„Brat był dla mnie wrzodem na czterech literach. Za to, co zrobił, nie miałem zamiaru mu pomagać po wypadku. Zasłużył sobie”

mężczyzna zły na brata fot. Adobe Stock, Nikola Spasenoski
„Damian siedział w szatni klubu sportowego, który prowadził wuj. Miał rozbitą wargę i nos. Jak zwykle przegrał sparing. Ja właśnie zszedłem z ringu. Zwyciężyłem. Trener klepał mnie po ramieniu i wróżył świetlaną przyszłość, mówiąc o mojej szybkości i sile uderzenia. W tamtej chwili ujrzałem na jego niechęć”.
/ 09.07.2023 08:30
mężczyzna zły na brata fot. Adobe Stock, Nikola Spasenoski

Damian jest moim starszym bratem. Starszym o całe dziesięć minut. Powiecie, że to żadna różnica. Nie dla niego. On twierdził, że skoro jest starszym bratem, to z definicji jest ode mnie lepszy, silniejszy i mądrzejszy. We wszystkim.

I wymagał ode mnie, bym był głupszy i mu posłuszny

Gdy był ode mnie w czymś lepszy, to dzięki jego przechwałkom wszyscy o tym wiedzieli i patrzyli na mnie z politowaniem. Gdy w czymś mi natomiast ustępował, był zły, zaprzeczał temu i mnie za to karał.

Nie jesteśmy bliźniakami jednojajowymi i różnimy się od siebie. Od urodzenia byłem od brata fizycznie szybszy i silniejszy. A on tego nienawidził. I choć był ode mnie inteligentniejszy i nauka przychodziła mu z łatwością – czego o mnie nie można było powiedzieć – to postawił sobie za punkt honoru pokonać mnie również w sprawności ciała.

– Damian, możesz być, kim zechcesz, pracować głową i zarabiać kupę forsy – mówił wuj Henryk. – Czemu akurat chcesz być bokserem? Błażej jest silny, ma refleks, jemu to wychodzi. A poza tym co innego mógłby robić? Nie jest tak mocny w myśleniu jak ty. Po co pchasz się do roboty, do której nie zostałeś stworzony?

Mieliśmy wtedy po 15 lat, boks ćwiczyliśmy od sześciu

Damian siedział w szatni klubu sportowego, który prowadził wuj. Miał rozbitą wargę i zakrwawiony nos. Jak zwykle przegrał sparing. Ja właśnie zszedłem z ringu. Zwyciężyłem. Trener klepał mnie po ramieniu i wróżył świetlaną przyszłość, mówiąc o mojej szybkości i sile uderzenia.

W tamtej chwili ujrzałem na twarzy mojego brata grymas niechęci.

– Tak, pewnie, jest szybki – powiedział. – Działa na odruchach bezwarunkowych, w jego mózgu nie ma procesów myślenia, które by go spowalniały.

– Damian, chyba za mocno dostałeś w głowę, skoro gadasz takie głupoty – powiedział trener, ale mój brat tylko się złośliwie uśmiechnął.

Nie chciałem go tu. Nie chciałem, by łaził za mną i swoim jadowitym językiem sprawiał, że ludzie zaczynali patrzeć na mnie inaczej. Jakby dopiero wtedy zauważali, że nie jestem tak inteligentny jak mój brat. Szczerze mówiąc, nie lubiłem Damiana. Bardzo. Jednak mama zawsze powtarzała, że powinniśmy trzymać się razem, bo mamy tylko siebie.

Nasz ojciec odszedł, zanim skończyliśmy dwa miesiące

Matce było ciężko. Gdyby nie wuj Henryk, jej brat, który w pewien sposób starał się zastąpić nam tatę, nie wiem, jak dalibyśmy sobie radę. Wuj, były bokser, prowadził na osiedlu klub bokserski dla młodzieży. Dzięki niemu wielu potencjalnych bandziorów wybrało uczciwe życie.

Mimo starań mamy i wuja stosunki między mną a Damianem popsuły się ostatecznie, gdy skończyliśmy osiemnaście lat. Ja już byłem mistrzem juniorów województwa i dostałem się do profesjonalnego klubu pięściarskiego. Ćwiczyłem też inne formy walki.

Myślałem o tym, by przez kilka lat, gdy jestem najszybszy i najsilniejszy, być zawodowym pięściarzem i zarobić tyle pieniędzy, żeby wystarczyło na warsztat samochodowy i lepsze mieszkanie dla mamy. Dlatego jeszcze zanim skończyłem dziewiętnaście lat, przyjąłem propozycję niemieckiego klubu i wyjechałem z Polski.

Damian został w kraju. Nie pojawił się na mojej imprezie pożegnalnej w klubie, nie przyszedł nawet na dworzec, żeby mnie pożegnać. Mimo że go nie lubiłem, to jednak był moim bliźniakiem. Moje serce bolało na samą myśl, że zamiast przyjaciela mam w bracie wroga. Chyba wtedy wyrzuciłem go ze swoich myśli.

Walczyłem w Niemczech na zawodowych ringach 4 lata

Powoli piąłem się w rankingu i odkładałem każdy grosz, by zrealizować swoje marzenie. I odkrywałem, kim naprawdę jestem. Bez złośliwych komentarzy Damiana, jego nieustannych uwag, że znów coś robię czy mówię źle, poczułem, że nie jestem takim bezmózgim osiłkiem, jak próbował mi wmówić.

A potem Damian miał wypadek. Walczył na nielegalnym ringu, w bokserskim podziemiu. Trafił na jakiegoś Białorusina z żelazną pięścią i bez hamulców. Podczas takich walk nie używa się rękawic bokserskich ani ochraniaczy na zęby. Nie ma międzynarodowych zasad.

Publika chce bólu i krwi, za to płaci. Z meczu mój brat wyszedł z pękniętą śledzioną, uszkodzonymi nerkami, połamanymi żebrami i wstrząśnieniem mózgu. Miał też poharatane dłonie. Silny kopniak w udo doprowadził do pęknięcia kości udowej. To była rzeź.

Damian trafił do szpitala. Lekarze połatali go, wykurowali, jak mogli.

Teraz była potrzebna rehabilitacja

Niestety, na państwową brat nie miał co liczyć. Zadzwonił do mnie wuj.

– Zrobiłem, co mogłem. Niestety, nie stać mnie na prywatny program rehabilitacji, a Zosia, jak wiesz, zarabia grosze.

– Ile potrzeba? – spytałem niechętnie.

Przez ostatnie lata odmawiałem sobie wielu rzeczy, żeby zapewnić sobie przyszłość. Jednak w głosie wuja usłyszałem to, czego nie powiedział wprost – jesteś jego bratem, to twój obowiązek.

Wuj podał sumę. To była jedna czwarta tego, co uzbierałem. Wszystko się we mnie zagotowało. Przez głowę przeleciały mi nieprzyjemne wspomnienia, twarz Damiana wykrzywiona złością, pogardą, lekceważeniem.

Lecz nie miałem wyboru.

Przesłałem pieniądze

Największych spustoszeń to lanie dokonało jednak w duszy Damiana. Załamał się. Nie chciał walczyć o siebie i swoją przyszłość. Nie chciał rehabilitacji. Leżał na łóżku i tępo wpatrywał się w ścianę. Był gotów umrzeć.

– Jego wola – powiedziałem wujowi, który znów do mnie zadzwonił. – Nic na to nie poradzę.

– Twoja matka modli się za Damiana codziennie – stwierdził wuj Henryk z westchnieniem. – Może i ty zapal za niego świeczkę w kościele. Jak Bóg zobaczy, że mu wybaczyłeś, może natchnie go chęcią do życia.

Odłożyłem słuchawkę, nie mówiąc wujowi, że Bóg zagląda wprost do naszych serc i zapalenie świeczki w kościele Go nie oszuka. Ja mojemu bratu nie wybaczyłem tych lat upokorzeń, łez i poczucia, że jestem śmieciem.

Ale skoro obiecałem wujowi, to poszedłem do pobliskiego kościoła i zapaliłem świeczkę, prosząc w duchu Pana, by się ulitował nad moim bratem.

– Każdy zasługuje na drugą szansę – mruknąłem.

Usiadłem w ławce i popatrzyłem na Jezusa na krzyżu

Pomyślałem o ofierze, jaką Bóg złożył z siebie, by uratować ludzkie dusze. Ludzie go zdradzili, torturowali, zabili. A on wciąż ich kochał.

– Ale ja nie jestem Bogiem – wyszeptałem. – Nie jestem aż tak silny.

– Czy rzeczywiście? – usłyszałem obok siebie cichy głos.

Spojrzałem w bok. Siostra Regina, prawa ręka proboszcza tej parafii, Polka. Patrzyła na mnie z ciepłym uśmiechem.

– Nikt z nas nie zna swojej prawdziwej siły – powiedziała. – A gdy wspiera nas Bóg, jesteśmy w stanie dokonywać cudów. Musimy tylko zrobić pierwszy krok.

Opowiedziałem jej więc o Damianie.

– I co mógłbym zrobić?

– Wyciągnąć do niego rękę, a gdy poda swoją, postawić go na nogi. Tylko ty możesz tego dokonać. Jesteś jego bratem bliźniakiem. Najważniejszym dla niego człowiekiem na tym świecie. Jak i on dla ciebie. Nie rozumiesz tego?

Wstała i odeszła, a ja jeszcze długo siedziałem w kościele, próbując pojąć, co chciała mi powiedzieć. W pewnej chwili wydało mi się, że zrozumiałem. Damian mnie kocha. W jakimś pokrętnym rozumowaniu uznał, że tylko, gdy będzie we wszystkim ode mnie lepszy, zasłuży na mój podziw i miłość. A im było gorzej, tym większa była jego rozpacz i tym gorsze zachowanie.

Dwa tygodnie później pozamykałem swoje sprawy w Niemczech i wróciłem do domu. Tym razem byłem już innym człowiekiem.

Zmusiłem brata do rehabilitacji

To ja byłem jego rehabilitantem. Wyzywał mnie, wściekał się, ale próbował udowodnić, że nie jest ciamajdą. Że zasługuje na mój podziw. I to, co wcześniej doprowadziło do konfliktu, teraz uratowało Damiana.

Aż nadszedł dzień, gdy udało mu się dojść do drzwi toalety bez kul. I nie potrzebował już pomocy w środku. Jednak siedział tam na tyle długo, że się zaniepokoiłem.

– Damian, wszystko dobrze?

Ze środka doszedł mnie jakiś odgłos. Otworzyłem drzwi. Damian płakał.

– Co jest, bro? – spytałem.

Potrząsnął głową i otarł łzy. Z bólem serca patrzyłem na jego dłonie, które już nigdy nie będą w pełni sprawne.

– Przepraszam – powiedział niespodziewanie i spojrzał mi prosto w oczy.

Skinąłem głową. Nigdy więcej nie wróciliśmy do tego tematu. Od tamtego dnia minęło pięć lat. Ja i Damian pracujemy razem w naszym warsztacie samochodowym. Siostra Regina miała rację – jesteśmy bliźniakami, najważniejszymi ludźmi dla siebie nawzajem. Dopiero gdy odzyskałem brata, moje życie odzyskało sens. Pewnego dnia on też mi to powie.

Czytaj także:
„Po 7 latach posuchy poczułam, co to prawdziwa rozkosz. Ze sztywnej belferki przeobraziłam się w namiętną kochankę”
„Całe moje życie było naznaczone bólem i wstydem z powodu wyglądu. Nie sądziłam, że ktokolwiek zobaczy we mnie kobietę”
„Na stare lata odkryłem, że syn nie jest moim biologicznym dzieckiem. Nie przepiszę mu majątku”

Redakcja poleca

REKLAMA