadzał się na równy podział spadku po ojcu. Chciał 200 tysięcy więcej, bo z nim mieszkał”

rozczarowany mężczyzna fot. Getty Images, BSIP
„– Chcę tylko 200 tysięcy więcej – powiedział wspaniałomyślnie Kamil. – Myślę, że to sprawiedliwy podział. Ty odseparowałeś się od rodziców, żyłeś sobie wygodnie w wielkim mieście. A teraz pierwszy wyciągasz ręce po spadek – dodał, a ja dosłownie wpadłem w szał”.
/ 25.05.2024 19:30
rozczarowany mężczyzna fot. Getty Images, BSIP

Już w dzieciństwie nie dogadywaliśmy się dobrze z Kamilem. Był tylko trzy lata starszy ode mnie i teoretycznie mogliśmy być dobrymi kumplami. Byliśmy jednak zupełnie inni.

Brat sprawiał problemy

Podczas, gdy ja byłem ambitny, starałem się dobrze uczyć i nie sprawiać rodzicom problemów, z bratem zawsze mieli jakieś przejścia. A to wybił okno piłką, kopiąc je z boiska prosto w stronę sali historycznej. A to namalował na elewacji budynku duże graffiti lub urwał się z wycieczki do teatru i wychowawczyni już miała dzwonić na policję, żeby zgłosić jego zaginięcie.

Z czasem niewiele się zmieniło. Kamil skończył technikum mechaniczne i wymyślił, że będzie handlował samochodami sprowadzanymi z Niemiec. Coś jednak poszło nie tak. Interes brata niezbyt dobrze się kręcił. W końcu zadał się z jakimiś podejrzanymi typami i tylko cudem uniknął więzienia. Narobił jednak pokaźnych długów, które musieli spłacać rodzice.

Musiałem utrzymywać się sam

Ja w tym czasie byłem już na studiach i do domu przyjeżdżałem rzadko. Studiowałem marketing i zarządzanie, z którego Kamil cały czas się naśmiewał.

Ciekawe, czym ty będziesz zarządzał – kpił mój brat, gdy tylko nadarzyła się mu okazja. – Przecież ty brat nie masz żadnych zdolności przywódczych. Już widzę cię w roli kierownika. Cały personel wejdzie ci na głowę – rechotał z tą swoją zblazowaną miną.

Może i nie potrafiłem kombinować i rozpychać się w życiu łokciami. Za to byłem pilny, bardzo pracowity i miałem szczęście, że trafiłem na ludzi, którzy potrafili docenić te cechy.

Pracowałem już od pierwszego roku studiów. Dorabiałem w popularnej sieci fast-foodów, gdzie dużym plusem był elastyczny grafik. Mogłem przychodzić na nocki, brać pojedyncze godziny i łączyć swoje zajęcie z ćwiczeniami na uczelni. Nie powiem, że było lekko. To była ciężka fizyczna praca w oparach gorącego oleju i w ciągłym pośpiechu.

Rodzice nie byli zbyt bogaci. Mama pracowała w sklepie, tata był listonoszem. Mieszkali jednak w domu po babci na obrzeżach powiatowego miasteczka i wcale nie powodziłoby się im aż tak źle, gdyby nie te ciągłe pomysły Kamila i konieczność spłacania po cichu jego długów.

Nie prosiłem rodziców o pomoc

No cóż, ja wtedy musiałem radzić sobie sam. W wakacje wyjeżdżałem na saksy. Zbierałem truskawki i winogrona, sortowałem warzywa na taśmie, pakowałem cebulki tulipanów. Żeby tylko dorobić jak najwięcej i nie mieć w roku akademickim problemów z opłaceniem stancji, zapłaceniem rachunków, kupieniem lepszych butów czy pokryciem codziennych kosztów życia.

Pod koniec czwartego roku trafiła mi się naprawdę duża szansa. Jeden z profesorów docenił moje zaangażowanie na zajęciach i zaprosił mnie na konsultacje.

– Panie Hubercie, obserwuję pana od dawna i jestem pod dużym wrażeniem pańskiej wiedzy. Na moich zajęciach pan jest zawsze dobrze przygotowany, a ostatnia praca semestralna wykraczała poza poziom innych studentów – mówił, a ja robiłem wielkie oczy.

Byłem naprawdę skromnym chłopakiem nieprzyzwyczajonym do takich zachwytów skierowanych w moją stronę.

Staż był dla mnie ogromną szansą

Tymczasem profesor kontynuował:

– Tak się składa, że w firmie, gdzie pracuję, poszukujemy stażysty. To jest zagraniczna korporacja, która będzie rozbudowywać działy w Polsce i szanse na rozwój są naprawdę duże. Proszę złożyć CV, a ja pana polecę. Potrzebujemy osób zaangażowanych, z wiedzą, ale i rzetelnych – mówił, a ja nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście.

I tak udało mi się zaczepić w dużej firmie z branży finansowej. Płaca za staż była naprawdę dobra. Do tego mogłem uczyć się od najlepszych w swojej branży i zdobywać cenne doświadczenie. Po stażu zaproponowano mi pół etatu. Wtedy byłem już na piątym roku, na uczelni miałem dużo mniej zajęć i udawało mi się łączyć chodzenie do biura z pisaniem pracy magisterskiej.

Zacząłem powoli się dorabiać

Po obronie zostałem na stałe w P. Nadal jednak wynajmowałem skromny pokoik w mieszkaniu dzielonym z kolegami – dokładnie tak jak w studenckich czasach. Miałem stałą pracę, ale pensja nie była oszałamiająca. Starałem się jednak z całych sił piąć po drabinie kariery. Często zostawałem w biurze po godzinach, kończyłem projekty po nocach, jeździłem w delegacje nawet  w weekendy. Moje zaangażowanie zostało nagrodzone.

Po kilku latach awansowałem na menadżera swojego działu. Moja pensja wzrosła, podobnie jak premie za osiągane wyniki. W międzyczasie poznałem Izę, ożeniłem się i zostaliśmy rodzicami dwójki szkrabów: Karola i Emilki. Wspólnie wzięliśmy kredyt na mieszkanie, który nadal spłacamy.

Na wszystko zapracowałem sam

Urządziliśmy się naszymi własnymi siłami. Nikt nam nic nie pomógł, nie dał nawet złotówki. Od rodziców pieniędzy nie ciągnąłem nawet na studiach. Ślub zorganizowaliśmy skromny i na własny koszt. Żona również nie otrzymała większego wsparcia od rodziny. Wychowywała ją jedynie matka, ojciec od lat nie żył. Miała jeszcze młodszą siostrę, a w domu się nie przelewało.

Można powiedzieć, że dorabialiśmy się od przysłowiowej łyżeczki. Teraz powodzi się nam przeciętnie, ale zrobię wszystko, aby moim dzieciom było w życiu łatwiej. Są jeszcze w podstawówce, ale już założyliśmy dla nich konta oszczędnościowe i staramy się odkładać na nich każdą wolną złotówkę, bo nigdy nie wiadomo, co będzie w przyszłości.

Brat został w rodzinnym domu 

Nigdy nie mieliśmy dobrych relacji, a teraz jeszcze się pokłóciliśmy. Kamil uważa, że mi ze spadku po ojcu należy się jakiś ochłap. Mama niestety nie ma już nic do powiedzenia, bo nie żyje już od wielu lat. Odeszła równie cicho jak żyła – dostała zawału jeszcze zanim przeszła na wyczekiwaną emeryturę. Nie odsapnęła sobie nic od życia, wciąż zagoniona pomiędzy pracą a domem.

Od tego czasu ojciec mieszkał z Kamilem i jego rodziną. Teraz brat uważa, że dom i działka należą się jemu.

– Ty Hubert od razu po maturze zawinąłeś się z domu i tyle cię było widać. Beztrosko sobie studiowałeś, gdy tymczasem ja byłem na każde zawołanie rodziców – zaczął rozmowę Kamil, wprawiając mnie w ogromne zdumienie.

– Żartujesz, prawda? A co niby miałem robić? Siedzieć w naszym miasteczku, wymyślać kolejne biznesy i żerować na ciężkiej pracy rodziców tak jak ty? – powiedziałem ze złością, bo brat strasznie mnie zdenerwował.

Kamil dobrze się bawił 

Jasne, wyprowadziłem się z domu. Ale to był czas, gdy mama i tata byli jeszcze w bardzo dobrej kondycji. Oboje ledwie przekroczyli wtedy czterdziestkę, pracowali i świetnie sobie radzili. Nie chciałem tego nikomu wypominać, ale we mnie niewiele zainwestowali. Studia opłacałem sobie praktycznie sam, na start nie dostałem żadnych pieniędzy. Jedynie skromny prezent z okazji ślubu.

Wtedy nie odbierałem tego w ten sposób. Wydawało mi się, że rodzice sami ciężko pracują i nie powinienem ich obciążać. Mój kochany braciszek nie miał jednak takich skrupułów. Mieszkał sobie wygodnie w rodzinnym domu, nie dorzucał się do rachunków, miał podstawione pod nos domowe obiadki.

Gdy ja wakacje spędzałem, zrywając truskawki w gorącym słońcu czy harując w holenderskiej sortowni, on dobrze się bawił i wymyślał jakieś absurdalne inwestycje, które nie miały szansy się udać. Zamiast iść do uczciwej pracy i dokładać się rodzicom.

Zaskoczyła mnie jego pazerność

Teraz uważa, że jemu należy się większa część spadku po ojcu, bo ten z nim mieszkał. Owszem, mieszkał z nim i jego żoną. Ale w naszym rodzinnym domu. Dzięki temu nie mają żadnych kredytów. Karolina mogła wrócić do pracy, bo jeszcze mama zajęła się wnuczką. Później ojciec spędzał dużo czasu z wnukami. To w większości on zajmował się ogrodem, dbał o palenie w piecu czy porządki wokół domu.

Nie mówiąc już o pieniądzach, które Kamil wyciągnął na spłatę swoich pożyczek i kredytów na rozkręcenie siłowni, baru i tego warzywniaka, który teraz prowadzi.

Ojciec do śmierci był sprawny. Sam sobie gotował, robił zakupy, jeździł do lekarza. Pomoc Kamila i jego żona ograniczała się do większych porządków typu mycie okien na święta. Czy to naprawdę jest tak dużo, aby w zamian dostali dom warty kilkaset tysięcy i działkę?

Chcę tylko 200 tysięcy więcej – powiedział wspaniałomyślnie Kamil. – Myślę, że to sprawiedliwy podział. Ty odseparowałeś się od rodziców, żyłeś sobie wygodnie w wielkim mieście. A teraz pierwszy wyciągasz ręce po spadek – dodał, a ja dosłownie wpadłem w szał.

Nie odpuszczę bratu

Pierwszy raz w życiu wygarnąłem bratu wszystko, co od dawna o nim myślałem. O jego bezmyślności, nieodpowiedzialności i chytrości.

– Od zawsze starałeś się mnie wykiwać. Byłem uczciwy i ci wierzyłem, a ty bezczelnie to wykorzystywałeś przez lata, wisząc na rodzicach. Przez ciebie całe studia musiałem sobie opłacić sam. Harowałem po nocach, bo rodzice spłacali pieniądze, które ty traciłeś przez głupotę –  wykrzyczałem mu prosto w twarz. – Ale teraz już nie dam się oszukać. Koniec tej naiwności. Dostaję połowę spadku, która prawnie mi się należy.

I tak skończyły się relacje z moim bratem. Teraz czekamy na rozprawę sądową, bo postanowiłem, że nie ustąpię. Kamilowi i jego rodzinie całkiem dobrze się powodzi, dlatego nie ma powodów, żebym oddawał mu swoją część spadku. Potrzebuję tych pieniędzy na start w dorosłość dla własnych dzieci. Nie oddam ich lekką ręką bratu, który całe życie siedział w portfelu rodziców, a po ich śmierci chce wszystko zagarnąć dla siebie.

Hubert, 40 lat

Czytaj także: „Za zdradę w związku należy się surowa kara. Obmyśliłam taki plan zemsty na byłym facecie, że nigdy o mnie nie zapomni”
„Ojciec przekonał mnie, że należę do wielkiego świata i czeka mnie kariera. W pogoni za kasą prawie straciłem wszystko”
„Mój mąż artysta żyje sztuką, ale rachunki same się nie zapłacą. Musiałam nim wstrząsnąć, by nie obudzić się na bruku”

 

Redakcja poleca

REKLAMA