„Brat był oczkiem w głowie rodziców, ja ich głupią córką. Teraz to ja robię karierę, a on kiśnie w pośredniaku”

pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Ciągle z tyłu głowy miałam to, że muszę robić więcej i lepiej, żeby ktoś mnie docenił. Ale moi rodzice nie widzieli, jak bardzo się staram i jak zależy mi na ich pochwałach. Liczył się tylko Krystian, zawsze i wszędzie”.
/ 26.12.2023 18:24
pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Westend61

Krystian bez wątpienia był ulubieńcem naszych rodziców, ja według nich miałam marne szanse na jakikolwiek sukces. Ale los bywa przewrotny i często można usłyszeć jego chichot.

Byłam gorszym dzieckiem

Moi rodzice zawsze uważali, że mój brat jest mądrzejszy i zdolniejszy ode mnie. Największa pochwała, jaką kiedykolwiek dostałam od mamy i taty to to, że jestem grzeczna, ale niezbyt mądra. Nie wiem dlaczego tak mówili, skoro ze szkoły przynosiłam bardzo dobre stopnie, no może poza matematyką, która była moją piętą achillesową. Gdy pytałam ich, dlaczego  uważają mnie za gorszą, wypominali mi to za każdym razem.

– Zosiu, żeby do czegoś dojść, to trzeba umieć liczyć. A ty co? Tabliczka mnożenia cię przerasta. Popatrz jak Krystianowi dobrze idą rachunki! – z przekąsem mówił mój ojciec.

Krystek jest starszy ode mnie o dwa lata. Od zawsze większa uwaga najbliższych była poświęcona właśnie jemu. Bo on nauczył się czytać w przedszkolu, bo umiał liczyć do 100 jak miał 3 lata, bo rozwiązywał zagadki przeznaczone dla dzieci z podstawówki… Istny geniusz po prostu, który miał pecha, że trafiła mu się taka nieudana siostra, która w porównaniu do niego wypadała co najmniej blado.

Z początku zazdrościłam bratu, że nauka przychodzi mu łatwo i czerpie z tego przyjemność. Ja też nie miałam trudności, ale ciągle z tyłu głowy miałam to, że muszę robić więcej i lepiej, żeby ktoś mnie docenił. Ale moi rodzice nie widzieli, jak bardzo się staram i jak zależy mi na ich pochwałach. Liczył się tylko Krystian, zawsze i wszędzie. Mimo początkowego sprzeciwu rodziców, postanowiłam zdawać do elitarnego liceum w naszym mieście. Sądzili, że nie dam sobie rady, a oni i brat najedzą się tylko wstydu. Utarłam im nosa i osiągnęłam bardzo dobry wynik na egzaminach wstępnych. To jednak nadal było zbyt mało, by rodzice skierowali w moją stronę dobre słowo.

Na wszystko musiałam zapracować

Wtedy też coraz dobitniej docierał do mnie fakt, że w życiu będę musiała liczyć tylko na siebie. Nigdy nie będę dla nich tak dobra jak Krystian. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, żeby odpuścić i przestać się starać o cokolwiek, ale na szczęście było to tylko chwilowe zawahanie. W liceum trafiłam na bardzo dobrego nauczyciela matematyki, który w przystępny sposób umiał tłumaczyć materiał. Jego lekcje nie były katorgą, tylko bardzo ciekawym doświadczeniem. Z trójkowej uczennicy stałam się wielbicielką liczb i dostawałam same piątki.

To była dla mnie niezwykła motywacja, bo oto stanęła przede mną szansa, by pokazać rodzicom, że doskonale sobie radzę nawet z najtrudniejszymi równaniami i zadaniami. Miałam nadzieję, że zapomną o swoim wcześniejszym narzekaniu na temat moich problemów w szkole podstawowej. Nic bardziej mylnego.

– Córciu, no i co z tego, że teraz masz same piątki. Pewnie to jakiś przypadek. Policzyłaś punkty na kartkówce, czy nauczyciel się nie pomylił? – tak zgasiła mnie mama, gdy pochwaliłam się jej oceną z ważnego sprawdzianu.

W tym samym czasie, Krystian, zaczął tracić zainteresowanie zdobywaniem wiedzy. Ważniejsze były dla niego spotkania z kolegami, wyjścia z dziewczynami i nastoletnie życie. Moi rodzice starali się przywołać go do porządku i zmusić do większego wysiłku, ale on nic sobie z tego nie robił. Bolało ich to, że moje świadectwo na zakończenie trzeciej klasy miało znacznie wyższą średnią niż Krystka. Nie tego się po nim spodziewali. Według nich stać go było na znacznie więcej i niemożliwe jest to, żebym ja mogła być w czymś lepsza od niego.

Nie miał czasu na naukę

Największym ciosem dla rodziców były jednak egzaminy maturalne. Krystek zdał je średnio. Zachodziła obawa, że nie dostanie się na studia, ale jakimś cudem udało mu się dostać na informatykę z listy rezerwowej. Nie ma się co dziwić, bo życie imprezowe tak go wciągnęło, że zapomniał, do czego służą książki. Pomiędzy jedną i drugą balangą trudno było znaleźć mu czas na przygotowania. Ta sytuacja trochę nim wstrząsnęła, na tyle, że z dobrymi wynikami skończył pierwszy rok studiów.

Kolejne lata na uczelni nie były już tak udane, bo znowu ważniejsze stało się towarzystwo i wspólne wyjazdy. Rodzice nie skąpili mu funduszy na wojaże, bo nie mieli świadomości, co on wyprawia. Znowu był tym cudownym dzieckiem, bo przecież studiował. Ale za chwilę rzeczywistość znowu dała o sobie znać. Krystian nie zdał ważnego egzaminu, wziął sobie urlop dziekański, a później już nie wrócił na studia.

Miał jakieś prace, ale żadna z nich nie została z nim na długo. Pracował dorywczo jako kelner, rozdawał na ulicy ulotki, przez jakiś czas był konsultantem na infolinii w banku. Za każdym razem rzucał pracę, mówiąc, że jest znacznie poniżej jego kwalifikacji. Problem w tym, że on niczego nie umiał, nie miał doświadczenia i nie chciało mu się pracować. Wiedział, że zawsze spadnie na cztery łapy i będzie żył na garnuszku rodziców. Oni mu na to pozwalali. 

Niby głupia, a bogata

Mnie życie potoczyło się znacznie inaczej. Studiowałam matematykę i skończyłam ją z wyróżnieniem. Moi rodzice byli bardzo zdziwieni, bo przecież nie wierzyli, że coś ze mnie będzie. Na rozdaniu dyplomów się nie pojawili, bo mieli ważniejsze sprawy – musieli odwieźć Krystiana na rozmowę w sprawie pracy. Nie dostał jej, nawet mimo kciuków trzymanych przez rodziców pod budynkiem.

Mnie z kolei udało się znaleźć bardzo interesujące miejsce pracy – byłam analitykiem danych w banku. Praca była ciężka, ale bardzo rozwijająca. Przez lata pięłam się po drabinie kariery, zdobywałam doświadczenie i w końcu postanowiłam iść na swoje. Rzuciłam się na głęboką wodę i założyłam firmę świadczącą specjalistyczne usługi dużym przedsiębiorstwom. Moja firma była jedną z nielicznych na rynku, więc zleceń miałam naprawdę dużo.

Z czasem zatrudniałam 30 osób, specjalistów różnych gałęzi. Otrzymywałam branżowe nagrody, a wychodząc po ich odbiór uśmiechałam się do wspomnień, w których rodzice mówili, że nic ze mnie nie będzie. A jednak! Dorobiłam się naprawdę dobrych pieniędzy, wybudowałam dom w bardzo dobrej dzielnicy. Na jednym z bankietów poznałam swojego męża, Piotra, z którym mam dwie córki.

Od kiedy jestem mamą, wiem, jak ważne jest budowanie poczucia wartości swoich dzieci. Codziennie im powtarzam, że mogą osiągnąć wszystko. Nie mówię im, że jedna jest w czymś lepsza lub gorsza od drugiej. Są zupełnie inne i widzę, że każda z nich ma inne umiejętności i mocniejsze strony.

Czuję, że dobrze zrobiłam

Z rodzicami utrzymywałam poprawne stosunki. Zdawali sobie sprawę, że osiągnęłam sukces, jednak nigdy mnie nie pochwalili, nie powiedzieli, że są ze mnie dumnie. Ale ja do tego przywykłam, po prostu robiłam swoje i żyłam swoim życiem. Krystian natomiast nadal z nimi mieszkał, imał się różnych zajęć. Był lekkoduchem i nigdzie nie zabawił długo. Czasami zdarzało się, że pożyczał ode mnie jakieś niewielkie kwoty pieniędzy na tak zwane wieczne nieoddanie. Jego relacje z kobietami polegały tylko na przelotnych romansach i łóżkowych zabawach. Z nikim nie związał się na poważnie.

Pewnego jesiennego popołudnia usłyszałam dzwonek do drzwi. Stał w nich mój ojciec z poważną miną. Myślałam, że coś się stało i nogi się pode mną ugięły. Na szczęście nic się nie wydarzyło, ojciec przyszedł do mnie z prośbą.

– Zosiu, może byś dała jakąś pracę Krystianowi? – zapytał przy herbacie

– Tato, nie ma takiej możliwości.

– Jemu trzeba pomóc. Dlaczego nie możesz tego zrobić dla swojego brata?

– Nie zrobię dlatego, bo nie ma żadnego doświadczenia. Niczym nie może się pochwalić w swoim ponad czterdziestoletnim życiu – starałam się wszystko wytłumaczyć. – Zamiast pracować i się kształcić, wolał bumelować i się bawić.

– Córeczko, to nie tak. On po prostu trafiał w nieodpowiednie miejsca. To taki zdolny mężczyzna – ojciec niemal krzyczał.

– Nie, tato. On nigdy nie nauczył się pracować, obowiązki nie miały dla niego znaczenia, nie szanował przełożonych. To był jego problem. Nie wiem, czy Krystian ma jakieś zdolności. Ja w firmie zatrudniam specjalistów, którzy wiedzą, co to jest ciężka i dokładna praca.

Ojciec wyglądał na obrażonego, ale jeszcze nie zakończył dyskusji.

– Czyli co mam powiedzieć matce? Że dla Krystiana nie ma miejsca w Twojej firmie?

– Dokładnie tak. Z jego CV nie mogłabym go zatrudnić nawet do parzenia kawy.

– Do parzenia kawy? Z jego umiejętnościami?

– Tato, ty nie rozumiesz, co ja mówię. On się do tego po prostu nie nadaje. I duża jest w tym wasza wina, bo go ciągle ze wszystkiego tłumaczyliście i usprawiedliwialiście. Może i jest zdolny, ale leniwy – powiedziałam całkiem spokojnie.

– Nie spodziewałem się tego po tobie. Zawiodłem się na tobie. Ty pewnie zazdrościsz Krystianowi!

– Nie mam czego – zakończyłam rozmowę, a ojciec zerwał się do wyjścia.

Czy przemawiała przeze mnie zazdrość? Nie sądzę. Wiele lat temu przyzwyczaiłam się do swojej sytuacji i robiłam wszystko, by osiągnąć sukces. Krystianowi współczuję tego, że został przyzwyczajony do tego, że wszystko przychodziło mu niezwykle łatwo. Rodzice na każdym kroku go wspierali i tłumaczyli jego zachowanie. Może ma jakieś zdolności, może mogłam go zatrudnić u siebie. Jestem jednak przekonana, że w niedługim czasie musiałabym go wylać, a rodzice by mnie wtedy przeklęli.

Czytaj także:
„Gdy teściowa trafiła do szpitala, teść był zrozpaczony. Bardzo chciałam go pocieszyć, więc wylądowałam z nim w łóżku”
„Mój mąż to duże dziecko bawiące się zabawkami. Nie zna umiaru i się zatraca, więc po świętach muszę dać mu szlaban”
„Ksiądz z ambony grzmiał o rozpuście, a sam zmajstrował parafiance dzieciaka. Nie będzie klecha mi mówił, jak mam żyć”

Redakcja poleca

REKLAMA