Sport uprawiałam tylko, gdy spodobał mi się jakiś mężczyzna. Później szybko traciłam zainteresowanie. Po wielu latach wsiadłam na rower, bo siostra mocno zagrała mi na ambicjach. Efekt był taki, że poznałam kolejnego faceta, który najpierw mnie zdenerwował, a później zauroczył.
Chciałam jej coś udowodnić
Agata, co ty wyprawiasz, do cholery? – zapytałam, wstając od biurka.
Moja siostra od rana urzędowała na balkonie. Od kilku godzin coś przestawiała, szurała przedmiotami, sprzątała. Na podłodze walały się puste doniczki, ziemia do kwiatów i liście moich pelargonii.
– Przesadzam kwiatki, bo przecież ty nie masz czasu, a one podobno są twoje.
– Więc je zostaw, jutro sama to zrobię.
– To twoje ulubione słowo! – prychnęła. – Jutro posprzątasz, jutro przesadzisz kwiaty, jutro pojeździsz na rowerze. Ten grat stoi tu od kilku miesięcy i miejsce zabiera!
Wykonała taki ruch, jakby chciała kopnąć mój rower. Nie mogłam na to pozwolić.
– Spokojnie – mruknęłam i odciągnęłam ją w bok. – Ten rower kosztował majątek!
– To go opraw w ramki i powieś na ścianie, bo tutaj się tylko kurzy.
– Będę nim jeździć! – zaprotestowałam.
– Jasne. Nawet wiem kiedy. Jutro! – zadrwiła Agata, czym mnie zdenerwowała.
Postanowiłam pokazać jej, jak bardzo się myli. Od rana wiało, chmurzyło się i w ogóle wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że będzie padać. Nie miałam ochoty na przejażdżkę rowerową. Wolałabym spędzić popołudnie w domu z dobrą książką. Jednak – nie! Moja urocza siostrzyczka musiała wejść mi na ambicję i zmusić mnie do wyjścia z domu!
Wyciągnęłam z dna szafy granatowe legginsy, błękitną bluzeczkę i kask. Nawet ładnie wyglądałam w tym stroju. Wyszczuplał i wydłużał sylwetkę. Większy problem miałam z butami. Na co dzień nie noszę sportowego obuwia, bo trampki i adidasy wydają mi się mało kobiece. Znalazłam jednak tenisówki. Stare. Pamiętały chyba jeszcze czasy, kiedy chodziłam do liceum.
– Naprawdę chcesz dzisiaj jeździć? – zdziwiła się Agata, spoglądając za okno.
– Oczywiście – odparłam dumnie.
Nie miałam na to siły
Słowo się rzekło. Sprawdziłam twardość opon (jakimś cudem trzymały się nieźle), po czym zabrałam swoje cudeńko i ruszyłam na podbój ścieżek rowerowych. Wybrałam trasę, którą zwykle przemierzałam spacerkiem. Kawałeczek chodnikiem w stronę Wisły, później wąską ścieżką, niestety pod górę, i… Nie dałam rady. Musiałam zsiąść i wprowadzić rower na wał. Nogi miałam jak z waty, uda mi drżały. Cudnie! Moja kondycja była zerowa.
Postanowiłam jednak, że nie dam Agacie satysfakcji i nie wrócę po kwadransie pokonana. Zacisnęłam zęby i ostro wzięłam się do pedałowania. Jednak moje nieprzyzwyczajone do wysiłku mięśnie i tak strasznie się męczyły. Po kilku minutach stwierdziłam, że muszę odpocząć, inaczej padnę. Zejdę na zawał.
Co gorsza, jak na złość mimo pogody całkiem sporo okolicznych mieszkańców akurat wybrało się na spacer. Nie wypadało tak po prostu klapnąć na ziemi w celu zregenerowania sił. Sprowadziłam więc rower z wału i usiadłam pod drzewem. Dla niepoznaki wzięłam pompkę. Świetny pretekst. Sflaczała opona zdarza się przecież nawet wytrawnym cyklistom.
– Może pomóc? – usłyszałam za plecami.
– Nie trzeba – burknęłam.
– Mnie na pewno pójdzie to sprawniej.
– Powiedziałam, że sobie poradzę!
Byłam zmęczona, a jakiś typ narzucał mi swoje towarzystwo. Natręt jeden. Kto go prosił? Odwróciłam się do niego z groźną miną i natychmiast pożałowałam, że byłam taka niemiła. Metr ode mnie stał facet jak marzenie. Wysoki, postawny, ale nie mięśniak, z ciemnymi włosami związanymi
w kucyk i intensywnie niebieskimi oczami.
– Tam jest taka czarna nakrętka – poinformował mnie z uśmiechem. – Trzeba ją zdjąć, żeby napompować koło.
– Naprawdę myślisz, że o tym nie wiem?
– Gdybyś wiedziała, tobyś zdjęła.
Nie mam pojęcia, jakim sposobem zauważył taki drobiazg. Postanowiłam jednak brnąć w kłamstwo. Nie chciałam wyjść na idiotkę w oczach tego przystojniaka.
– Zdjęłam, napompowałam i nałożyłam znowu – powiedziałam. – Coś jeszcze?
– Taka ładna, a taka kłamczucha.
Chciałam zripostować, ale mnie zamurowało. Zapowietrzyłam się. On tymczasem wsiadł na swój rower, nadepnął mocniej na pedały kilka razy i... wjechał na wał. Ot tak. Jak gdyby nigdy nic. Szpaner.
Chciałam go ponownie spotkać
Swoją wyprawą zaimponowałam Agacie. Nawet zrobiła mi herbatę, bo „na tym paskudnym wietrze na pewno zmarzłam”. Zmarzłam? Raczej się zgrzałam, nie przyznałam tego jednak głośno. Ciągle miałam przed oczami twarz rowerzysty. Myślałam o nim, buszując po internecie, biorąc kąpiel, przed snem, a nawet we śnie. Przyśniło mi się nasze spotkanie, ale tym razem ja byłam milsza, a on nie nazwał mnie kłamczuchą.
Następnego dnia zdecydowałam, że nie mam wyjścia: muszę się z nim ponownie spotkać. I albo fascynacja mi przejdzie, albo nawiążemy jakieś bardziej sympatyczne relacje… Postanowiłam trochę pomóc szczęściu i nie czekać do weekendu.
– Znowu będziesz jeździć? – zdziwiła się Agata, kiedy wieczorem wskoczyłam w dres.
– A co w tym dziwnego? – odpowiedziałam, chociaż po wczorajszej przejażdżce bolało mnie dosłownie wszystko.
– Nie wiem, ale aktywność fizyczna mi do ciebie nie pasuje. No, chyba że w grę wchodzi jakiś facet. Dla nowego okazu umiesz się na krótko zmobilizować. Do gry w tenisa, do jazdy na rolkach, rowerze, koniu... – wyliczała. – Potem ci przechodzi, a nam zostają akcesoria. Rakieta, toczek, rolki, rower. Z czego rower zajmuje najwięcej miejsca.
– No wiesz – obruszyłam się, chociaż Agata miała rację, bo dotąd każde moje nowe hobby związane z nowym facetem kończyło się wraz ze zmierzchem romansu. – Po prostu nie robię się młodsza. Trzeba dbać o kondycję – dodałam.
Siostrzyczka przez chwilę patrzyła na mnie podejrzliwie, lecz w końcu wzruszyła ramionami i poszła do swojego pokoju. A ja na rower. Byłam jej wdzięczna, że nie drążyłam tematu; nie musiałam kłamać.
Znowu się zmachałam, ale jakby mniej. I spotkałam pana przystojniaka. Uniósł rękę w powitalnym geście, kiedy mijaliśmy się na wale. Dobrze, to już krok do przodu.
Odtąd widywaliśmy się codziennie, jednak nasza znajomość nie wykraczała poza powitalne gesty. Nie używaliśmy nawet słów. Szkoda. Z drugiej strony zyskała moja figura i kondycja. No i silna wola. Pierwszy raz w życiu miałam własną pasję, a nie „pożyczoną” od aktualnego faceta.
Jazda na rowerze stała się dla mnie przyjemnością. Lubiłam się męczyć. Co nie znaczy, że nie pomęczyłabym się z kimś w duecie. Niestety, wszystko wskazywało na to, że przystojny rowerzysta pozostanie jedynie znajomym z widzenia. Może zraził się za bardzo podczas naszego pierwszego spotkania…
Wszystko dzięki wypadkowi
Kiedy uprawia się sport, prędzej czy później dochodzi do wypadku. No i doszło. Koło wpadło w dziurę, rower gwałtownie stanął, a ja poleciałam na ziemię. Instynktownie wyciągnęłam ręce, chcąc zamortyzować upadek i ochronić twarz. Ostry ból na chwilę mnie sparaliżował. Nie wiedziałam, co się dzieje. Otrzeźwiałam, gdy czyjeś silne ręce uniosły mnie i usadziły na trawie.
– Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Gdzie boli? – zapytał męski głos.
– Łokieć – wysapałam w końcu, uniosłam głowę i zobaczyłam… pana przystojniaka!
– Napędziłaś mi strachu – powiedział niemal z czułością. – Powinnaś jeździć wolniej.
– Cóż, przynajmniej wreszcie się do mnie odezwałeś – uśmiechnęłam się mimo bólu. – Myślałam, że nigdy tego nie zrobisz.
– Odezwałem się już wcześniej. Wysłałaś mnie do diabła – przypomniał mi.
– To się więcej nie powtórzy – obiecałam.
Czytaj także:
„Na stoku poznałem tajemniczą piękność. Myślałem, że jest kelnerką albo sprzątaczką, a ona okazała się prawdziwą szychą”
„Mąż był nudziarzem, który stale mi umniejszał. Odeszłam od niego do pierwszego lepszego faceta poznanego w barze”
„Miałam 19 lat i romans z księdzem. Wykorzystał mnie i zostawił, ale dzięki niemu poznałam miłość życia”