„Bracia realizują marzenia, a ja tkwię po łokcie w pieluchach naszej matki. Przegrałam na loterii, bo jestem kobietą”

smutna dziewczyna fot. Getty Images, Olga Rolenko
„Każdego dnia stawałam się coraz bardziej sfrustrowana. Przestałam widywać się z przyjaciółmi, przestałam planować cokolwiek dla siebie. Nie miałam już siły ani chęci. Wydawało mi się, że moje życie to jedynie przedłużenie obowiązków związanych z opieką nad mamą”.
/ 15.11.2024 17:30
smutna dziewczyna fot. Getty Images, Olga Rolenko

Kiedy zmarł tata, decyzja zapadła szybko. „To ty, Magda, jesteś najbliżej,” mówili. „Ty będziesz się nią opiekować.” Początkowo zgodziłam się bez wahania. Przecież to moja matka, a ja zawsze czułam się odpowiedzialna za rodzinę. Ale z czasem rola, którą przyjęłam, zaczęła mnie przytłaczać. Paweł i Andrzej byli zajęci swoimi życiami – Paweł w innym mieście, Andrzej za granicą. Wszystko spadło na mnie, i nawet jeśli kiedyś wierzyłam, że to dam radę, teraz czułam, jak powoli tonę.

Przyjęłam rolę opiekunki

Na początku nie było tak źle. Mama jeszcze była względnie sprawna, wystarczyły cotygodniowe zakupy, pomoc w domu, towarzystwo. Przez długi czas łudziłam się, że to tymczasowe. „Jeszcze odzyska siły,” myślałam. Moje życie toczyło się obok jej potrzeb, które stopniowo się nasilały. Praca, znajomi, plany – wszystko musiało dostosować się do harmonogramu mamy. Paweł dzwonił od czasu do czasu, a Andrzej ograniczał się do wysyłania pieniędzy. Nie narzekałam, bo myślałam, że to moja rola. Matka, córka – tak powinno być, prawda?

Z czasem jednak matka coraz bardziej potrzebowała opieki. Problemy zdrowotne mnożyły się, a ja nie mogłam już sobie pozwolić na wolny wieczór, spontaniczny wyjazd, cokolwiek. Każda godzina była zaplanowana wokół jej potrzeb, a bracia? Z ich strony nic się nie zmieniło.

Pewnego wieczoru, po kolejnym dniu pełnym wizyt u lekarzy, postanowiłam zadzwonić do Pawła. Chciałam z nimi porozmawiać o tym, jak się czuję, jak trudno mi samej z tym wszystkim. Ale gdy tylko Paweł odebrał, od razu przeszliśmy do powierzchownych tematów.

– Jak tam mama? – zapytał, przerywając mi opowieść o kolejnych wizytach u specjalistów.

– No wiesz... coraz gorzej, Paweł – powiedziałam, czując, że już dłużej nie mogę tego ciągnąć. – Nie mogę robić tego sama. Kiedy ostatnio tu byłeś?

– Pracuję. Wiesz, jak to jest. Nie mogę zostawić wszystkiego. To naturalne, że to na tobie spoczywa większość obowiązków. Przecież mieszkasz najbliżej – odparł z tonem, który zawsze mnie irytował.

Cisza w słuchawce była głośniejsza niż jego wymówki.

Przytłaczał mnie ten ciężar

Czułam, jak każdy dzień ciąży mi coraz bardziej. Matka potrzebowała już opieki niemal non stop. Pracowałam, ale coraz częściej musiałam brać urlopy, aby móc być przy niej. Moje życie przestawało należeć do mnie. Każdy mój ruch, każdy plan musiał być dostosowany do jej potrzeb. Zaczynałam tracić siebie.

Najgorsze było to, że nie miałam nikogo, kto mógłby mnie wesprzeć. Paweł rzadko dzwonił, a Andrzej? On był zupełnie poza tym wszystkim. Przesyłał pieniądze, ale to nie wystarczało. Matka potrzebowała obecności, nie pieniędzy. A ja? Ja potrzebowałam wsparcia, nie wymówek.

Każdego dnia stawałam się coraz bardziej sfrustrowana. Przestałam widywać się z przyjaciółmi, przestałam planować cokolwiek dla siebie. Nie miałam już siły ani chęci. Wydawało mi się, że moje życie to jedynie przedłużenie obowiązków związanych z opieką nad mamą.

Pewnego wieczoru, po kolejnej nocy bez snu, zadzwoniłam do Andrzeja.

– Przecież wysyłam pieniądze. Nie rozumiem, o co chodzi – tłumaczył spokojnym, obojętnym tonem.

Pieniądze to nie wszystko – wyrzuciłam z siebie. – Mama potrzebuje was, nie tylko przelewów. A ja... ja nie mogę już dłużej być w tym sama.

Ale on miał swoje życie. Wiedziałam, że moje słowa do niego nie dotarły. Jak mogłyby? Przecież był daleko, za granicą. Dla niego to wszystko było tylko problemem do rozwiązania. Dla mnie – rzeczywistością, która mnie pochłaniała.

Wykrzyczałam to, co mnie bolało

Nie mogłam już dłużej tego znosić. Czułam, że albo coś się zmieni, albo pęknę. Pewnego dnia, kiedy Paweł zadzwonił, by po raz kolejny zapytać o zdrowie matki i zakończyć rozmowę pustymi obietnicami, nie wytrzymałam.

– Nie mogę tego dłużej robić, Paweł! – wybuchłam. – Gdzie byłeś przez te wszystkie lata? Mama potrzebuje cię teraz bardziej niż kiedykolwiek. A ty? Wpadasz raz na kilka miesięcy, pytasz, jak się czuje, i myślisz, że to wystarczy?

– Pracuję! – Paweł bronił się, jak zawsze. – Mam swoje życie, swoje obowiązki. Nie mogę po prostu być tam cały czas.

– A ja mogę? – zapytałam, czując, że łzy cisną mi się do oczu. – To ja poświęciłam wszystko. Ty i Andrzej robicie kariery, a ja... Ja zostałam, żeby się nią opiekować, bo nie miałam wyboru.

Zaraz potem zadzwoniłam do Andrzeja. Był w szoku, kiedy wylałam na niego całą swoją frustrację.

– Myślałem, że finansowe wsparcie wystarczy – tłumaczył się. – Nie wiedziałem, że jest aż tak źle.

Nie wiedział. A skąd miał wiedzieć? Przecież nigdy tu nie był. Nigdy nie widział, jak naprawdę wygląda nasza codzienność.

Teraz to ja wyjadę!

Dni mijały, a ja czułam, jak powoli gasnę. Czasem siadałam na kanapie, patrząc na matkę, i zastanawiałam się, ile jeszcze wytrzymam. Czy to będzie trwało zawsze? Ile jeszcze będę musiała poświęcić, zanim bracia zrozumieją, że coś musi się zmienić?

W końcu podjęłam decyzję. Musiałam wyjechać. Dla siebie, dla swojego zdrowia psychicznego. Nie mogłam już dłużej dźwigać tego ciężaru.
Zebrałam ich na wideokonferencję. Wiedziałam, że nie zareagują dobrze, ale nie mogłam już dłużej zwlekać.

– Wyjeżdżam – powiedziałam stanowczo, nie patrząc na ich twarze w kamerze. – Nie mogę już tego dłużej ciągnąć. Musicie znaleźć inne rozwiązanie.

Paweł milczał przez chwilę, wpatrując się w ekran.

– Nie możesz po prostu wyjechać! Co z mamą? – jego głos był pełen niedowierzania.

– To nie moja sprawa. Spędziłam tutaj ostatnie lata, rezygnując z siebie. Teraz wasza kolej – odpowiedziałam, wiedząc, że brzmię twardo, ale nie mogłam dłużej ustępować.

Andrzej próbował łagodzić sytuację:

– Znajdziemy opiekunkę. Nie musisz uciekać.

Ale wiedziałam, że mój czas się skończył. Musiałam odejść.

Jak chcą to potrafią

Kiedy wyjechałam, wszystko nagle się zmieniło. Paweł i Andrzej musieli zmierzyć się z rzeczywistością. Początkowo wynajęli opiekunkę, ale szybko okazało się, że mama nie chciała współpracować. Była przyzwyczajona do mojej obecności. Nie akceptowała obcych ludzi.

Z każdym kolejnym tygodniem Paweł coraz bardziej dostrzegał, jak ciężka była ta praca. Wiedziałam, że miał teraz więcej zrozumienia dla tego, przez co przechodziłam, ale już nie byłam tam, by to słyszeć. Andrzej? Nadal był daleko, ale przylatywał częściej, starał się bardziej angażować. Zrozumiał, że pieniądze to nie wszystko.

Po moim wyjeździe wszystko się zmieniło. Paweł musiał stawić czoła obowiązkom, które kiedyś ignorował, a Andrzej zrozumiał, że odległość nie usprawiedliwia braku zaangażowania. Choć relacje między nami były napięte, zaczynali dostrzegać, jak wielkie poświęcenie poniosłam.

A ja? Po raz pierwszy od lat czułam, że żyję dla siebie. Przestałam być tą, która dźwiga cały ciężar. Choć czasami czułam wyrzuty sumienia, wiedziałam, że musiałam się uwolnić. Rodzina zaczęła odbudowywać relacje, ale tym razem na innych zasadach.

Magda, 29 lat

Czytaj także:
„Postanowiłam pomóc bezdomnemu człowiekowi w potrzebie. A on potem tak mi się odpłacił, że aż mnie całkiem zatkało”
„Przy rozwodzie mąż chciał puścić mnie w skarpetkach, chociaż to on mnie zdradzał. Nie dam się wyrzucić łajdakowi z domu”
„Myślałam, że znalazłam miłość jak z komedii romantycznej. Kilka miesięcy sielanki miało swoją słoną cenę na lata”

Redakcja poleca

REKLAMA